„Moje małżeństwo było jak pole minowe, każde słowo groziło awanturą. Gdy zrozumiałam, gdzie leży problem, było za późno”
„Irytowało mnie zachowanie męża. Przez cały dzień go nie było i nawet nie raczył napisać krótkiego SMS-a. «Więc tak ma wyglądać małżeńskie życie?» – myślałam, chodząc w kółko po pokoju”.

Dochodziła dwudziesta pierwsza. Deszcz nieprzerwanie bębnił o szyby, a zmierzch powoli ogarniał wszystko wokół. Chciałam skupić się na układaniu książek na półkach, ale nie mogłam przestać myśleć o tym, co wydarzyło się niemal dwa lata temu.
Coś się popsuło
Codziennie próbuję sobie tłumaczyć, że nie mogę cofnąć czasu, ale te wspomnienia wciąż do mnie wracają. Ta sobota jest dla mnie jak żywa i pamiętam każdy jej szczegół. Po przebudzeniu, jak zwykle, Jurek od razu powlókł się do komputera. Kiedy w końcu wygrzebałam się spod kołdry i zaproponowałam, żebyśmy zjedli razem śniadanie, nawet nie odwrócił głowy. Burknął tylko „spoko”, co kompletnie wyprowadziło mnie z równowagi.
Kręcąc się po kuchni, głowiłam się nad tym, co może być tak fascynującego w sieci, że nawet podczas weekendu trzeba siedzieć przyklejonym do monitora. Zdenerwowana, huknęłam drzwiczkami od szafki i rzuciłam patelnię na kuchenny blat. Chciałam, żeby dotarło do niego, jak bardzo jestem zła.
Za każdym razem, gdy toczyliśmy rozmowę, wspominałam mu, jak bardzo cenię sobie nasze leniwe soboty. Śniadanie w domowym zaciszu, kawa na tarasie, potem wspólna kąpiel i czułe igraszki… Ale nie upłynęły jeszcze dwa lata od momentu, gdy złożyliśmy sobie przysięgę małżeńską, a te piękne momenty rozpłynęły się niczym sen.
Byłam wściekła
Teraz mój mąż od świtu siedział wpatrzony w ekran swojego laptopa z pracy.
– Śniadanie na stole – krzyknęłam, licząc, że mąż przyjdzie, zanim jajecznica będzie zimna.
– Skarbie, mogłabyś przynieść mi to do pokoju? Mam coś ważnego do zrobienia – usłyszałam jego odpowiedź.
– No chyba nie mówisz poważnie – burknęłam.
Za moment przyszedł jednak do kuchni, ale teraz to on miał focha.
– Wielkie dzięki – mruknął bez entuzjazmu, łapiąc za talerz.
Tylko westchnęłam i ruszyłam się wykąpać. Po powrocie z łazienki zorientowałam się, że mój mąż gdzieś zniknął. Znalazłam za to na kuchennym blacie pospiesznie napisaną karteczkę: „Jadę na działkę do Konrada. Do zobaczenia wieczorem. J”.
Poczułam zawód. „Nawet go nie obchodzi, co ja chciałam dzisiaj robić” – pomyślałam z irytacją. Planowałam się wybrać do centrum handlowego, może też zajrzeć do Ikei, zobaczyć coś nowego do domu, ale samotne wypady już mnie nie kręcą. „Mam po dziurki w nosie taszczenia zakupów sama, kiedy on każdy weekend spędza z kumplami” – stwierdziłam stanowczo.
Miałam tego dość
Zadzwoniłam do Beaty, która jest moją najbliższą przyjaciółką, i po godzinie przemierzałyśmy ulice jej samochodem. Wróciłam do mieszkania około dwudziestej, ale mojego męża wciąż nie było. Odgrzałam zupę i rozłożyłam się wygodnie przed telewizorem, jednak nie mogłam się skupić na oglądaniu.
Irytowało mnie zachowanie męża. Przez cały dzień go nie było i nawet nie raczył napisać krótkiego SMS-a. „Więc tak ma wyglądać małżeńskie życie?” – myślałam, chodząc w kółko po pokoju. Co chwilę spoglądałam to na ekran telewizora, to na wejściowe drzwi.
Kiedy dochodziło wpół do dziesiątej wieczorem, ledwo powstrzymywałam się od wściekłości. Myślałam tylko o tym, jak świetnie bawią się faceci na działce u Konrada. Na bank odpalili już grilla, opróżniają kolejne butelki schłodzonego piwa, a może nawet zaprosili do towarzystwa jakieś dziewczyny z sąsiedztwa.
Nie miał czasu
Kiedy w końcu pojawił się w domu, natychmiast zaczęłam na niego krzyczeć. Wyrzuciłam z siebie wszystko, co mnie bolało. Wykrzyczałam, że mam po dziurki w nosie jego durnych przyjaciół, że nie chcę już tak żyć i że jestem u kresu wytrzymałości. Przypomniałam mu nawet o nieumytej łazience. Jurek patrzył na mnie ze smutną miną, jakby kompletnie nie rozumiał moich pretensji. W końcu wymamrotał coś o strasznym zmęczeniu i położył się na kanapie.
Kolejnego dnia coś we mnie drgnęło i pomyślałam, że te ciągłe sprzeczki o drobiazgi są bez sensu. Założyłam uroczą jedwabną koszulkę i ruszyłam obudzić męża. Taki sposób rozpoczęcia dnia spodobał się nam obojgu. Gdy wreszcie wstaliśmy, Jurek wyczarował nam śniadanie, które spożyliśmy wspólnie na tarasie.
– Przepraszam za wczoraj, ale nie kumam, dlaczego tak się denerwujesz. Lubię się spotkać ze znajomymi – powiedział.
– Może faktycznie za ostro zareagowałam – odpowiedziałam z westchnieniem i zaproponowałam wyjście do lasu. – A może byśmy się przeszli i zjedli obiad w knajpie? – zapytałam.
– Dzisiaj odpada. Muszę przeanalizować kilka papierów, bo jutro mam ważne spotkanie – odpowiedział.
– Racja, zawsze można kiedy indziej… – wymamrotałam cicho, zbierając talerze ze stołu.
Ciągle się kłóciliśmy
– Nie dąsaj się tak – chciał załagodzić sytuację, ale od razu zareagowałam.
– Nie dąsam się wcale, tylko jest mi przykro. To, co jest między nami, przypomina raczej mieszkanie ze znajomym niż prawdziwe małżeństwo. Ty non stop siedzisz z kumplami albo w robocie, podczas gdy ja ogarniam dom i proszę o odrobinę zainteresowania – rzuciłam ze złością, ruszając do wyjścia.
Powstrzymałam łzy, nie chcąc po raz kolejny okazać, jak głęboko dotknęła mnie jego odpowiedź. Zadzwoniłam do siostry i zaplanowałyśmy wspólny obiad w restauracji i relaks przy kawie. Po powrocie zastałam pusty dom – Jurek zostawił tylko krótką notatkę na serwetce, informując, że jest na basenie i pojawi się koło dwudziestej. „Kolejny wieczór sama w mieszkaniu” – pomyślałam ze smutkiem.
Zajęłam się przeglądaniem czegoś w komputerze. Nie miałam ochoty na rozmowę. Po kolacji Jurek dał mi buziaka i zasugerował, żebyśmy razem wzięli kąpiel, ale mruknęłam, że muszę obejrzeć nowy odcinek serialu i schowałam się w sypialni. W nocy nie spaliśmy razem – on został na kanapie w pokoju, podczas gdy ja leżałam sama w sypialnianym łóżku.
Robił ze mnie służącą
Wstaliśmy w poniedziałkowy poranek z poślizgiem.
– A niech to licho, akurat dziś musiało się tak zdarzyć – marudził Jurek, nerwowo przetrząsając szafę w poszukiwaniu krawatu. – Słuchaj, nie widziałaś może gdzieś mojego szarego garnituru?
– Rany, kompletnie zapomniałam go odebrać w zeszły piątek z czyszczenia – odpowiedziałam przepraszającym tonem.
– Na miłość boską, wysłałem ci SMS-a, żeby nie zapomnieć! Pracujesz dosłownie obok tej pralni, jak można mieć problem z zapamiętaniem jednej rzeczy?! – krzyczał. – Teraz nie mam w czym iść!
– Przepraszam bardzo, ale nie zatrudniłeś mnie jako osobistej asystentki od ubrań – odpowiedziałam zdenerwowana.
Ledwo panując nad sobą, założył dżinsy i sztruksową marynarkę. Niedługo później odkrył, że zabrakło mleka do kawy, co doprowadziło do następnej kłótni.
– Znowu nie ma nic w lodówce, nawet nie mogę wypić kawy przed wyjściem – narzekał, poprawiając włosy w pośpiechu.
– Trzeba było iść na zakupy razem ze mną w weekend, a nie siedzieć u Konrada na działce – odpowiedziałam.
– Przyszykuj mi jedną kanapkę. Zaraz się spóźnię – zwrócił się do mnie.
– Zapomnij, sama ledwo wyrabiam. Przestań zachowywać się jak przedszkolak i sam sobie zrób – warknęłam.
– Żeby ci stanęło w gardle. Do widzenia – syknął mąż, chwytając swoją aktówkę z dokumentami.
Nie wybaczyłam sobie
Niedługo dotarł do mnie odgłos zamykanych drzwi i nagle zrobiło się zupełnie pusto. Po dwóch godzinach dostałam wiadomość, że Jurek miał wypadek podczas jazdy samochodem do firmy. Mimo starań lekarzy, nie przeżył.
Minęły już niemal dwa lata od tego tragicznego weekendu, ale wciąż mi się wydaje, że lada moment usłyszę jego znajomy, ciężki chód na schodach. Że zaraz pojawi się w drzwiach. Jest wiele rzeczy, których żałuję, ale najbardziej doskwiera mi świadomość, ile cennego czasu zmarnowaliśmy na głupie kłótnie. Zamiast doceniać wszystko to, co piękne w naszej relacji, traciliśmy energię na bezsensowne spory o drobiazgi.
Patrzę na bransoletkę od Jerzego – ślubny podarunek z naszej pierwszej wspólnej podróży – i zastanawiam się, co bym zrobiła wiedząc, że zostało nam tak niewiele czasu…
Dziś wiem, że powinniśmy przeżywać każdy moment tak, jakby był ostatni. Szkoda, że zrozumiałam to dopiero teraz. Jest tyle rzeczy, które chciałabym mu jeszcze powiedzieć. Nie zawsze byłam żoną, o jakiej marzył, ale darzyłam go ogromnym uczuciem. Chcę wierzyć, że zdawał sobie z tego sprawę.
Dominika, 36 lat
Czytaj także:
„Rodzina myśli, że jestem nieszczęśliwa, bo nie mam faceta. Nie wiedzą, ile życiowych problemów mnie dzięki temu omija”
„Gdy wyjechałem za granicę do pracy, żona zaczęła się dziwnie zachowywać. Jej tajemnica po prostu zwaliła mnie z nóg”
„Poświęciłam życie córce, a ona woli jechać na urlop, niż odwiedzić starą matkę. Wstydzę się tego, jak ją wychowałam”

