Reklama

Zawsze starałam się być rozsądną, ułożoną, miłą dziewczyną. Nie krzyczeć, nie narzekać, nie sprawiać kłopotów, przemilczeć nieprzyjemne sytuacje. Uśmiechnąć się i powiedzieć „spoko”. I tak robiłam od lat. W tym roku miałam w końcu odpocząć. Tylko ja i mój mąż Paweł. Grecja, słońce, plaża, żadnych maili ani list zakupów. Odliczałam dni do urlopu. Aż pewnego wieczoru podczas kolacji Paweł wypalił:

– A może zabierzemy też moją mamę? Po śmierci taty wciąż nie najlepiej się trzyma i mówiła, że marzy jej się wyjazd. Byłoby weselej, co?

Zawiesiłam widelec w połowie drogi do ust.

– Na pewno to dobry pomysł?

– Zobaczysz, będzie fajnie. Mama się ucieszy – odpowiedział z entuzjazmem, jakby właśnie zaproponował, że weźmiemy psa ze schroniska, a nie teściową na wakacje.

Nie miałam siły na kłótnie i się zgodziłam. W głębi duszy coś mi jednak mówiło, że to się źle skończy. Bo teściowa jest jak pogoda w marcu – nieprzewidywalna, chłodna, z tendencją do opadów.

Pojechała z nami

Ale stało się. Pojechaliśmy z nią na wakacje. Hotel, w którym zamówiliśmy noclegi, na zdjęciach wyglądał jak z bajki, w rzeczywistości też robił wrażenie: białe ściany kontrastowały z błękitem morza w tle, a z ogrodu pachniało jaśminem. Teściowa rozglądała się z surową miną, jakby oceniała, czy hotel zasługuje na jej obecność.

Dostaliśmy dwa sąsiadujące pokoje. Mój i Pawła z widokiem na morze, a okna pokoju jego matki wychodziły na wewnętrzne patio. Cieszyłam się, że chociaż ten drobiazg się udał, ale kiedy usłyszałam jej pierwszy komentarz, cała nadzieja gdzieś się rozpłynęła.

– No tak, ja to zawsze do cienia, a wy sobie będziecie leżeć na tarasie. Ale nic, przyzwyczaję się – rzuciła tonem, który miał oznaczać: „pamiętaj, że jestem tutaj ofiarą”.

Uśmiechnęłam się na siłę i powiedziałam, że może poprosimy w recepcji o zmianę pokoju. Pokręciła głową z przesadną łaskawością i dodała:

– Nie, nie, już za późno. Nie będę robić problemu.

Tego samego dnia poszliśmy na plażę. Włożyłam sukienkę z odkrytymi plecami i klapki, a teściowa spojrzała na mnie, jakbym wybierała się do nocnego klubu.

– Nie za bardzo się wydekoltowałaś? Słońce potrafi być zdradliwe. Młoda jesteś, ale skóra zapamięta – mówiła, wskazując na mój dekolt.

Miała pretensje

Paweł próbował udawać, że nie słyszy. Poszłam więc po leżaki. Przyniosłam je, rozłożyłam i usiadła, w tym czasie teściowa wzięła moją torbę, usiadła obok mnie i zaczęła wykładać z niej rzeczy.

– Krem z filtrem trzydziestka? Kasiu, to zdecydowanie za mało, przecież ty masz taką jasną cerę! Daj, ja cię posmaruję – powiedziała i już chciała zakasać rękawy.

– Mamo, jestem dorosła, wiem jak się smarować – odpowiedziałam, odsuwając się od niej.

– Nie denerwuj się, ja tylko chcę pomóc – westchnęła teatralnie.

– Nie zaczynajcie… – mruknął Paweł, patrząc gdzieś w bok.

Wieczorem przy kolacji chciałam opowiedzieć o jakimś miasteczku, które polecili mi znajomi. Planowałam, że może wypożyczymy samochód i pojedziemy tam jutro na własną rękę. Ale teściowa nie dała mi dokończyć.

– W tamtą stronę nie ma sensu jechać. Tam są same komercyjne pułapki na turystów. Ja już byłam w tej okolicy kilka razy, wiem, co mówię. Lepiej pójść na wycieczkę zorganizowaną. Tam przynajmniej przewodnik powie coś sensownego – stwierdziła.

– Myślałam, że może byśmy coś sami zaplanowali – powiedziałam cicho.

– Ale po co się męczyć, skoro ktoś już to za nas zrobił? Nie kombinujmy na siłę – odpowiedziała z uśmiechem, który bardziej przypominał ostrzeżenie niż życzliwość.

Wszystko zaplanowała

Mój mąż znów się nie odezwał. Zajął się sałatką. Zaczynałam czuć się jak dziecko na kolonii z dorosłymi, którzy mają własne zasady i własne rozmowy.

Drugiego dnia obudziłam się wcześnie, zanim Paweł zdążył wstać. Zsunęłam się z łóżka cicho, żeby go nie budzić, i wyszłam na balkon. Morze było spokojne, słońce dopiero się podnosiło, a powietrze pachniało czymś słodkim. Przez chwilę było dobrze. Później usłyszałam pukanie do drzwi.

– Wstawajcie, zaraz śniadanie. A potem zbiórka o dziewiątej przy recepcji. Mamy wycieczkę do klasztoru i zatoki. Załatwiłam przewodnika, mówi po polsku – wypaliła teściowa.

– Jaką wycieczkę? – zapytałam zdziwiona. – Nie umawialiśmy się przecież na nic.

– No to już się umawiamy. Trzeba korzystać z pobytu, a nie spać do południa. Tam są piękne widoki, widziałam na zdjęciach. I załóż coś porządnego, tam trzeba mieć zakryte ramiona – dodała, zerkając na moją piżamę.

Chciałam powiedzieć, że dziś mam ochotę po prostu poleżeć, poczytać książkę i wypić kawę nad basenem. Ale Paweł stał już przy szafie i szukał czegoś do ubrania.

– Jedźmy, skoro mama wszystko załatwiła – rzucił. – Nie będziemy się przecież rozdzielać.

Byłam wykończona

Wycieczka była dokładnie taka, jak się spodziewałam – tłum ludzi, przewodnik z megafonem, błądzenie za grupą przez czterdzieści minut w pełnym słońcu. Gdy zatrzymałam się przy straganie z rękodziełem, teściowa zawołała:

– Nie rozpraszaj się. Musimy zdążyć na autobus.

Po powrocie byłam wykończona. Ale teściowa miała już kolejne plany – kolacja o osiemnastej, potem spacer nadmorskim deptakiem, a następnego dnia objazd wyspy.

– Czy ja też mogę coś zaplanować, czy mama już ustaliła wszystko? – zapytałam spokojnie.

– Oj, nie przesadzaj. Chce dobrze – powiedział mój mąż.

– Ja też jestem tu na wakacjach.

Wieczorem nie zeszłam na kolację. Powiedziałam, że boli mnie głowa. Leżałam w łóżku, w ciemnym pokoju, z zasłoniętymi zasłonami. Wiedziałam, że to dopiero początek, ale już czułam, jak moja cierpliwość się kończy. Czułam się zepchnięta na margines.

Miałam tego dość

Kolejnego dnia słońce świeciło z większą siłą. Wyszłam na basen wcześnie, licząc, że przez chwilę będę tam sama. Usiadłam w leżaku, zanurzyłam stopy w wodzie i zamknęłam oczy. Chciałam nie myśleć.

– No i znowu siedzisz w słońcu, przecież mówiłam, że trzeba uważać – usłyszałam znajomy głos.

Teściowa stała nade mną z ręcznikiem w ręku, ubrana jak na pielgrzymkę – kapelusz, ciemne okulary, długa koszula.

– A może mam dość twoich rad? Może chciałam tu odpocząć, a nie być kontrolowana na każdym kroku? – odpowiedziałam, podnosząc się powoli.

– Nie przesadzaj – powiedział Paweł, który pojawił się nie wiadomo skąd.

– Nie, to ty przesadzasz. Wy zostajecie, ja wracam.

Uciekłam stamtąd, zanim którekolwiek zdążyło coś powiedzieć. W pokoju zaczęłam się pakować. Wrzucałam ubrania do walizki, nie zwracając uwagi na porządek. Telefon, ładowarka, portfel, paszport.

– Kasiu, nie wygłupiaj się – usłyszałam Pawła za plecami.

Zostawiłam ich

Zapięłam walizkę i spojrzałam mu w oczy. Stał w drzwiach, bezradny, jakby nie wiedział, co się dzieje.

– Ja naprawdę nie mam już siły udawać, że mi to wszystko nie przeszkadza. Twoja mama nie może decydować o moim dniu, o tym, co jem i jak siedzę, a ty tego nie widzisz albo nie chcesz widzieć. Mam dość. Wracam bez was.

Wyszłam z pokoju z walizką i nie obejrzałam się. Wróciłam do Polski wczesnym wieczorem. Zamówiłam jedzenie z dowozem. Zjadłam w ciszy, bez komentarzy, że tłuste czy zimne, bez krytyki. Potem włączyłam stary film, ten sam, który oglądałam kiedyś z przyjaciółką na studiach. Śmiałam się głośno. Sama.

Rano wzięłam kawę na wynos i poszłam na spacer. Bez planu, bez celu i bez przewodnika. Wreszcie sama mogłam o wszystkim decydować.

Katarzyna, 30 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama