„Myślałam, że ferie świąteczne przyniosą mi spokój. Ale gdy córka wyznała, co znalazła w komputerze męża, wściekłam się”
„Rozmowa skończyła się bez krzyków, bez dramatycznych gestów. Poszliśmy spać osobno, a ja długo patrzyłam w sufit, myśląc nie o nim, lecz o sobie. O tym, jak długo udawałam, że brak bliskości to nic takiego. Teraz wiedziałam, że nie chcę już dalej udawać”.

- Redakcja
Nazywam się Basia. Mam czterdzieści dwa lata, męża, nastoletnią córkę i dom, w którym wszystko działa… poprawnie. Lodówka jest pełna, rachunki opłacone, pranie robione na czas. Gdyby ktoś spojrzał z zewnątrz, pomyślałby: normalna rodzina. Ja też przez długi czas tak sobie mówiłam.
Tylko że od dwóch lat coś się zmieniło. Marek niby był obok mnie. W kuchni, w sypialni, przy stole. A jednak coraz częściej miałam wrażenie, że duchem jest gdzie indziej. Święta miały nam pomóc zbliżyć się do siebie. Przecież to magiczny czas. Zawsze powtarzam sobie to samo zdanie, co roku. Tym razem też.
Intuicja nie dawała mi spokoju
– Barszcz już nastawiony? – zapytał Marek, nie podnosząc wzroku znad telefonu.
– Tak. – Otarłam ręce o fartuch. – A choinka?
– Jutro. Spokojnie, zdążymy.
„Spokojnie” było jego ulubionym słowem. Jak uniwersalny środek na wszystko. W kuchni pachniało grzybami i mandarynkami. Radio grało kolędy, ale cisza między nami była głośniejsza niż dzwonki w refrenach. Marek coś stukał w telefon, ja mieszałam zupę, Julia siedziała przy stole i udawała, że odrabia lekcje.
– Mamo – odezwała się nagle. – W tym roku też będziemy lepić pierogi razem?
Zawahałam się na sekundę.
– Oczywiście – odpowiedziałam szybko. – Jak zawsze.
Julia spojrzała na mnie uważnie. Miała ten sam wzrok, który czasem widziałam w lustrze. Czujny. Trochę zbyt dorosły jak na piętnaście lat.
– Wszyscy razem? – dopytała cicho.
Marek odłożył telefon.
– No przecież jesteśmy razem – powiedział, jakby to była oczywistość. – Co za pytania.
Uśmiechnęłam się, ale poczułam ukłucie pod żebrami. Bo „razem” od dawna znaczyło coś innego dla każdego z nas. Wieczorem leżałam w łóżku, słuchając jego spokojnego oddechu. Myślałam o tym, jak bardzo chciałam utrzymać wszystko w ryzach. Dla Julii, dla poczucia stabilności. Dla zachowania tej iluzji, że jeśli nie nazwę problemu, to on nie istnieje. A jednak intuicja nie dawała mi spokoju.
Przeczucie, które nie znika
To nie zaczęło się nagle. Przez długi czas mówiłam sobie, że przesadzam, że każdy związek przechodzi fazy ciszy i zmęczenia. Marek wracał z pracy o stałej porze, jadł kolację, oglądał wiadomości, kładł się spać obok mnie. Wszystko było na swoim miejscu, tylko ja coraz częściej czułam, że coś jest nie tak.
Zauważałam drobiazgi, które wcześniej nie miały znaczenia. Telefon zawsze trzymany ekranem do dołu, krótsze odpowiedzi, brak spojrzeń, gdy coś do niego mówiłam. Kiedyś słuchał mnie uważnie, teraz kiwał głową w momentach, które nie pasowały do tego, co mówiłam. Miałam wrażenie, że rozmawiam z kimś, kto już wyszedł z pokoju, chociaż fizycznie wciąż tam był.
– Może wyjedziemy gdzieś sami w ferie świąteczne? – zapytałam któregoś wieczoru, starając się, by mój głos brzmiał lekko. – Choćby na dwa dni.
– Teraz? – uniósł brwi. – Przecież mamy tyle obowiązków. Poza tym wszystko jest w porządku, prawda?
To pytanie zawisło między nami na dłużej, niż powinno. Skinęłam głową, bo nie chciałam ciągnąć rozmowy. W środku jednak coś we mnie drgnęło, jakbym nie chciała zmierzyć się z niewygodną prawdą. Analizowałam potem każde jego słowo, ton głosu. Zastanawiałam się, czy naprawdę wierzy w to, co mówi, czy po prostu wygodniej mu było tak zakończyć temat. Próbowałam sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz zapytał mnie, jak się czuję, nie z obowiązku, ale z ciekawości. Ta myśl bolała bardziej, niż się spodziewałam.
Wmawiałam sobie, że to minie. Tłumaczyłam wszystko stresem, pracą, wiekiem, zmęczeniem. Dla Julii chciałam być spokojna i stabilna, więc tłumiłam w sobie to ciche napięcie. Wieczorami leżałam obok Marka i czułam, jak bardzo oddaliliśmy się od siebie, chociaż dzieliło nas tylko kilka centymetrów.
Z czasem nadzieja zaczęła ustępować miejsca rezygnacji. Przestałam inicjować rozmowy, bo znałam ich zakończenie. Przestałam pytać, bo bałam się odpowiedzi albo ich braku. Przeczucie nie znikało, a ja coraz częściej miałam wrażenie, że uczę się żyć obok kogoś, kto już dawno przestał być naprawdę ze mną.
Córka wszystko mi powiedziała
Stało się to w trakcie ferii świątecznych, w zupełnie zwyczajny dzień, bez zapowiedzi. Julia przyszła do mnie do kuchni późnym popołudniem. Nie weszła jak zwykle, nie rzuciła plecaka, nie zapytała, co na obiad. Stanęła w progu i patrzyła na mnie dłuższą chwilę, jakby próbowała zdecydować, czy powinna coś powiedzieć.
– Mamo… – zaczęła i urwała. – Mogę cię o coś zapytać?
Odwróciłam się w jej stronę. Miała spięte ramiona i ten sam ostrożny wyraz twarzy, który widywałam u siebie, gdy nie chciałam usłyszeć odpowiedzi.
– Jasne. Co się stało?
Podeszła bliżej i ściszyła głos, choć w domu było cicho.
– U taty… na komputerze… ja tylko chciałam sprawdzić godzinę. I zobaczyłam coś dziwnego.
Serce zabiło mi szybciej, ale twarz miałam spokojną. Usiadłam przy stole i wskazałam jej krzesło obok.
– Usiądź. Opowiedz mi dokładnie, co widziałaś.
Mówiła ostrożnie, dobierając słowa, jakby bała się, że zrobi mi krzywdę samym ich wypowiedzeniem. Powiedziała o otwartej wiadomości, o jednym zdaniu, które zapamiętała, bo było inne niż wszystko, co do tej pory widziała w naszym domu. „Święta bez ciebie to nie to samo”. Nic więcej. Żadnych szczegółów, żadnych wyjaśnień.
Słuchałam jej, kiwając głową. Czułam, jakby grunt pod nogami stracił stabilność, ale nie pozwoliłam sobie na żaden gest, który mógłby ją przestraszyć.
– Julia – powiedziałam spokojnie. – To nie jest twoja wina. Rozumiesz? Gdybyś nawet tego nie zobaczyła, to i tak bym się o tym dowiedziała.
– Ale może nie powinnam… – spuściła wzrok. – Może nie powinnam mówić.
Ujęłam jej dłoń.
– Zrobiłaś dobrze. I chcę, żebyś wiedziała jedno: to, co dorośli robią między sobą, nie dotyczy dzieci. Nigdy.
