Reklama

Dziesięć lat małżeństwa. Tyle już mamy za sobą z Gosią. Kiedyś liczyłem każdy dzień, każdą rocznicę – teraz lata zlewają się w jedną smugę codzienności. Znamy się na wylot: ja wiem, jaką herbatę pije rano, ona wie, że zawsze gubię klucze i wracam po nie dwa razy, zanim wyjdę do pracy. Wspólne życie stało się czymś tak oczywistym, że rzadko się nad nim zastanawiam.

Nie mieliśmy wielkich dramatów, żadnych zdrad ani wielkich kłótni. Spieraliśmy się czasem o drobiazgi – jaką sofę kupić, dokąd jechać na wakacje, czy lepiej wziąć ketchup pikantny czy łagodny. Ale zawsze dochodziliśmy do kompromisu. Nawet w takich błahostkach, jak zapach perfum, które wybierała Gosia – przez lata używała tych samych, delikatnych, które i ja lubiłem. Pasowały do niej: subtelne, ciepłe, kobiece.

Aż któregoś dnia pojawił się ten nieszczęsny flakonik. Tani, z supermarketu. Niby nic – buteleczka stojąca na półce w łazience. Ale zapach… zapach, który od pierwszej chwili mnie odrzucił. Ostry, duszący, drażniący. Kiedy tylko poczułem go na Gosi, od razu zaczynała boleć mnie głowa. Jakby ktoś wepchnął mi do nosa watę nasączoną spirytusem.

– Serio, teraz będziesz tego używać? – zapytałem, a ona tylko wzruszyła ramionami.

– A co w tym złego? – odpowiedziała lekko, jakby nie rozumiała, o co mi chodzi.

Od tamtej chwili czułem się jak intruz we własnym domu. Każdy pocałunek na powitanie zamiast ciepła żony przynosił mi mdłości. Czasem wracałem z pracy i pierwsze, co czułem w korytarzu, to ten drażniący aromat.

Nie rozumiem, dlaczego to robi. Wie, że nie znoszę tych perfum. A mimo to uparcie ich używa. Jakby robiła to specjalnie. Jakby chciała wystawić mnie na próbę. Choć to tylko zapach, dla mnie stał się symbolem czegoś większego – rysą na naszym małżeństwie.

Próbowałem to załatwić inaczej

Wróciłem zmęczony po całym dniu na budowie. Już w przedpokoju uderzył mnie znajomy, nieszczęsny zapach. Poczułem, jak wzbiera we mnie irytacja. Gosia akurat krzątała się w kuchni, śpiewając coś pod nosem.

– Gosia, czy mogę ci coś powiedzieć? – wszedłem i od razu otworzyłem okno, jakbym potrzebował powietrza.

– Oho, poważna mina. Co się stało? – zapytała, odkładając kubek na blat.

– Te perfumy… Proszę cię, przestań ich używać. Ja nie żartuję. Głowa mi pęka, jak je czuję.

Żona zmrużyła oczy i przekrzywiła głowę.

To tylko perfumy, Daniel. Nie przesadzaj.

– Tylko perfumy?! – aż podniosłem głos. – Codziennie wracam do domu i mam wrażenie, że ktoś rozlał rozpuszczalnik. Ty wiesz, jak to na mnie działa.

– A ty wiesz, że nie wszystko musi być po twojemu? – odparła chłodno, opierając ręce na biodrach.

Poczułem, jak coś we mnie się łamie. Zawsze starałem się ją rozumieć, kupowałem to, co chciała, ustępowałem w drobiazgach. A teraz, kiedy chodziło o coś, co naprawdę mnie męczyło, ona wzruszała ramionami.

Następnego dnia postanowiłem działać inaczej. Po pracy podjechałem do perfumerii i kupiłem jej flakon tych samych, które kiedyś uwielbiała. Dość drogie, eleganckie, z nutą wanilii, którą tak dobrze kojarzyłem. Wręczyłem jej prezent wieczorem, trochę jak przeprosiny, trochę jak ratunek.

– Pamiętasz? Zawsze ci się podobały – podałem jej paczuszkę z nadzieją, że uśmiechnie się i powie „dziękuję”, że zacznie ich używać.

