„Myślałam, że firmowa wigilia będzie jak każda inna. Ktoś jednak sprawił, że zrobiło mi się cieplej na sercu”
„Ten sam stół konferencyjny przystrojony plastikowymi świerkami, te same ciastka z pobliskiej cukierni i coroczny prezent – kubek ze świątecznym nadrukiem. Nikt się nie wychylał, nikt się nie angażował bardziej niż musiał. Przyzwyczaiłam się, że to po prostu kolejny obowiązek, nie powód do radości”.

- Redakcja
W mojej firmie wigilia firmowa zawsze wyglądała tak samo. Ten sam stół konferencyjny przystrojony plastikowymi świerkami, te same ciastka z pobliskiej cukierni i coroczny prezent – kubek ze świątecznym nadrukiem. Nikt się nie wychylał, nikt się nie angażował bardziej niż musiał. Przyzwyczaiłam się, że to po prostu kolejny obowiązek, nie powód do radości. Dlatego nie spodziewałam się niczego nadzwyczajnego także w tym roku. Przychodząc do biura 23 grudnia rano, byłam przekonana, że jedyne, co mnie czeka, to lukrowane pierniki i fałszywe uśmiechy. Myliłam się. I to bardzo.
To tylko obowiązek, nic więcej”
Zawsze przed Wigilią w pracy panował delikatny chaos. Korytarze wypełniał zapach kawy i cynamonowych ciastek, a ludzie biegali z dokumentami i torbami prezentów. Ja, jak co roku, starałam się nie zwracać uwagi na te przygotowania, zajmując się swoimi obowiązkami i unikając rozmów o planach świątecznych. Wiedziałam, że za kilka godzin rozstawią się kubki, papierowe talerzyki i sztuczne choinki, a potem każdy szybko wróci do swoich zajęć. W mojej głowie powtarzała się myśl: „To tylko obowiązek, nic więcej”.
Kiedy wchodziłam do biura tamtego grudniowego dnia, zauważyłam, że ktoś już rozłożył ozdoby na biurkach, a w powietrzu unosiła się mieszanka świerku i słodkich wypieków. Moje serce lekko przyspieszyło – może w tym roku coś się zmieni. Spacerując między stanowiskami, obserwowałam znajome twarze kolegów i koleżanek, którzy wymieniali się uśmiechami, żartami z luzem typowym dla ostatnich dni pracy przed świętami. Czułam się trochę wyobcowana, jakby wszyscy znaleźli się w innej rzeczywistości, a ja byłam jedynie cichym obserwatorem. Usiadłam przy swoim biurku, otworzyłam laptopa i próbowałam skupić się na raportach, ale migoczące światełka choinki skutecznie mi to utrudniały.
Coś się zmieniło
Wigilia miała zacząć się o 11:o0. Wszyscy spotkaliśmy się w sali konferencyjnej. W tym roku nie spodziewałam się niczego nowego. Ot zwykłe spotkanie przy pierniczkach i gorącej herbacie. Nigdy nie lubiłam tej całej świątecznej otoczki - tym bardziej w pracy. Przyglądałam się kolegom rozmawiającym między sobą. Każdy z nich wydawał się podekscytowany, a ja czułam się jak obserwatorka przygotowań, wciągnięta w ich świat, którego nie do końca rozumiałam.
Nadszedł czas wymiany prezentów. Podeszłam do stołu i wzięłam jedną z paczek, do której dołączona była karteczka z moim nazwiskiem. Wzięłam głęboki wdech i powoli otworzyłam paczkę, gotowa na to, co w środku. Ku mojemu zdziwieniu nie znalazłam tam jak zwykle świątecznego kubka czy skarpet. Zamiast tego mój wzrok zatrzymał się na małym pudełku, starannie owiniętym, z bilecikiem, który wywołał w moim sercu dziwne ciepło. Poczułam, że w tym momencie coś się zmieniło – zwykła wigilia zaczęła nabierać wyjątkowego znaczenia.
Otwórz serce na niespodziankę
Zasiadłam przy stole, trzymając w dłoniach pudełko, które wcześniej wywołało we mnie ciekawość. W środku znalazłam drobny prezent, niewielki, ale niezwykle starannie zapakowany. Był w nim ręcznie wykonany brelok w kształcie gwiazdki, a do niego dołączona karteczka z krótkim napisem: „Nie wszystko jest takie, jak się wydaje. Otwórz serce na niespodziankę”. Poczułam ciepło w sercu i lekki uśmiech pojawił się na mojej twarzy. W międzyczasie reszta zespołu zaczęła śpiewać świąteczne piosenki. Zdziwiłam się, bo nigdy wcześniej nikt nie proponował wspólnego śpiewania w pracy. Michał, kolega z działu, który stał obok mnie, zachęcił mnie lekkim gestem:
– Chodź, spróbuj z nami, będzie zabawnie.
Nieśmiało dołączyłam do grupy. Początkowo nuciłam cicho, starając się nie wyróżniać, ale z każdą kolejną nutą poczułam, że atmosfera robi się niezwykle przyjemna. Ludzie śmiali się, patrzyli na siebie z sympatią, a żarty i drobne złośliwości zeszły na dalszy plan. Było w tym coś prawdziwego, coś, czego dawno w pracy nie doświadczyłam. Michał podał mi talerzyk z kawałkiem sernika i mrugnął:
– Spróbuj, ten smak nie ma sobie równych.
Uśmiechnęłam się i wzięłam mały kawałek. Smakował jak ten, który kiedyś robiła na święta moja mama. Pierwszy raz poczułam, że firmowa wigilia przestała być jedynie formalnością. Wspólne rozmowy, śpiewanie, a przede wszystkim obecność Michała sprawiły, że czułam się zauważona i ważna.
Nigdy nie zapomnę tej chwili
Po oficjalnym spotkaniu wróciłam do biurka. Kilka minut później podszedł do mnie Michał.
– Mam nadzieję, że spodobał ci się breloczek. – uśmiechnął się wesoło.
– Tak, jest śliczny. Dziękuję – odparłam.
– To dobrze, że przypadł ci do gustu. Chciałem podarować ci coś wyjątkowego, coś naprawdę od serca.
Poczułam, jak się rumienię. To była nie tylko prezentowa niespodzianka, ale gest, który pokazał, że ktoś naprawdę myślał o mnie w sposób wyjątkowy. Wokół ludzie śmiali się i rozmawiali, a ja poczułam, jak emocje wypełniają moje serce. Uśmiechnęłam się, choć wciąż nie do końca mogłam uwierzyć w to, co się wydarzyło. Ta jedna niespodzianka nadała całemu wydarzeniu sens, którego brakowało mi przez lata.
Przez resztę dnia w biurze utrzymywała się świąteczna atmosfera. Ludzie podchodzili do siebie z serdecznością, dzielili się opowieściami, żartowali, a ja w tym wszystkim byłam częścią czegoś większego. Zrozumiałam, że czasem nawet w miejscu, gdzie wszystko wydaje się przewidywalne, mogą wydarzyć się chwile pełne autentycznej radości. Oderwałam wzrok od komputera i zobaczyłam migoczące światła choinki. Pomyślałam, że nigdy nie zapomnę tej chwili, tej cudownej, małej niespodzianki, która zmieniła zwykłą firmową wigilię w coś naprawdę wyjątkowego.
Wszystko stało się dla mnie jasne
Gdy dzień pracy dobiegł końca, poczułam niezwykłą lekkość w sercu. Ludzie zaczęli powoli rozchodzić się do swoich domów, wymieniając ostatnie życzenia. Kiedy szłam korytarzem, Michał podszedł do mnie jeszcze raz, z szerokim uśmiechem:
– Jeżeli miałabyś ochotę na świąteczny spacer, jestem do dyspozycji – powiedział z błyskiem w oku.
– Na pewno skorzystam z propozycji w ramach spalania świątecznych kalorii – odpowiedziałam z entuzjazmem.
Poczułam ciepło, które rozlało się po całym ciele. Nagle wszystko stało się dla mnie jasne. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że Michał od dłuższego czasu zabiegał o moją uwagę. To jak mi pomagał, wspierał dobrym słowem, przynosił ulubioną kawę – wcześniej nie wiedziałam, że za tymi koleżeńskimi gestami kryje się coś więcej. Kiedy wróciłam do domu, czułam, że tego dnia coś się zmieniło w moim życiu. To była wigilia, której nigdy nie zapomnę – pełna ciepła, uśmiechu i uczucia, które pojawiło się w najmniej oczekiwanym momencie.
Sylwia, 29 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Myślałam, że to będą smutne święta, lecz wydarzył się świąteczny cud. Sąsiad zrobił coś, czego nigdy nie zapomnę”
- „Ucieszyłam się, gdy rodzina zabrała mnie na święta z domu opieki. Wtedy jeszcze nie wiedziała, jaki mają na mnie plan”
- „Chciałam wyprawić dzieciom partnera rodzinne święta. A oni pluli kompotem i narzekali na za mało luksusowe prezenty”

