Reklama

Mama zawsze miała szczególne miejsce w moim sercu. Biologicznego ojca nie znałem. Mama mówiła, że nie był dobrym człowiekiem, nie nadawał się na ojca, i dobrze się stało, że odszedł szesnaście lat temu. Miałem wtedy dwa lata.

Miałem nowego tatusia

Gdy skończyłem osiem lat, mama ponownie wyszła za mąż. Waldek przychodził do nas od kilku miesięcy i bardzo się starał. Dbał o mamę, mnie przynosił prezenty i zabierał na mecze piłkarskie. Wyglądało na to, że zależy mu, abyśmy stworzyli rodzinę. Nie miałem nic przeciwko temu, chciałem mieć ojca.

W naszym domu nareszcie zrobiło się fajnie. Mama z Waldkiem pracowali, a ja chodziłem do szkoły. Co roku całą trójką jeździliśmy na wakacje. Na przemian, raz mama, a raz Waldek kupowali wczasy i jeździliśmy nad morze albo na Mazury. Byliśmy też w Zakopanem i w Bieszczadach. Tworzyliśmy rodzinę.

Stracił pracę i wpadł w długi

Wszystko zepsuło się, gdy Waldek stracił pracę. Przez kilka miesięcy nie przyznawał się do tego. Jak zawsze wychodził rano, a wracał po południu, tyle że najczęściej po kielichu. Mówił wtedy, że musiał wypić piwo z kolegami, bo go zaprosili i nie mógł odmówić, bo to była ważna uroczystość. A to koleżka miał imieniny lub urodziny, a to dziecko się komuś urodziło, a inny nagrodę dostał. Powodów były setki, a Waldi coraz częściej przychodził pijany.

Pewnego dnia zamiast Waldka, który się spóźniał, przyszedł do nas jeden z jego kolegów i zapytał, kiedy Waldi odda mu pieniądze, które trzy miesiące temu pożyczył. Chodziło o dwa tysiące złotych. Wtedy wyszło na jaw, że Waldi od ponad pół roku nie pracuje. Mama oddała część pieniędzy i obiecała spłacić resztę.

Przy okazji dowiedzieliśmy się, że długi Waldiego są znacznie większe i należy się spodziewać wizyt innych wierzycieli. Bardzo dobrze pamiętam tamten wieczór, bo właśnie wtedy skończył się spokój w naszej rodzinie. Waldek oczywiście wrócił pijany, a mama mimo wszystko postanowiła z nim porozmawiać. Miała nadzieję, że przemówi mu do rozumu i razem coś ustalą. Była gotowa wziąć dodatkową pracę, by spłacić długi męża. Chciała, by przestał pić i nie brał kolejnych pożyczek.

Stał się agresywny

Nic nie zapowiadało takiego wybuchu agresji ze strony Waldka. Rozmowa niemal od razu przerodziła się w dziką awanturę, jakiej nigdy jeszcze w naszym domu nie było. Waldek się wściekł, uderzył mamę w twarz i zabronił wtrącania się w swoje sprawy. Chciałem mamie pomóc, rzucić się na niego, ale bardzo się go bałem. Był potężnym facetem. Przy nim wyglądałem jak chuchro.

Jednak pewnego razu nie wytrzymałem i skoczyłem mu na plecy. Nie chciałem pozwolić, by dalej bił mamę. Solidnie mi wtedy przyłożył. Pewnie stłukłby mnie bardziej, ale mama mnie sobą zasłoniła. Wtedy zrozumiałem, że muszę być silny, i zapisałem się na naukę sztuk walki. Chciałem tylko przestać się bać Waldka.

Po tej awanturze nastał w domu koszmarny czas. Waldek zabierał mamie pieniądze na życie, wynosił z domu co cenniejsze przedmioty, które na bazarze sprzedawał za flaszkę. W ten sposób zniknął mój magnetofon. W ślad za nim poszła miniwieża, zegarek po pradziadku i wiele innych rzeczy.

Awantury stały się codziennością. Waldek nie liczył się z nikim i z niczym. Przy najdrobniejszej okazji lał i mnie. A ja bałem się go coraz bardziej. Mimo że chodziłem na treningi sztuk walki, bałem się jego wściekłości i agresji. Ten strach mnie paraliżował.

Oboje się stoczyli

Pewnego dnia ojczym przywlókł się do domu zakrwawiony i mocno pobity. Mama wezwała pogotowie. Zabrano go do szpitala. Wrócił po dwóch dniach i zrobił kolejną awanturę.

Dzisiaj wiem, że wszystko, co mama robiła, robiła z myślą o mnie. Dlatego tak bardzo chciała utrzymać małżeństwo. Wciąż miała nadzieję, że wrócą dawne czasy. Byle tylko Waldek znalazł pracę.
Marzyła, że znowu będziemy rodziną. Któraś z koleżanek podpowiedziała jej, że lepiej, jeśli Waldek będzie pił w domu. Przynajmniej będzie pod ręką i nic z domu nie wyniesie. To był idiotyczny pomysł, bo mama zaczęła pić razem z nim. Szybko uzależniła się od alkoholu.

Początkowo, kiedy pili razem, był spokój. Potem Waldek musiał pokazać, kto tu rządzi, i bił mamę. Ona próbowała mu oddawać, następnie oboje się kłócili. Awantury było słychać na klatce schodowej. Sąsiedzi wzywali policję. Taki scenariusz często się powtarzał.

Trafiłem do poprawczaka

W trakcie jednej z awantur włączyłem się do bójki i gdy przyjechali policjanci, zabrano mnie najpierw do izby dziecka, a potem wylądowałem w placówce opiekuńczej. Po kilku ucieczkach, kradzieżach i ulicznych bójkach, w których chętnie uczestniczyłem, trafiłem do poprawczaka.

Przesiedziałem tam cztery lata. To była prawdziwa szkoła życia. Panowało prawo pięści. Silniejsi wyżywali się na słabszych. Najtrudniejsze były początki, kiedy musiałem poznać rządzące tam prawa. Przydała mi się znajomość sztuk walki. Szybko przekonałem się, że moi dzielni koledzy są silni, pod warunkiem że są razem. Pojedynczo unikają zaczepek. Przekonałem się także, że gdy mnie atakują, umiem się obronić. Gdy położyłem na łopatki dwóch największych osiłków, zyskałem szacunek reszty i spokój. Od tej pory nie wchodziliśmy sobie w drogę.

Mama rzadko mnie odwiedzała, bo nieczęsto była trzeźwa. Gdy się widzieliśmy, obiecywała, że przestanie pić, że wypędzi Waldka z domu, że gdy tylko wyjdę z zakładu, zaczniemy nowe życie. Po jej oczach widziałem, że bardzo tego chce, ale nałóg był silniejszy od jej postanowień.

Odwiedziłem mamę, gdy z okazji świąt dostałem przepustkę. Nie chcę pamiętać, co tam zastałem. Mieszkanie było zrujnowane. Część mebli zniknęła, oczywiście te najcenniejsze: zabytkowy kredens i biurko, zapewne sprzedane zostały na wódkę. Z powodu niezapłaconych rachunków odcięto prąd i wodę. Nie mogłem na to wszystko patrzeć, nie byłem w stanie zostać dłużej w tej norze. Następnego dnia wróciłem do zakładu.

Wróciłem do domu

Gdy miałem osiemnaście lat, mogłem wrócić do domu. Skończyła mi się „odsiadka” w zakładzie. Chciałem zaopiekować się mamą. Miałem nadzieję, że wyrwę ją spod panowania Waldka. Dwa tygodnie wcześniej napisałem list. Mama odpisała, że bardzo się cieszy, i że na mnie czeka. Z listu wynikało, że coś się w domu poprawiło, kamień spadł mi z serca. Byłem ciekawy, co tam zastanę.

Awanturę usłyszałem, zanim wszedłem na klatkę schodową. Diabli wzięli wszelkie marzenia o spokoju. Słychać było obelgi i przekleństwa rzucane przez Waldka i rozdzierający płacz mamy.

Otworzyłem drzwi mieszkania i zobaczyłem Waldka okładającego mamę kijem od szczotki. Walił bez opamiętania, gdzie popadnie. Ledwie trzymająca się na nogach, zakrwawiona mama próbowała rękami osłonić głowę.

– Nie bij, Waldi, nie bij! – krzyczała.

– Za co mnie tak nienawidzisz?!

Coś we mnie pękło, gdy to usłyszałem. Wyrwałem mu z ręki kij, którym okładał mamę, i zdzieliłem go nim w plecy tak, że aż jęknął. Musiałem ją obronić.

– Nigdy więcej nie podnoś na nią ręki! – wysyczałem mu do ucha. – Nigdy!

W jego oczach widziałem strach i zdziwienie – nie spodziewał się, że kiedykolwiek ja będę górą. Zawsze to on mnie bił. Najpierw matkę, a potem mnie.

– Radek, zostaw! – usłyszałem głos mamy, ale było już za późno.
Pchnąłem go na ścianę z taką siłą, że nieprzytomny osunął się na podłogę. Musiał przy tym rozbić sobie głowę, bo na posadzce pojawiła się czerwona plama.

Wezwałem taksówkę i zawiozłem mamę na pogotowie. Była bardzo pobita i potrzebowała pomocy. Nie obchodziło mnie, co się stanie z Waldkiem, moim ojczymem, który leżał pod ścianą. Najważniejsza była mama. Została w szpitalu na obserwacji, a ja wróciłem do domu.

Chciałem posprzątać mieszkanie i przygotować je na powrót mamy ze szpitala. Miałem nadzieję, że nie zastane już tam Waldiego, że zrozumiał, że nie ma tu dla niego miejsca i się wyniósł. Myliłem się. Leżał pod ścianą w kałuży krwi, tak jak go zostawiłem i nie oddychał. Rozpłakałem się, ale nie dlatego, że było mi go żal. Płakałem, bo mama wreszcie będzie miała spokój, nawet jeśli ja pójdę do więzienia.

Czytaj także: „Mąż stracił pracę, a moją traktuje z pogardą. Chyba zapomniał, że to ja mam kasę i jest teraz na moim utrzymaniu” „Dopiero po 40-tce poczułam, że chcę być matką. Rodzina puka się w czoło i wytyka mnie palcami. Mam w nosie ich zdanie”
„Narzeczony okazał się mięczakiem. Nie mogę wyjść za kogoś, kto ucieka, gdzie pieprz rośnie, zamiast mnie obronić”

Reklama
Reklama
Reklama