Gosia otworzyła pudełko, powąchała i… odłożyła na stolik.

– Ładne. Ale wolę te, które mam teraz.

Zatkało mnie.

– Jak to „wolę te, które mam teraz”? – spytałem, czując, jak serce wali mi w piersi. – To po co ja się starałem?

– Nie wiem. Ale ja mam ochotę używać innych i już – jej głos był spokojny, aż nazbyt spokojny, jakby czerpała satysfakcję z mojej irytacji.

Zamilkłem. Poczułem się zlekceważony, jakbym w jej oczach nie znaczyły nic ani moje starania, ani moje zdanie. To już nie była kwestia zapachu – to była kwestia tego, że przestaliśmy się słuchać.

Ciągle się upierała

Kilka dni starałem się trzymać język za zębami. Udawałem, że nie czuję zapachu, że nic się nie dzieje. Ale to było ponad moje siły. Każdy poranek zaczynał się od tej duszącej chmury, a każdy wieczór kończył bólem głowy.

W sobotę, gdy siedzieliśmy przy śniadaniu, nie wytrzymałem.

– Gosia, powiedz mi szczerze – dlaczego ty to robisz? – odłożyłem widelec i spojrzałem jej prosto w oczy.

– Co robię? – udawała, że nie rozumie.

– Używasz tego zapachu. Wiesz, że mnie drażni. Wiesz, że się źle czuję. A mimo to ciągle go na sobie masz. To już nie jest przypadek.

Gosia westchnęła i uniosła brwi.

– Może dlatego, że ja go lubię? Nie pomyślałeś?

– Lubiłaś też tamte perfumy. Zawsze się w nich czułaś świetnie. Dlaczego nagle zmieniłaś zdanie? – dopytywałem, czując, że głos mi drży.

– Bo kobieta ma prawo do zmian – odpowiedziała wymijająco, smarując chleb masłem tak, jakby nic się nie działo.

Coś we mnie zawrzało.

– To już nie chodzi o te perfumy. Ty robisz mi na złość – wyrzuciłem. – Kiedyś się dogadywaliśmy, a teraz ciągle musisz stawiać na swoim.

– Robisz z igły widły – prychnęła. – Naprawdę myślisz, że moje perfumy to spisek przeciwko tobie?

– A może tak? – odparłem, coraz bardziej wzburzony. – Może chcesz pachnieć tak nie dla siebie, tylko dla kogoś innego?

Słowa uciekły mi szybciej, niż pomyślałem. W kuchni zapadła cisza. Gosia spojrzała na mnie z niedowierzaniem.

– Ty chyba sobie żartujesz… – powiedziała cicho, ale w jej oczach zobaczyłem cichy gniew. – Podejrzewasz mnie o zdradę? O to, że perfumy mają coś wspólnego z kimś innym?

Milczałem. Nie miałem odwagi zaprzeczyć ani potwierdzić. Ale w mojej głowie zaczęło kiełkować pytanie, którego wcześniej nigdy sobie nie zadawałem: czy Gosia pachnie tak, bo chce pachnieć dla mnie… czy dla kogoś innego?

Ten obraz został mi w głowie

Był późny wieczór. Wracałem z garażu, gdzie sprawdzałem papiery z pracy, kiedy usłyszałem głos Gosi. Stała w salonie, telefon przy uchu, a jej śmiech rozchodził się po mieszkaniu. Zatrzymałem się w korytarzu, nie chcąc, żeby mnie zauważyła.

– No wiesz… ten nowy zapach jest naprawdę świetny – usłyszałem jej słowa. – Tak, tak, sama się zdziwiłam, że tak mi podpasował…

Serce zaczęło mi walić jak młot. „Nowy zapach”. Oczywiście, że chodziło o te perfumy. Ale z kim ona o tym rozmawia? Z koleżanką? Z kimś z pracy? A może… z kimś, dla kogo tak pachnie?

– No, musimy się niedługo spotkać – dodała i znów się zaśmiała.

Wtedy poczułem, jak żołądek podchodzi mi do gardła. Nie usłyszałem imienia, nie wiedziałem, kto jest po drugiej stronie. Ale to jedno zdanie wystarczyło, żeby w mojej głowie rozwinęła się cała historia.

Wszedłem do salonu szybciej, niż zdążyłem to przemyśleć.

Z kim rozmawiasz? – zapytałem chłodno.

Gosia aż drgnęła, odwracając się w moją stronę.

– Z Asią, koleżanką ze szkoły. A co?

O „nowym zapachu”? – spytałem z sarkazmem. – To ciekawe, że tak cię to bawi.

– Daniel, naprawdę robisz się paranoikiem – jej ton był ostry, ale w oczach błysnęła złość. – Dzwoniła Asia. Chciała pogadać.

– I przypadkiem padł akurat temat perfum? – nie odpuszczałem. – Powiedz mi szczerze, dla kogo ty się tak stroisz, co? Bo na pewno nie dla mnie.

Na moment na jej twarzy pojawił się grymas – coś pomiędzy rozbawieniem a pogardą. Potem wybuchnęła śmiechem.

– Ty chyba oszalałeś! – krzyknęła. – Myślisz, że mam kochanka, bo kupiłam perfumy w markecie?!

– Nie wiem, co myśleć – przyznałem, a głos mi zadrżał. – Ale pierwszy raz od lat mam wrażenie, że coś przede mną ukrywasz.

Śmiech Gosi nagle ucichł. Spojrzała na mnie poważnie, bez cienia rozbawienia. Atmosfera zgęstniała.

– Daniel… – zaczęła wolniej, niż zwykle. – Ty naprawdę myślisz, że ja mogłabym cię zdradzić?

Nie odpowiedziałem. Milczenie było gorsze niż najcięższe oskarżenie.

Nie poznawałem mojej żony

Staliśmy naprzeciwko siebie jak przeciwnicy w ringu. Cisza w salonie dźwięczała w uszach bardziej niż krzyk. Gosia spuściła na chwilę wzrok, po czym uniosła go z powrotem i powiedziała:

Nie mam nikogo, Daniel – jej głos był pewny, wręcz chłodny. – Ale masz rację… robię to trochę po to, żeby cię wkurzyć.

Zamarłem.

– Co? – wyszeptałem, jakby nie dowierzając własnym uszom.

– Tak – skrzyżowała ręce na piersi. – Przez dziesięć lat zawsze się zgadzałam. Na wszystko. Na twoje pomysły, twoje wybory, twoje „tak będzie najlepiej”. Zawsze ustępowałam. Nawet w takich drobiazgach, jak to, jakich perfum mam używać. A teraz… teraz chcę wreszcie czegoś swojego.

Poczułem, jak uginają mi się nogi.

– Ale… zamiast po prostu mi o tym powiedzieć, postanowiłaś mnie drażnić? Specjalnie?

– A jak inaczej miałabym ci to uświadomić? – parsknęła ironicznie. – Ty zawsze wiesz lepiej. Musiałam zrobić coś, co cię wytrąci z równowagi.

– I wybrałaś zapach, którego nie znoszę – moje słowa były bardziej stwierdzeniem niż pytaniem. – To ma być twój manifest?

– Tak. To mój mały bunt – odpowiedziała twardo, patrząc mi prosto w oczy. – Chcę mieć prawo decydować choćby o takiej drobnostce, nawet jeśli tobie się to nie podoba.

Poczułem, jakby ktoś wylał na mnie kubeł lodowatej wody. Zdrada cielesna bolałaby inaczej. Ale to… ta świadomość, że przez lata żyliśmy w rytmie, który uważałem za wspólny, a ona nagle stwierdziła, że ma dość – to uderzyło mocniej.

– Gosia… ja ci ufałem. Myślałem, że idziemy w tym samym kierunku – głos mi się załamał. – A ty teraz mówisz, że specjalnie mnie ranisz, żeby poczuć się wolna?

– Nie przesadzaj, wielka mi krzywda – parsknęła. – Chodziło o to, żebyś w końcu zobaczył, że nie możesz decydować o wszystkim. Że ja też mam coś do powiedzenia.

Stałem, patrząc na nią, i nie wiedziałem, czy mam ochotę krzyczeć, czy po prostu usiąść i się poddać.

To mnie przeraziło

Przez całą noc przewracałem się w łóżku, słuchając oddechu Gosi obok. Każdy jej ruch wydawał mi się obcy, jakby spałem obok kogoś, kogo nie znałem. „Mały bunt” – tak to nazwała. A ja czułem, jakby między nami wyrósł mur.

Rano, przy kawie, spróbowałem podejść do tematu spokojniej.

– Gosia… czy to znaczy, że teraz zawsze będziesz robić coś, żeby mnie prowokować? – zapytałem ostrożnie.

Podniosła wzrok znad gazety.

– Nie, Daniel. To znaczy, że nie będę już ślepo robić wszystkiego tak, jak ty chcesz.

– Ale przecież my się zawsze dogadywaliśmy – w moim głosie brzmiała desperacja. – Czy naprawdę chcesz, żeby nasze małżeństwo zamieniło się w przeciąganie liny?

– Może właśnie o to chodzi – westchnęła. – Żebyś zobaczył, że ja też ciągnę w swoją stronę.

– Tylko że ta twoja strona mnie rani – powiedziałem twardo. – Wiesz, jak cierpię przez ten zapach, a mimo to go używasz. To nie jest kompromis, to jest robienie mi na złość.

– A ty myślisz, że ja przez lata nie czułam, że coś mi odbierasz? – odpowiedziała z gniewem. – Że każda decyzja należała do ciebie, a ja tylko przytakiwałam? Może ciebie to nie bolało, ale mnie tak.

Rozmowa zaczęła przybierać na sile.

– I co teraz? – spytałem. – Chcesz tak walczyć o każdą pierdołę? O każdy szczegół? Nawet jeśli to zniszczy nas od środka?

– Chcę tylko, żebyś mnie traktował jak partnerkę, a nie podwładną – jej oczy zalśniły, choć mówiła twardo. – Jeśli tego nie zaakceptujesz, to… nie wiem, czy nasze małżeństwo ma sens.

Te słowa zabolały bardziej niż cokolwiek wcześniej. W mojej głowie kłębiły się pytania: czy ona już planuje odejść? Czy naprawdę wystarczyło kilka kropli tanich perfum, żeby runęło dziesięć lat wspólnego życia? Usiadłem ciężko, chowając twarz w dłoniach. Czułem, że grunt usuwa mi się spod nóg.

Nie umiem tego zaakceptować

Siedzę w salonie, patrzę na półkę, na której stoją obok siebie dwa flakoniki. Jeden elegancki, kupiony przeze mnie w perfumerii – drogi, piękny, przypominający czasy, gdy jeszcze rozumieliśmy się bez słów. Drugi – tani, z marketu, o zapachu, którego nie znoszę. Mam wrażenie, że te dwa flakony to nasze małżeństwo: kiedyś pełne harmonii, teraz rozbite na dwie sprzeczne części, których nie da się połączyć.

Niby nic – zwykły zapach. A jednak stał się symbolem czegoś większego. Symbolem Gosi, która chce być niezależna, i tego, że nie umiem tego zaakceptować. Każda jej kropla perfum to przypomnienie, że nie jesteśmy już jednością.

Wieczorem usiadłem obok niej. Milczeliśmy długo, a cisza była głośniejsza niż jakakolwiek kłótnia. W końcu powiedziałem:

– Wiesz, ja naprawdę nie wiem, co będzie dalej.

Nic nie odpowiedziała. Tylko spojrzała gdzieś w bok, jakby nie chciała usłyszeć moich słów. Dotarło do mnie, że nie zdradziła mnie z innym mężczyzną. To coś innego – ona zdradziła nasze porozumienie, tę niewidzialną nić, która przez lata trzymała nas razem. Poczułem się obcy w jej świecie, a ona pewnie czuła się obca w moim.

Nie wiem, czy to już koniec, czy tylko kryzys, który da się przeżyć. Ale wiem jedno: jeśli zwykły zapach potrafi nas tak podzielić, to co będzie, gdy przyjdą większe problemy?

Zostałem sam z tym pytaniem, które nie dawało spokoju. A odpowiedzi… odpowiedzi nie znałem ani ja, ani ona.

Daniel, 35 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama