Reklama

Zawsze uważałam, że są takie dni, kiedy nie wypada się wyróżniać. Zaduszki należą właśnie do nich. Cmentarz, znicze, cicha modlitwa, czas na wspomnienie tych, którzy już nie wrócą, a nie pokaz mody ani towarzyski przegląd stanu cywilnego lokalnych wdowców. Ale moja teściowa miała inne zdanie.

Była ekscentryczna

Jestem mężatką od siedemnastu lat. Teściowa to kobieta – jak to się ładnie mówi – z temperamentem, chociaż ja częściej używam w myślach mniej uprzejmych określeń. Teatralna, krzykliwa, pewna siebie do granic absurdu. Dla niej każda sytuacja to scena, każde wyjście to okazja do występu. Staram się trzymać dystans, ale z nią nie da się być na dystans: albo jesteś z nią, albo jesteś przeciwko niej. Nie ma trzeciej opcji.

Co roku, odkąd zmarł jej mąż, jeździmy razem na cmentarz. To już rytuał. Zawsze tą samą drogą i zawsze kupujemy znicze w tej samej budce przy cmentarzu. I co roku jest ta sama rozmowa o tym, że Janek był dobrym mężem, ale niełatwym. „Charakterny” – mawia teściowa z dziwnym uśmiechem, a potem szybko zmienia temat na pogodę, na politykę albo na jakąś sąsiadkę, która chyba nie radzi sobie po śmierci męża.

W tym roku już od rana czułam niepokojące napięcie. Kiedy otworzyłam drzwi i zobaczyłam teściową stojącą w progu – z narzuconym na ramiona wielkim futrem, kolorowymi rajstopami i ustami pomalowanymi na czerwono tak intensywnej, że aż mnie zemdliło – wiedziałam, że nie jedziemy tylko zapalić zniczy.

– Na Zaduszki trzeba wyglądać dobrze – powiedziała z błyskiem w oku. – Nigdy nie wiadomo, kogo się spotka. Może miłość życia?

Uśmiechnęła się szeroko, a ja naprawdę zaczęłam się jej bać. W samochodzie teściowa rzuciła uwagą o tym, że dobrze wygląda w czerwieni, a potem poprawiła usta w lusterku. Nie skomentowałam. Zaparkowałam blisko bramy. Wysiadła z samochodu jak gwiazda na premierze. Jej szpilki stukały na kostce brukowej, a futro lekko falowało przy każdym ruchu. Ja, w ciemnym płaszczu i z torbą pełną zniczy, wyglądałam przy niej jak uboga krewna.

Pogoda była zimna, jak na początek listopada. Na cmentarzu panowała cisza, przerywana przyciszonymi rozmowami, stukaniem zniczy i szelestem liści pod stopami. Szłyśmy główną aleją w milczeniu.

Wstydziłam się

Mijaliśmy ludzi, którzy zerkali na nas z zaciekawieniem – a raczej na nią. Nie reagowała, zachowywała się naturalnie, jakby spacerowała po parku. Kiedy dotarłyśmy do skrzyżowania alejek, skręciła w lewo, chociaż grób jej męża był w drugą stronę.

– Nie idziemy do Janka? – zapytałam, nie kryjąc zaskoczenia.

Zatrzymała się, spojrzała na mnie z uniesionymi brwiami.

– Nie dzisiaj. On już swoje dostał. Zresztą… relacje zmarłych są inne, niż myślisz.

I ruszyła dalej.

Stałam chwilę w miejscu, próbując zrozumieć, co właśnie powiedziała. W końcu podążyłam za nią. Zatrzymała się przy innym grobie. Obok nagrobka stał starszy, wysoki mężczyzna, ubrany w elegancki płaszcz. Rozmawiali, a raczej ona mówiła, on słuchał. Śmiała się i dotykała jego ramienia, jakby zapomniała, że jesteśmy na cmentarzu.

Nie chciałam uczestniczyć w tej scenie. Czułam, że coś jest nie tak. To nie była zwykła ekscentryczność, ona była za bardzo zaangażowana. Nie wyglądała jak kobieta odwiedzająca grób znajomych, ale jak ktoś, kto długo czekał na tę chwilę. Stałam wśród grobów, otoczona ciszą, i nagle poczułam, że nie wiem nic ani o niej, ani o swoim teściu, ani o tej rodzinie.

W drodze powrotnej teściowa była rozluźniona, niemal wesoła. Siedziała wygodnie, bawiąc się rękawiczkami. Ja milczałam, trzymając ręce na kierownicy.

– W tym wieku trzeba dbać o relacje – powiedziała nagle. – Nawet jeśli już tylko jedna strona żyje.

– A to była jakaś… stara relacja? – spytałam ostrożnie.

Uśmiechnęła się pod nosem.

– Nie tak stara, ale za to intensywna i niedokończona.

Znałam ją na tyle, by wiedzieć, że nic więcej nie powie. W domu długo myślałam o jej słowach, zachowaniu, o jej dłoniach na ramieniu tamtego mężczyzny i o jej mężu, który leżał samotnie w drugim końcu cmentarza, bez odwiedzin, bez znicza.

Poznałam prawdę

Zadzwoniła do mnie trzy dni później i zaprosiła mnie na herbatę, jakbyśmy były przyjaciółkami. Powiedziała, że zrobi sernik. Głos miała łagodny, prawie czuły. Zgodziłam się z ciekawości, co ma mi do powiedzenia, bo coś nie dawało mi spokoju.

– Myślisz, że to było niestosowne? – zapytała, kiedy siedziałyśmy w jej salonie, przy stole nakrytym obrusem w kwiatki. – Tam, na cmentarzu?

Nie odpowiedziałam od razu. Wzruszyłam tylko ramionami.

– To nie było przypadkowe spotkanie – powiedziała. – Zygmunt i ja znamy się… od bardzo dawna.

Patrzyłam na nią uważnie.

– Był przyjacielem Janka, jeszcze z wojska. Widywaliśmy się często. To miało się skończyć, ale nigdy się nie skończyło. Ukrywaliśmy się, spotykaliśmy, kiedy nikt nie widział. Po śmierci Janka myślałam, że może… – urwała.

Przez moment jej oczy jakby zrobiły się wilgotne, ale powstrzymała łzy.

– Może się ułoży – dokończyłam za nią.

Pokiwała głową.

– A on mi tylko powiedział: „Może w innym życiu. W tym jest już za późno”.

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Współczułam jej, ale też nie umiałam wybaczyć tych lat udawania, że wszystko było w porządku, że Janek był ukochanym mężem.

Dwa dni później, przechodząc obok kawiarni przy rynku, zatrzymałam się jak wryta. W środku, przy oknie, siedzieli razem teściowa i tamten mężczyzna z cmentarza. On nachylony, uśmiechnięty, trzymał jej dłoń, a ona mówiła coś z pasją. Wyglądała jak kobieta, która właśnie dostała drugą szansę.

Patrzyłam chwilę, po czym odeszłam, nie wiedząc, co z tym zrobić. Z jednej strony czułam ulgę, że miała w końcu coś, na co prawdopodobnie czekała całe życie. Z drugiej byłam zła, że przez tyle lat udawała przed nami zbolałą wdowę.

Wróciłam do domu i zastałam męża na kanapie, z laptopem na kolanach. Nawet nie zauważył, kiedy weszłam. Usiadłam naprzeciwko niego i przez chwilę tylko patrzyłam na twarz, którą znałam prawie od dwudziestu lat. Pomyślałam o jego matce – kobiecie, która przez całe życie grała rolę idealnej żony i która przez te wszystkie lata tęskniła za kimś innym.

– Coś się stało? – zapytał.

– Nie, wszystko w porządku – odpowiedziałam.

Wydawało mi się, że wszystko wiem. A potem pojawiła się teściowa w futrze, szpilkach i z historią, która zmieniła mój sposób patrzenia na życie, na miłość i na lojalność.

Maria, 40 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama