Reklama

Uwielbiam zapach papieru, szelest przewracanych stron i ciężar książki trzymanej w dłoni. W dzieciństwie chowałem się pod kocem z latarką i lekturą. Lubię, gdy rzeczy mają swoje miejsce, lubię porządek. Może dlatego zakochałem się w Natalii – była wszystkim, czym ja nie byłem. Kolorowa, spontaniczna, żywiołowa. Pachniała wanilią i mleczkiem kokosowym. Śmiała się tak, że cały świat wydawał się mniej szary.

Uwielbiała zakupy

Z czasem Natalia zaczęła wypełniać naszą przestrzeń czymś innym niż śmiechem. Pudełkami, torebkami, pudełkami w torebkach, torebkami w pudełkach. Zaczęło się niewinnie – dwie nowe pary butów, kilka sukienek na przecenie. Ale potem jakby nie mogła przestać.

Zakupy były jej mantrą, jej plastrem na wszystko. Gdy się pokłóciliśmy – szła na chwilę do galerii. Gdy miała zły dzień – kupowała świeczkę, świecznik, stolik pod świecznik, i dywanik pod stolik. Na początku się śmiałem, potem próbowałem rozmawiać. A potem… po prostu przestałem.

Pamiętam rozmowę z Karoliną, moją siostrą. Zadzwoniłem do niej któregoś dnia późnym wieczorem.

– Michał? Coś się stało?

– Nic… W sumie… – Zawahałem się. – Nie wiem, co robić. Ja tu już nie mam gdzie oddychać. Rozumiesz?

– Mówisz o Natalii?

– Mówię o tym, że nasza łazienka to teraz coś w rodzaju showroomu Sephory.

Karolina milczała chwilę, po czym westchnęła.

– Michał, ty tak dłużej nie pociągniesz. Musisz coś z tym zrobić.

Wziąłem głęboki oddech.

– Myślisz, że ona to widzi?

– Myślę, że udaje, że nie widzi. A ty jej w tym pomagasz.

Nie mieściłem się

Wieczorem, kiedy próbowałem poruszyć temat, Natalia machnęła ręką i się roześmiała.

– Oj, Michał! Przesadzasz! Trochę rzeczy i już wielkie halo? Przecież to tylko buty!

– Tylko buty… – powtórzyłem cicho, patrząc na wieszaki, na których brakowało miejsca nie tylko na moje, ale i jej stare.

Któregoś dnia, gdy po pracy wszedłem do mieszkania, pachniało jakimś nowym zapachem – pewnie dyfuzor, który Natalia pokazywała mi kilka dni temu na Instagramie. W salonie panował dziwny porządek. Nie ten mój, książkowy, ale płaski i sztuczny, jak w sklepie z dekoracjami. Półki nad kanapą – te, które sam montowałem dwa lata temu – były puste.

Podszedłem bliżej. Nie było ani jednego tomu. Zerknąłem w stronę regału przy oknie. Zniknął rząd biografii, reportaży, moja kolekcja Gombrowicza. Westchnąłem cicho i przeszedłem do sypialni. Może tam je przeniosła.

Wyniosła moje książki

Otworzyłem drzwi – na łóżku leżały nowe pudła, kolorowe torby, a przy ścianie – ogromne pudło z butami. Natalia siedziała na podłodze i przeglądała katalog ze wzorami zasłon.

– Gdzie są moje książki? – zapytałem.

Podniosła wzrok z lekkim uśmiechem.

– Wyniosłam do piwnicy.

– Dlaczego?

– Bo nie było już miejsca. Potrzebowałam tych półek. Mam nowe rzeczy, a wszystko się tu walało. To tylko książki, Michał. Przecież i tak ich nie czytasz codziennie.

– Nie chodzi o to, jak często je czytam. Chodzi o to, że to moja przestrzeń. Jedyna, jaka mi tu została.

Natalia machnęła ręką.

– Oj, dramatyzujesz. Musiałam jakoś ogarnąć to wszystko. Kupiłam kilka nowych rzeczy, planuję zamówić jeszcze dwa stojaki. Książki się tylko kurzyły.

– Chciałbym, żebyś w końcu zobaczyła, że ten dom to nie butik.

Wyszedłem do kuchni, otworzyłem okno i usiadłem przy stole. Chłodne powietrze złagodziło napięcie. W mojej głowie przewijały się obrazy: książki, które pakowałem z troską po każdej przeprowadzce. Notatki na marginesach, zagięte rogi, wspomnienia. A teraz wszystko to, zepchnięte do piwnicy, żeby zrobić miejsce na stojaki z torebkami.

Nie liczyła się ze mną

Kolejnego dnia, kiedy wróciłem do domu i zmęczony usiadłem na kanapie, zobaczyłem na stoliku przed sobą paragon. Na nim kilka pozycji: trzy sukienki, dwie pary butów, torebka, świeca zapachowa i jakiś organizer. Wtedy Natalia weszła do pokoju.

– Coś się stało? – zapytała, widząc mnie siedzącego bez ruchu.

– Po co ci ósma para szpilek?

Zatrzymała się w pół kroku. Nie odpowiedziała od razu.

– Bo mogę, bo mi się należą. Pracuję, zarabiam, nie kradnę. Dlaczego znowu robisz z tego problem?

– Ja już nie mam nawet miejsca na szczoteczkę do zębów – powiedziałem cicho.

– To sobie ją trzymaj w plecaku, skoro ci przeszkadza. Michał, naprawdę, nie rozumiem. Wszystko ci przeszkadza. Ciągle narzekasz. Jesteś jak starzec w kolejce do lekarza – powiedziała z kpiną w głosie.

– To nie narzekanie, tylko próba rozmowy. Próbuję ci powiedzieć, że nie mam tu już miejsca na nic. Ani na siebie, ani na swoje rzeczy, ani nawet na chwilę spokoju.

– To może się wynieś do klasztoru – prychnęła. – Tam mają porządek i ciszę, której tak pożądasz.

Nie widziała problemu

Poczułem, jak coś mnie w środku ścina. Westchnąłem i spojrzałem na nią, próbując zachować spokój.

– Nie chodzi o to, że chcesz mieć swoje rzeczy. Każdy chce. Ale ty już nie kupujesz z potrzeby. Kupujesz, żeby… nie wiem, coś zasłonić? Żeby zapchać jakiś brak? Próbuję ci powiedzieć, że ja tu jestem, chcę tu być z tobą. Ale nie wiem, czy jeszcze się tu mieszczę.

Natalia skrzyżowała ręce na piersi.

– A ja ci też coś powiem. Przez cały ten czas nigdy cię nie kontrolowałam. Nie sprawdzałam, co robisz, co czytasz, co myślisz. Ale ty mnie nieustannie oceniasz. Traktujesz mnie jak dziecko z problemem. Może to ty masz problem, skoro dusisz się wśród moich rzeczy.

– To nie twoje rzeczy mnie duszą. Tylko to, że przestaliśmy być razem. Jesteśmy obok siebie. Ty ze swoimi torbami, ja ze swoimi książkami w piwnicy. Nawet nie próbujesz zrozumieć, że coś się między nami zmieniło.

– Bo ty tylko widzisz swoje braki – syknęła. – Może gdybyś nie był taki sztywny, gdybyś umiał cieszyć się czymkolwiek…

– Przestań – powiedziałem spokojnie. – Po prostu przestań.

Miałem jej dość

Odwróciłem się i wyszedłem z salonu. Zatrzasnąłem za sobą drzwi do pokoju gościnnego, w którym czasem próbowałem pracować. Usiadłem na podłodze. Wiedziałem, że to nie jest koniec, ale wiedziałem też, że nie da się już z nią rozmawiać. Nie w tym domu, w którym nie było już miejsca nawet na zwykłą szczoteczkę do zębów. Zacząłem układać w głowie plan. Nie był jeszcze konkretny, ale miał początek. Chciałem odzyskać oddech.

Kolejnego dnia wziąłem wolne, spakowałem wszystkie jej ciuchy i wywiozłem do fundacji dla potrzebujących. Natalia wróciła późnym popołudniem. W ręku trzymała kawę na wynos i klucze. Zatrzymała się w progu salonu.

– Gdzie to wszystko jest? – zapytała.

Siedziałem przy stole, spokojnie. Za oknem zapadał zmierzch.

– Oddałem do ośrodka. Ludzie tam bardziej tego potrzebują niż nasze szafy.

– Żartujesz? Ty jesteś nienormalny! To moje rzeczy!

Podeszła bliżej, twarz miała czerwoną. Chciała coś jeszcze powiedzieć, ale milczałem. Przestałem się tłumaczyć. To nie była już kłótnia. To był koniec.

Michał, 36 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama