„Moja żona myślała, że za kilka tysięcy przekupi mnie, bym nie wniósł o rozwód. Żadna kasa nie wynagrodzi życia z zołzą”
„Milczałem. Patrzyłem na nią i próbowałem sobie przypomnieć, co czułem, kiedy się poznaliśmy. – Chcę wrócić – powiedziała wprost. – Chcę być z tobą. Tylko z tobą czułam się sobą. A teraz mam te pieniądze, będzie nam lepiej, łatwiej”.

- Redakcja
Nie wiem, kiedy dokładnie to się zaczęło. Może wtedy, gdy Agata po raz trzeci w ciągu roku wróciła do domu i oznajmiła:
– Znowu nie przedłużyli mi umowy. Tylko dlatego, że byłam za szczera. Co za idioci.
– Mhm – odpowiedziałem, krojąc schabowego przy obiedzie. Nie komentowałem. Już dawno przestałem.
A może to było wcześniej. Kiedy znowu zapomniała zapłacić rachunku za gaz i usprawiedliwiała się, że „nie mogła się zalogować, bo zapomniała hasła”. Albo gdy przez cały dzień leżała w łóżku, a ja po pracy ogarniałem zakupy, pranie, obiad i jeszcze tłumaczyłem jej, że życie to nie fotki z internetu.
Kiedyś była inna. Żywa, spontaniczna, trochę szalona – to mnie do niej przyciągnęło. Ale z czasem ta spontaniczność zamieniła się w chaos, a szaleństwo w marazm. Niczego nie kończyła. Wciąż coś zaczynała. Kursy, plany, „projekty”... I wszystko lądowało w koszu.
A potem pojawiła się Iza. Koleżanka z mojej pracy. Opanowana, konkretna, zorganizowana. Inny świat. Wystarczyło parę rozmów, parę wspólnych kaw, kilka uśmiechów. Nie uwodziła mnie – po prostu widziała mnie takim, jakim już dawno przestała widzieć Agata.
– Wiesz, że zasługujesz na coś więcej? – rzuciła kiedyś Iza, patrząc mi prosto w oczy.
Wtedy przypomniałem sobie moją wiecznie niezadowoloną żonę i pomyślałem: „Czy tak ma wyglądać reszta mojego życia?”.
Jej łzy na mnie nie działały
– Może byś się w końcu sobą zajęła?! – wybuchnąłem, rzucając torbę na podłogę. – Ile jeszcze mam cię ciągnąć za sobą, Agata? Wszystko, co mamy, jest dzięki mnie. Ja pracuję, ja ogarniam, ja płacę. A ty?
– A ja co?! – krzyknęła, podnosząc się z kanapy. – Myślisz, że tak łatwo mi żyć z tobą? Wiecznie zmęczony, wiecznie niezadowolony, jakbyś łaskę robił, że wracasz do domu!
– Bo wracam do pustego domu! I to nie od tygodnia, tylko od lat! – krzyknąłem, czując, że coś we mnie się buntuje. – Nie wiem, kim jesteś. Już cię nie poznaję.
Zamarła. Chwilę stała w ciszy, potem w jej oczach pojawiły się łzy. Nie pierwszy raz.
– Może to ty się zmieniłeś… Może to ty już mnie nie chcesz…
– Nie chodzi o to, że się zmieniłem. Po prostu… mam już dość – powiedziałem, tym razem ciszej.
Wyszedłem. Wsiadłem do auta i długo nie odpalałem silnika. Zadzwoniłem do Izy.
– Jesteś dziś wolna? – zapytałem. – Potrzebuję… po prostu z kimś być.
– Przyjedź – odpowiedziała bez wahania.
Wieczór spędziliśmy przy winie w jej mieszkaniu. Nie było między nami niczego „nieprzyzwoitego”. Ale patrzyła na mnie jak na człowieka. Jakbym się jeszcze liczył.
– Nie wiem, czemu tak długo zwlekałem… – powiedziałem, patrząc w jej oczy.
Wróciłem do domu dopiero rano, Agata jeszcze spała. Spojrzałem na nią i wiedziałem, że nie ma już odwrotu.
– Agata, chcę rozwodu – powiedziałem, gdy tylko otworzyła oczy.
Teraz miała pieniądze
Wróciłem kilka dni później, żeby omówić z Agatą formalności. Nie dzwoniłem, nie pisałem. Chciałem załatwić to szybko – podzielić się kosztami adwokata, ustalić, kto bierze co z mieszkania. Spodziewałem się awantury, płaczu albo może zimnej ciszy. Ale nie tego, co usłyszałem.
– Bartek… Muszę ci coś powiedzieć – powiedziała, zasiadając przy stole, jakby miała mi zdradzić, że kupiła nowy komplet ręczników. – Wygrałam w totolotka.
Zamarłem z ręką na kubku. Żartowała? Nie. Patrzyła poważnie. Wciągnęła powietrze.
– Dwa miliony. Mam potwierdzenie, możesz sobie zobaczyć. I nie, to nie żart.
Wyciągnęła telefon. Na ekranie migotało zdjęcie kuponu z zaznaczonymi numerami, a pod nim – potwierdzenie z kolektury.
– Co ty… – wyjąkałem.
– Wiesz, co w tym najśmieszniejsze? Że ty odchodzisz, a ja właśnie przestałam cię potrzebować – powiedziała z dziwną satysfakcją. – Możesz sobie pójść. Spłacę kredyt, wynajmę prawnika. Mam z czego. Już nie będziesz moim bohaterem. Wiesz, jak to smakuje?
– Agata… mnie nie chodziło o pieniądze. Nigdy. Chodziło tylko o ciebie – odpowiedziałem.
W tym momencie dotarło do mnie, że to naprawdę koniec. Nawet nie poczułem zazdrości. Było mi wszystko jedno. Odeszła. Zrobiła to, czego nie potrafiła przez tyle lat – podniosła się.
Wyszedłem z mieszkania i wsiadłem do auta. W lusterku zobaczyłem, jak zasłania zasłony. Nie odwróciłem głowy. Jej miliony nie robiły już na mnie żadnego wrażenia.
Tego się nie spodziewałem
Usłyszałem to przypadkiem. Siedziałem z kawą na ławce obok biura, przeglądałem telefon. Obok przysiadł się Grzesiek z działu IT. Nie znaliśmy się dobrze, ale kojarzyliśmy się z korytarza.
– A słyszałeś, że Agata spotyka się z Markiem? – rzucił bez większego wstępu.
Zamarłem.
– Z jakim Markiem?
– No, tym Markiem. Twoim kumplem. Tym, co siedział z tobą przy grillu w zeszłym roku. Niby przypadkiem się spotkali, a teraz już są „nierozłączni”. Zdziwiony?
Nie odpowiedziałem. W środku zrobiło mi się zimno. Marek? Mój kumpel? Jeszcze niedawno razem piliśmy piwo i słuchał, jak się żalę na Agatę. Siedział u mnie w domu. W mojej kuchni. Śmiał się z jej sucharów.
Wieczorem napisałem do niego. „Spotkajmy się”. Zgodził się bez oporu. Spotkaliśmy się w pubie. Przyszedł w nowej kurtce, zadowolony z siebie.
– Bartek, posłuchaj. To nie było planowane – zaczął od razu. – Spotkaliśmy się przypadkiem. Pogadaliśmy. Było nam dobrze. Nie chciałem cię zdradzić.
– Nie musiałeś mnie zdradzać. Wystarczyło poczekać, aż się odwrócę – powiedziałem chłodno.
Marek milczał.
Iza od razu wyczuła, że coś jest nie tak. Wieczorem, przy kolacji, spojrzała na mnie uważnie.
– Ty się nią jeszcze interesujesz?
– Nie. Ale nie spodziewałem się, że mój kumpel poleci do mojej żony jak do darmowego bankomatu.
– No to przestań się w to wkręcać. Ja nie zamierzam być tłem w dramacie, który już nie jest mój.
Wtedy po raz pierwszy pojawiło się napięcie między nami. Nowa historia zaczęła rysować się nie tylko po stronie Agaty.
Myślała, że mnie kupi
Zadzwoniła w piątek wieczorem. Nie odebrałem. Napisała wiadomość: „Możemy się spotkać? Chcę tylko pogadać”. Początkowo chciałem ją zignorować, ale coś mnie tknęło. Ciekawość? Może zwykłe ludzkie „chcę zobaczyć, co teraz powiesz”. Przyszła w beżowym płaszczu, włosy spięte w niedbały kok, bez makijażu. Inna. Spokojna. Poważna.
– Marek był pomyłką – powiedziała, zanim zdążyłem zaprosić ją do środka. – Myślałam, że jak ktoś będzie się mną zachwycał, to wszystko się ułoży. Ale to nie działa. Pieniądze też nie pomagają. Mam ich więcej niż kiedykolwiek… a czuję gorzej niż wtedy, kiedy miałam tylko twoją pensję i zupki chińskie.
Milczałem. Patrzyłem na nią i próbowałem sobie przypomnieć, co czułem, kiedy się poznaliśmy. Nic. Jakby tamten Bartek już dawno zniknął.
– Chcę wrócić – powiedziała wprost. – Chcę być z tobą. Tylko z tobą czułam się sobą. Nawet jak było źle, to byłeś obok. A teraz… wszystko jest niby dobrze, ale nic nie ma sensu. A teraz mam te pieniądze, będzie nam lepiej, łatwiej.
– Ty nie jesteś już tą samą osobą. I ja też nie – powiedziałem cicho. – Nie potrafię już na ciebie patrzeć jak kiedyś.
Spojrzała na mnie z bólem, ale nie próbowała mnie przekonywać. Kiwnęła tylko głową, jakby zrozumiała więcej, niż chciała. Po jej wyjściu długo siedziałem w ciszy. Nie czułem triumfu. Tylko coś w rodzaju żalu. Że wszystko się już wypaliło.
To też się nie udało
Umówiliśmy się z Markiem w tym samym pubie, co ostatnio. Przyszedł spóźniony, w tej samej kurtce, z tym samym cwaniackim uśmieszkiem, który kiedyś mnie śmieszył. Teraz tylko mnie wkurzał.
– Bartek, nie chcę się z tobą kłócić – zaczął z miejsca. – Nie szukałem tego. Po prostu… stało się.
– Nie wchodzi się do czyjegoś domu, jak się nie umie trzymać rąk przy sobie – powiedziałem bez emocji. – Ja też nie jestem święty. Ale ty miałeś wybór.
– To ty ją zostawiłeś! – rzucił nagle. – Przecież to było jasne!
– Nie. Ja ją zostawiłem, ale to nie znaczy, że dałem ci pozwolenie, żebyś ją przejął. To nie był rower z ogłoszenia.
Zamilkł. Wypił łyk piwa. Nie przeprosił. Zrozumiałem, że naprawdę go już nie obchodzę. Ani ja, ani Agata. Chciał się zabawić, a teraz miał problem.
Rozprawa rozwodowa trwała niecałe pół godziny. Sędzina spojrzała na nas przez okulary, zapytała o podział majątku. Nie było czego dzielić. Nie chciałem niczego, tylko spokoju.
Po wszystkim Agata odwróciła się do mnie i powiedziała cicho:
– Dziękuję ci, że w końcu mnie zostawiłeś.
Skinąłem głową. Nie miałem siły na słowa.
Iza odeszła jakiś miesiąc po tamtym wieczorze. Powiedziała, że jestem „myślami gdzieś indziej”, że ona nie chce być tylko plastrem po poprzednim życiu. Miała rację. Nie zatrzymałem jej. Zostałem sam. Ale po raz pierwszy od dawna nie było to przerażające.
Muszę pokochać siebie
Siedzę teraz sam w mieszkaniu, które kiedyś dzieliliśmy. Ona się wyprowadziła. Na ścianie nadal wisi zegar, który wybrała Agata. Nie przeszkadza mi to. Nie jestem szczęśliwy. Ale nie żałuję. To chyba najuczciwsze, co mogę powiedzieć o tej historii. Nie żałuję, że odszedłem. Gdybym został, straciłbym resztki siebie. A już i tak oddałem za dużo.
Z Agatą nie mamy kontaktu. Wiem tylko, że za wygraną kupiła coś większego, z balkonem. Podobno dalej szuka „tego jedynego”. Marek zniknął z radaru. Może mu się znudziło, może poszedł do następnej.
Iza była moją nadzieją, ale przyszedłem do niej za wcześnie i zbyt poraniony. Nie miałem nic, co mógłbym jej dać, tylko rozpadające się serce i zamglony wzrok. Odeszła bez krzyku. Po prostu spakowała się i powiedziała: „Potrzebujesz najpierw pokochać siebie. Ja nie umiem ci w tym pomóc”.
Dziś już nikomu nie ufam tak jak kiedyś. Ale przynajmniej wiem, gdzie jestem. Nie gonię za cudzym szczęściem. Nie znikam w czyichś oczekiwaniach. Nie wmawiam sobie, że wszystko się jeszcze ułoży. Może kiedyś coś zbuduję od nowa. Może nie. Ale mam siebie. I to musi wystarczyć.
Bartosz, 40 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Gdy ja tyrałem w Niemczech, by zarobić na bułki, moja żona przyprawiała mi rogi. Nieźle to sobie zaplanowała”
- „Mój facet nie miał matury, więc nie podobał się przyszłym teściom. Nie przeszkodziło mi to ułożyć sobie z nim życie”
- „Wydawało mi się, że jestem jedynakiem, ale wszystko zmieniło się po pogrzebie rodziców. To był zwrot akcji jak z filmu”

