„Myślałam, że mąż jest po prostu cichy i ma swoje problemy. Okazało się, że potajemnie od lat planuje nasz rozwód”
„Nigdy nie byłam kobietą, która robiła sceny. Zamiatałam emocje pod dywan, aż zniknęły razem z nami. Szymon coraz rzadziej mówił, dotykał, patrzył. Myślałam, że to dorosłość — cicha, spokojna, bez słów. Aż pewnego dnia na ulicy stanęła przede mną Weronika. I jednym zdaniem zburzyła wszystko, w co wierzyłam o miłości i o nas”.

- Redakcja
Nigdy nie byłam kobietą, która robiła sceny. Raczej chowałam emocje do środka, zamiatałam je pod dywan razem z kurzem, który gromadził się w rogach naszej sypialni. Z Szymonem mieszkaliśmy w trzypokojowym mieszkaniu na osiedlu, które pamiętało jeszcze czasy mojej młodości.
Szymon… był milczący. Ostatnio coraz bardziej. Nie pytał, jak minął mi dzień, nie przytulał bez powodu, nie całował na dobranoc. Kiedyś tłumaczyłam sobie, że po prostu nie każdy jest wylewny. Że są różne temperamenty. Że on tak okazuje miłość – po swojemu.
Nie zauważyłam momentu, w którym przestaliśmy rozmawiać. W którym ciche „dobranoc” wyparło śmiech przed snem. W którym kolacje zmieniły się w jedzenie obok siebie, każde z nosem w swoim ekranie. Czasem próbowałam coś z siebie wydusić – pytanie, opowieść z pracy, ale Szymon odpowiadał półsłówkami. Nie chciałam być natrętna. Przecież tak wygląda dorosłość, prawda?
Ostatnio częściej łapałam się na tym, że zastanawiam się, czy on w ogóle mnie jeszcze widzi. Czy patrzy na mnie – tak naprawdę. Czy wie, jak wyglądam, kiedy śpię? Czy zna brzmienie mojego śmiechu, którego od miesięcy nie słyszał? I czy wie, że wieczorami czasem siadam w łazience, zamykam drzwi i płaczę, żeby nie usłyszał? A może... wcale nie bałam się, że usłyszy. Może bałam się, że nie usłyszy nigdy.
Spotkanie z Weroniką
Szłam z pracy tą samą trasą, co zawsze. Biblioteka zamknęła się dziesięć minut wcześniej, bo system padł i komputerów nie dało się uruchomić. Cicho przeklinałam w myślach, bo nie zdążyłam dokończyć kartkowania nowego księgozbioru. W torbie miałam książkę, którą chciałam zacząć czytać – coś o milczących mężczyznach i kobietach, które zbyt długo udają, że to w porządku.
Z zamyślenia wyrwała mnie jakaś kobieta. Stanęła na środku chodnika, zagradzając mi drogę. Miała rudobrązowe włosy związane w niedbały kok i usta pomalowane krwistą szminką. Miała na sobie zielony płaszcz, którego zapięcie delikatnie się rozchylało, odsłaniając elegancką bluzkę. Patrzyła na mnie jakby znała mnie od lat, a przecież widziałam ją po raz pierwszy.
– Julia? – zapytała spokojnie, bez cienia wahania.
Zatrzymałam się. Kiedy ktoś obcy wypowiada twoje imię z taką pewnością, czujesz dreszcz. I poczucie, że nie jesteś bezpieczna.
– Tak... A pani to...? – zaczęłam ostrożnie.
– Weronika. Ale to nieistotne. Wystarczy, że powiem, że znam Szymona. Bardzo dobrze go znam.
Zrobiło mi się zimno. Mimo że dzień był ciepły, wrześniowe słońce jeszcze przyjemnie grzało. Patrzyłam na nią jak na obcego wroga, który mówi językiem, który ledwo rozumiem, ale wiem, że każde zdanie to cios.
– Posłuchaj. Nie powinnam ci tego mówić, ale wydaje mi się, że nie masz pojęcia. Myślałam, że już się rozwiedliście – kontynuowała. – On mi obiecywał, że to tylko na chwilę. Że jesteś testem. Kimś, z kim ma sprawdzić, czy potrafi żyć inaczej. Że po dwóch latach wróci do mnie, kiedy się upewni, że to nie działa.
Wiedziałam, że nie jestem już w stanie wypowiedzieć ani słowa. Serce waliło mi jak szalone.
– Przez ten cały czas… – Weronika przygryzła wargę, nie spuszczając ze mnie wzroku – ...nie zerwał kontaktu. Spotykaliśmy się. Pisał. Mówił, że jeszcze chwila, że musi coś dokończyć. Że nie chce cię skrzywdzić... Ale on zawsze myśli najpierw o sobie.
– Jesteś jego byłą? – wymamrotałam.
– Lepiej zapytaj, czy kiedykolwiek się rozstaliśmy...? – spojrzała na mnie z gorzkim uśmiechem. – Ty jesteś jego planem, który się przedłużył. Eksperymentem, który przeciągnął się poza termin. Ja byłam od początku. I nigdy nie przestał ze mną być.
Przez sekundę myślałam, że zemdleję. Weronika spojrzała na mnie z czymś na kształt współczucia, ale szybko to zniknęło. Odwróciła się i odeszła. Ja zostałam – wbita w chodnik, drżąca, rozbita jak porcelanowa filiżanka.
Niewiele z siebie wydusił
Siedziałam w kuchni, odwróciłam się powoli na krześle. Szymon stanął w korytarzu, zawieszając kurtkę. Popatrzył na mnie przez sekundę, chyba zdziwiony, że jeszcze nie zniknęłam w łazience albo w sypialni z książką.
– Coś się stało? – zapytał.
– Wiesz, że spotkałam dzisiaj Weronikę? – powiedziałam to tak spokojnie, że aż sama się zdziwiłam. Głos mi się nie łamał. Jeszcze.
Szymon zamarł. Wzrok opuścił gdzieś w bok, do szafki, jakby właśnie przypomniał sobie o niewyrzuconych śmieciach.
– Co...? – wypowiedział to tak, jakby naprawdę nie wiedział, o kim mówię.
– Weronikę – powtórzyłam. – Tę, z którą nigdy się nie rozstałeś.
Zacisnęłam dłonie na filiżance. Szymon westchnął. Nie było w tym zaskoczenia. Raczej zmęczenie. Albo irytacja.
– Julia, to... to nie tak, jak myślisz.
– Nie? – podniosłam głos. – To nie tak, że miałeś plan, że po dwóch latach się rozwiedziesz i wrócisz do niej? Że byłam tylko próbą?
Milczał. To jego ulubiona broń. Ale ja tym razem się nie cofnęłam.
– Bo wiesz co, ja naprawdę długo tłumaczyłam sobie twoje obojętności. Twoje uniki. Twoją niechęć do dotyku, rozmów, wspólnych planów. Ale nigdy nie przyszło mi do głowy, że po prostu... czekasz. Na koniec.
– To nie było takie proste – odezwał się w końcu. – Nie planowałem, żeby to tak wyglądało. Miałaś być...
– Kim?! – przerwałam mu, wstając. – Kim miałam być, Szymon? Doświadczeniem? Przerywnikiem? Kogo się testuje?! Czy ty mnie w ogóle kiedykolwiek kochałeś?
Nie odpowiedział.
– Wiesz, czego ci nie wybaczę? Nie tego, że mnie zdradzałeś. Nawet nie tego, że mnie okłamywałeś. Tylko tego, że patrzyłeś mi w oczy przez te wszystkie lata... i pozwalałeś mi wierzyć, że to coś znaczy.
Chciałam dodać coś jeszcze, może rzucić czymś w ścianę, może rozpłakać się i kazać mu się wynosić. Ale nie zrobiłam nic z tych rzeczy. Po prostu wyszłam do sypialni. Zostawiłam go tam. Z jego winą. Z jego milczeniem. I z pustką, którą przez lata nazywałam związkiem. Nie miałam siły na nic innego.
Wszystko we mnie krzyczało
Leżałam i odtwarzałam w głowie wszystkie wspomnienia, które do tej pory uznawałam za cenne. I każde z nich zaczynało się rozsypywać, gdy patrzyłam na nie z nowej perspektywy. Tam, gdzie myślałam, że był cień czułości, była jedynie kalkulacja. Tam, gdzie widziałam wspólnotę, było tylko tymczasowe zamieszkanie.
Zaczęłam się zastanawiać, kim byłam dla niego naprawdę. Czy śmiał się kiedyś ze mną szczerze? Czy dotykał mnie, bo tego chciał, czy tylko dlatego, że wypadało? Czy planował wspólne życie, czy tylko przeczekiwał?
Może nigdy mnie nie kochał. A może... ja przez te wszystkie lata nie chciałam znać prawdy. Bo tak było łatwiej. Bo lepiej jest wierzyć, że jest się „kochanym inaczej”, niż że jest się „niekochanym wcale”. Zrozumiałam, że nie mogę już tu zostać.
