„Myślałam, że dziadek mnie kochał. W testamencie okazało się, że całe życie tylko mi się wydawało”
„– To jakiś żart? – wyrwało mi się. – Nie rozumiem... on zawsze mówił, że ten dom będzie mój... – Tak miało być – odpowiedziała mama cicho, gdy wyszłyśmy na ulicę. – Co miało być?! – wrzasnęłam. – Mam się czuć jak kto? Obca?!”.

- Redakcja
Od zawsze byłam tylko ja i mama – Halina. Ojca nie znałam. Mama mówiła, że odszedł, zanim jeszcze się urodziłam, i że to lepiej, bo nie był wart nawet jednego mojego spojrzenia. Nie drążyłam tematu. Miałyśmy siebie, a kiedy pojawiły się trudne pytania, mama potrafiła skutecznie zmieniać temat. Była dobra w milczeniu. Dobra w robieniu pozorów. Dobra w ... ukrywaniu rzeczy.
Wychowałam się w bloku na obrzeżach miasta. Żyłyśmy skromnie. Mama była księgową w małym biurze, ja chodziłam do szkoły i dużo czasu spędzałam u dziadków na wsi – u rodziców mamy. Dziadek, Stanisław, był moim całym światem. Pokazywał mi, jak sadzić marchew, jak wyciągać miód z ula, jak słuchać ciszy. W zimowe wieczory siedzieliśmy przy kominku i opowiadał mi historie z młodości – trochę śmieszne, trochę straszne. Traktował mnie jak księżniczkę. Zawsze mówił, że jestem „jego Anka”, jakby te dwa słowa były imieniem i nazwiskiem.
Mama nigdy nie była szczególnie wylewna, ale dziadek to nadrabiał. Nosił mnie na barana, czytał mi książki i mówił, że wszystko w życiu można przetrwać, byle mieć kochającą rodzinę. I ja w to wierzyłam. Wierzyłam, że mamy mało, ale mamy najważniejsze – siebie nawzajem. Dopiero po jego śmierci okazało się, że nie wszystko było takie, jak myślałam.
Testament mnie zaskoczył
– Nie spodziewaj się niczego – powiedziała mama, patrząc w przestrzeń. Jej głos był suchy jak papier. – Dziadek wszystko zostawił… rodzinie.
– Przecież jestem rodziną – wymsknęło mi się, zanim zdążyłam ugryźć się w język.
Mama zamilkła. Spojrzała na mnie tak, jakby dopiero pierwszy raz mnie zobaczyła. Potem tylko pokręciła głową i wyszła z kuchni, zostawiając mnie z zimną kawą i gorącym gniewem.
Kilka godzin później, w kancelarii notarialnej, siedziałam obok kuzyna – Marka, syna nieżyjącej siostry mamy. Niby rodzina, ale tak naprawdę znałam go tylko z dziecięcych wakacji. Pamiętam, że kiedyś wrzucił mi żabę do plecaka. Potem długo unikałam go na podwórku.
Notariusz odczytał testament z kamienną twarzą. Dom na wsi i przyległa ziemia – wszystko przepisane Markowi. Mnie nie było tam w ogóle. Ani słowa. Jakby dziadek nigdy mnie nie znał.
Zerknęłam na mamę. Siedziała sztywno, z zaciśniętymi dłońmi. Nawet nie spojrzała w moją stronę.
– To jakiś żart? – wyrwało mi się. – Nie rozumiem... on zawsze mówił, że ten dom będzie mój...
– Tak miało być – odpowiedziała mama cicho, gdy wyszłyśmy na ulicę.
– Co miało być?! – wrzasnęłam. – Mam się czuć jak kto? Obca?!
– Uspokój się – szepnęła.
– Nie, nie uspokoję się!
Nie odpowiedziała. Po raz pierwszy w życiu nie byłam już tylko rozczarowana
Byłam wściekła
– Powiedz mi prawdę, mamo. Dlaczego dziadek mi niczego nie zostawił?
Zadałam to pytanie wieczorem, przy stole, na którym leżały nietknięte ziemniaki i kotlet, który zdążył już wystygnąć. Mama wciąż miała na sobie żałobną czerń, ale nie wyglądała na pogrążoną w żałobie. Raczej na zmęczoną i zamkniętą w sobie jak stara szafa, do której zgubiłam klucz.
– Tak było lepiej – odpowiedziała bez emocji.
– Dla kogo?! Dla mnie? Bo jakoś nie czuję, że ktoś właśnie zadbał o moje dobro!
Podniosła wzrok, zimny jak poranny lód na szybie.
– To nie twoja sprawa.
– Nie moja?! – wstałam, krzesło zgrzytnęło po podłodze. – Ja się wychowałam w tym domu! Spędzałam każde wakacje z dziadkiem, pieliłam z nim grządki, piekłam chleb z babcią! A teraz nic? Zero? Nawet list? Nawet jedno zdanie?
– Aniu... – zaczęła, ale przerwałam jej ruchem ręki.
– Czy ja w ogóle jestem twoją córką?
Jej twarz stężała. Przez sekundę zobaczyłam w jej oczach coś, co mogło być strachem. Albo bólem. Albo jednym i drugim. Nie odpowiedziała. Wstała i wyszła z kuchni. Trzasnęły drzwi od jej pokoju.
Tego wieczoru wyciągnęłam ze strychu pudło ze starymi zdjęciami i dokumentami. Siedziałam do późna, szukając czegokolwiek, co mogłoby mi dać odpowiedź. Ale zamiast odpowiedzi – przyszło jeszcze więcej pytań. Zdjęcia, na których dziadek obejmował jakiegoś chłopca – nie Marka. Kobieta z brązowymi włosami, zupełnie mi nieznana. Kartki świąteczne bez podpisów. Coś było nie tak. Coś dużego.
To był cios
Wracałam późno z pracy. Noc była chłodna, a klucz w zamku jak zwykle zacinał się w najmniej odpowiednim momencie. Przeklinałam pod nosem, aż w końcu usłyszałam znajomy głos za drzwiami. Głos mamy. Cichy, ale napięty.
– Nie mogłam jej powiedzieć, że on nie był jej dziadkiem... – mówiła.
Zamarłam. Przykleiłam się do drzwi jak dziecko podsłuchujące bajek. W domu była też ciotka – poznałam jej zachrypnięty, nosowy ton.
– Halina, to się w końcu wyda. Po co to ciągnąć? Już nie ma sensu ukrywać...
– Zostaw mnie z tym – mama przerwała jej ostrzej. – To nie twoje dziecko. To mój krzyż.
– Ale Anna ma prawo wiedzieć, że jest adoptowana.
Cisza.
– Żałuję każdego dnia – powiedziała mama. – Ale nie mogłam inaczej. Ojciec... Stanisław... On nie mógł patrzeć na nią inaczej. Próbował. Ale nigdy jej nie pokochał tak jak Marka.
Zrobiło mi się niedobrze. Nagle wiedziałam. To o mnie mówiły. O moim dzieciństwie, mojej rodzinie, moim życiu.
Wparowałam do przedpokoju, drzwi uderzyły o ścianę z hukiem.
– Jestem adoptowana?! – krzyknęłam.
Obie zamarły. Ciotka odwróciła wzrok.
– Aniu, to nie miejsce ani czas...
– TO MOJE ŻYCIE! – wrzasnęłam. – Mam prawo wiedzieć!
Mama patrzyła na mnie długo. Potem westchnęła i powiedziała tylko:
– Usiądź.
I wtedy zrozumiałam, że zaraz usłyszę coś, czego nie zapomnę już nigdy.
Prawda o pochodzeniu
– Muszę ci coś powiedzieć – mama nie patrzyła mi w oczy.
Jej dłonie drżały, gdy przesuwała palcem po uchu filiżanki. Siedziałyśmy w kuchni, przy blacie, na którym wciąż stał niedojedzony sernik.
– Co się stało? – zapytałam, czując narastający niepokój.
– To... nie jest łatwe. Przez całe życie próbowałam cię chronić. Ale jesteś dorosła. Masz prawo wiedzieć.
Zamarłam. W jej głosie było coś, czego nie znałam – strach pomieszany ze wstydem.
– Nie urodziłam cię – powiedziała w końcu. – Adoptowaliśmy cię z ojcem, gdy miałaś trzy miesiące.
Poczułam, jakby ktoś odsunął mi grunt spod nóg.
– Co? – wykrztusiłam.
– Twoja biologiczna matka była bardzo młoda. Oddała cię zaraz po porodzie. My… trafiliśmy na ciebie przez fundację. Od pierwszej chwili czułam, że jesteś moja.
Wpatrywałam się w nią. W jej twarz, którą znałam na pamięć. W ręce, które piekły pierniki, które głaskały moje włosy, gdy chorowałam. A teraz nagle – obca?
– A co z ojcem?
– Nie mógł cię pokochać i odszedł.
Wstałam. Zrobiłam kilka kroków w stronę okna.
– Nie wierzę...
Poczułam, jakby świat się we mnie zawalił. Całe dzieciństwo, wakacje u dziadka, zapach chleba, ciepło kominka – wszystko stało się obce, sztuczne.
Czułam się rozdarta
Przez kilka dni nie wracałam do mieszkania. Spałam u koleżanki z pracy, karmiłam się kawą i pizzą, a każdą wolną chwilę spędzałam na długich spacerach po mieście, które nagle stało się obce. Telefon od mamy przychodził co wieczór – jeden sygnał, potem milczenie. Nie odbierałam.
Czułam się pusta. Jakby ktoś wyrwał ze mnie fundament i zostawił tylko ściany. W pracy zaczęli się pytać, czy wszystko w porządku, ale nie miałam siły nic tłumaczyć.
Któregoś dnia zajrzałam do kościoła. Sama nie wiem po co. Może, żeby posłuchać ciszy, której nie mogłam znaleźć nigdzie indziej. Usiadłam w ławce i bezmyślnie wpatrywałam się w światło przechodzące przez witraże.
– W rodzinie chodzi o miłość – powiedziałam do siebie półgłosem. – Ale chyba nie w mojej.
Wyszłam stamtąd bez ulgi. Cisza wcale nie koiła.
Wieczorem, po raz pierwszy od dni, wróciłam do domu. W korytarzu czekała mama. Stała nieruchomo, z podkrążonymi oczami, w dłoniach trzymała list.
– To od niego – podała mi kartkę. – Dziadek... zostawił ci coś. Napisał to przed śmiercią, ale nie dał mi. Znalazłam w szufladzie biurka.
List był krótki. Pisał, że starał się mnie kochać, że próbował... ale że nie potrafił zapomnieć. Prosił o wybaczenie.
Nie płakałam. Patrzyłam na te słowa i czułam tylko pustkę.
– Za późno – powiedziałam, składając kartkę.
Anna, 33 lata
Czytaj także:
- „Nie chciałam zgodzić się na urlop u teściowej. Potem stało się coś, co podzieliło rodzinę na zawsze”
- „Cieszyłem się, że będę ojcem, ale przyszło rozczarowanie. Wkrótce okazało się, że w tym ogródku nie ma moich nasion”
- „Uciekłem do kochanki, bo szukałem odskoczni od monotonii. Szybko pożałowałem i zatęskniłem za ogródkiem żony”

