Reklama

Dorota zawsze była oszczędna. Zanim coś kupiła, robiła szczegółowe porównania cen, a potem jeszcze zastanawiała się, czy dany wydatek jest rzeczywiście konieczny. Na początku naszego małżeństwa mi to imponowało. Wydawało się, że to rozsądne podejście. Ale z biegiem lat oszczędność Doroty przerodziła się w obsesję.

Reklama

W domu panował chłód

Nasz dom, niewielki, ale własny, wymagał inwestycji, zwłaszcza zimą. Stare okna i słabo ocieplone ściany sprawiały, że ciepło uciekało błyskawicznie. Dorota jednak uważała, że ogrzewanie to zbędny luksus. „Sweter i koc wystarczą” – powtarzała jak mantrę, gdy w domu temperatura spadała poniżej piętnastu stopni. Z początku starałem się ją rozumieć. Rachunki za prąd i gaz faktycznie rosły z każdym rokiem, a nasze pensje stały w miejscu. Ale ta zima była wyjątkowo mroźna, a Dorota trzymała się swoich zasad z zawziętością, której nie potrafiłem pojąć.

Każdego dnia wracałem z pracy zmarznięty na kość. Chciałem tylko usiąść w cieple, ale w naszym domu to było niemożliwe.

– Nie możemy choć trochę podkręcić kaloryferów? – zapytałem pewnego wieczoru, gdy siedzieliśmy przy stole w kuchni.

– Nie. Nie ma potrzeby. – Dorota nawet na mnie nie spojrzała, skupiona na przeglądaniu paragonów z całego miesiąca.

– Dorota, to jest nieludzkie – powiedziałem. – Zamarzamy w tym domu.

– Nie przesadzaj – odpowiedziała obojętnie. Siedziała na kanapie w salonie, owinięta w koc. – Trzeba oszczędzać. Nie będę wyrzucać pieniędzy na ogrzewanie, skoro możemy ubrać się cieplej.

– Ale ty mówisz o pieniądzach, a ja mówię o zdrowiu – powiedziałem, próbując brzmieć spokojnie, choć złość aż mnie paliła. – To już nie jest oszczędność. To jakaś obsesja .

Zamilkła na chwilę, a potem tylko wzruszyła ramionami.

– Przesadzasz. Jak ci tak zimno, to weź dodatkowy koc.

Nie powiedziałem już nic. Wiedziałem, że nie dotrę do niej, ale coś we mnie zaczęło się łamać. Bo w tej jednej chwili zrozumiałem, że jej potrzeba oszczędzania przestała być tylko nawykiem. Stała się murem między nami.

Dopadło mnie przeziębienie

Nie minęło wiele czasu, zanim zacząłem odczuwać skutki tej naszej „oszczędności”. Najpierw było tylko zwykłe przeziębienie. Z nosa mi ciekło, gardło miałem podrażnione, ale uznałem, że przejdzie. Dorota, oczywiście, nie widziała w tym problemu.

– Syrop z cebuli – stwierdziła z przekonaniem, jakby to była jedyna odpowiedź na wszystkie dolegliwości. – Leki to wyrzucanie pieniędzy.

Zastosowałem się, bo nie miałem siły kłócić się o coś tak nieistotnego. Ale po kilku dniach zamiast lepiej, było gorzej. Zaczęło mnie łamać w kościach, wieczorami dopadała mnie gorączka. Leżałem w łóżku, trzęsąc się z zimna, mimo że na sobie miałem tyle warstw, że prawie nie mogłem się ruszać.

– Paweł, to zwykłe przeziębienie – usłyszałem kolejny raz, kiedy próbowałem powiedzieć Dorocie, że powinienem pójść do lekarza. – Organizm sam się wyleczy. Po co wydawać pieniądze na wizytę i jakieś drogie leki?

Spojrzałem na nią i poczułem coś, czego nie spodziewałem się kiedykolwiek wobec niej poczuć – złość zmieszaną z poczuciem zdrady. Czy ona w ogóle widzi, co się dzieje? Czy naprawdę pieniądze są ważniejsze niż to, że zaczynam tracić siły?

– Może niech sobie kupi tę herbatę z imbirem – usłyszałem jej półgłos, kiedy rozmawiała przez telefon z kimś z rodziny. Jakby to była najbardziej wielkoduszna rzecz, na jaką mogła sobie pozwolić.

Tamtej nocy postanowiłem – jeśli sam nie zacznę dbać o siebie, to ona na pewno tego za mnie nie zrobi.

Kolejnego ranka nie byłem w stanie wstać z łóżka. Każdy ruch sprawiał mi ból, jakby moje ciało mówiło: „Dosyć tego”. Dorota weszła do pokoju i spojrzała na mnie z wyraźnym niezadowoleniem.

– Jesteś mężczyzną, nie możesz się tak rozkładać przez głupi katar.

– To nie jest katar – odpowiedziałem słabym głosem. – Nie mogę oddychać normalnie. Kręci mi się w głowie.

Odpowiedziała tylko spojrzeniem, które mówiło, że przesadzam.

– Może weź gorącą kąpiel. Czasem wystarczy się rozgrzać.

– Kąpiel nie rozwiąże problemu – odpowiedziałem z wysiłkiem. – Powinienem iść do lekarza.

Żałowała mi na to pieniędzy

Przez chwilę milczała, patrząc na mnie, jakby analizowała koszt tej sugestii.

– Wiesz, ile teraz kosztują wizyty? A jeśli przepisze ci antybiotyk, to dopiero się zacznie. Może najpierw spróbuj herbaty z miodem?

Zacisnąłem powieki, starając się uspokoić. Nie miałem siły na kłótnie, ale z każdym słowem czułem, że w środku coś we mnie pęka.

Kilka dni później mój stan pogorszył się na tyle, że musiałem wziąć zwolnienie w pracy. Dorota wyglądała na zirytowaną.

– No i świetnie, teraz dostaniesz mniejszą wypłatę – mruknęła, jakby to był mój wybór.

To był moment, kiedy straciłem panowanie nad sobą.

– Czy ty w ogóle słyszysz, co mówisz? – wybuchłem, podnosząc się z wysiłkiem. – Dla ciebie moje zdrowie to tylko „mniejsza wypłata”? Myślisz, że mogę tak po prostu udawać, że wszystko jest w porządku, kiedy ledwo mogę oddychać?

– Nie dramatyzuj – odpowiedziała chłodno. – Nie każdy ból wymaga pieniędzy na lekarza.

Milczałem, bo wiedziałem, że dalsza rozmowa niczego nie zmieni. Po raz pierwszy w życiu poczułem, że nie mam już siły walczyć o jej uwagę i troskę. Nie czekałem już na zgodę Doroty. Wiedziałem, że jeśli dalej będę się oglądać na nią, skończę w jeszcze gorszym stanie. Pewnego ranka, kiedy wyszła do sklepu, ubrałem się, choć każdy ruch sprawiał mi ból, i pojechałem do przychodni.

Prawie się wykończyłem

Lekarz spojrzał na mnie z niedowierzaniem, kiedy opisałem objawy i przyznałem, że zwlekałem z wizytą.

– Panie Pawle, to nie jest zwykłe przeziębienie. Stan zapalny w płucach, organizm wyraźnie osłabiony. Gdyby pan jeszcze czekał, mogłoby się to skończyć hospitalizacją – powiedział, wypisując recepty.

Wróciłem do domu z torbą pełną leków, nie wiedząc, jak Dorota na to zareaguje. Byłem zbyt wyczerpany, żeby myśleć o konfrontacji, więc po prostu położyłem się spać. Gdy wróciła, zauważyła opakowania na stole.

– Co to jest? – zapytała ostro. – I ile to wszystko kosztowało?

– Nie wiem, Dorota – odpowiedziałem, patrząc jej prosto w oczy. – I szczerze? Nie obchodzi mnie to. Kosztowało mniej niż moje zdrowie, na pewno mniej niż życie.

Zacisnęła usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale ostatecznie nic nie powiedziała. Poszła do kuchni, zostawiając mnie samego.

Gdy doszedłem do siebie po chorobie, byłem bardziej zdecydowany niż kiedykolwiek, żeby porozmawiać z Dorotą o naszej przyszłości. To nie była już kwestia kolejnych oszczędności czy nieogrzewanego domu. Chodziło o nas – o to, kim dla siebie byliśmy i czy w ogóle istniała szansa na to, by naprawić nasze małżeństwo.

Pora coś zmienić

Wybrałem moment, kiedy dzieci poszły spać. Siedziała w kuchni, licząc rachunki, jak zwykle pochłonięta swoimi tabelkami.

– Musimy porozmawiać – powiedziałem, siadając naprzeciwko niej.

– Jeśli chodzi o te twoje leki, Paweł, to...

– Nie o leki – przerwałem jej. – O nas.

Spojrzała na mnie, pierwszy raz od dawna z wyrazem twarzy, który nie był obojętny. Może to było zaskoczenie, a może niepokój.

– Nie możemy dalej tak żyć – zacząłem. – Twoja obsesja na punkcie oszczędzania zabiła w nas wszystko. Czasem czuję, że dla ciebie jestem tylko kolejnym wydatkiem, który trzeba ograniczyć.

– To niesprawiedliwe – odpowiedziała szybko. – Wszystko, co robię, robię dla nas. Dla dzieci. Nie chcę, żebyśmy kiedyś zostali z niczym – wyszeptała.

– Rozumiem – powiedziałem po chwili ciszy. – Ale to „nic” już nas dopada. Jeśli nie zmienimy tego razem, to chyba nie mamy czego ratować.

Jej spojrzenie było pełne napięcia, ale widziałem w nim coś, co wyglądało na cień zrozumienia. Dorota długo milczała. Siedziała przy stole, patrząc gdzieś w bok, jakby szukała odpowiedzi, których nie miała. Widziałem, jak zaciska dłonie, a potem powoli wypuszcza powietrze.

– Paweł, ja... ja nie wiem, czy potrafię to zmienić – powiedziała w końcu, a jej głos był cichy, niemal drżący. – Odkąd pamiętam, pieniądze były czymś, co dawało mi poczucie bezpieczeństwa. W domu wiecznie ich brakowało. Były długi, nerwy, kłótnie... Obiecałam sobie, że nigdy nie pozwolę, żeby moje dzieci musiały przez to przechodzić.

– Rozumiem, że się boisz – powiedziałem, starając się, by mój głos był spokojny. – Ale wiesz, co mnie przeraża? To, że w tym twoim strachu nie ma już miejsca na mnie

Spojrzała na mnie, a w jej oczach zobaczyłem coś, czego dawno tam nie widziałem – prawdziwe emocje. Może żal, może poczucie winy, a może nadzieję.

– Paweł, nie chcę cię stracić – powiedziała w końcu. – Ale potrzebuję pomocy. Nie wiem, jak to zmienić.

Westchnąłem, czując, jak napięcie we mnie powoli opada.

– Możemy zacząć od wspólnego planowania. Ustalmy budżet, ale taki, który uwzględni nasze potrzeby, nie tylko oszczędności. Tylko musimy to robić razem, Dorota. Inaczej nie damy rady.

Skinęła głową, choć widać było, że wciąż walczy z własnymi myślami. Wiedziałem, że to nie będzie łatwe, ale pierwszy krok został zrobiony.
Tamtej nocy po raz pierwszy od dawna poczułem, że w naszym domu może znowu być ciepło – nie tylko dosłownie, ale też między nami.

Paweł, 39 lat

Reklama

Czytaj także:
„Nietrafiony prezent na urodziny zniszczył moje małżeństwo. Sama nagrodziłam się za 12 lat w łóżku ze zdrajcą”
„Teściowa rzuciła mi rękawicę, więc rozpoczęłam batalię z tą jędzą. Mąż, dom i dzieci to coś, czego nie oddam bez walki”
„Żona myśli, że chodzę na squasha, a ja w tym czasie trenuję zapasy pod kołdrą. Rozgrzewam wszystkie mięśnie kochanki”

Reklama
Reklama
Reklama