Nie było we mnie już nic, co chciałabym mu dać. Wszystko we mnie krzyczało: wyjdź. Ale z godnością. Tak, jak się znika z życia kogoś, kto nigdy nie otworzył dla ciebie drzwi do swojego. Zasnęłam nad ranem. Ale zanim zasnęłam, wiedziałam już jedno. Rano się spakuję.
Nie zatrzymał mnie
Zaczęłam pakować się o siódmej rano. W sypialni był jeszcze chłód, przez uchylone okno czułam zapach wilgotnej trawy. Założyłam sweter i po cichu otworzyłam szafę. Składałam rzeczy bez planu – dżinsy, kilka swetrów, szczoteczka do zębów, książka z biblioteki.
Usłyszałam kroki dopiero po pół godzinie. Szymon wszedł do pokoju w bluzie, z rozczochranymi włosami, jakby wczoraj nie wydarzyło się nic. Stanął w progu. Nie zapytał, co robię. Wiedział.
– Julia... – zaczął cicho.
Nie odwróciłam się od walizki. Czekałam.
– Nie chciałem cię skrzywdzić – dodał. – To wszystko nie miało tak wyglądać.
– Ale wygląda – odpowiedziałam. – I wiesz co? Właśnie tak to boli najbardziej. Kiedy robi się to po cichu. Kiedy każdego dnia budujesz coś z kimś, kto myśli tylko o tym, kiedy to zburzyć.
Szymon zrobił krok do przodu. Ale nadal był za daleko.
– Pogubiłem się. Weronika… Ty… To się wymknęło spod kontroli. Myślałem, że będzie prościej.
– Wiem – przerwałam mu. – Myślałeś, że będziesz mógł odejść, jak tylko znudzisz się eksperymentem. Ale ja jestem człowiekiem.
Po raz pierwszy spojrzałam mu w oczy.
– Myślisz, że to nie boli? Myślisz, że nie czuję się wykorzystana? Że nie pytam siebie, dlaczego byłam tylko „na chwilę”?
– Julia, nie mów tak... Przecież byliśmy razem tyle czasu...
– Ale tak naprawdę... czy ty kiedykolwiek byłeś?
Nie odpowiedział. Stał tam, jakby szukał słów, które mogłyby coś naprawić, ale było już za późno. Nie zostało nic do naprawienia. Zamknęłam walizkę. Złapałam za torbę i minęłam go w milczeniu. Nie zatrzymał mnie.
Na początku było trudno
Nowe mieszkanie miało jeden pokój. Nie potrzebowałam więcej. Wystarczało łóżko, czajnik i półka na książki, które wciąż wypożyczałam z biblioteki. Na ścianach nic nie wisiało – nie miałam siły ani potrzeby ozdabiać tej ciszy.
Pierwsze dni były trudne. Automatycznie ustawiałam dwa kubki na stole. Odwracałam się czasem, chcąc coś powiedzieć... ale nie było nikogo. Brakowało mi rytuałów. Nawet tych smutnych – jak jego mruknięcie „hej” po pracy, jak jego zapach na poduszce, jak milczenie przy kolacji.
Ale z każdym dniem było ich mniej. Na początku byłam wrakiem. Ale teraz… było inaczej. Nie lepiej – inaczej. Chodziłam sama do kina. Sama jadłam pizzę w ulubionej knajpce, do której on nigdy nie chciał wejść. Zaczęłam mówić „nie” ludziom, którzy mówili mi, co powinnam czuć. Nie tłumaczyłam się. Nie przepraszałam za łzy ani za pustkę.
Nie wierzyłam w miłość. Ale zaczęłam wierzyć, że mogę przetrwać bez złudzeń. Raz, przypadkiem, zobaczyłam Szymona na ulicy. Szliśmy w przeciwnych kierunkach. Nie zauważył mnie – albo udawał. Szła obok niego kobieta. Może Weronika. Może ktoś inny. Byłam gotowa się zatrzymać, przywitać, ale wtedy zrozumiałam, że nie chcę.
Nie musiałam nic mówić. Niczego udowadniać. Tego wieczoru wróciłam do mieszkania. Wzięłam kąpiel, zrobiłam sobie herbatę i usiadłam na kanapie w ciszy. Może nie wiem, dokąd idę. Ale przynajmniej nie wracam tam, gdzie mnie nie chciano naprawdę.
Julia, 33 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Po śmierci męża odliczałam już dni do własnego pogrzebu. Niespodziewanie sąsiad z naprzeciwka przywrócił mi chęć do życia”
- „Rodzina świętowała moje 60. urodziny jak stypę. Zamiast życzeń usłyszałam, jak dzielą mój majątek”
- „Teściowa przyjechała na weekend, a siedzi już u nas 3 miesiące. Jeszcze chwilę i to ja spakuję walizki”

