„Moja żona była nudna jak barszcz, więc rzuciłem ją dla młodszej. Po rozwodzie dostrzegłem, że wpadłem we własne sidła”
„Od tamtego dnia Nina nigdy nie podniosła głosu. Nic mi nie wypominała. Przez całe formalności była rzeczowa, wręcz elegancka. Znajomi zachwycali się jej klasą. Ja – patrzyłem, jak przejmuje kontrolę nad narracją. Zostałem czarnym charakterem”.

- Redakcja
Nie uważam się za potwora. Naprawdę. Odszedłem po trzynastu latach małżeństwa, bo czułem, że między mną a Niną już nic nie ma. Żadnej bliskości, żadnych rozmów, żadnych spojrzeń. Cisza, która z każdym dniem coraz bardziej przypominała… śmierć. Wtedy pojawiła się Oliwia – młodsza, żywsza, zainteresowana mną. Poczułem się znów jak facet, nie tylko mąż i ojciec.
Powiedziałem Ninie, że odchodzę. Że się zakochałem. Spodziewałem się płaczu, może krzyków. Tymczasem ona tylko skinęła głową i powiedziała dwa oschłe zdania. Rozwód poszedł szybko. Sąd orzekł winę po mojej stronie – nie zaprzeczałem. Nina została w mieszkaniu, wzbudziła współczucie znajomych, a ja zyskałem etykietę drania, który rzucił rodzinę dla młodszej. Znajomi przestali dzwonić. Moi rodzice się nie odzywali. Nawet córka powiedziała mi w twarz, że jestem tchórzem.
Mimo to nie żałowałem. Oliwia była światłem po ciemności. Śmiała się, całowała mnie bez powodu, cieszyła się życiem. Myślałem, że wreszcie jestem szczęśliwy. Wszystko to dopóki nie usłyszałem jednego, przypadkowego zdania. Od kobiety, którą kiedyś znałem. Wtedy przeszłość wróciła. Tyle że nie taka, jaką ją zapamiętałem.
Zaskoczył mnie jej spokój
Pamiętam tamten wieczór do dziś. Żona siedziała przy stole, czytając coś na tablecie, gdy usiadłem naprzeciwko niej. Byłem spocony, ręce mi się trzęsły. Powiedzenie jej tego było trudniejsze, niż się spodziewałem.
– Chcę odejść, Nina – zacząłem. – Nie czuję już tego, co kiedyś.
Podniosła wzrok. Nie było w nim ani łez, ani gniewu. Tylko dziwny, chłodny spokój. Przez chwilę się nie odzywała.
– Jeśli taka jest twoja decyzja, nie będę walczyć. Ale pamiętaj – twoje decyzje mają konsekwencje.
Powiedziała to i nic więcej. Żadnego „dlaczego?”, żadnego „z kim?”. Po prostu wstała, poszła do sypialni i zamknęła za sobą drzwi. Siedziałem tam jeszcze długo. Gapiłem się w pusty kubek po kawie, czując się jak ktoś, kto właśnie kogoś zamordował. Zostałem tam jak z trzymanym narzędziem zbrodni. Coś mi nie pasowało. Jej spokój... był nienaturalny. Jakby to ćwiczyła. Albo jakby... już wiedziała. To było jak teatr – dobrze wyreżyserowana scena. Coś we mnie drgnęło.
Od tamtego dnia Nina nigdy nie podniosła głosu. Nic mi nie wypominała. Przez całe formalności była rzeczowa, wręcz elegancka. Znajomi zachwycali się jej klasą. Ja – patrzyłem, jak przejmuje kontrolę nad narracją. Zostałem czarnym charakterem tej historii. A ona idealną ofiarą. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że nie była wcale tak czysta, na jaką chciała wyglądać.
Wracały do mnie wątpliwości
Z Oliwią było inaczej. Wszystko było... lżejsze. Śmiała się z moich żartów, potrafiła spontanicznie pocałować mnie w sklepie, zasnąć przytulona na kanapie. Czasem patrzyłem na nią z niedowierzaniem – jakby nie pasowała do mojego świata. Ale była prawdziwa. Pokochała mnie bez bagażu, jakby nie istniało to, co zostawiłem za sobą.
Minęły trzy lata. Żyliśmy razem, urządziliśmy mieszkanie, jeździliśmy na weekendy. Mimo to raz na jakiś czas śniła mi się Nina. Stała w kuchni z tą swoją obojętną twarzą, patrząc na mnie, jakby wiedziała coś, czego ja nie wiem. Budziłem się zlany potem.
– Nie masz czasem wrażenia, że to wszystko było zbyt... idealne? – zapytała Oliwia pewnego wieczoru, gdy leżeliśmy w łóżku. – Że twoja żona coś przed tobą ukrywała?
– Ona nie była typem kobiety, która kłamie – odpowiedziałem z przekonaniem. – Po prostu... była zimna. Wszystko trzymała w sobie.
– Albo dobrze udawała – mruknęła Oliwia i przewróciła się na bok.
Serce zabiło mi szybciej. Te słowa wwierciły się we mnie. Choć broniłem Niny z automatu, coś we mnie się przełamało. Przypomniałem sobie wszystkie jej „wyjazdy służbowe”, wieczory spędzone samotnie, jej telefon odłożony ekranem do dołu. Nigdy nie sprawdzałem. Nigdy nic nie podejrzewałem. Wtedy myślałem, że jeśli ktoś zawinił, to ja. Ale czy na pewno? Zacząłem grzebać w pamięci. A to, co z niej zaczęło wypływać, nie dawało mi spokoju.
Ta jedna rozmowa mnie ścięła
To był przypadek albo zrządzenie losu. Szedłem tam po kawę, bo Oliwia uparła się, że ich ekspres robi najlepszą w mieście. A tam – przy stoliku w kącie – siedziała Kasia, przyjaciółka Niny z czasów studiów. Wysoka, zawsze w beżach, z tym jej wiecznym, zmęczonym spojrzeniem.
– Adrian? – uniosła brwi. – O, nie poznałabym cię.
Uśmiechnąłem się niezręcznie.
– Minęło trochę czasu.
– Trzy lata – odpowiedziała zbyt szybko, jakby liczyła.
Zaproponowała wspólną kawę. Usiadłem. Rozmawialiśmy o bzdurach – pogodzie, pracy, jakbyśmy oboje bali się dotknąć prawdziwego tematu. Ale coś wisiało w powietrzu. Kasia unikała mojego wzroku. W końcu to powiedziała:
– Nina... wiesz, ona nie była taka niewinna, jak wszyscy myśleli. Ale była dobra w ukrywaniu rzeczy.
Zamrugałem.
– Co masz na myśli?
– Może nic nie powinnam mówić... – spuściła wzrok. – To już i tak przeszłość.
Poczułem, jak napina mi się kark. Nachyliłem się.
– Kasia, jeśli coś wiesz, powiedz mi. Nie będę robił afery. Ale... muszę wiedzieć.
Milczała. Przez długą chwilę mieszała łyżeczką w kawie. Potem wstała.
– Po prostu nie wszystko jest takie, na jak wyglądało, Adrian. Ale nie mnie to tłumaczyć.
I wyszła. A ja zostałem z głową pełną pytań i dziwnym wrażeniem, że przez lata żyłem w czyimś teatrze. Tego wieczoru powiedziałem Oliwii, że muszę coś sprawdzić. Nie pytała. Tylko spojrzała na mnie inaczej. Jakby wiedziała, że mój spokój właśnie się skończył.
Poznałem całą listę grzechów
Zadzwoniłem do niej po tygodniu. Nie miałem gotowego planu, nie wiedziałem nawet, co dokładnie chcę usłyszeć. Chciałem tylko... przestać zgadywać. Umówiliśmy się w kawiarni niedaleko jej biura. Przyszła punktualnie jak zawsze. Schludna, spokojna, z włosami spiętymi w kok. Jakby czas się zatrzymał.
Nie podaliśmy sobie rąk. Usiedliśmy. Cisza między nami była cięższa niż cokolwiek, co przeżyłem z nią wcześniej.
– Czy miałaś kogoś w czasie naszego małżeństwa? – zapytałem bez owijania w bawełnę.
Spojrzała na mnie spokojnie.
– To nie ma już znaczenia.
– Dla mnie ma. Muszę wiedzieć.
Zamknęła oczy. Westchnęła.
– Było kilku.
Świat mi zawirował.
– Ale... – dodała – nigdy nie przestałam być twoją żoną. Po prostu... ty nigdy mnie nie zauważyłeś.
Zachłysnąłem się powietrzem. Siedziałem jak sparaliżowany. „Kilku” – to słowo krążyło mi w głowie jak przekleństwo.
– Ukrywałaś to przez lata?
– Nawet nie musiałam. Ty nigdy nie pytałeś. Byłeś zbyt zajęty sobą. Pracą. Rozczarowaniem mną.
– A ja... – urwałem. – Myślałem, że to ja byłem tym złym. Że to ja cię skrzywdziłem.
– Bo to było wygodne – odpowiedziała chłodno. – Dało ci alibi, żeby odejść z czystym sumieniem.
Nie wiedziałem, co powiedzieć. Złapałem się na tym, że czuję... żal? Złość? Wstyd?
Nina dopiła kawę.
– Każdy z nas odegrał swoją rolę, Adrian. Tylko ty nie zauważyłeś, że gramy w innym spektaklu.
Wstała i odeszła. A ja zostałem sam. Ale rozbity w drobny mak.
Musiałem to usłyszeć
Odnalazłem go po kilku dniach. Tomek. Zwykły profil w mediach społecznościowych, zdjęcie z psem, jakiś grill na tle altanki. Wyglądał... normalnie. W wiadomości napisałem tylko: „Chciałbym z tobą porozmawiać. To dotyczy Niny”. Odpisał po godzinie: „Spotkajmy się. Lepiej, żebyś to usłyszał ode mnie”.
Usiedliśmy w barze na osiedlu, gdzie kiedyś z Niną mieszkaliśmy. Ironia losu. Tomek był szczerze zaskoczony moją obecnością.
– Myślałem, że to sprawa sprzed lat – zaczął niepewnie.
– Byliście razem, kiedy byliśmy małżeństwem?
Skinął głową.
– Nie wiedziałem, że nadal jesteście razem. Ona mówiła, że jesteście jak współlokatorzy.
– Ale byliśmy małżeństwem.
Tomek spuścił wzrok.
– Może tylko na papierze. Ale nie w sercu. Ona... była samotna. Bardzo. Ja tylko... byłem w pobliżu.
Zacisnąłem pięści pod stołem. Nie wiedziałem, czy bardziej chcę mu przywalić, czy się rozpłakać. W jego oczach nie było arogancji. Tylko smutek.
– Wiesz, że przez lata myślałem, że to ja ją zostawiłem?
– Może to ona zostawiła ciebie. Tylko po cichu – powiedział cicho.
Zamilkliśmy.
Wróciłem do domu i przez godzinę siedziałem w łazience, gapiąc się w kafelki. Czułem się jak dzieciak, któremu ktoś zniszczył ulubioną zabawkę. Zrozumiałem, że ja nigdy nie znałem Niny. Przez tyle lat mieszkałem z kimś, kogo nie rozumiałem. I kto chyba nigdy nie pozwolił się naprawdę pokochać.
Było gorzej, niż myślałem
Siedzę sam. Oliwia odeszła dwa miesiące temu. Powiedziała, że nie może kochać kogoś, kto żyje w przeszłości. Nie próbowałem jej zatrzymać. Miała rację. Od tamtego spotkania z Tomkiem nic już nie było takie samo. Przestałem spokojnie spać. Przestałem jeść. Przestałem rozumieć, kim właściwie byłem w tamtym małżeństwie. Kim byli „Adrian i Nina”. Najwyraźniej – nie tym, za kogo nas uważałem.
Czasem patrzę na stare zdjęcia. Jest jedno, które zatrzymałem. Nina w kuchni, śmiejąca się z czegoś, co jej właśnie powiedziałem. Naturalna. Prawdziwa? Nie wiem. Może grała. Może już wtedy miała w głowie kogoś innego.
Nie umiem się na nią złościć. To najbardziej mnie boli. Gdyby była tylko zimną zdrajczynią, mógłbym zamknąć ten rozdział. Ale ona była czymś więcej. Była moją codziennością przez trzynaście lat. Moją ciszą. Moją niewypowiedzianą frustracją. I moim lustrem.
Teraz wszystko się uspokoiło. Prawda przestała krzyczeć. Został tylko pusty salon i echo, które brzmi jak śmiech Niny, odbity od ścian. Nie rozumiem jej. Nie potrafię jej znienawidzić. Ale najbardziej nie potrafię sobie wybaczyć, że przez tyle lat nie wiedziałem nic. Myślałem, że to ja byłem draniem. Ale tak naprawdę oboje byliśmy tylko świetnymi aktorami.
Adrian, 40 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mąż miał kochankę i chciał mnie puścić z torbami. Nie po to się urabiałam po łokcie, żeby teraz mnie rolował”
- „Przystojniak poznany w sieci przysłonił mi cały świat. Wszyscy mnie ostrzegali, a ja i tak miałam klapki na oczach”
- „Nie mogłam patrzeć jak syn zostawia rodzinę dla innej kobiety. Musiałam wziąć sprawy w swoje ręce i nim potrząsnąć”

