„Moje dzieci mają oczy po mężu, teściu i szwagrze. Na szczęście mężczyźni z tej rodziny są podobni jak krople wody”
„Z Jankiem nie najlepiej się między nami układało, ale mimo wszystko zawsze starałam się doskonale wyglądać dla męża i być dobrą, zaradną żoną. Najbardziej brakowało mi jednak emocji, które przynosiły mi kiedyś ogniste spojrzenia innych mężczyzn”.

- listy do redakcji
Z natury jestem nakierowana na łowienie i zdobywanie. Gdy spodoba mi się jakiś mężczyzna, nie potrafię się powstrzymać w akcji. Moja mam powiedziała kiedyś, że kobiety takie jak ja inni przeklinali i wywozili z wioski na taczce gnoju jak Jagnę z „Chłopów”…
Przyjaźniłam się częściej z chłopakami
Bawiłam się lalkami i tworzyłam z nimi scenki jak to dziewczynka, ale nawet wtedy miałam poczucie, że tak jak z zabawkami, powinnam panować nad mężczyznami w okolicy. Wszystko przez to, że obserwowałam, jak żyje moja matka. Była bardzo ładna, ale prawie zawsze smutna, zrezygnowana i zabiegana. Nie robiła tego wcale dla mnie.
Najczęściej widziałam ją jako przegraną kobietę. Oczywiście nie chciałam, żeby rodzice się rozeszli, ale z drugiej strony nie mogłam zrozumieć jej poświęcenia dla ojca. Była dla niego jak posłuszna gosposia, która non stop mu usługuje i nadskakuje. Nigdy nie zachowywała się radośnie i spontanicznie. Żyła jak typowa szara myszka, choć miała w sobie i piękno, i potencjał, by stać się kimś więcej.
Gdy podrosłam, było widać, że odziedziczyłam urodę mamy, wzrost taty, a charakter? Trudno powiedzieć. Już wtedy przyciągałam wzrok mężczyzn. Dojrzewałam dość szybko, wyróżniając się wśród koleżanek. Na dodatek nie stroniłam od podkreślania moich kobiecych cech.
Moja matka próbowała mnie odwieść od ubierania się w dopasowane ubrania, malowania się i kręcenia biodrami, biadoląc, że to ściągnie na mnie nieszczęście. Teraz wiem, że może nie do końca miała rację, ale i ja przesadzałam ze swoim zachowaniem. Niemniej jednak takie są błędy młodości i rozpoznajemy je dopiero po pewnym czasie. Ja uznawałam wtedy, że lepiej przesadzić, niż wyglądać jak ostatnia oferma.
Poznałam Janka na wiejskich dożynkach
Uwielbiałam być duszą towarzystwa, ale za to nie miałam szczególnie bliskich przyjaciół. Często otaczał mnie wianuszek chłopaków, bo dziewczyny z góry uznawały mnie za konkurencję i nie chciały się kumplować. Nie działo się to bezpodstawnie, ponieważ jak na złość ciągle kierowałam uwagę na najnowszych chłopaków otaczających mnie koleżanek. Stawiałam ich sobie za cel. Zazwyczaj nawet mi się nie podobali, ale chciałam zobaczyć, czy byliby gotowi porzucić dla mnie aktualną partnerkę. Uznawałam to za sport i dobrą zabawę. Zawsze się udawało, wygrywałam. Dopiero gdy poznałam chłopaka, który był moim przyszłym mężem, coś się zmieniło.
Pewnej niedzieli wstałam rano i dałam się namówić mamie na wyjście do kościoła. Podobno to była jakaś ważna okazja, dożynki, święto, więc nie protestowałam. Nie szykowałam się do wyjścia tak jak zwykle. Wystarczyło, że przez pozostałe sześć dni dbałam aż nazbyt i wygląd. Niedziela to był czas odpoczynku, a mieli mnie otaczać sami starsi ludzie, więc i tak nie było po co się nad tym zastanawiać.
Na miejscu zaczął działać mój szósty zmysł, czyli wykrywacz przystojnych facetów w okolicy. Zwróciłam uwagę na wspaniałego ministranta, który przyglądał mi się z ciekawością. Nie próbowałam go zachęcać, nie uwodziłam wzrokiem, to było coś innego. Czułam się, jak gdyby przeszywał mnie spojrzeniem, ale zupełnie inaczej niż zwykle robili to inni. Na dodatek miałam pełną świadomość tego, że nie mam makijażu, włosy są związane w kucyk, a ubrana jestem najbardziej szary sweter i spodnie, jakie znalazły się w mojej szafie. A mimo to on wciąż na mnie patrzył.
Po mszy zaczepił mnie, przedstawił się jako Janek i powiedział:
– Chyba chodzimy do tej samej szkoły, ale nie byłem pewien – zaczął.
– To dlatego, że przyszłam do kościoła? – zapytałam półżartem.
– Nie, raczej dlatego, że pierwszy raz widzę cię w takim wydaniu. Wyglądasz zupełnie inaczej i bardzo ładnie… – wyznał szczerze.
Te słowa mnie przekonały
Szybko zaczęliśmy ze sobą chodzić, byliśmy razem niecały rok, gdy postanowiliśmy się pobrać. Wyszłam za mąż, mając zaledwie 19 lat. Niedługo potem na świat przyszedł nasz synek, Oliwier. Z Jankiem nie najlepiej się między nami układało, ale mimo wszystko zawsze starałam się doskonale wyglądać dla męża i być dobrą, zaradną żoną. Najbardziej brakowało mi jednak emocji, które przynosiły mi kiedyś ogniste spojrzenia innych mężczyzn.
Mąż pracował w rodzinnej firmie stolarskiej razem ze swoim ojcem. Mieszkaliśmy u rodziców Janka, mają dla siebie piętro ich domu. Cała działka miała przypaść Jankowi w spadku, a jego siostra już wcześniej wyjechała na stałe do Niemiec i tam znalazła męża. Rzadko odwiedzała rodziców i nas.
Za to ojciec Janka, Stanisław, był cały czas w naszym otoczeniu. To był prawdziwy mężczyzna jak się patrzy. Z tego, co słyszałam z parteru nocami, było czego zazdrościć teściowej… Gdy patrzyłam na mojego Janka, widziałam jakby połowę teścia. Ani tak męski, ani tak czarujący, bogaty.
Doszło do tego, że śniłam o teściu i marzyłam, żeby znaleźć się z nim w jednym łóżku. Te myśli skłoniły mnie do częstszego noszenia lekkich szlafroków i piżamek po całym domu. Szłam tak po poranną kawę albo robiłam rodzinne śniadanie. Stanisław też wstawał najwcześniej i mogliśmy w kuchni na spokojnie porozmawiać. A było o czym, bo mieliśmy wiele wspólnych tematów. Ponad 20 lat różnicy zniknęło już dawno z naszych głów, odkąd mieszkaliśmy razem. Pewnego dnia, gdy wylałam na siebie szklankę wody od dekoltu w dół, mając na sobie tylko cienką koszulę nocną, coś się między nami stało.
Teść w końcu wylądował ze mną w jednym łóżku. Owocem tej przygody była córeczka, Stefania. Nie było sensu przyzwać się mężowi, że mała nie jest jego córką, tylko przyrodnią siostrą. Po co miałabym to robić? Teść wcale nie chciał powtarzać tego schematu. Długo nie wiedział, że Stefcia jest jego córką, a nie wnuczką. Dopiero gdy zobaczył jej znamię, które po nim odziedziczyła, domyślił się prawdy. Janek i jego matka o niczym nie wiedzieli i się nie domyślali.
Próbowałam jeszcze kilka razy zaciągnąć teścia do łóżka, ale on stanowczo się sprzeciwiał. Zamiast tego skupił się na swojej żonie, kierując na nią całą uwagę. Jak gdyby chciał odpokutować za tamto. Wiedziałam, że nie jestem mu obojętna, ale jednak omijał mnie z daleka.
Dostrzegł mnie szwagier
Gdy Stefania miała już prawie roczek, przyjechała do nas siostra Janka, Marcelina z mężem. Wyszła za mąż za Hansa jakieś sześć lat temu, ale nie mieli wciąż dzieci. Trochę mnie to zaskoczyło, jak również fakt, że nie dało się wyczuć żadnego uczucia czy chemii między nimi. Szwagier całkiem dobrze radził sobie po polsku, bo poza żoną, miał wśród swoich pracowników sporo Polaków.
Miło było na niego patrzeć – dbał o swoje włosy, twarz, ubranie, sylwetkę. Pachniał eleganckimi perfumami i miał dobre maniery. Niemal natychmiast pozazdrościłam siostrze męża i mimowolnie skupiłam swój instynkt łowcy na przystojnym szwagrze. Mąż był niczym drewno, przy którym pracował, a szwagier jawił mi się niczym stalowy posąg.
Zauważyłam, że szwagierka straciła chyba nadzieję na dobre widoki na dalsze pożycie z mężem. Słyszałam też, jak skarżyła się matce, że jej mąż najprawdopodobniej nie może mieć dzieci, ale wciąż nie chce się o tym upewnić u lekarza. Szczerze jej współczułam, ponieważ jako matka dwójki maluchów, marzyłam nawet o trzecim, a tu taki pech… Mój mąż nie narzekał na mnie w łóżku, tylko mnie nudziły już nasze schematyczne igraszki i chyba tylko dlatego nic nie wychodziło z naszych starań.
Pewnego razu Hans przyszedł do naszej części domu, gdy karmiłam córkę piersią. Zamiast jednak się zawstydzić, spojrzałam na niego pewna siebie i zaczęłam z nim rozmawiać.
– Hans, naprawdę myślę, że z Marceliną macie dużo szczęścia przed sobą... – rozpoczęłam.
Szwagier dalej mi się przyglądał.
– Niestety nie mam tyle szczęścia, co twój mąż. Ma dwoje wspaniałych dzieci, piękną żonę… – powiedział. – Mógłbym się z nim zamienić…
Milczałam w odpowiedzi. Skończyłam karmienie, odłożyłam córkę do spania i wtedy wróciłam do rozmowy. Byliśmy sami. Podeszłam bliżej i zajrzałam mu w oczy.
– Zanim się zamienisz, może spróbujesz, czy na pewno by ci się podobało.
Szwagier bez wahania przyciągnął mnie do siebie i pocałował. Staliśmy tak objęci, a potem przenieśliśmy się do sypialni. To było szybkie i krótkie, ale czułam się doskonale. Właśnie to było mi potrzebne! Znów poczułam się pożądana, piękna, doceniona… Może to właśnie sprawiło, że akurat to zbliżenie skończyło się ciążą. W końcu chciałam trzeciego dziecka, a teraz miałam je z Hansem. Ale wciąż wszystko zostało w rodzinie…
Szwagier coś podejrzewa
Moja córeczka Krysia to żywe srebro o błękitnych oczach i blond włosach. Wygląda jak nie z tego… kraju, mimo że dzieci wokół są dość podobne. Ma w sobie coś przenikliwego i obcego. Nie wiem, czy mój mąż patrzy na córkę inaczej, widząc, że nieco różni się od swojego rodzeństwa. Nie mam zamiaru mu tego mówić, bo choć szukam wrażeń poza małżeństwem, nie planuję się rozstawać. Tak właśnie wygląda miłość według mnie.
Szwagierka i jej mąż odwiedzili nas ponownie dopiero na kolejne święta. Gdy Hans zobaczył Krysię, stanął jak słup soli. Czyżby mu kogoś przypominała? A może wyglądała jak jego siostra, matka? Kto wie.
– Niesamowita ta sprawa z genami dzieciaków, to pewnie po dziadkach! – zaśmiałam się na powitanie, gdy Hans znów odwiedził mnie na naszym piętrze. Być może chciał zadać pytanie o prawdziwego ojca Krystynki.
Jednak nie zadał. Może cieszył się, że na świat przyszła jego córka, a może tylko mi się wydawało. Taką mam nadzieję i liczę też na to, że nie stracę mojej wspaniałej rodziny.
Alicja, 28 lat
Czytaj także:
„Wystarczyła chwila zapomnienia, by na teście zakwitły dwa paski. Mąż mnie znienawidzi, gdy dowie się, kto jest ojcem”
„Mąż wydaje na gry komputerowe, a ja nie mam na buty dla dzieci na wiosnę. Wstyd mi, że wyszłam za takiego darmozjada”
„Byłam przykładną żoną, aż zadzwonił mój kochanek z młodości. Z gorących wspominek dostanę pamiątkę za 9 miesięcy”