„Moja teściowa przysięgała, że chce tylko naszego dobra. A potem przyłapałam ją na czymś, czego się nie spodziewałam”
„Po może dwóch czy trzech miesiącach zorientowałam się, że zaczynają nam znikać pieniądze ze słoika na drobniaki. Mieliśmy taki z Darkiem od czasu studiów. Takie małe, awaryjne pieniądze, z których i tak czasem się uzbierała całkiem niezła kwota”.

- Listy do redakcji
Od czego by tu zacząć moją historię? Może od tego, że nigdy nie miałam prawdziwej rodziny. Jestem trochę jak z filmu – wychowana przez rodzinę zastępczą. Nie było źle, ale nie była to też moja prawdziwa rodzina. Starali się, ale to nie to samo. Łatwo się więc domyśleć, że zawsze marzyłam, by mieć własną, cudowną rodzinkę i dać dzieciom to, czego sama nie miałam.
To pewnie też klasyka, ale co począć, że zawsze chcemy to, czego nie mamy?
Na ostatnim roku studiów poznałam Darka. Nie ma tu żadnej górnolotnej opowieści. Po prostu razem byliśmy w grupie, w której pisaliśmy magisterkę. Spotykaliśmy się czasem wszyscy, żeby przygotować jakieś tam materiały na zajęcia i tak jakoś wyszło, że nam się dobrze rozmawiało. Potem poszliśmy na kawę, do kina i samo się to wszystko poukładało.
Mieliśmy wspaniałe wesele
Zorganizowaliśmy je po naszych obronach prac magisterskich pod koniec października. Wszystko odbyło się w agroturystyce, którą prowadzi ciotka Darka, więc koszty też nas bardzo nie obciążyły, a przynajmniej były niższe, niż gdybyśmy szukali takiego miejsca jako obce osoby. Pogoda dopisała. Duża część imprezy odbywała się na świeżym powietrzu, bo chociaż był już październik, było niesamowicie ciepło i przyjemnie. Tylko późnym wieczorem dokuczał chłód. Rozdaliśmy koce i nikomu to nie przeszkadzało.
Gości nie było zbyt wielu, bo ja nie znam mojej rodziny. Były moje dwie przyjaciółki z mężami oraz moja rodzina zastępcza, w której się wychowałam. Reszta to głównie rodzina Darka.
Byłam jednak bardzo, bardzo szczęśliwa, bo teściowie mnie zaakceptowali. Nie czułam się gorsza. Od samego początku traktowali mnie dobrze. Nie było żadnego wydziwiania ani patrzenia spode łba, że pochodzę z jakiejś „patologii” – bo i tak ludzie gadają.
– Kochanie, jesteś cudowną osobą. Zawsze będziemy was wspierać – mówiła moja teściowa, a ja nie posiadałam się ze szczęścia, że poznałam takich ludzi.
Tak, tak – na przestrzeni lat spotykałam się z różnymi chłopcami i szczerze mówiąc, wielokrotnie słyszałam, że z rodzin zastępczych i z domów dziecka pochodzi tylko patologia. Nikt nigdy nie powiedział mi tego wprost. Słyszałam to szeptane po kątach albo powtarzane przez inne osoby, które mnie za kogoś takiego nie uważały. Strasznie to bolało. Chyba wolałabym być wyzywana od grubasów czy chudzielców czy innych takich „szkolnych” epitetów.
Po ślubie zamieszkaliśmy z teściami. Mieli ogromny dom, a przynajmniej taki mi się wydawał, gdy zaczynałam tam mieszkać. My mieliśmy do dyspozycji piętro, gdzie były dwa przestronne pokoje i łazienka. Kuchnia była na dole wspólna, dzieliliśmy też przedpokój i drzwi wejściowe.
Trochę musieliśmy wyremontować tę naszą część, ale teściowie aktywnie pomagali. Nie dokładali nam co prawda finansowo, ale pomagali w szukaniu specjalistów, którzy nam zrobią pokoje w dobrej cenie i z dbałością o jakość. Pilnowali też robotników, gdy byliśmy w pracy, a oni działali.
Spełniłam też swoje ogromne marzenie o posiadaniu kota. Tak, niby bzdura, niby nic, ale wreszcie mogłam mieć to, co chciałam. Wreszcie mogłam mieć wszystko tak, jak chciałam, a przynajmniej tak mi się wydawało. Wszystko ma jednak swój kres.
Układało się cudownie do czasu
Półtora roku po ślubie pojawiło się w naszym domu dziecko. Wniosło w nasze życie dużo szczęścia, nieprzespanych nocy, radości i zmian. Ja przed ciążą uczyłam języków obcych, a dokładnie hiszpańskiego i angielskiego, więc chciałam wrócić do pracy jak najszybciej. Gdy więc maluszek skończył pół roku, postanowiliśmy zatrudnić nianię na cztery godziny dziennie, żebym ja też znowu mogła zacząć spełniać się zawodowo. Duże znaczenie też dla mnie miało to, by być samodzielną finansowo – chociaż częściowo.
Po może dwóch czy trzech miesiącach takiego trybu funkcjonowania zorientowałam się, że zaczynają nam znikać pieniądze ze słoika na drobniaki. Mieliśmy taki z Darkiem od czasu studiów. Takie małe, awaryjne pieniądze, z których i tak czasem się uzbierała całkiem niezła kwota. Sprawdzaliśmy zawartość dopiero, gdy słoik był pełny. Problem zauważyłam też zapewne nie od razu, bo kiedyś pomalowałam go farbami w kwiaty i nie było widać zawartości, dopóki się go nie odkręciło.
Któregoś dnia rano przed wyjściem do pracy zorientowałam się, że zgubiłam kartę do bankomatu. Oczywiście bardzo się zdenerwowałam, ale gdy się zalogowałam na konto, to nie było widać żadnych wypłat. Odetchnęłam więc z ulgą i pomyślałam, że jej poszukam, bo może mi wypadła i leży w domu, a pieniądze na kawę i bułkę do pracy wezmę ze słoika.
Wtedy zdziwiła mnie jego zawartość – był mniej niż w połowie pełny, a z tego co pamiętałam, ostatni raz liczyliśmy jego zawartość tuż przed moim porodem. Powinien więc już być pełny, a nawet się wysypywać. Często zapełnialiśmy go w dwa miesiące.
– Kochanie brałeś coś z naszej skarbonki? – zapytałam męża.
– Nie, czemu pytasz? – odpowiedział Darek, spoglądając na mnie znad synka, którego akurat trzymał w ramionach.
Opowiedziałam mu więc o moim odkryciu.
– Może trzeba przypilnować niani? Bo kto inny mógłby to robić?
– Ale jak?
– Nie ma wyjścia, zamontujemy kamerkę – skwitował mąż.
Nie mieściło nam się to w głowie
Poprosiliśmy o pomoc kolegę, który jest informatykiem. Darek, który też jest po filologii jak ja i pracuje w jednym z portali internetowych, gdzie pisze artykuły, nie umiałby tego zrobić w taki sposób, żeby nie dało się zauważyć urządzenia. Tak więc zaczęło się szpiegowanie…
Nie cierpię takiej inwigilacji i powiem wam, że czułam się strasznie źle, gdy oglądaliśmy potem nasz filmik. Postanowiliśmy go przejrzeć po tygodniu, nie codziennie, by nie popadać w paranoję.
Okazało się, że ze słoiczka drobniaki podbiera… teściowa! Ale to nie było wszystko! Grzebała też w moich szkatułkach z biżuterią. Gdy to zobaczyłam, od razu pobiegłam sprawdzić. Od porodu tam nie zaglądałam, bo błyskotki przy małym dziecku to nieporozumienie. I co się okazało?
Brakowało kolczyków w postaci złotych kółek i małych sztyftów, dwóch zawieszek na łańcuszek i jednego małego, drobnego pierścionka, który kupiłam nad morzem na pamiątkę. Nie mam pokaźnego zbioru, więc łatwo było ustalić, co zniknęło.
– Nie wierzę, w to, co widzę! – wykrzyknął Darek i od razu poszliśmy skonfrontować to z teściową. W końcu mieliśmy twarde dowody.
Na początek się wyparła, ale gdy zobaczyła filmik, zmieniła śpiewkę. Teściu z niedowierzania przecierał oczy.
– Ja wzięłam tylko pierścionek, resztę to pewnie ta wasza niania nie wiadomo skąd! – próbowała się dalej wypierać.
– Przestań mamo! Nie pogrążaj się – powiedział Darek, zaciskając pięści, bo walczył o zachowanie spokoju. – Czemu nas okradałaś?
– Mieszkacie w moim domu! Mam prawo wziąć, co chcę – zaczęła atakować.
– W naszym domu – i nie, nie masz takiego prawa – powiedział cicho teściu, kręcąc głową.
– Wszystko dla dzieci, zawsze, a mnie się nic nie należy? – pytała teściowa, zapędzona w kozi róg.
– A czego ci brakuje? – zapytał teść swoją żonę.
– To ta dziewucha znikąd może się rządzić w moim domu? – rzuciła nagle, a ja poczułam się, jakbym dostała policzek.
Taka przepychanka słowna trwała jeszcze chwilę. Ja nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę. Najbardziej bolał brak skruchy u teściowej i tego, że nie chciała się przyznać, choć została przyłapana na gorącym uczynku!
No i to zdanie teściowej… może nie nazwała mnie patologią, ale prawie.
W sumie jeszcze tego wieczora postanowiliśmy z Darkiem, że poszukamy mieszkania i się wyprowadzimy. Niezależnie od tego, jak się dogadamy z teściami ani czy w ogóle się uda, nie będziemy w stanie już im zaufać, a już na pewno nie teściowej. No i też atmosfera stała się trudna do zniesienia. Dalej nie mogę uwierzyć, że nie można czuć się bezpiecznym nigdzie.
Ewa, 28 lat
Czytaj także:
- „Przyjaciółka bezczelnie wystawiła mnie do wiatru. Miał być wspólny biznes, a czekała mnie zdrada i rozczarowanie”
- „Synowa pomawia mojego synka o zdrady i romanse. Gdyby miał w domu kobietę, a nie mimozę, nawet nie spojrzałby na inną”
- „Teściowa wszelkimi sposobami chciała zniszczyć nasze małżeństwo. Ten plan zniweczył jej własny pilnie strzeżony sekret”