„Moje postanowienie noworoczne na 2026 to rozwód. Kolejne święta spędzę sama i nie będę z tego powodu rozpaczać”
„Wiedziałam, że myślami jest gdzie indziej. Że nie marzy o tej kolacji, ani o tym stole, ani o mnie. I nagle zrozumiałam, że ja też już nie marzę. Po kolacji on wrócił do telewizora, a ja do kuchni. Kiedy wreszcie zgasiłam światło nad zlewem, poczułam tylko jedno: pustkę. I przekonanie, że to nasze ostatnie wspólne święta”.

- Redakcja
Nie zawsze samotność boli. Czasem przynosi ulgę większą niż obecność kogoś, kto przez lata tylko udawał, że kocha. Jeszcze kilka lat temu nie wyobrażałam sobie świąt bez Marcina – mojego męża. Wydawało mi się, że razem tworzymy rodzinę, że jesteśmy zespołem. Teraz nie potrafię sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz naprawdę z nim rozmawiałam. Kiedy ostatni raz spojrzał na mnie jak na kobietę.
W tym roku, w sylwestra, nie będę robić żadnych górnolotnych planów. Mam tylko jedno postanowienie na 2026 rok – złożyć pozew o rozwód. Już bez żalu. Może kolejne święta spędzę sama, ale za to w ciszy, która nie będzie bolała.
Atmosfera była grobowa
W mieszkaniu pachniało goździkami i pieczonym jabłkiem, ale mimo ciepła świec i migoczących lampek na choince, w powietrzu wisiała obojętność. Marcin znów kręcił się bez sensu, udając, że coś robi.
– Anka, gdzie są te czerwone bombki? – zapytał, stojąc w progu salonu z rękami w kieszeniach.
– W szafie, w kartonie, jak co roku – odpowiedziałam, nie odrywając wzroku od miski z masą makową.
– Nic nie widzę, przekopałem wszystko. Może je wyrzuciłaś?
Westchnęłam i odłożyłam łyżkę. Podeszłam do szafy, otworzyłam drzwi i niemal od razu wyjęłam pudełko z czerwonymi bombkami.
– Tu są. Na wierzchu. Wystarczyło spojrzeć.
Marcin wzruszył ramionami i wrócił do telefonu. Usiedliśmy obok choinki. Ja próbowałam powiesić ozdoby tak, jak zawsze – najpierw większe, potem mniejsze, potem łańcuch. On rzucił dwie bombki byle jak, jedną upuścił.
– W tym roku choinka wygląda jak z promocji – podsumował z przekąsem.
Nie odpowiedziałam. Nie chciałam wybuchać przed świętami. W ciszy powiesiłam ostatnią gwiazdkę na szczycie i poszłam do kuchni. Potem była Wigilia – szybka, sztywna, bez wzruszających życzeń. Po kolacji usiadłam na kanapie. Marcin zamknął się w sypialni, nawet nie zapytał, czy chcę się położyć. Zostałam sama z lampkami, które wesoło mrugały na choince, jakby na złość tej grobowej atmosferze, która od dłuższego czasu panowała w naszym domu.
Serce mi zamarło
Kiedyś chciałam wyglądać ładnie dla Marcina. Dbałam o detale, o włosy, o to, żeby kupić nową bluzkę na kolację. Teraz nie miałam na to siły. W centrum handlowym, w kolejce do kasy, czułam się jak duch. W dłoni ściskałam paragon za sweter, który kupił mi na święta. O dwa rozmiary za duży. Wręczył mi go w reklamówce, bez słowa. Bez choćby „Wesołych Świąt”.
Wtedy go zobaczyłam. Stał przy kasie, śmiał się. Blondynka, ta sama, którą kilka razy widziałam na zdjęciach z firmowych spotkań, poprawiała mu szalik. On chwycił jej dłoń i musnął ją ustami. Serce mi zamarło. Nie podeszłam, zrobiłam krok w tył. Było mi zimno i gorąco jednocześnie. Chciałam krzyczeć, płakać, ale zamiast tego odeszłam w milczeniu, z podkulonym ogonem.
W domu położyłam ten sweter na krześle. Wieczorem zjadłam zupę sama. Marcin wszedł do kuchni dopiero późnym wieczorem.
– Zrobiłaś coś do jedzenia? – zapytał z obojętnością.
– Jest zupa. Podgrzej sobie.
– Aha – mruknął. – Fajnie.
