Reklama

Przysięgi, obietnice, nadzieje – z tego wszystkiego składa się związek. Każdy czegoś oczekuje i wymaga tego samego od drugiej strony. Skoro wymaga, to i sam się zobowiązuje, a przynajmniej ja to tak rozumiałam. Będąc we dwoje, człowiek ma nadzieję, że wreszcie świat będzie mu bardziej przychylny i dokona więcej. Osiągnie więcej – u boku tej ukochanej istoty. Ot – takie staromodne podejście do małżeństwa. Niestety w zetknięciu z rzeczywistością, bywa różnie.

Byłam najszczęśliwszą kobietą na świecie

Jesteśmy z Maćkiem już piętnaście lat po ślubie. Wierzyć się nie chce, gdy wypowiadam to na głos. Nie wiem, kiedy ten czas upłynął. Dopiero co byliśmy młodymi ludźmi, którzy zaczynali wchodzić w dorosłość i chcieliśmy to robić u swego boku. Znaliśmy się całe życie. Klasyczna znajomość z podwórka i szkoły. Zaraz, w sumie źle to zabrzmiało. Dalej jesteśmy młodzi. Wyszłam za Maćka, mając zaledwie dwadzieścia lat, więc nie jestem jakąś seniorką. No może dla młodzieży… Tak czy owak, wszyscy się wtedy dziwili, że tacy młodzi, a chcemy się pakować w stały związek. My jednak twardo powtarzaliśmy, że nie widzimy świata poza sobą.

Miałam niewiele lat, ale byłam naprawdę przekonana, że robimy słusznie. Nie spieszyliśmy się jednak z powiększaniem rodziny. Skończyliśmy najpierw studia i wtedy poszło szybko. Bach – i na świat przyszła nasza córka Basia, a dwa lata później Filip. Teraz mają po dziesięć i osiem lat. Są moimi oczkami w głowie. Dla zarysu całości mojej sytuacji dodam może, że generalnie poza okresem studiów mieszkaliśmy w niewielkiej miejscowości. Nie była to wieś, ale też i nie duże miasto. Nie mieliśmy nawet tramwajów, które mnie przerażały, gdy studiowaliśmy w Warszawie.

Do pracy zawodowej wróciłam, dopiero gdy dzieci chodziły już do przedszkola. Powiem wam, że taka przerwa nie jest dobra. Człowiek się czuje, jakby pierwszy raz zaczynał pracować. Stres jest ogromny. No ale stać nas było na to, żeby dzieci w tym czasie były w domu.

– Co za różnica, czy pójdą do żłobka, czy będzie z nimi niania. Jak będą chore i tak będziesz brała wolne. Lepiej, żeby były z Tobą niż z obcą osobą tak długo, jak się da. Niczego ci nie zabraknie, kochanie – mówił Maciek, całował mnie w czoło, przytulał i sprawiał, że wokół mojego serca rozlewało się przyjemne ciepło. Tak też było rzeczywiście. Niczego nam nie brakowało. Może nie żyliśmy jak bogacze, ale mieliśmy wszystko, czego nam trzeba na takim średnim poziomie.

Nie spodziewałam się, tego co zaszło

Maciek był przedstawicielem handlowym firmy farmaceutycznej, więc też sporo podróżował. Zawsze jednak przywoził mi jakiś drobiażdżek, co było bardzo miłe. Miałam bowiem poczucie, że myśli o mnie, o nas, o naszej rodzinie. Zaskoczyło mnie to, choć teraz z perspektywy czasu myślę, że mogłam zauważyć drobne symptomy już wcześniej. Już się zapewne domyślacie, o co chodzi… Maciek, mój kochany i jedyny mąż, zdradził mnie i to nie wiem, ile razy w sumie…

Któregoś razu wrócił z jednej z delegacji i nie rozpakował walizki. Zostawił ją jednak otwartą w łazience i poszedł spać. Wrócił bowiem bardzo późno. Gdy odstawiłam dzieci do przedszkola, poszłam do domu jeszcze trochę poogarniać wszystko, bo miałam akurat na drugą zmianę. Później dzieci odebrać miała babcia. Gdy zobaczyłam tą na wpół rozbebeszoną walizkę i usłyszałam chrapiącego w sypialni, męża, w pewien sposób mnie to rozczuliło. Postanowiłam więc, że mu pomogę i wrzucę, chociaż brudne rzeczy do prania. Rozpoznam przecież używaną odzież od świeżej.

Wkładałam jego ubrania do pralki, gdy nagle z wypadły mi z niej koronkowe, beżowe stringi. Najpierw pomyślałam, że kupił mi bieliznę, ale za chwilę dotarło do mnie, że nie mają metki, a gdy się im przyjrzałam, nosiły ślady użytkowania. Odrzuciłam je w kąt, jakby mnie parzyły. W tej chwili do łazienki wszedł zaspany Maciek. Uśmiechnął się do mnie, ale uśmiech zamarł mu na twarzy, gdy zobaczył, na co patrzę i zrozumiał wyraz mojej twarzy.

Dla niego to było nic

– To nie ma znaczenia, kochanie – usłyszałam po chwili. Popatrzyłam na niego z niedowierzaniem.

– Co nie ma znaczenia?

– Ta panienka… to taka przygoda na wyjeździe.

– I poszła do domu bez majtek?

– Najwyraźniej – zachichotał, jakby powiedział jakiś przedni dowcip. Potrząsnęłam głową z niedowierzaniem.

– Czy ty sobie jaja robisz?

– Robisz z igły widły… popiliśmy, bo było też integracyjne spotkanie i jakoś tak wyszło…

– Wyszło? Znaczy co? Szedłeś, potknąłeś się i ciach? – teraz już krzyczałam. Czułam… w sumie sama nie wiem, co czułam. Gniew? Obrzydzenie? Niedowierzanie? Chyba wszystko to po trochu.

Chyba wtedy dopiero dotarło do Maćka, że ja nie przyjmę tego z takim spokojem, jak on to usiłuje mi sprzedać.

– Uspokój się kochanie, przepraszam, to jednorazowy wybryk… – i próbował mnie przytulić, ale ja wybiegłam z łazienki, rozpłakałam się i poszłam na długi spacer. Po pracy napisałam do męża, że musi od dziadków odebrać dzieci, a ja będę później. Poszłam do Ewy, mojej przyjaciółki, pogadać. Potrzebowałam podzielić się myślami.

To jest chyba to wychowanie w małej miejscowości. Dziś wiem, że każdej innej kobiecie powiedziałabym, żeby brała nogi za pas i nie narażała siebie na kolejne cierpienia. To nie ona ponosi winę za to, że facet czuje potrzebę skoku w bok. To wyłącznie jego potrzeby.

Wstydziłam się, choć nie powinnam

Wtedy poszłam do Ewy zapłakana i opowiedziałam jej, co odkryłam i jak zareagował Maciek. Serce mi pękało.

– Kurczę, Alina, nie wiem, co ci doradzić… może to rzeczywiście jednorazowa historia?

– No ale jeśli nawet, czemu mam mu to darować?

– A co chcesz? W sądzie będziesz o tym opowiadać? Zaraz wszystkie ciotki i sąsiadki będą plotkować… no to ohydne, co zrobił, ale wiem, że niestety facetom się zdarza. Strasznie się boję, że Radek też może mi taki numer wywinąć.

Rozpłakałam się jeszcze głośniej i schowałam twarz w dłoniach. Czemu mnie to spotyka? – pomyślałam. Wstydziłam się na myśl, że miałabym obcym ludziom opowiadać o intymnych sprawach mojego związku.

Wróciłam do domu i przez kilka dni nie rozmawiałam z Maćkiem. On jednak sprawiał wrażenie, że rzeczywiście czuje skruchę. Wziął nawet urlop, by pobyć z rodziną i naprawić nasze relacje, jak mi powiedział. No a ja… durna baba… uwierzyłam. Mimo wszystko dalej go kochałam. Kilka miesięcy później była prawie powtórka z rozgrywki, choć trochę inna. Maciek nie zablokował telefonu i po naszym romantycznym, wieczornym uniesieniu, gdy dzieci już spały, poszedł do łazienki. Ja zaś zobaczyłam, że wyświetliła się wiadomość od Joli. Kliknęłam. I zobaczyłam zdjęcie… na którym była naga i rozkładała nogi w niedwuznacznej pozycji. Wiadomość głosiła: „nie mogę się doczekać następnego razu”. Następnego razu?!

Moje serce nieodwracalnie pękło

A przede wszystkim myślałam, że zwymiotuję. Dopiero co się kochaliśmy, szeptał mi do ucha czułe słowa… Maciek wrócił do sypialni i zobaczył mnie ze swoim telefonem w ręku.

Jakim prawem przeglądasz moje wiadomości – zaczął z pozycji siły.

– Samo się wyświetliło, a ty nie zablokowałeś klawiatury. Jolcia nie może się ciebie doczekać – i rzuciłam w niego telefonem, ale nie trafiłam i ten odbił się od ściany z dźwiękiem, który raczej świadczył, że już sobie z niego nie skorzysta. Miałam to gdzieś.

– Mężczyzna ma swoje potrzeby… – zaczął i wzruszył ramionami.

– Ma… co? Czy ty siebie słyszysz? – miałam wrażenie, że mówi to obcy człowiek, a nie mój ukochany mąż. – Mówiłeś, że tamta historia to jednorazowa rzecz! Kłamałeś!

– Nie, no wtedy było tylko raz. Nie spotykam się z nimi więcej, są w sam raz na raz – zabrakło mi tchu w piersi. To ile było tych jednorazówek? Nie chciałam wiedzieć.

Nie chciałam krzyczeć, żeby nie obudzić dzieci, ale miałam najgroźniejszy szept, jaki można sobie wyobrazić. Nie pamiętam nawet, co mu powiedziałam. Na pewno jednak kazałam się spakować i wynosić do jednej z jednorazowych panienek. W przyszłym tygodniu składam pozew o rozwód. Przeszło mi wstydzenie się – to nie ja powinnam się wstydzić, a on. Zrobił z naszego małżeństwa farsę. Jego ukochani kolesie na bank mieli niezły ubaw, jak to żonkę potrafi udobruchać prezencikami, a sam fika na boku, ile chce. Skończyło się!

Alina, 36 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama