„Moje dzieci zawsze dziwnie zachowywały się po wizycie u teściowej. Teraz już wiem, do czego ich zmuszała”
„Wzruszył ramionami i uznał, że przesadzam, że to moja kolejna matczyna paranoja. Nie drążyłam. Ale w środku już wiedziałam, że muszę się przekonać sama. I że jedynym sposobem jest przyjrzeć się temu z bliska. Tylko jak? Wtedy do głowy przyszło mi coś, co długo wydawało mi się przesadą”.

- Redakcja
Zawsze cieszyłam się, że dzieci mają kontakt z babcią. Wydawało mi się, że to ważne – budować rodzinne więzi, przekazywać tradycje, wspólnie piec ciasteczka. Dlatego nigdy nie robiłam problemu, gdy teściowa zapraszała dzieci na weekend. Wręcz przeciwnie – pakowałam plecaki, dopytywałam, co mają zabrać, i machałam im na pożegnanie z uśmiechem. Ale od jakiegoś czasu coś zaczęło mnie niepokoić. Po powrotach z tych wizyt moje dzieci były inne – ciche, rozdrażnione, czasem wręcz wystraszone. Początkowo zrzucałam to na zmęczenie. Dziś już wiem, że to nie było zmęczenie.
Zmiany po weekendzie
– Jak było u babci? – spytałam, gdy tylko dzieci wysiadły z samochodu teściowej.
Starszy syn, Michał, wzruszył ramionami. Ola, moja ośmioletnia córeczka, spojrzała na mnie, jakby się czegoś bała. I to był pierwszy raz, kiedy nie rzuciła mi się na szyję po powrocie. Zamiast tego od razu pobiegła do swojego pokoju.
– Nie było źle – mruknął Michał, ale jego ton nie był zbyt przekonujący. Stał z rękami w kieszeniach, nie patrząc mi w oczy.
Początkowo zrzuciłam ich zachowanie na zmęczenie. Przecież trzy dni u babci to sporo jak na dzieci. Może się pokłócili, może nie mogli spać. Jednak przez kolejne dni nic się nie zmieniało. Ola spała z włączoną lampką, choć wcześniej tego nie potrzebowała. Michał stawał się coraz bardziej drażliwy, odpowiadał półsłówkami. Kiedy zapytałam, czy coś się stało, wzruszył ramionami i wyszedł z pokoju.
Następny weekend spędziliśmy razem w domu. Wszystko wróciło do normy – śmiech, wygłupy, wieczorne planszówki. Michał śmiał się głośno, Ola przytulała się do mnie, zasypiając. Zaczęłam mieć wrażenie, że coś jest nie tak z samą wizytą u teściowej. Coś tam się działo. Coś, czego nie rozumiałam.
Ale przecież to niemożliwe... To tylko moja nadopiekuńczość, prawda? Może się czepiam. Może po prostu jestem przewrażliwiona? Ale w środku już czułam – coś tu nie grało.
Dzieci zbywały to milczeniem
– Olu, co robiliście z babcią? – zapytałam spokojnie, gdy jadłyśmy kolację tylko we dwie. Michał był u siebie w pokoju, a ja chciałam w końcu coś usłyszeć.
Dziewczynka spojrzała na mnie niepewnie i wzruszyła ramionami.
– Nic... oglądaliśmy bajki. Babcia kazała siedzieć cicho.
– Kazała? Dlaczego? – dopytałam zaskoczona.
– Bo tak. Bo ją bolała głowa – odpowiedziała szybko i spuściła wzrok. – Mamo, mogę już wstać od stołu?
Zgodziłam się, ale coś mnie tknęło. Po chwili poszłam do pokoju dzieci i zapytałam Michała:
– Synku, co robicie u babci, że wracacie tacy zmęczeni?
– A co mamy robić? – odburknął. – Siedzimy w domu, czasem pomagamy babci. Ola myje podłogi, ja wyprowadzam jej psa i składam pranie.
– Ola myje podłogi?! Przecież ma dopiero osiem lat!
– No i co z tego? Babcia mówi, że ma się uczyć życia, a nie siedzieć jak księżniczka.
Zamurowało mnie. Nie chodziło o zabawę. Nie było ciasteczek, gier, bajek. Zamiast tego – sprzątanie i rozkazy. I cisza. „Babcia kazała siedzieć cicho”… Co to miało znaczyć? Nie chciałam rzucać oskarżeń bez dowodów, ale coś było nie tak. Dzieci nie kłamały, po prostu nie umiały powiedzieć wprost, co je męczyło. I chyba nie chciały. Ale dlaczego? Zaczęłam uważniej przyglądać się wszystkiemu.
To nie była troska
Dopiero teraz zauważyłam, że teściowa zaprasza dzieci zawsze wtedy, gdy wiedziała, że jestem zajęta. Gdy miałam delegację, gdy jechaliśmy z mężem na wesele znajomych, gdy byłam umówiona na badania. Nigdy nie proponowała, żeby zabrać je do kina, na lody czy spacer po parku. Zawsze – „przywieziesz ich w piątek po południu i odbierzesz w niedzielę wieczorem?”. Jakby zależało jej, żeby nie było mnie w pobliżu.
Zaczęłam się z tego tłumaczyć. Wymyślałam powody, żeby dzieci nie jechały. Michał to rozumiał. Ola pytała:
– A dlaczego babcia nie może do nas przyjechać?
Nie wiedziałam, co odpowiadać. Mój mąż zbywał moje obawy machnięciem ręki.
– Przecież to przesada. Mama dobrze je wychowała. Ty byś chciała, żeby dzieci całe życie miały z górki?
– Ale one wracają od niej dziwne – broniłam się. – Nie mówię, że mam twoją mamę za potwora, tylko... coś jest nie tak.
Wzruszył ramionami i uznał, że przesadzam, że to moja kolejna „matczyna paranoja”. Nie drążyłam. Ale w środku już wiedziałam, że muszę się przekonać sama. I że jedynym sposobem jest przyjrzeć się temu z bliska. Tylko jak? Wtedy do głowy przyszło mi coś, co długo wydawało mi się przesadą. Ale w tamtej chwili nie widziałam innej drogi.
Nagranie, które wszystko zmieniło
Na początku chciałam po prostu pojechać z nimi. Zostawić auto kilka ulic dalej i udawać, że mnie nie ma. Ale wiedziałam, że teściowa byłaby wtedy czarująca – herbatki, puzzle, spacery. Jakby czytała z kartki scenariusz idealnej babci. Potrzebowałam czegoś więcej. Czegoś, co pokaże, co dzieje się wtedy, gdy nikt nie patrzy.
Kupiłam tanią kamerę, malutką, mieszczącą się w pluszowym misiu. Włożyłam ją do zabawki Oli. Wiedziałam, że nie zrozumie, nawet jeśli to zobaczy – była zbyt mała. Powiedziałam jej tylko, żeby nie dawała misia babci, tylko trzymała przy sobie. Michał nic nie wiedział. Nie chciałam go mieszać.
Weekend minął w dziwnej ciszy. Niby wszystko jak zwykle – przywiozłam dzieci, pożegnałam się z lekkim uśmiechem. Ale przez cały czas serce waliło mi jak młot. Kiedy po ich powrocie zostałam sama, natychmiast wyjęłam kamerę. Nie spodziewałam się, że obejrzę coś aż tak brutalnego w swojej zwyczajności. Krzyki. Rozkazy. Szyderczy śmiech teściowej, gdy Ola prosiła, żeby już nie szorowała kafelków. Gdy Michał mówił, że boli go głowa, usłyszał:
– W tyłkach wam się poprzewracało od tego dobrobytu!
Patrzyłam, jak moje dzieci się kurczą, słuchając tych słów. Jakby gasły. Nie chciałam wierzyć, ale nie mogłam już odwrócić wzroku.
Ja tego tak nie zostawię
Zadzwoniłam do męża jeszcze tego samego wieczoru. Był u siostry, nie chciałam czekać. Głos mi się łamał, ale mówiłam spokojnie:
– Musimy porozmawiać. Chodzi o twoją mamę.
– Co znowu? – westchnął zniecierpliwiony.
– Mam nagranie. Widziałam, jak traktuje nasze dzieci. Michał boi się jej odezwać, Ola szoruje kafelki na kolanach. Widziałam wszystko.
– Co ty wygadujesz? – wybuchł. – Nagrywałaś moją matkę?
– Nagrałam. Z miłości do dzieci. Bo wracały stamtąd wystraszone i ty miałeś to gdzieś.
Przyjechał szybciej, niż się spodziewałam. Z niedowierzaniem patrzył, jak uruchamiam nagranie. Nie odezwał się ani słowem. Siedział ze ściśniętą szczęką, dłońmi zaciśniętymi na kolanach. Dopiero po wszystkim powiedział cicho:
– Nie znałem jej takiej.
– Ale dzieci znały. I nie miały odwagi ci powiedzieć.
Po tej rozmowie pojechał do swojej matki sam. Wrócił późno, bez słowa. Nie spytałam, co się wydarzyło. Michał zapytał, czy już nigdy nie pojadą do babci. Odpowiedziałam:
– Jeśli nie będziecie chcieli, to nie.
A oni tylko skinęli głowami. Dzieci odzyskiwały spokój bardzo powoli. Ola znowu zaczęła się śmiać. Michał żartował przy kolacji. Ale coś w nich zostało na zawsze. Jakiś cień. I żal, że nie zareagowałam wcześniej.
Nie zostawię ich samych
Czasami patrzę, jak Ola śpi z misiem w objęciach i czuję ukłucie winy. Nie za to, że ją wtedy nagrałam. Za to, że pozwoliłam jej tam jeździć tak długo. Za to, że przez tyle weekendów wierzyłam, że „babcia wie lepiej”, że przesadzam, że to moje matczyne lęki. Prawda była taka, że ja po prostu chciałam wierzyć, że dzieci są bezpieczne. Bo to łatwiejsze, niż przyznać, że coś złego może dziać się tuż pod moim nosem.
Mój mąż długo milczał. W końcu powiedział, że potrzebuje czasu. Że nie wie, co teraz myśleć o własnej matce. Ale od tamtej rozmowy ani razu nie zaproponował, żeby dzieci do niej pojechały. I chyba właśnie to było jego „przepraszam”. Ola już nigdy nie wspomniała o babci. Michał kiedyś zapytał, czy ona była zła.
– Myślę, że była bardzo zagubiona. I nie potrafiła kochać tak, jak dzieci tego potrzebują – odpowiedziałam po dłuższej chwili.
Od tamtego czasu jestem wyczulona na wszystko. Może nawet za bardzo. Ale wolę być czujna niż ślepa. Nie wiem, czy dzieci w pełni zapomną. Ale wiem jedno – już nigdy nie zostawię ich samych. Z nikim. Bo to nie świat uczy dzieci, czym jest bezpieczeństwo. To my, rodzice, mamy obowiązek je chronić. Nawet wtedy, gdy tym zagrożeniem okazuje się ktoś z rodziny.
Joanna, 37 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Poszłam z teściową na grzyby, bo chciałam pokazać jej, kto tu rządzi. Zamiast szacunku zarobiłam traumę do końca życia”
- „Kochałem moją żonę, ale kotlety schabowe teściowej jeszcze bardziej. W końcu wpadłem przez słoik z zupą pomidorową”
- „Teściowa każdym słowem gasiła mnie jak świeczkę. Gdy upokorzyła mnie i mój sernik dyniowy, w końcu nie wytrzymałam”

