„Moja teściowa do wszystkiego się wtrąca. Nie tylko miesza w naszych garach, ale też w małżeńskim łóżku”
„– Nie krzycz, dziecko, sąsiedzi słyszą – syknęła. – Ja tylko próbuję pomóc. Wiem, co mówię, przeżyłam z mężem trzydzieści lat. – I na pewno dzięki temu był najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, prawda? Zmrużyła oczy. – Ty naprawdę nie masz pojęcia, jak zatrzymać mężczyznę przy sobie”.

- redakcja
Kiedy brałam ślub z Kamilem, naiwnie myślałam, że jego matka będzie tą ciepłą, wspierającą kobietą, której mogłabym powierzyć tajemnice i zostawić dziecko na kilka godzin bez stresu. Myliłam się. Od dnia, kiedy powiedzieliśmy sobie „tak”, jej wtrącanie się zaczęło przybierać na sile.
Najpierw wlazła mi do kuchni
Zaczęło się od kuchni – bo przecież „zupa to nie to samo co papka dla niemowlaka” – a skończyło na krytykowaniu mojego seksapilu. Tak, moja teściowa uważała, że nawet w łóżku nie robię tego dobrze. A najgorsze było to, że Kamil… jej słuchał.
– Myślałam, że podgrzeję tylko rosół, a tu niespodzianka – usłyszałam za plecami głos teściowej, gdy wparowała do kuchni bez pukania, jak do siebie.
Stałam w dresie, z rozmazanym tuszem po nieprzespanej nocy, tuląc do piersi płaczącego Jasia. W rondelku właśnie gotował się makaron. Rosół z wczoraj, ale plan był prosty – obiad na szybko. Teściowa jednak weszła, jakby była wybawcą podczas kulinarnej katastrofy.
– Makarony dla niemowląt? I jeszcze z rosołu? – mruknęła z dezaprobatą, wyciągając z lodówki seler i koperek. – Przecież on tego nie zje. Daj go, zrobię mu coś porządnego.
– Ale ja już przygotowałam... – próbowałam protestować, ale nie słuchała.
Zabrała mi dziecko z rąk i zaczęła go lulać, kręcąc przy tym nosem.
– Ty naprawdę nie masz czasu, żeby porządnie się ogarnąć? Wiesz, jak wyglądasz? Jakbyś od tygodnia nie spała – rzuciła z politowaniem.
Nie odpowiedziałam. Bo prawda była taka, że nie spałam od trzech. Kamil pracował, a ja siedziałam z Jasiem non stop, czasem nawet nie mając siły się wykąpać. Ale po co jej to mówić? I tak uważała, że wszystko robię źle.
Gdy weszłam do salonu, żeby trochę odsapnąć, Kamil siedział z laptopem. Spojrzał na mnie przelotnie.
– Mama mówiła, że Jaś znowu był głodny. Czemu go nie nakarmiłaś wcześniej?
Zacisnęłam usta. Już wiedziałam, że znowu porozmawiali. On i jego mama – sztab zarządzania moją porażką.
Wszystko zaczęło się niewinnie
Teściowa wpadła na kilka dni, bo – jak sama to określiła – „nie mogła już patrzeć, jak Kamil chodzi wymiętolony i głodny”. Przywiozła gar bigosu, ciasto i... notes. Taki gruby, czarny notes, który okazał się być spisem moich grzechów.
– Zobacz, Kamilku, zapisałam, co można by zmienić. Żebyście żyli lepiej. Bo jak matka nie podpowie, to kto? – mówiła z uśmiechem, wertując kartki.
– Na przykład: obiady powinny być wcześniej, najlepiej z dwóch dań. I nie z proszku. Kąpiele dla dziecka – codziennie, ale nie w tej brudnej wanience z plastiku. A twoja żona… no cóż, powinna czasem założyć coś ładniejszego, nawet w domu. Mężczyzna musi mieć na co popatrzeć, inaczej się rozgląda – dodała z powagą.
Kamil kiwał głową. Może dla świętego spokoju, może naprawdę coś w nim zadrgało. A ja siedziałam obok, jak słuchaczka na kazaniu o własnym nieudacznictwie. Wieczorem próbowałam porozmawiać z Kamilem, ale zbył mnie:
– Daj spokój, ona po prostu się martwi. Tak mówi, bo cię lubi.
– Bo mnie lubi?! – prychnęłam. – To ona jeszcze mnie znienawidzi, to co wtedy będzie? Wyrzuci mnie z mojego własnego domu?
Kamil westchnął, odwrócił się na bok i zasnął. A ja leżałam obok i czułam, jak coś się między nami zmienia. Jakby jego matka miała pilot do naszego małżeństwa i właśnie przełączała nas na inny kanał.
Miała plan na moje małżeństwo
Następnego dnia rano zeszłam do kuchni z planem: zrobić kawę, zjeść coś w ciszy i nabrać sił. Ale zamiast ciszy zastałam teściową, ubraną jak na wizytę w urzędzie, z telefonem przy uchu i z moim dzieckiem na kolanach.
– Tak, mówiłam jej już... No, ja wiem, młode są teraz inne, ale jak się ma dziecko, to trzeba się poświęcić. I mężowi też, no przecież… – urwała, gdy mnie zobaczyła. – Dobrze, kochana, oddzwonię.
Odłożyła telefon i spojrzała na mnie z udawaną troską.
– Wiesz, zadzwoniła do mnie ciotka Hela. Pytała, czy wasze małżeństwo ma się dobrze. Słyszała coś od kuzynki Kaśki, że jesteście jacyś… oschli.
– A co cię obchodzi, czy jesteśmy oschli?! – wybuchłam. – Kamil ci się zwierza? Czy to może ty mu wkładasz do głowy, że wszystko jest nie tak?
– Nie krzycz, dziecko, sąsiedzi słyszą – syknęła. – Ja tylko próbuję pomóc. Wiem, co mówię, przeżyłam z mężem trzydzieści lat.
– I na pewno dzięki temu był najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, prawda?
Zmrużyła oczy.
– Ty naprawdę nie masz pojęcia, jak zatrzymać mężczyznę przy sobie.
– A ty najwyraźniej nie masz pojęcia, gdzie kończy się twoja rola.
Zabrałam Jasia z jej rąk. W oczach teściowej zobaczyłam gniew. Taki spokojny, lodowaty gniew kobiety, która wie, że właśnie traci kontrolę.
Ale ja też zaczęłam coś rozumieć – że walka dopiero się zaczęła. I to nie będzie starcie na mąkę i makaron. To będzie wojna psychologiczna. O dom. O Kamila. O normalność.
Walczę z teściową o męża
Wieczorem wrócił Kamil. Zmęczony, jak zwykle. Zdjął buty, ziewnął, nawet mnie nie pocałował. Położył torbę i ruszył prosto do kuchni.
– Mamo, coś do jedzenia jest? – zawołał, jakby to ona była gospodynią w tym domu.
Zamarłam w połowie kroku. Siedziałam z Jasiem w salonie, tuląc go do snu. Usłyszałam jej kroki, potem szelest talerzy, stuk sztućców. Po chwili zapach podsmażanego mięsa rozlał się po mieszkaniu. Weszłam do kuchni. Stała przy kuchence, on siedział już z nożem i widelcem, gotowy. Spojrzał na mnie i rzucił:
– Zrobiła kotleciki. Twoje były trochę... suche ostatnio.
– Moje były suche, bo robiłam je z Jasiem na rękach i bez chwili snu – wycedziłam. – Ale proszę, skoro mama wszystko robi lepiej, to jedz. Smacznego.
Odwróciłam się na pięcie, ale zanim wyszłam, usłyszałam szept teściowej:
– Ona chyba z zazdrości wariuje. Widać, że nie radzi sobie w tej roli. Może pora pogadać poważnie, Kamilku...
Poważnie? Chce nas rozdzielić? Czy ona naprawdę myśli, że może nim sterować, nawet jeśli oznaczałoby to rozpad naszego małżeństwa? Wróciłam do salonu. Oddychałam ciężko. W głowie kłębiły się myśli, jak po tornadzie. Złość, lęk, zawód. I jeszcze coś: determinacja. Chciała wojny? To ją miała. Nie zamierzałam stać i patrzeć, jak pod pozorem „pomocy” rozwala nam rodzinę od środka. Miałam dość udawania miłej synowej. Od teraz – walczyłam o swój dom.
Najwyższa pora wybrać
Następnego dnia wstałam wcześniej niż zwykle. Zaparzyłam kawę, ubrałam Jasia, ogarnęłam kuchnię i salon, zanim ktokolwiek zdążył otworzyć oczy. Kiedy teściowa zeszła do kuchni, zobaczyła mnie przy stole z gazetą i gorącą filiżanką.
– Coś ty taka zadowolona z rana? – mruknęła podejrzliwie.
– Bo dziś mam plan – odpowiedziałam z uśmiechem. – Wychodzę. Sama. Na kilka godzin.
– A dziecko? – zdziwiła się. – Kamil w pracy.
– A ty przecież uwielbiasz się nim zajmować, prawda? – powiedziałam z przesadną słodyczą. – Powiedziałaś, że robisz to lepiej ode mnie. Więc proszę bardzo – pokaż, na co cię stać.
Jej mina była bezcenna. Ale nie zdążyła zaprotestować – już byłam w przedpokoju, zakładając buty. Spojrzałam na nią jeszcze raz.
– Aha, i nie próbuj dzwonić do Kamila, że coś się dzieje. Wiem, jak to działa. Dziś masz szansę udowodnić, że jesteś lepszą matką i gospodynią. Powodzenia.
Wyszłam. Spacerowałam bez celu. Słońce grzało twarz, a ja po raz pierwszy od miesięcy czułam, że odzyskuję siebie. Zajęłam stolik w kawiarni, wypiłam drugą kawę, zadzwoniłam do przyjaciółki. Opowiedziałam jej wszystko. I usłyszałam to, co powinnam była usłyszeć dawno:
– Wywal ją z domu. Zrób to, zanim cię rozwali od środka.
Wracając, wiedziałam jedno – ten dzień coś we mnie zmienił. Już nie byłam bierna. Teściowa miała swoje ostatnie dni panowania. I nawet Kamil nie mógł mnie już zatrzymać.
Najwyższy czas na ostatni krok
Dwa dni później spakowałam jej walizkę. Ułożyłam rzeczy starannie, tak jak ona układała nasze życie – z przesadną dbałością o każdy szczegół. Czekałam, aż wróci z zakupów. Kamil siedział na kanapie, z opuszczoną głową, jakby przeczuwał, co się święci.
– Powiedziałaś jej? – zapytał cicho.
– Nie. Ty powiesz. To twoja matka.
Wziął głęboki oddech i kiwnął głową. I wtedy weszła – z siatkami pełnymi zakupów, w dobrym humorze.
– Kamilku, kupiłam twoje ulubione parówki! I dla Jasia słoiczki, bo te twoja żona wybiera jakieś dziwne smaki...
– Mamo, musisz wrócić do siebie – powiedział spokojnie, ale stanowczo. – Doceniamy twoją pomoc, ale... czas, żebyśmy sami prowadzili nasze życie.
Zamarła. Patrzyła na niego, potem na mnie, jakby nie wierzyła, że to się dzieje.
– Czyli to ona ci to wmówiła? – wycedziła przez zęby. – Bo ja nie wierzę, że sam na to wpadłeś.
– Mamo, wystarczy – przerwał jej. – Ja też nie jestem dzieckiem. I chcę być mężem. A moja żona... nie jest twoim wrogiem. Ale jak tak dalej pójdzie, to i ja nim zostanę.
Wzięłam Jasia na ręce i patrzyłam, jak jego babcia, wciąż w szoku, powoli zbiera rzeczy. Jeszcze próbowała coś mówić, coś odwrócić, zmanipulować. Ale już nie miała siły przebicia. Kiedy zamknęły się za nią drzwi, w mieszkaniu zapanowała cisza. Długa, kojąca cisza. Kamil objął mnie i spojrzał w oczy.
– Przepraszam, że zajęło mi to tak długo.
Pokiwałam głową. Nie musiał tłumaczyć. Ważne, że w końcu wrócił do nas. Do mnie. I teraz ten dom był naprawdę nasz.
Patrycja, 31 lat
Czytaj także:
„Babcia przepisała nam dom w zamian za opiekę. Nie zdawaliśmy sobie sprawy, w jakie bagno się wpakowaliśmy”
„Po 20 latach wreszcie spełniłem swój studencki sen. Wszystko za sprawą pięknej pani profesor”
„Zdziwiło mnie, że teściowej uśmiech nie schodzi z twarzy. Zaniemówiłam, gdy dowiedziałam się, co nawywijała”