Reklama

Samotne poranki zaczęły się od pojedynczych dni. Najpierw Klara po prostu coraz częściej zasypiała przy laptopie, kończąc raporty, potem dochodziły wieczorne wideokonferencje, a w końcu – wyjazdy. Niby krótkie, ale było ich tyle, że mieszkanie częściej należało tylko do mnie. A ja milczałem. Co miałem powiedzieć?

Kiedyś byłem bardziej wygadany. Kiedyś… zanim poczułem, że w naszym małżeństwie już dawno ktoś odciął dopływ ciepła. Byłem projektantem UX, pracowałem z domu. Spokój i cisza pomagały mi się skupić, ale z czasem ta cisza zaczęła mnie pożerać. Klara znikała z kalendarza mojego życia, zostawiając po sobie tylko niedojedzone sałatki w lodówce i lakoniczne wiadomości na blacie typu: „Jadę na szkolenie. Wracam w piątek”.

Z sąsiadką, Niną, mijałem się najpierw na schodach. Miała ten specyficzny rodzaj urody, która nie próbowała się podobać, a i tak przyciągała. Była mężatką. Jej mąż, Hubert to typ karierowicza – głośny śmiech, modne auto, rzadko bywał w domu. Ona zwykle chodziła sama. Czasem z torbą z zakupami, czasem z kubkiem kawy, czasem z jakimś przemykającym przez twarz smutkiem. Pozdrawialiśmy się zdawkowo. Później doszedł uśmiech i krótkie rozmowy:

Znowu samotny wieczór? – zapytała pewnego wieczoru, mijając mnie przy skrzynkach.

– Żona w delegacji – odpowiedziałem krótko, jakby to miało znaczenie.

Zaczęliśmy rozmawiać. O codziennych sprawach. O pogodzie. O tym, że klatka schodowa cuchnie kapustą. O tym, że czasem dobrze się nie odzywać do nikogo przez cały dzień. Klara wracała i wyjeżdżała, Nina zostawała. Ja stawałem się dla niej coraz bardziej widoczny, a ona… ona dla mnie była lustrem, w którym widziałem nie tylko siebie – ale też to, czego mi brakowało.

Oboje byliśmy samotni

– Wpadniesz na herbatę? – zapytała Nina pewnego wieczoru, kiedy wracałem z paczką do domu.

Stanąłem jak głupi. Niby nic, sąsiadka zaprasza sąsiada. Ale w jej głosie coś drgnęło – jakaś nuta niepokoju, może samotności. A może tylko chciałem to usłyszeć?

– Jasne – odparłem, zanim mózg zdążył zapytać „co ty wyprawiasz?”.

Pachniało u niej cynamonem i świeżo pieczonym ciastem. Zbyt domowo jak na kobietę, która całymi dniami siedzi sama. Było cicho jak u mnie. Tylko że tamta cisza wydawała się cieplejsza.

Usiedliśmy przy kuchennym stole. Herbata parowała w kubkach.

– Czasem sobie myślę, że nasze ściany wiedzą o nas więcej niż my o sobie nawzajem – powiedziała, bawiąc się łyżeczką. – Mój mąż pewnie myśli, że mam romans z serialami. Albo z poduszką.

– Klara pewnie uważa, że ja jestem szczęśliwy, bo mam święty spokój.

– A jesteś?

Spojrzałem na nią. Przez sekundę miałem ochotę powiedzieć wszystko. Ale nie trzeba było słów. Ona już wiedziała.

Nie pamiętam, kto zrobił pierwszy krok. Może ja się nachyliłem. Może ona. Może nasze usta spotkały się gdzieś pośrodku niezaspokojonego głodu. Ale pamiętam to uderzenie serca. Po chwili odsunęliśmy się. Było cicho.

– Przepraszam – powiedziała.

– Nie – przerwałem. – Ja nie żałuję.

Tego wieczoru nie wydarzyło się więcej. Ale kiedy wróciłem do siebie, usiadłem w ciemnym salonie i nie mogłem przestać się uśmiechać. Było coś ekscytującego w tym zakazanym dotyku. Coś ożywczego. Jak świeże powietrze po długim pobycie w dusznym pokoju.

Oboje mieliśmy swoje sekrety

Spotykaliśmy się coraz częściej. Bez słów, bez planów. Zaczęliśmy się w tym gubić. Herbaty zamieniały się w wino, wino w pocałunki, a pocałunki w to, czego brakowało nam od miesięcy: dotyk, szept, zbliżenie. To nie był seks z potrzeby – to było wołanie. Może nawet zemsta na tym, co się z nami stało. Wiedziałem, że to nie potrwa długo. Takie rzeczy nie mają prawa trwać. Ale nie potrafiłem przestać.

– Wiesz, że on nic nie podejrzewa? – zapytała kiedyś Nina, kiedy leżałem obok niej na kanapie, spocony i obojętny na cały świat. – A ona? – spyta.

– Klara? – uśmiechnąłem się półgębkiem. – Może i by podejrzewała, gdyby jeszcze potrafiła patrzeć mi w oczy.

Gdy to powiedziałem, uświadomiłem sobie, że zabolało bardziej, niż chciałem przyznać.

Klara też coś ukrywała. Zaczęło się od jej uśmiechów – nie do mnie. Do ekranu. Do wiadomości, które przychodziły późno w nocy. Raz zostawiła odblokowany telefon w łazience. Nie czytałem. Ale wystarczyło spojrzeć – „H.”, serduszko, emotka ognia. Zaczęło się we mnie gotować.

Przy kolacji próbowałem zaczynać rozmowy. O czymkolwiek, jak dawniej.

Długo cię nie było – rzuciłem pewnego wieczoru.

– Dużo się dzieje – odparła beznamiętnie, sięgając po widelec.

– Coś ciekawego?

– Praca. Zawsze tylko praca.

Wróciła do telefonu. Była fizycznie obok mnie, ale myślami gdzieś daleko. Z kimś innym i daleko. Wchodząc do sypialni, miałem ochotę walnąć pięścią w ścianę. Ale zamiast tego napisałem do Niny. Umówiliśmy się na kolejny wieczór. Bez pytań. Bez emocji.

Szukała tylko zemsty

Tamtego wieczoru Nina była inna. Nie dotykaliśmy się, nie piliśmy wina. Siedzieliśmy w jej kuchni, w ciszy, którą przerywały tylko dźwięki zegara i szum ulicy za oknem. Wpatrywała się w swoje dłonie, jakby szukała tam odpowiedzi na pytanie, którego jeszcze nie zadała.

– Wiktor – zaczęła – muszę ci coś powiedzieć.

Poczułem, że całe moje ciało się napina. Przeszło mi przez głowę wszystko – że jest w ciąży, że chce to zakończyć, że mąż się domyślił. Ale nie spodziewałem się tego, co powiedziała naprawdę.

Klara sypia z Hubertem.

Patrzyła mi prosto w oczy. Nie kłamała. A ja... nie wiedziałem, co powiedzieć. Zrobiło mi się zimno.

– Co...? Skąd...?

Wiem od dawna. Przypadkiem przeczytałam wiadomości na jego telefonie. „Nie mogę się doczekać kolejnej nocy z tobą”, „Twój zapach został mi na koszuli”… I podpis: „K.”.

Zamilkłem.

– Myślałam, że to... że to coś chwilowego – mówiła dalej. – Ale trwało to tygodniami. W pewnym momencie przestałam czuć złość. Pomyślałam: skoro on może... to ja też mogę. I wtedy pojawiłeś się ty.

– Więc to była zemsta?

– Na początku tak. Ale teraz... nie wiem. Już nie jestem pewna, co jest prawdą, a co tylko grą pozorów.

Siedzieliśmy długo bez słowa. Miałem ochotę wstać, wyjść, trzasnąć drzwiami. Ale nie mogłem. Czułem, że wszystko we mnie się rozkleja. Że jestem śmieszny – zdradzany mąż, naiwny kochanek, pionek w cudzej rozgrywce.

To wszystko nie ma sensu – wyszeptałem.

– Ma. Jeśli przestaniemy udawać – odparła cicho.

Ale ja już nie wiedziałem, kim jestem bez tego udawania.

Nawet nie zaprzeczała

Wróciłem do mieszkania i długo stałem w korytarzu. Klara była w sypialni, przy laptopie, w tych swoich szarych legginsach i niedbale związanych włosach. Zawsze wyglądała wtedy jak ktoś zupełnie nieobecny. Ale tego wieczoru nie mogłem już udawać.

– Klara, chciałbym o czymś porozmawiać – powiedziałem, a mój głos zabrzmiał dziwnie cicho, jakby należał do kogoś innego.

Podniosła wzrok znad klawiatury, zmarszczyła brwi.

– Teraz? Mam spotkanie za pięć minut.

– Teraz. Nie czekam już więcej na twoje puste terminy. Wiem o tobie i Hubercie.

Milczenie. Cisza dłuższa niż powinna. W końcu zamknęła laptopa. Zsunęła okulary z nosa.

Skąd wiesz?

– To nie ma znaczenia. Chcę tylko wiedzieć jedno: od kiedy?

Westchnęła. Bez szoku, bez łez. Jakby to była tylko kwestia formalna.

– Prawie rok. Zaczęło się przypadkiem. Wiesz, że byłam wtedy w rozsypce. A ty... byłeś jak ściana. Nie rozmawiałeś ze mną. Zamykałeś się w swoim świecie.

– I zamiast mnie zapytać, czy jeszcze jestem, poszłaś do naszego sąsiada? – poczułem, jak dłoń zaciska mi się w pięść.

A ty gdzie byłeś? Całe dnie w piżamie, zasłonięte rolety, udawałeś, że nic się nie dzieje. Że wszystko jest dobrze. Ale nie było. Od dawna. Zniknąłeś pierwszy, Wiktor. Ja tylko to dokończyłam.

Nie było krzyków. Tylko dwie osoby mówiące z taką obojętnością, jakby komentowały pogodę.

Chcesz rozwodu? – zapytała po chwili.

– Jeszcze nie wiem. Ale chcę prawdy. W końcu.

Klara podniosła się z łóżka, podeszła do okna i wpatrywała się w ciemność.

– Ja już nawet nie wiem, kim jesteśmy. Może tylko dwojgiem dobrze zorganizowanych nieznajomych.

Po raz pierwszy od miesięcy poczułem ulgę. W końcu, choć brutalnie, nazwaliśmy to, co i tak od dawna wisiało między nami jak ciężka mgła.

Otaczały mnie same kłamstwa

Nie mogłem spać. Kręciłem się po mieszkaniu jak cień, aż w końcu wyszedłem. Poszedłem na drugą stronę korytarza. Zadzwoniłem. Drzwi otworzył mi Hubert, w dresie, z nieogolonym zarostem, z piwem w ręku. Wyglądał, jakby nigdy nie zamierzał przepraszać za nic.

– Wiktor? – uniósł brwi. – Coś się stało?

– Chciałbym pogadać.

Wpuścił mnie do środka. W salonie grał telewizor, jakiś program o remoncie domów. Usiadłem, ale tylko na brzegu fotela. Nie miałem zamiaru tu zostawać dłużej, niż musiałem.

Klara mi powiedziała. O was.

– A, o to chodzi – westchnął i się napił. – No to w końcu wyszło.

– Jak długo?

– Wystarczająco. Nie liczę. To nie było coś, co się planuje.

– I co? Zakochałeś się?

Parsknął.

– Zakochałem? Nie. To po prostu… życie. Klara to inteligentna, ładna kobieta. Moja żona zniknęła emocjonalnie dawno temu. Twój dom też wyglądał jak muzeum ciszy. Klara chciała czegoś więcej.

– I ty jej to dałeś?

– A czemu nie? – uśmiechnął się. – Ty też nie jesteś taki święty. Myślisz, że nie wiem o tobie i Ninie?

Zamarłem.

– Mówiła ci?

– Nie trzeba było nic mówić. Ludzie są przewidywalni. Zwłaszcza ci samotni. Każdy w końcu chce, żeby ktoś na niego patrzył jak na człowieka.

– I co teraz?

– Teraz? Nic. Każdy wraca do swojej klatki. Albo nie. Rób, co chcesz, Wiktor. Ja nie będę ci nic tłumaczyć. To nie moja rola.

Wstałem i wyszedłem bez słowa. Poszedłem na spacer. Na ulicy wciągnąłem powietrze jak tonący człowiek. Wszyscy kłamaliśmy. Nina. Klara. Hubert. Ja. Wszyscy w tej samej grze, w której stawką było już tylko przetrwanie.

Nie było warto

Spakowałem się w niedzielę rano. Klara jeszcze spała. Albo udawała. Nie budziłem jej. Nie zostawiłem listu. Nie było po co. Wiedziała. Zabrałem tylko swoje rzeczy – laptopa, kilka ubrań, szczoteczkę. Reszta nie miała znaczenia. Zamieszkałem u Marka, starego kumpla z uczelni, który kiedyś przez pół roku koczował u mnie po rozwodzie. Teraz role się odwróciły.

– Chcesz pogadać? – zapytał, kiedy położyłem torbę w przedpokoju.

– Nie dziś – odpowiedziałem.

Wieczorami wpatrywałem się w sufit i próbowałem zrozumieć, kiedy się to wszystko zaczęło sypać. Może wtedy, gdy przestaliśmy się dotykać. Może wtedy, gdy Klara zaczęła zasypiać z telefonem pod poduszką. Może wtedy, gdy Nina spojrzała na mnie tym swoim zgaszonym spojrzeniem i powiedziała: „Ty jeszcze coś czujesz?”.

Nie czułem. Już nie. Romans z Niną, który na początku był jak tlen, teraz wydawał się absurdalny. Niczego nie rozwiązał. Był tylko ucieczką. I każdy z nas uciekał – Hubert, Nina, Klara, ja – byle dalej od siebie samych.

Czasem widuję Ninę na schodach. Mijamy się bez słowa. Czasem Klara przysyła mi SMS-a: „Zostawiłeś słuchawki”. Nie odpowiadam. Nie dlatego, że jestem zły. Po prostu – nie mam już nic do powiedzenia. Nie wiem, co dalej. Nie jestem gotowy na nowe początki. Ale przynajmniej wiem, że już nie muszę żyć w kłamstwie. I choć boli, to wolę pustkę niż złudzenie.

Wiktor, 35 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama