„Moja teściowa wiecznie ma do mnie pretensje. Uratowałam jej życie, a ona i tak wytyka mi, że źle gotuję bób i fasolkę”
„Nie wahałam się, by jej pomóc. W szpitalu czuwałam przy jej łóżku. Nieważne były dawne kłótnie, liczyło się tylko to, żeby teściowa była bezpieczna. Miałam nadzieję, że może to sprawi, że wreszcie trochę mi odpuści i się pogodzimy. Ale nie”.

- Redakcja
Od ośmiu lat jestem żoną Tymka. Nasze małżeństwo, choć na pozór stabilne, nie jest wolne od problemów, zwłaszcza gdy wkracza w nie moja teściowa, Maria. Z nią nigdy nie było łatwo. Nasze relacje przypominały niekończącą się pętlę napięć i sprzeczek. Zawsze miałam wrażenie, że obwinia mnie za wszystko, co złe w jej życiu, a ja... ja po prostu nie mogę znieść jej nieustannego wtrącania się w moje sprawy.
Każde nasze spotkanie kończyło się kłótnią, a ja zastanawiałam się, czy kiedykolwiek będziemy mogły dojść do porozumienia. Czułam się nierozumiana i osamotniona, jakbym walczyła z niewidzialnym wrogiem. Ale prawdziwy dramat miał dopiero nadejść, przewracając nasze życie do góry nogami.
Nie mogłam się powstrzymać
To był jeden z tych dni, kiedy nasze rozmowy z teściową kończyły się nieodmiennie na podniesionych głosach. Siedziałyśmy w kuchni, pijąc herbatę, której gorąco nie potrafiło rozpuścić lodowatego chłodu między nami.
– Basia, źle gotujesz bób, jest za twardy – marudziła.
– Ale mnie taki smakuje, Tymkowi też – kwitowałam.
Ona tylko robiła kwaśną minę. To samo było co do fasolki szparagowej, ziemniaków czy makaronu. Innym razem zaczynała:
– Basia, nie rozumiem, dlaczego znowu kupiłaś nowe zasłony? Przecież mówiłam ci, że te stare były całkiem dobre – marudziła, spoglądając na mnie z wyraźnym niezadowoleniem.
Nie wytrzymałam. Odkąd pamiętam, każda moja decyzja była podważana.
– Chciałam coś zmienić w domu, wiesz? Czasem dobrze jest zrobić coś po swojemu – odpowiedziałam, starając się zachować spokój.
Ale to tylko dolało oliwy do ognia.
– Po swojemu? A co ja zrobiłam, że zasłużyłam na takie traktowanie? Na ten ton? Przecież zawsze jestem obok, pomagam wam, kiedy tylko mogę – odparła teściowa, jakby to ona była ofiarą w tej sytuacji.
Poczułam, jak we mnie kipiało. Przypominałam sobie wszystkie sytuacje, w których teściowa bardziej przeszkadzała, niż pomagała. Jej pomoc wychodziła mi bokiem. Przez chwilę zapadła cisza, a ja nie mogłam oprzeć się pokusie, by wyrzucić z siebie nagromadzone frustracje.
– Chciałabym, żebyś czasem dała nam trochę przestrzeni. Przestała wtrącać się w nasze życie! – wybuchnęłam, a słowa te zawirowały w powietrzu niczym ukrop.
Teściowa zmierzyła mnie wzrokiem, którego nie zapomnę nigdy.
– Robię ci przysługę, że tu jestem! – odparła ostro, jakby obdarzenie mnie towarzystwem było jej dobrodziejstwem.
Zapanowała niezręczna cisza, przerywana tylko tykaniem zegara. W tamtej chwili poczułam, że nie ma dla nas nadziei na porozumienie. Zastanawiałam się, czy kiedykolwiek uda nam się znaleźć wspólny język, który nie brzmiałby w tonie oskarżeń i żalu.
Musiałam ją ratować
Kilka dni po naszej kłótni wyszłam na spacer, by odetchnąć od codziennych problemów. Szłam dobrze znaną mi trasą, kiedy w oddali dostrzegłam teściową. Stała na chodniku, wyglądając na lekko zagubioną. Kiedy się zbliżyłam, zauważyłam, że jest blada i chwiejna na nogach. Jej ciało zdawało się kołysać na wietrze jak suchy liść.
– Mamo! – krzyknęłam, a dźwięk mojego głosu jakby wyrwał ją z letargu.
Jednak zanim zdążyłam do niej dobiec, jej nogi ugięły się, a teściowa osunęła się na ziemię. Moje serce zabiło mocniej. Natychmiast pochyliłam się nad nią, szukając oznak przytomności. Przechodnie zatrzymywali się, a ja, nie tracąc czasu, zadzwoniłam po pogotowie.
W szpitalu czuwałam przy jej łóżku. Nieważne były dawne kłótnie, liczyło się tylko, żeby teściowa była bezpieczna. W końcu dołączył do mnie Tymek z niepokojem wymalowanym na twarzy.
– Basia, dziękuję, że byłaś przy niej. Nie wiem, co bym zrobił, gdyby coś jej się stało – powiedział, chwytając moją rękę w mocnym uścisku.
– To nic, Tymek. Mam nadzieję, że się z tego wyliże – odpowiedziałam, patrząc na teściową, której oddech wydawał się już bardziej stabilny.
– Może to znak, że w końcu się pogodzicie? – zapytał z nadzieją.
Spojrzałam na niego, próbując ukryć własne wątpliwości. Chciałam wierzyć, że ten incydent będzie początkiem czegoś nowego, ale jednocześnie bałam się, że wszystko powróci, gdy tylko wyzdrowieje. Jednakże, będąc przy jej łóżku, byłam gotowa spróbować.
To było bezczelne
Teściowa wróciła do domu po kilku dniach spędzonych w szpitalu. Chciałam wierzyć, że to doświadczenie coś zmieniło. Przez chwilę wszystko zdawało się układać lepiej. Rozmawiałyśmy spokojniej, a napięcie między nami ustępowało miejsca delikatnym gestom pojednania. Ale szybko przekonałam się, że spokój był tylko pozorem.
Pewnego popołudnia, kiedy wpadłam do niej z wizytą, usłyszałam fragment jej rozmowy z sąsiadką, panią Zosią, stojąc na korytarzu. Ich głosy przenikały przez drzwi jak lodowate podmuchy.
– Wiesz, Zosiu, to wszystko wyglądało tak dziwnie – mówiła Maria, a w jej głosie słyszałam coś podejrzliwego. – Zasłabłam tak nagle, kiedy Basia była tuż obok, może nawet na jej widok...
Zamarłam. Czułam, jak fala gorąca rozlewa się po moim ciele. Czy teściowa sugerowała, że to moja wina? Że celowo doprowadziłam do tego wypadku?
– Przestań, Mario. Przecież to tylko zbieg okoliczności – próbowała ją uspokoić Zosia, ale ona już zaszczepiła w niej swoje wątpliwości.
Nie mogłam tego dłużej słuchać. Wparowałam do pokoju, przerywając ich rozmowę.
– Mamo, jak możesz tak mówić? – zapytałam, choć w środku byłam roztrzęsiona.
Teściowa spojrzała na mnie z wyrazem zdziwienia, ale i pewnej rezerwy. Pani Zosia, widząc mój wzrok, szybko wymówiła się i wyszła z mieszkania.
– O co chodzi? – zapytała Maria, jakby przed chwilą nie oskarżała mnie o najgorsze.
– Usłyszałam twoją rozmowę. Naprawdę myślisz, że to przeze mnie? – zapytałam, próbując zapanować nad drżącym głosem.
W jej oczach dostrzegłam błysk, który zdawał się mówić więcej niż słowa. Poczułam, jak emocje eksplodują we mnie z pełną siłą. Musiałam wiedzieć, skąd wzięła się ta nieufność.
Nie mogłam tego słuchać
Wzrokiem szukałam choćby cienia zrozumienia w oczach teściowej, ale dostrzegłam tylko lodowaty dystans. Czułam się tak, jakby każda nasza rozmowa była grą o sumie zerowej, w której tylko jedna z nas mogła wyjść cało.
– Basia, po prostu... ty tak na mnie działasz, podnosisz mi ciśnienie – powiedziała, nie patrząc mi w oczy, a jej głos był chłodny jak zimowy poranek.
Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę. Czy naprawdę próbowała mnie oskarżyć o coś tak poważnego? Zalała mnie fala emocji, od szoku po gniew.
– Czyli to moja wina? Bo się pokłóciłyśmy? Przecież nie miałam z tym nic wspólnego! – wybuchnęłam, czując, jak łzy wściekłości zaczynają cisnąć mi się do oczu.
Maria wzruszyła ramionami, jakby chciała powiedzieć, że to, co czuję, jest nieważne. Jej postawa była jak mur, którego nie mogłam przebić żadnym argumentem.
– Nie wiem. Po prostu... to nie stało się samo – odpowiedziała, a jej słowa były jak kamienie rzucane bezpośrednio w moje serce.
Czułam się osamotniona i zdradzona. Jak mogła tak łatwo podważyć wszystko, co próbowałam zbudować w naszej relacji? Miałam ochotę krzyczeć, wyrzucić z siebie cały ten ból i gniew, ale z trudem powstrzymałam łzy. Musiałam się stamtąd wydostać, zanim powiedziałabym coś, czego mogłabym żałować.
Przynajmniej mąż mnie wspierał
Kiedy wróciłam do domu, Tymek czekał na mnie zaniepokojony. Wiedział, że coś się stało, widział to w moich oczach, które mówiły więcej niż tysiąc słów.
– Basia, co się dzieje? – zapytał, zbliżając się i obejmując mnie mocno.
Potrzebowałam tej chwili bliskości, zanim zdobyłam się na wyznanie, które kryło się we mnie niczym cień.
– Twoja mama... – zaczęłam, próbując zapanować nad drżeniem głosu. – Ona... Ona mnie oskarża o to, że to przeze mnie zasłabła. Twierdzi, że podnoszę jej ciśnienie.
Mąż popatrzył na mnie z niedowierzaniem, po czym jego wyraz twarzy przeszedł w coś, co mogłam odczytać tylko jako poczucie winy.
– Basia, wiem, że to dla ciebie trudne – powiedział, przecierając dłonią twarz. – Moja mama zawsze miała skłonność do dramatyzowania. Przepraszam, że musisz przez to przechodzić.
Usiadłam obok niego na kanapie, czując ciężar, który nie pozwalał mi się rozluźnić. Wiedziałam, że Tymek chce dla nas dobrze, ale czułam, że jestem sama w tej walce.
– Ale co mamy teraz zrobić? – zapytałam, z trudem powstrzymując łzy. – Nie chcę, żeby to zepsuło nasze życie. Nie wiem, jak sobie z tym poradzić.
Mąż ujął moją dłoń, jakby chciał mi przekazać część swojej siły.
– Musimy być razem. Nie pozwolimy, żeby to nas zniszczyło. Spróbuję z nią porozmawiać, wyjaśnić, że jesteś moją żoną i że ci ufam. Ona też powinna.
Choć jego słowa dawały mi nadzieję, wiedziałam, że czeka nas długa droga. Czułam się zdradzona, niezrozumiana i bałam się, że te oskarżenia już na zawsze będą ciążyć na naszej relacji. Ale jeśli miałam iść dalej, musiałam wierzyć, że w końcu znajdziemy rozwiązanie.
Ciągle liczę na cud
Siedziałam na ławce w parku. Wiedziałam, że moje życie z teściową nigdy nie było proste, ale te ostatnie wydarzenia obnażyły całą kruchość naszej relacji. Czułam się osamotniona, zraniona i zagubiona. Maria rzuciła cień na każdy mój gest dobrej woli, a teraz musiałam się zmierzyć z oskarżeniem, które mogło nas na zawsze rozdzielić.
Zastanawiałam się, jak od teraz będzie wyglądało nasze życie. Czy kiedykolwiek będziemy mogły dojść do porozumienia, które nie byłoby oparte na nieufności i podejrzeniach? Jak mogłam odbudować zaufanie, które tak łatwo zostało zburzone? Każda moja próba zbliżenia do teściowej kończyła się porażką, jakbym walczyła z niewidzialnym przeciwnikiem, którego nie mogłam pokonać.
Spojrzałam na pierścionek na moim palcu, przypominający mi o przysięgach, które złożyłam Tymkowi. Wiedziałam, że nie mogę pozwolić, by te oskarżenia zniszczyły nasze małżeństwo. Musiałam znaleźć siłę, by stawić czoła temu wyzwaniu, nawet jeśli oznaczało to długą i bolesną drogę do porozumienia z Marią.
W głębi duszy czułam, że muszę walczyć. Nie tylko dla siebie, ale i dla Tymka, który zawsze był po mojej stronie. Wierzyłam, że prawda w końcu wyjdzie na jaw i że w końcu znajdziemy sposób, by naprawić to, co zostało zniszczone.
Wstałam z ławki i ruszyłam przed siebie, gotowa na to, co przyniesie przyszłość. Wiedziałam, że nie będzie łatwo, ale też nie zamierzałam się poddać. Miałam nadzieję, że może pewnego dnia teściowa dostrzeże we mnie nie wroga, a synową, która pragnie tylko spokoju i zrozumienia.
Barbara, 36 lat
Czytaj także:
- „Teściowa wmawiała mi, że Romek mnie zdradza. Wierzyłam jej, dopóki nie odkryłam, co zrobiła, by nas zniszczyć”
- „Teściowa podarowała nam działkę pod budowę domu. Później okazało się, co naprawdę podpisaliśmy”
- „Wysłałam dzieci na wakacje z teściową. Zrobiła im wodę z mózgu i nauczyła strasznych rzeczy”