Przytuliła się do mnie. Poczułam, jak bardzo stara się być dzielna, jak szybko dorasta w ciszy, którą razem z Markiem zbudowaliśmy. Gdy wyszła do swojego pokoju, zostałam sama z myślami, których nie potrafiłam jeszcze nazwać. Intuicja, która przez dwa lata szeptała mi coś niewyraźnie, nagle zyskała kształt. Nie znałam jeszcze całej historii, ale wiedziałam, że to zdanie nie było przypadkowe.
Nie płakałam. Usiadłam i patrzyłam w jeden punkt, próbując połączyć wszystko w logiczną całość. Myślałam o spokoju, który tak długo wybierałam, o ciszy, którą brałam za kompromis. Teraz ta cisza zaczynała brzmieć inaczej. Wiedziałam, że rozmowa jest nieunikniona. Jeszcze nie teraz, jeszcze nie dziś, ale zbliżała się szybciej, niż bym chciała.
Nie chciałam już udawać
Czekałam dwa dni. Nie dlatego, że brakowało mi odwagi, tylko dlatego, że chciałam mieć pewność, że nie poniosą mnie emocje. Obserwowałam Marka uważniej niż zwykle, notowałam w głowie każde słowo, każdy ruch. Był spokojny, wręcz uprzejmy. Jakby nic się nie wydarzyło. Jakby zdanie, które zobaczyła Julia, nie istniało.
Wieczorem, gdy Julia była w swoim pokoju, zapytałam go, czy możemy porozmawiać. Spojrzał na mnie z lekkim zaskoczeniem, ale skinął głową i usiadł naprzeciwko mnie. Przez chwilę żadne z nas się nie odzywało.
– Julia widziała coś na twoim komputerze – powiedziałam w końcu, bez wstępów. – Jedną wiadomość.
Zamarł na sekundę. Wystarczająco długo, żebym wiedziała, że nie udaje.
– Co dokładnie? – zapytał, próbując zachować neutralny ton.
– Zdanie o świętach. O tym, że bez kogoś nie są takie same.
Westchnął i odchylił się na krześle.
– To nie jest tak, jak myślisz.
Nie przerwałam mu. Patrzyłam na niego uważnie, czekając, aż sam pójdzie dalej.
– To tylko rozmowy – mówił po chwili. – Nic fizycznego. Czasem ludzie potrzebują… kontaktu, rozmowy. To się zdarza.
– Od kiedy? – zapytałam spokojnie.
– Od jakiegoś czasu – odpowiedział wymijająco. – Nie planowałem tego.
Zadałam mu konkretne pytania, na które nie dało się odpowiedzieć półsłówkami. Kim była ta kobieta, jak często ze sobą rozmawiali, czy wiedziała o mnie. Odpowiadał, ale czułam, że nie mówi mi wszystkiego.
– To tylko... emocjonalna więź – powtórzył kilka razy. – Nic więcej.
Słuchałam go i nagle zrozumiałam coś bardzo wyraźnie. Nie chodziło o to, czy doszło do zdrady w sposób, który dałoby się łatwo nazwać. Chodziło o to, że to, co było między nami, oddał komuś innemu. Czas, uwagę, ciepło. Wszystko to, czego mi brakowało, oddał innej.
– Dla mnie to też zdrada – powiedziałam cicho. – Tak samo realna, jak każda inna forma zdrady.
Zamilkł. Nie próbował już tłumaczyć. Cisza, która zapadła, była ciężka, ale inna niż ta, do której przywykłam. Decyzja jeszcze nie padła na głos, ale już kiełkowała w mojej głowie. Rozmowa skończyła się bez krzyków, bez dramatycznych gestów. Poszliśmy spać osobno, a ja długo patrzyłam w sufit, myśląc nie o nim, lecz o sobie. O tym, jak długo udawałam, że brak bliskości to nic takiego. Teraz wiedziałam, że nie chcę już dalej udawać.
W końcu podjęłam decyzję
Zaczęłam następnego ranka. Bez planu, bez listy rzeczy do zabrania. Otworzyłam szafę i przez chwilę tylko patrzyłam na ubrania, jakby należały do kogoś innego. Każda rzecz miała swoją historię, wspomnienie, moment, w którym była ważna. Teraz to wszystko jakby wyblakło. Składałam wszystko powoli, metodycznie. Nie chciałam się spieszyć, ale nie chciałam też dać sobie czasu na wahanie. W głowie miałam zaskakujący spokój, jakby decyzja zapadła wcześniej, a ciało dopiero teraz ją realizowało.
Marek wszedł do pokoju w połowie pakowania. Stał w drzwiach, obserwując mnie przez dłuższą chwilę.
– Co ty robisz? – zapytał w końcu.
– To, co powinnam była zrobić już dawno – odpowiedziałam, nie odwracając się w jego stronę.
Podszedł bliżej.
– Przesadzasz. Przecież rozmawialiśmy. To nie było nic takiego.
Zatrzymałam się i spojrzałam na niego spokojnie.
– Dla ciebie może nie. Dla mnie było wszystkim.
Zaczął mówić szybciej, nerwowo, jakby tempo miało nadać sens jego słowom. Tłumaczył się, przepraszał, zapewniał, że to się skończyło, że możemy to naprawić. Powtarzał, że to była tylko emocjonalna, a nie fizyczna relacja, jakby to miało mnie uspokoić.
– Ja też mam emocje – powiedziałam cicho. – I właśnie je pakuję do walizki.
Zamilkł. Usiadł na brzegu łóżka, spuścił głowę. Po raz pierwszy wyglądał na kogoś, kto traci kontrolę nad sytuacją. Widziałam jego strach, ale nie obudził już we mnie litości. Było za późno. Każdy przedmiot, który odkładałam do torby, był jak zamknięcie kolejnego rozdziału. Nie robiłam tego z gniewem. Raczej z poczuciem, że wreszcie przestaję się łudzić. Zostawiłam wiele rzeczy, bo nie były mi potrzebne. Zabierałam tylko to, co było naprawdę moje.
Gdy zamknęłam walizkę, poczułam ciężar w klatce piersiowej, ale pod nim była ulga. Jakby ktoś zdjął ze mnie obowiązek dalszego udawania. Marek jeszcze próbował coś powiedzieć, ale nie słuchałam. Wiedziałam, że każde kolejne zdanie tylko oddaliłoby mnie od tego spokoju, który z takim trudem w sobie znalazłam.
Wybieram siebie
Z Julią porozmawiałam jeszcze tego samego dnia. Usiadłyśmy na jej łóżku, obok siebie, bez pośpiechu. Patrzyła na mnie uważnie, jakby już wiedziała.
– Wyjadę na jakiś czas – powiedziałam spokojnie. – To nie jest kara dla taty i nie jest to twoja wina.
– Wrócisz? – zapytała cicho.
– Do ciebie, zawsze. Najważniejsze, żebym była teraz szczera, także wobec siebie. Ty masz szkołę i obowiązki, a ja muszę przemyśleć parę spraw i poukładać sobie to w głowie.
Przytuliła mnie mocno, dłużej niż zwykle. Poczułam, jak bardzo starała się mnie nie zatrzymywać, choć było jej trudno. Obiecałam, że będę blisko, niezależnie od adresu i że wrócę tak szybko, jak się da. Z Markiem wymieniłam już tylko kilka zdań. Bez pretensji, bez wyjaśnień. Wiedział, że decyzja zapadła wcześniej i że nie ma sensu jej podważać.
Kiedy wychodziłam z domu, spojrzałam raz jeszcze na znajome ściany. Bałam się, ale pod tym strachem ukryta była ulga. Zrobiłam krok w nieznane, bez gwarancji, bez planu, za to z poczuciem, że pierwszy raz od dawna wybieram siebie.
Barbara, 42 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Babcia dała mi susz do kompotu, ale między śliwkami kryła się niespodzianka. W słoiku znalazłam coś bardzo cennego”
- „Myślałem, że odzyskam dawną miłość. Okazało się, że ta, którą kocham, jest teraz narzeczoną mojego brata”
- „Żona wychodziła z domu o świcie niby na roraty. Kłamała, bo zobaczyłem, że tylko mija kościół”

