„Myślałam, że dobrze znam swoją mamę. Ale po jej śmierci odkryłam majątek, o którym nawet mój ojciec nie wiedział”
„W szufladzie leżały stare zdjęcia, kilka notesów, trzy identyczne długopisy i… koperta zaadresowana do mnie. Otworzyłam ja. W środku był klucz. Mały, złoty, z numerkiem 24B przy zawieszce. Żadnego listu, żadnych wyjaśnień”.

- Redakcja
Mama zawsze była dobrze zorganizowana – miała listy zakupów, porządek w szufladach i ulubione dania na każdą okazję. Nosiła perłowe kolczyki, nie znosiła hałasu i nigdy nie zapominała o wysłaniu kartek świątecznych. Trochę staroświecka, ale przewidywalna. Może nawet za bardzo. Dlatego po jej śmierci czułam się rozbita. Strata to jedno, ale pustka po kimś, kogo – jak sądziłam – znałam na wylot, była trudna do zniesienia. Zwłaszcza że nagle wszystko zaczęło się sypać. Ojciec chodził jak cień, a ja próbowałam ogarnąć rzeczy po mamie. Segregować, porządkować, oddawać – jakby każdy sweter i zeszyt mogły mi pomóc zrozumieć, że jej już nie ma.
Tylko że im dalej w las, tym bardziej czułam, że coś tu nie gra. Nie chodziło o żadne dramatyczne przeczucia, raczej o dziwne drobiazgi. Jakieś dokumenty bez kontekstu, listy zapisane szyfrem, szkatułka z kluczykiem, do którego nie pasował żaden zamek w domu. Mama, która miała zawsze wszystko poukładane, zostawiła po sobie chaos.
Zaskoczyła mnie
– Nie rozumiem, czemu to wszystko tak porozwalała – mruknęłam pod nosem.
W szufladzie leżały stare zdjęcia, kilka notesów, trzy identyczne długopisy i… koperta zaadresowana do mnie. Otworzyłam ja. W środku był klucz. Mały, złoty, z numerkiem 24B przy zawieszce. Żadnego listu, żadnych wyjaśnień. Zeszłam na dół, do salonu. Ojciec siedział na fotelu, jak zwykle wpatrzony w telewizor, chociaż ekran był czarny.
– Widziałeś kiedyś ten klucz? – zapytałam, pokazując mu zawieszkę.
– Klucz? – Zmarszczył brwi i wziął go do ręki. – Nie przypominam sobie. To nie od naszego domu.
– Myślisz, że miała jakieś wynajmowane miejsce? Skrytkę? Coś?
– Twoja matka? – prychnął. – Przecież ona zawsze mówiła, że wszystko trzyma „tu, pod ręką”. Nie miała nic do ukrycia.
– No właśnie – mruknęłam. – A jednak zostawiła klucz. I list. Znaczy… właściwie to tylko klucz.
Patrzył na mnie zaskoczony. Potem wzruszył ramionami.
– Może coś jej się pomyliło. Po co grzebać?
– Bo ewidentnie chciała, żebym to znalazła – odparłam i spojrzałam z powrotem na klucz. – Tylko co to jest „24B”?
Nic nie rozumiałam
Przy wejściu do bloku poczułam się idiotycznie. Mieszkanie 24B było na trzecim piętrze, bez windy. Klucz pasował. Zamek przekręcił się z cichym kliknięciem. W środku pachniało kurzem i lawendą. Nie tym tanim z odświeżaczy, tylko jakąś dziwnie znajomą mieszanką z dzieciństwa. Weszłam ostrożnie, jakby ktoś miał zaraz wyskoczyć zza kanapy. Mieszkanie było… urządzone. Były zasłony, obrazy, kanapa, nawet filiżanki na suszarce w kuchni. Jakby ktoś tu regularnie bywał.
– Mamo… – szepnęłam sama do siebie. – Co ty wyprawiałaś?
W salonie na komodzie leżały rachunki. W szafce znalazłam teczkę z dokumentami. Akt własności. Mieszkanie kupione na nazwisko panieńskie mojej matki. Zadzwoniłam do ojca.
– Wiedziałeś, że mama miała mieszkanie?
– Co?! – krzyknął do słuchawki. – Nie żartuj sobie.
– Mówię serio. Jest tu wszystko. Akty, rachunki, nawet meble. Jakby prowadziła drugie życie.
– To niemożliwe. Przecież... Nie miała tajemnic. My nie mieliśmy pieniędzy na drugie mieszkania!
– No właśnie. A jednak miała. I wygląda na to, że to trwało od lat.
W słuchawce zapadła cisza.
– Musisz tam jechać ze mną – dodałam. – Jutro. Musimy to wyjaśnić.
Nie mogłam w to uwierzyć
Ojciec stanął w progu jak sparaliżowany.
– To… naprawdę jej miejsce? – zapytał, rozglądając się powoli. – Jak to możliwe?
– Sama chciałabym wiedzieć – mruknęłam i podałam mu jeden z rachunków. – Wszystko jest regularnie opłacane. I to od dawna.
Wziął rachunek, ale patrzył, jakby nie widział cyfr. Ruszył w głąb mieszkania, dotykając rzeczy, jakby sprawdzał, czy są prawdziwe.
– Kanapa… taka sama jak ta, którą kiedyś chcieliśmy kupić. Powiedziała, że „za droga” – zaśmiał się nerwowo.
– Może sobie wtedy kupiła tutaj – odpowiedziałam sucho.
W kącie stała komoda z zamkniętymi szufladami. Otworzyłam jedną z nich i zobaczyłam zeszyty. Dziesiątki. Nie szkolne, ale takie zwykłe, z miękką okładką. Wszystkie opisane datami.
– Dzienniki – powiedziałam, przeglądając jeden. – Pisała od lat. Tutaj. Nie w domu. Tutaj była naprawdę sobą.
Ojciec spojrzał na mnie z niepokojem.
– Posłuchaj tego: „Czasem mam wrażenie, że w tamtym domu nie ma już mnie. Że jestem tylko funkcją – żoną, matką, kucharką, przewodnikiem. Tutaj czuję, że znowu oddycham”.
Zbladł.
– Przecież… ona nigdy mi tego nie powiedziała.
– A może próbowała, ale nie chciałeś słuchać?
– To nie fair! – podniósł głos.
– Może. Ale wiesz co? Mnie też to boli. Myślałam, że ją znałam.
Usiedliśmy w ciszy. Tylko zegar tykał, odliczając sekundy naszego zdziwienia.
– Co jeszcze tu znajdziemy? – szepnął ojciec.
Nie miałam pojęcia. Ale wiedziałam jedno – mama zostawiła tu więcej niż tylko zapach lawendy.
Zrobiło mi się zimno
Wracałam tam. Czytałam zeszyty, porządkowałam papiery, próbowałam zrozumieć. Każdy wpis odsłaniał mi nową wersję mamy. Czasem śmiałam się przez łzy, innym razem miałam ochotę rzucić tym wszystkim o ścianę. Pewnego dnia, gdy otworzyłam drzwi, w przedpokoju stał ktoś obcy.
– Przepraszam! – krzyknęłam. – Kim pan jest?
Starszy mężczyzna odwrócił się powoli. Trzymał w ręku starą gazetę.
– Przyszedłem tu dla Hanny – powiedział spokojnie.
Zrobiło mi się zimno.
– Hanna… moja mama?
– Jeśli to twoja mama, to tak. Znałem ją od lat. My… spotykaliśmy się tutaj.
– Spotykaliście? – powtórzyłam, czując, jak w środku wszystko mi się ścina.
– Nie tak, jak pewnie myślisz – odpowiedział, siadając powoli na kanapie. – Twoja mama… potrzebowała kogoś, z kim może po prostu być. Rozmawialiśmy. O wszystkim. I o niczym. Byłem jej... przyjacielem. Od lat.
– A mój ojciec? Wiedział?
– Myślisz, że nie próbowała z nim rozmawiać? – spojrzał na mnie uważnie. – Jednak on zawsze wszystko zbywał. Jakby jej uczucia były nieistotne. Tu była sobą. Bez ról, bez obowiązków.
Usiadłam naprzeciwko. Milczałam.
– Nigdy jej nie kochałem romantycznie – dodał cicho. – Kochałem ją jako człowieka. I wiem, że to było wzajemne.
Spojrzałam na niego i po raz pierwszy zrozumiałam, że mama miała życie poza nami. I że być może właśnie tam była naprawdę szczęśliwa.
Miałam łzy w oczach
Kilka tygodni później dostałam wezwanie do kancelarii notarialnej. Pomyślałam, że to formalność. Kiedy weszłam do środka i zobaczyłam swoje nazwisko w aktach spadkowych, poczułam, że znów wpadam w ten wir tajemnic, które zostawiła po sobie.
– Proszę usiąść – powiedziała notariuszka, kobieta z surową twarzą, ale ciepłym głosem. – Pani matka zostawiła osobny testament, którego treść mamy obowiązek pani przedstawić.
– Osobny? – zmarszczyłam brwi. – Nie razem z ojcem?
– Nie. Ten dotyczy wyłącznie pani.
Wzięłam głęboki oddech. Słowa brzmiały jak z kiepskiego filmu.
– „Dla Agaty zostawiam mieszkanie przy ulicy Jasnej 24B. Zostawiam jej również zeszyty i szkicowniki, które przechowuję w szufladzie pod oknem. Chcę, żeby poznała mnie taką, jaką byłam naprawdę – kobietę z pragnieniami, wątpliwościami, złością i radością. Nie tylko matkę. Nie tylko żonę” – notariuszka zamilkła, pozwalając mi to przetrawić.
– Miała szkicowniki? – zapytałam cicho.
– Najwyraźniej. I chciała, żeby były pani.
Po powrocie do mieszkania od razu ruszyłam do wskazanej szuflady. Były tam. Dziesiątki szkiców – ludzi w metrze, kobiety z filiżanką, samotnych sylwetek za oknem. Pod niektórymi rysunkami krótkie podpisy: „Cisza ma smak herbaty”, „To, czego nie wypowiem”. Zacisnęłam usta, czując, jak łzy cisną mi się do oczu. Mama była artystką. Pisała. Rysowała. Marzyła. I nie powiedziała o tym nikomu. Może bała się, że nie zrozumiemy. A może po prostu nie chciała się tłumaczyć.
Poznałam ją
Dziś, gdy siedzę w jej mieszkaniu z kubkiem herbaty i zeszytem na kolanach, czuję, że poznaję ją od nowa. Każdy rysunek, każdy fragment dziennika to inna wersja kobiety, którą nazywałam mamą, ale której nie znałam nawet w połowie tak dobrze, jak myślałam. Ojciec przestał tu przychodzić.
– To twoje miejsce – powiedział kiedyś, oddając mi klucz. – Ja... nie potrafię na nią patrzeć taką, jaką ty ją teraz widzisz.
– Może warto spróbować – odpowiedziałam. – Ona próbowała tyle razy.
Pokręcił głową. Nie odzywał się więcej. Ja próbuję. Z każdym dniem trochę bardziej. Czytam jej słowa, analizuję każdy szkic. I powoli rozumiem.
– Dlaczego to wszystko ukrywałaś, mamo? – pytałam cicho.
Znałam odpowiedź. Bo nie każdy ma odwagę być sobą na oczach bliskich. Bo czasem łatwiej jest tworzyć swoje miejsce w ciszy, niż walczyć o przestrzeń w hałasie codzienności. Kiedyś myślałam, że mama była przewidywalna. Że wszystko, co mogła mi dać, to przepisy na zupę pomidorową i dobre rady na temat prasowania koszul. A teraz wiem, że zostawiła mi coś znacznie cenniejszego.
Agata, 39 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mąż dał mi tanie perfumy na imieniny, a ja spakowałam walizkę. Nie zniosę dłużej życia w biedzie”
- „Żona potrafi zepsuć nawet kotlety z kurczaka. Kocham ją, ale razem z moją mamusią mamy mały sekrecik”
- „Córka ma do mnie żal, że zamiast spłacać jej kredyt, spełniam swoje zachcianki. A przecież to moje pieniądze”