Nie zapytał, jak minął mi dzień. Nie zapytał, czemu nie jem z nim. O nic nie zapytał. A ja nie chciałam już odpowiadać.
Ostatnie takie święta
W Wigilię wstałam wcześniej niż zwykle. W domu panowała cisza, której kiedyś szukałam, a teraz była tylko potwierdzeniem obcości między nami. W kuchni zaparzyłam kawę i patrzyłam, jak para unosi się znad kubka. Za oknem śnieg powoli opadał na parapet. W innych domach pewnie pachniało choinką i czułością, ale nie u nas. Marcin wszedł do kuchni dopiero po godzinie. W dresie, zaspany, z włosami sterczącymi w każdą stronę. Nawet na mnie nie spojrzał.
– Zrobiłaś kawę? – mruknął.
– Tak. Tam stoi.
– Aha.
Wziął kubek i wyszedł, nie dodając nic więcej. Usłyszałam, jak w salonie włącza telewizor. Zawsze ten sam schemat. Zero rozmowy, zero zainteresowania. Tylko obowiązki – z mojej strony, a z jego bierność i obojętność. W południe zaczęłam podgrzewać wigilijne potrawy. Karp, pierogi, barszcz. Wszystko pachniało jak co roku, ale smakowało gorzko. Ubrałam stół, zapaliłam świeczki, włączyłam kolędy. Marcin nie ruszył się z kanapy.
– Chodź na kolację – powiedziałam spokojnie, stając w progu.
– Zaraz, tylko dogram połowę – odparł, nie odrywając wzroku od ekranu.
Usiadłam sama. Nakryłam dla dwóch, bo tak wypada. Czekałam jeszcze chwilę, ale nie zamierzałam błagać. Zaczęłam jeść sama, w ciszy, przełykając kęs po kęsie, jakby każdy był kamieniem. Po kilkunastu minutach przyszedł. Wziął talerz, usiadł i zaczął jeść bez słowa.
– Jak ci smakuje barszcz? – zapytałam mechanicznie.
– Trochę kwaśny – odpowiedział, nawet nie podnosząc wzroku.
Spojrzałam na niego. Na jego zmęczoną, nieobecną twarz. Wiedziałam, że myślami jest gdzie indziej. Że nie marzy o tej kolacji, ani o tym stole, ani o mnie. I nagle zrozumiałam, że ja też już nie marzę. Po kolacji on wrócił do telewizora, a ja do kuchni. Kiedy wreszcie zgasiłam światło nad zlewem, poczułam tylko jedno: pustkę. I przekonanie, że to nasze ostatnie wspólne święta.
To było moje postanowienie
Ostatnie dni grudnia ciągnęły się w nieskończoność. Święta już się rozmyły, kolędy ucichły, a ja czułam się potwornie zmęczona. Marcin chodził po mieszkaniu, jakby nic się nie stało. Jakby te święta, wszystko co się wydarzyło w ogóle nie miało miejsca. Gdy zapytałam, jak spędzimy sylwestra, spojrzał na mnie z tym swoim obojętnym, zblazowanym spojrzeniem.
– Nie będzie mnie w domu na sylwestra – rzucił, odwracając wzrok.
– Czyli znowu kolega? Ten sam, u którego spędziłeś ostatnie trzy wieczory?
– Ma ciężki okres. Potrzebuje towarzystwa – wymamrotał, nie patrząc mi w oczy i wyszedł do przedpokoju.
Patrzyłam, jak zapina guziki płaszcza. Jego dłonie były niepewne, nerwowe. Chciałam powiedzieć, że widziałam, jak ta blondynka trzymała go za rękę. Chciałam wykrzyczeć całą gorycz, która we mnie siedziała od miesięcy, ale zamilkłam. W tej ciszy było więcej prawdy niż w tysiącu słów.
– Jasne, dobre towarzystwo to podstawa – powiedziałam, jakbym mu błogosławiła. – Może nawet załapiesz się na śniadanie do łóżka.
Zatrzymał się w progu, jakby chciał coś powiedzieć. Może się oburzyć, może zaprzeczyć. Ale nie zrobił nic. Tylko wzruszył ramionami i wyszedł, zostawiając za sobą chłód.
Wieczorem ubrałam się ładnie, dla siebie. Usiadłam przy stole z kieliszkiem w dłoni i spojrzałam na zegar. O północy usłyszałam petardy za oknem. Kolorowe światła eksplodowały na tle czarnego nieba. Z daleka dobiegały śmiechy sąsiadów. Wyszłam na balkon.
– Szczęśliwego Nowego Roku – powiedziałam cicho, w stronę miasta. – Oby ostatni raz tak.
Następnego ranka, w szlafroku i z kubkiem kawy, usiadłam przed laptopem. Weszłam na stronę sądu. Czytałam powoli, każdą linijkę. Co przygotować ,jak napisać, co załączyć. Nagle poczułam spokój. Nie euforię. Po prostu ciszę, jak po burzy. To było moje postanowienie na 2026 rok. I jedyne, którego naprawdę chciałam dotrzymać.
Nie chciałam tak żyć
Pierwszego stycznia padał mokry śnieg. Taki, który zostawia brudne plamy na chodnikach. W mieszkaniu było cicho, próbowałam delektować się tym ulotnym spokojem. Około piętnastej usłyszałam klucz w zamku. Marcin wszedł do mieszkania, w pomiętym płaszczu, z poszarzałą twarzą i oczami podkrążonymi jak po ciężkiej nocy. Zapach perfum, który przyniósł ze sobą, nie był mój. Na szyi miał delikatny ślad, jakby od szminki. Nie skomentowałam.
– Dzień dobry – rzucił z głupim uśmieszkiem.
– Byłeś u kolegi? – zapytałam, nie odwracając wzroku od kubka.
– No przecież mówiłem. Spałem tam. Za dużo wypiliśmy.
Wstałam, powoli, jakby ten moment trwał wieczność.
– Wiem, że mnie zdradzasz – powiedziałam spokojnie. – Od miesięcy.
Zamarł. Na sekundę stracił rezon.
– Przesadzasz. Wymyślasz sobie. Robisz aferę z niczego – próbował się bronić, ale w głosie słychać było pęknięcie.
– Już mnie to nie interesuje – przerwałam. – Złożyłam wniosek o rozwód. W tym tygodniu idę do prawnika.
Stanął jak wryty. Patrzył na mnie, jakby próbował zrozumieć, co właśnie powiedziałam. Jakby nie spodziewał się, że potrafię coś zrobić bez niego.
– Żartujesz?!
– Nie. Już nie jestem tą samą kobietą, która pozwalała się ignorować. Nie chcę tak żyć.
Nie miał już żadnych słów. Wyszedł, trzaskając drzwiami. A ja zostałam w ciszy. Czułam, że ta cisza już nie jest pusta. Jest spokojna. Moja.
Nie boję się samotności
Minęły dwa tygodnie. Z mieszkania zniknęły jego rzeczy – książki, stare swetry, kubek z napisem „król grillowania”, który sam sobie kupił. Na jego półce w łazience postawiłam świeczkę. Taką, która pachniała cynamonem i jabłkiem – ale inaczej niż w święta. Nie przypominała mi jego, tylko mnie.
Codziennie rano robiłam sobie kawę i włączałam muzykę. Taką, jaką lubię. Nikt nie mówił, że „za głośno” albo że „znowu to samo”. Mama odwiedziała mnie w weekend, przywożąc swój sernik, za którym tak tęskniłam w święta.
– Ania, jesteś pewna? – spytała niemal od progu. – Wiem, że nie był idealny, ale... to jednak mąż.
– Walczyłam o to małżeństwo za długo. A teraz walczę o siebie – odpowiedziałam łagodnie. – I nie chcę więcej wracać do tego tematu.
Nie byłam zła. Nie szukałam zemsty, nie chciałam go karać. Chciałam być wolna. I byłam.
Następne święta będą inne. Nie wiem, gdzie je spędzę. Może u mamy, może sama. Ale już wiem, że nie będę udawać. Nie będę czekać, aż ktoś mnie zauważy. Może ta moja wolność jest trochę samotna, trochę niepewna, ale jest moja. I po raz pierwszy od lat – nie boję się jej.
Anna, 47 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Myślałam, że ferie świąteczne przyniosą mi spokój. Ale gdy córka wyznała, co znalazła w komputerze męża, wściekłam się”
- „Na gwiazdkę dostałam od teściowej stek gorzkich słów, bo kupiłam gotowe ciasto. Za rok pożałuje swoich komentarzy”
- „W prezencie od dzieci dostałam wyjazd do sanatorium. Wzbraniałam się, ale zimowy kulig od razu roztopił moje serce”

