Reklama

Przez większość ludzi byłem postrzegany jako ktoś, kto ma wszystko poukładane. Praca w stabilnej firmie, mieszkanie na kredyt, związek z kobietą, która nadal mówiła mi „kocham”, mimo że od dawna nie wiedziałem, czy zasługuję na to słowo.

Codziennie budziłem się o 6:30, brałem szybki prysznic, parzyłem kawę, którą zwykle zostawiałem niedopitą na blacie i wychodziłem do pracy. W firmie uchodziłem za solidnego analityka. Piotrek – ten, co zawsze przygotowany, zawsze spokojny, nigdy nie podnosi głosu. Nigdy nie zawala terminów. A przynajmniej tak to wyglądało z zewnątrz.

W środku? W środku wszystko było połamane. Każdy arkusz Excela, który wypełniałem, był próbą udowodnienia, że jednak coś potrafię. Dwa tygodnie temu Grzegorz – mój przełożony – zaproponował mi awans. Nowa rola, większa odpowiedzialność, ludzie pod sobą, większe pieniądze.

Odmówiłem. Powiedziałem, że „to nie jest odpowiedni moment”. Że „muszę się skupić na życiu prywatnym”. Że „mam na głowie inne rzeczy”.

Ale prawda była prosta jak drut.

Bałem się. Sparaliżowało mnie. I najgorsze w tym wszystkim było to, że to nie pierwszy raz, gdy zrezygnowałem z czegoś, co mogło zmienić moje życie. Tylko tym razem... już nie umiałem sobie wytłumaczyć, że to rozsądek. To był czysty strach.

– Dlaczego znowu odmówiłeś? – Kasia zapytała przy kolacji. Jej głos był spokojny, ale napięcie wyczuwalne.

– Bo... nie wiem, czy jestem gotowy – odpowiedziałem bez większego przekonania.

– Piotrek, przecież wszyscy wiedzą, że jesteś. Tylko ty jak zwykle w siebie nie wierzysz.

W kuchni zapadła cisza, ale we mnie wył już dobrze znany głos: „Lepiej stać w miejscu niż spaść z wysokości”.

Szef powiedział to jasno

– Piotrek, masz chwilę?

Zatrzymałem się z kubkiem kawy w dłoni. Ton Grzegorza był neutralny, ale znałem go na tyle, żeby wiedzieć, że coś jest nie tak. Wskazał głową w stronę swojego gabinetu. Wszedłem za nim, zamykając drzwi.

Usiadłem naprzeciwko niego. Przez chwilę milczał, jakby zbierał myśli. A może dawał mi szansę, bym sam coś powiedział.

– Dostałem informację, że oficjalnie odrzuciłeś propozycję awansu – zaczął. – Dlaczego?

– Prywatne sprawy – wydukałem.

– Piotrek – westchnął – nie jestem głupi. Jesteś jednym z najbardziej rzetelnych ludzi w tym zespole. Ale od jakiegoś czasu... gaśniesz. A teraz, kiedy masz szansę iść wyżej, mówisz: „nie”.

Milczałem.

– To nie byłby prezent. Zasłużyłeś – dodał ciszej. – Ale żeby poprowadzić ludzi, musisz wierzyć, że potrafisz. Ty w ogóle w siebie wierzysz?

Zacisnąłem dłonie. Gardło mi się ścisnęło.

– Nie wiem – wyszeptałem. – Chyba nie.

Grzegorz pokiwał głową, jakby spodziewał się tej odpowiedzi.

– Szkoda. Bo ta szansa się nie powtórzy. Nie w najbliższym czasie.

Wstałem i bez słowa wyszedłem. Dopiero w łazience, kiedy zamknąłem się w kabinie, zaczęły mi drżeć ręce. Serce waliło mi jak młot. Usiadłem na klapie. Znowu nie uwierzyłem, że mogę być kimś więcej niż trybikiem. Czy kiedykolwiek uwierzę?

W głowie słyszałem tylko ten głos

– Jak poszło? – zapytała Kasia, kiedy wszedłem do mieszkania. Siedziała na kanapie z laptopem na kolanach, nogi zawinięte pod siebie, wyglądała spokojnie. Tylko pozornie.

– Normalnie – rzuciłem, zdejmując buty.

– Czyli rozmawialiście? Z Grzegorzem?

Skinąłem głową, zbyt zmęczony, żeby udawać.

– I?

Zawahałem się. Poczułem, jak rośnie mi ciśnienie.

– I to samo co zawsze. Powiedziałem, że nie przyjmę awansu – burknąłem.

Cisza. Taka, co boli.

– Piotrek... – zaczęła spokojnie. – Czy ty naprawdę nie widzisz, że się boisz? Że sam sabotujesz swoje życie?

– Przestań – syknąłem, idąc do kuchni.

Ale ona wstała, poszła za mną.

– Nie! Nie przestanę! Bo nie mogę już tego słuchać. „To nie ten moment”, „Nie jestem gotowy” – ciągle to samo! Ile razy jeszcze uciekniesz? Ile razy powiesz „nie”, bo boisz się powiedzieć „tak”?

Odwróciłem się do niej gwałtownie.

– Ty nic nie rozumiesz!

– Nie? – uniosła brwi. – Jestem z tobą od siedmiu lat. Zasłaniam cię, kiedy nie masz odwagi się odezwać. Wspieram, kiedy zżera cię lęk. Ale już nie daję rady. Ja nie jestem twoim ojcem. Nie będę cię całe życie przekonywać, że jesteś czegoś wart!

Zamilkłem. To zdanie wbiło się we mnie.

– O tym to już lepiej nie zaczynaj – powiedziałem cicho, ale przez zaciśnięte zęby.

Wyszedłem. Nie zabrałem ani kurtki, ani kluczy. Po prostu wyszedłem. Potrzebowałem powietrza. Cokolwiek, byle nie musieć dłużej stać w tej kuchni, między złością a rozczarowaniem.

Noc była chłodna. Wsunąłem ręce do kieszeni bluzy i ruszyłem przed siebie. Gdzieś.

W głowie znów słyszałem jego głos. Ojca.

„Nie nadajesz się. Ty nie jesteś typem lidera. Ty masz robić swoje i się nie wychylać”.

Pierwszy raz usłyszałem, że żałuje

Zasnąłem na kanapie u Marcina, kumpla z pracy. Zadzwoniłem do niego w nocy, nie pytając, czy mogę wpaść. Wystarczyło jedno słowo: „jasne”. Tyle. Nie zadawał pytań. Może wiedział, że nie chcę mówić.

Rano wróciłem do mieszkania. Kasia była już w pracy, zostawiła karteczkę: „Porozmawiamy wieczorem?” Nie wiedziałem, czy to prośba, czy ostrzeżenie.

Około południa zadzwonił telefon. Mama. Nie odezwała się od miesięcy, nie po tym, jak ostatni raz odwiedziłem ich na święta i ojciec zapytał: „Czy ty w ogóle coś robisz ze swoim życiem?”

Odebrałem.

– Coś się stało. Tata jest w szpitalu – powiedziała bez powitania.

Zamarłem. Coś z sercem.

– Jest... żyje? – zapytałem po chwili.

– Tak. Jest w szpitalu. Stabilny. Ale...

– Ale?

Piotr, on ostatnio dużo o tobie mówił. Nie wiesz, bo nie dzwoniłeś. Ale... on coś zrozumiał. Żałuje. Tylko nie potrafi powiedzieć ci tego wprost.

Parsknąłem cicho, choć bez śmiechu.

– On nigdy nie potrafił. Ani mówić, ani milczeć. Zawsze tylko krytykować.

– Może dlatego ty też nie umiesz. Nie umiesz być ze sobą łagodny. Bo widzisz w sobie jego cień – westchnęła mama.

Zamilkłem. Trzymałem telefon tak mocno, że aż zdrętwiała mi dłoń.

– Może jesteście bardziej podobni, niż myślisz – dodała cicho.

– Może dlatego się siebie boję – powiedziałem, zanim zdążyłem ugryźć się w język.

Choć połączenie się już dawno zakończyło, myśli długo kotłowały się w głowie. Może ona miała rację. Może nie bałem się awansu, tylko jego twarzy w swoim odbiciu.

Wizyta u ojca w szpitalu

Szpital pachniał środkiem do dezynfekcji. Przez chwilę stałem w korytarzu, zanim odważyłem się wejść. Numer sali znałem, ale coś mnie trzymało w miejscu. Może głos w głowie, który powtarzał: „Po co tam idziesz? On i tak cię nigdy nie słuchał”.

W końcu nacisnąłem klamkę.

Ojciec leżał z zamkniętymi oczami, przygarbiony, drobniejszy niż go zapamiętałem. Jakby całe to jego twarde „ja” zostało z niego spuszczone jak powietrze z balonu. Otworzył oczy. Zdziwił się. Nie uśmiechnął się. Tylko skinął głową.

– Mama mi powiedziała – zacząłem. – Też o tym, że o mnie mówiłeś.

Cisza.

– Przyszedłem, bo... bo nie wiem, czemu. Może chciałem się upewnić, że jeszcze żyjesz. A może po prostu... mam dość udawania, że mi nie zależy.

Usiadłem na krześle.

– Bałem się awansu, tato. Bo w głowie ciągle miałem twój głos: „Nie dasz rady. Ty się do tego nie nadajesz”.

Zacisnął usta. Spojrzał na mnie.

– Nigdy tak nie mówiłem...

– Może nie dosłownie – przerwałem. – Ale czułem to w każdym twoim spojrzeniu. W każdej minie, kiedy coś robiłem po swojemu. Zawsze wiedziałem, że jestem dla ciebie „niewystarczający”.

Westchnął. Długo milczał, patrzył w sufit.

– Żałuję – powiedział cicho. – I jestem dumny. Nawet jeśli ty jeszcze nie umiesz być dumny z siebie.

Poczułem, jak mięknę. Nie odpowiedziałem. Nie czułem, że muszą coś mówić.

Wstałem, wziąłem jego dłoń – szorstką, suchą, niepewną – i tylko skinąłem głową.

Nie przyszedłem prosić o drugą szansę

Cztery dni później wszedłem do biura wcześniej niż zwykle. Grzegorz siedział już przy biurku, przeglądał jakieś dokumenty. Spojrzał na mnie ze zdziwieniem, jakby nie spodziewał się, że jeszcze mamy sobie coś do powiedzenia.

– Masz chwilę? – zapytałem.

– Jasne. Siadaj.

Usiadłem, ale tym razem nie spuszczałem wzroku. Wiedziałem, że nie przyszło mi się tłumaczyć. Nie tym razem.

– Nie przyszedłem prosić o drugą szansę – zacząłem. – Przyszedłem, żeby ci powiedzieć, że zrozumiałem, dlaczego wtedy odmówiłem.

Grzegorz uniósł brew.

– Nie wierzyłem w siebie. I tak naprawdę to nie był pierwszy raz. Po prostu... bałem się, że jeśli spróbuję i zawiodę, to już nie będę mógł udawać, że coś jestem wart.

Chwilę milczał. Nie przerywał.

Ale chcę to zmienić. Pracuję nad tym. Jeśli kiedyś znowu uznasz, że jestem gotowy – będę. Ale tym razem naprawdę.

Grzegorz odłożył długopis, splótł palce i patrzył na mnie uważnie. Nie oceniająco – tylko spokojnie.

– Wiesz... – powiedział po chwili – Ja wierzyłem, że dasz radę. Ale to nie ja mam być pierwszym, który w ciebie wierzy.

– Wiem – przyznałem.

W porządku. Rób swoje. Daj sobie czas. I pamiętaj, że nawet jeśli zaryzykujesz i nie wyjdzie, to i tak będziesz o krok dalej niż wtedy, gdy nic nie próbowałeś.

Wyszedłem z jego gabinetu z czymś, czego dawno nie czułem. Nie z nadzieją. Z decyzją.

Piotr, 34 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama