„Moja teściowa to królowa dram. Złośliwe szpileczki wbija z precyzją krawcowej, ale teraz trafiła na godnego przeciwnika”
„– A pamiętacie, jak Monika się obraziła, bo Marek zapomniał o rocznicy ślubu? – uśmiechnęła się z rozbawieniem, zwracając się do wszystkich. – No, Monika lubi się czuć ważna, prawda? Ale Marek miał wtedy tyle na głowie”.

- Redakcja
Nie zliczę, ile razy powtarzałam mężowi, że jego matka tylko udaje niewinną, a w rzeczywistości manipuluje wszystkimi wokół. Z pozoru miła starsza pani, zawsze uśmiechnięta i troskliwa. Ale wystarczyło, że ktoś się odwrócił, a ona już szeptała coś pełnego jadu do ucha kolejnej ofiary. Z czasem zaczęłam się zastanawiać, czy to ja mam paranoję, czy może rzeczywiście ta kobieta chce rozbić naszą rodzinę. Z dnia na dzień atmosfera w domu gęstniała, a drobne konflikty stawały się nie do zniesienia. A wszystko zawsze jakoś… zaczynało się od niej.
Podobno sobie wymyślam
– Kochanie, ona znowu to zrobiła – powiedziałam cicho, nalewając sobie herbaty do kubka. – Nasłała na mnie twoją siostrę. Wiesz, że nie odzywa się do mnie od dwóch dni?
– Może się tylko źle zrozumiałyście – odparł Marek, nie podnosząc wzroku znad telefonu.
– Jasne. I przypadkiem powiedziała jej, że niby zabrałam jej zastawę z wesela i nigdy nie oddałam. To są rzeczy, które twoja matka potrafi wymyślić w pięć sekund.
– Może ci się tylko wydaje… – mruknął.
Wtedy odłożyłam kubek z takim impetem, że herbata rozlała się na blat.
– Przestań mnie traktować jak histeryczkę! – warknęłam. – Ona robi to od lat, a ty za każdym razem mówisz, że to „moja wyobraźnia”.
Marek podniósł głowę i spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem.
– A może po prostu nie chcecie się polubić? Ty jesteś na nią uczulona, ona na ciebie. I tyle.
Zachciało mi się śmiać. Albo płakać. Sama nie wiedziałam.
– Wiesz, że twoja matka powiedziała ostatnio naszym dzieciom, że jak będą niegrzeczne, to mnie zabiorą „do specjalnego miejsca dla złych ludzi”? – spytałam spokojnie.
– Co? – tym razem rzeczywiście się poruszył.
– Zapytałam Franka, dlaczego dziś płakał, zanim zasnął. Powiedział mi, że babcia tak mówiła. Przysięgam ci, Marek. Ona przekracza wszystkie granice.
A on tylko westchnął. Nic nie odpowiedział. Właśnie w tej ciszy było słychać najwięcej. Obojętność, zwątpienie… i pierwsze pęknięcie między nami.
Mistrzyni szeptanych plotek
Nie wiem, kiedy dokładnie zorientowałam się, że teściowa działa systematycznie. Może wtedy, gdy moja bratowa zaczęła mnie unikać bez słowa wyjaśnienia, a wcześniej przecież byłyśmy niemal nierozłączne. Albo kiedy sąsiadka, z którą wcześniej piłam kawę co weekend, nagle zaczęła udawać, że mnie nie widzi na klatce schodowej. Wiedziałam, co się dzieje. Znałam ten ton głosu – ciepły, troskliwy, niemal matczyny.
– Ja nic nie mówię, ale… no sama widziałaś. Ona taka oschła, chyba nie czuje się tu szczęśliwa – szeptała teściowa do mojej bratowej, kiedy myślała, że nie słyszę. – Taka zimna kobieta nie powinna wychowywać dzieci… no ale co ja tam wiem.
Albo kiedy zadzwoniła do Marka i niby przypadkiem rzuciła:
– Uważaj, żeby ona nie zrobiła wam wstydu w przedszkolu. Bo wiesz, wczoraj widziałam ją w sklepie. Taka roztrzepana, coś mruczała pod nosem, bez makijażu. Może ma jakieś kłopoty… psychiczne?
Z początku próbowałam się bronić. Tłumaczyć. Zaczepiałam ludzi, pytałam, o co chodzi. Ale wyglądałam tylko gorzej – jak sfrustrowana wariatka. A ona? Uśmiechnięta, z ciasteczkami w ręku, zawsze chętna do pomocy. Tylko nikt nie widział, jak po cichu rujnuje reputację każdemu, kogo uzna za zagrożenie. A ja stałam się jej głównym celem. Bo jako jedyna miałam odwagę patrzeć jej prosto w oczy, kiedy mówiła kłamstwa.
Zaczęłam notować. Kto co powiedział, kiedy i do kogo. Wiedziałam, że kiedyś przyjdzie moment, w którym będę musiała się bronić – przed całą rodziną.
Tych urodzin nie zapomnę
To miały być zwykłe, rodzinne urodziny naszej córki. Trochę balonów, tort z truskawkami, rodzina przy stole. Zaprosiłam wszystkich – siostrę Marka, jego kuzynkę, sąsiadkę z dziećmi. Nawet teściową, chociaż przyrzekałam sobie ostatnio, że ograniczę z nią kontakty. Weszła jak zawsze, w swoim stylu – uśmiechnięta, elegancka, z prezentem przewiązanym ogromną kokardą.
– Kupiłam jej taką zabawkę, jaką ty sama nigdy byś nie wybrała – rzuciła mi do ucha, całując mnie na powitanie. – Wiem, że nie masz do tego głowy.
Zacisnęłam zęby. Nie dzisiaj – powtarzałam sobie w myślach – dzisiaj nie dam się sprowokować. Wszystko szło gładko, dopóki nie usiedliśmy do stołu. Rozmowy się kleiły, dzieci piszczały z radości, tort wyglądał pięknie. I wtedy, jakby nigdy nic, teściowa wypaliła:
– A pamiętacie, jak Monika się obraziła, bo Marek zapomniał o rocznicy ślubu? – uśmiechnęła się z rozbawieniem, zwracając się do wszystkich. – No, Monika lubi się czuć ważna, prawda? Ale Marek miał wtedy tyle na głowie…
Zapadła niezręczna cisza. Bratowa spojrzała na mnie z ukosa, kuzynka zaczęła grzebać widelcem w cieście. A ja… po raz pierwszy nie odpuściłam.
– Ciekawe, że pamiętasz cudze rocznice, ale nie pamiętałaś o tym, że nie życzę sobie rozmów o naszym małżeństwie przy stole.
– Ojej, Monika, nie przesadzaj. Żartuję przecież – udawała skruszoną, a jej oczy błyszczały z satysfakcją.
To już nie była gra. To była wojna. I wiedziałam, że w tej wojnie nikt nie będzie grał czysto.
Matka przeciwko synowi
Po urodzinach wszystko się zmieniło. Marek był cichy, nieobecny, a ja czułam, że coś między nami pękło na dobre. Nie sprzeczał się ze mną, nie stanął po mojej stronie, ale coś w nim się zamknęło. A kiedy wieczorem usiadłam obok niego na kanapie, wreszcie to powiedział:
– Mama twierdzi, że próbujesz mnie od niej odciąć. Że manipulujesz rodziną, żeby ją znienawidzili.
Spojrzałam na niego jak na obcego człowieka.
– Ty w to wierzysz?
Wzruszył ramionami, nie patrząc na mnie.
– Nie wiem już, w co wierzyć, Monika. Jestem między młotem a kowadłem.
– Nie, Marek. Ty jesteś między swoją matką a prawdą. A boisz się wybrać.
Wyszedł wtedy z salonu i długo nie wracał. A ja siedziałam w ciemności i czułam, jak coś w środku mnie obumiera. Bo przecież nie chodziło już tylko o mnie i o nią. Ona zaczęła odcinać Marka od wszystkich – od siostry, z którą kiedyś był blisko, od kuzynki, która nagle przestała nas odwiedzać. Przestał rozmawiać z ojcem, bo „zawsze go strofował”. Została mu tylko matka. I ja, z którą wolał już nie rozmawiać.
Tego samego wieczoru podsłuchałam ich rozmowę przez przypadek. Marek rozmawiał z nią przez telefon w kuchni. Cicho, jakby się bał, że go usłyszę.
– Nie chcę żadnych awantur. Ale ona robi się coraz bardziej… trudna. Masz rację, mamo, może… może coś z nią nie tak?
Nie spałam tej nocy. Zrozumiałam, że jestem zupełnie sama. I że jego matka już wygrała.
Ostatnia kolacja przed ciszą
To miała być ostatnia próba. Ostatni gest dobrej woli z mojej strony. Zaprosiłam ich wszystkich na kolację – Marka, dzieci, jego matkę. Chciałam, żeby przy jednym stole wreszcie padły jakieś szczere słowa. Miałam przygotowany cały wieczór, każde danie, każdy temat rozmowy. Miałam nawet nadzieję. Naiwną. Teściowa przyszła punktualnie, z bukietem róż i obłudnym uśmiechem.
– Och, jak pięknie pachnie! – zachwycała się z przesadą, jakby była w telewizyjnym show. – Tyle pracy, Moniczko. Jesteś niesamowita. Naprawdę.
Prawie się wzruszyłam. Do momentu, kiedy dzieci poszły do pokoju, a Marek nalał wina.
– Wiesz, Marek – powiedziała nagle teściowa, poprawiając serwetkę na kolanach – dobrze, że w końcu się do mnie odezwałeś. Bałam się już, że mnie zostawisz. Ona cię zmienia. A to nie jest ten mężczyzna, którego wychowałam.
Spojrzałam na nią, a potem na Marka. Siedział bez słowa, patrząc w talerz.
– Nie wtrącaj się już więcej między nas – powiedziałam spokojnie. – Bo niszczysz to, co jeszcze może da się uratować.
– Ojej, jaka dramatyczna – westchnęła, udając zdziwienie. – To może ja już pójdę? Bo czuję, że zaraz będę tu niepotrzebna.
Wstała, teatralnie odsunęła krzesło i podeszła do drzwi.
– Marek? – rzuciła, nie patrząc na mnie. – Wracasz ze mną?
Zamarłam. A on… wstał. Bez słowa. I wyszedł za nią. A ja, sama, w ciszy, zastanawiałam się, czy właśnie straciłam męża. Czy po prostu… przejrzałam na oczy.
Odrodzę się z popiołów
Nie zadzwonił następnego dnia. Ani przez kolejne dwa tygodnie. Zabierał dzieci w weekendy, nie wchodząc do mieszkania. Podawał mi kurtki, buciki i plecaki z progu. Jak kurier. Żadnych pytań, żadnych słów więcej niż „cześć”. A jego matka? Była wszędzie. To ona odprowadzała dzieci do szkoły, to ona robiła im śniadania, to jej głos słyszałam w tle, gdy dzwoniłam, by ustalić godzinę odbioru. Widziałam, jak próbuje mnie wymazać. Jak wbija się w miejsce, które kiedyś było moje.
I właśnie wtedy, kiedy sądziła, że leżę już na ziemi, zrozumiałam coś ważnego: że nie muszę walczyć o kogoś, kto nigdy nie stanął za mną murem. Że nie muszę się tłumaczyć, że nie jestem wariatką, bo ktoś podważa moje uczucia. Że czasem lepiej zbudować coś nowego niż próbować ratować to, co od dawna się sypie. Złożyłam pozew o separację. Marek był zaskoczony. Nie dlatego, że do tego doszło – ale dlatego, że to ja podjęłam decyzję.
– Monika, możemy jeszcze o tym porozmawiać… – powiedział niepewnie pod sądem.
– Za późno. Zostawiłeś mnie, kiedy miałeś wybór. Teraz już nie masz.
Teściowa próbowała potem dzwonić, przekonywać, że przesadzam, że dzieci potrzebują ojca i matki razem. Nie odbierałam. Wiedziałam jedno – dzieci potrzebują spokoju. A ja mogłam im to dać. Sama. Z popiołów zbudowałam coś własnego. I pierwszy raz od dawna… czułam się wolna.
Monika, 38 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Dostałam spadek po obcym człowieku i nie wiedziałam, czy go przyjąć. Okazało się, że on znał mnie całe moje życie”
- „Teściowa podkradła mi przepis na zupę dyniową z imbirem. Aż mnie skręca, gdy widzę, jak puszy się przed sąsiadkami”
- „Poszłam na pogrzeb sąsiadki i zawalił się cały mój świat. Latami nie miałam pojęcia, kim była dla moich rodziców”

