„Moja sąsiadka to chwast, a ja wzięłam się za wiosenne porządki. Nie dam się dłużej tłamsić”
„Sąsiadce przeszkadza nawet to, że trzymam kwiatki na balkonie. Drażnią ją przylatujące owady, bo niby zakłócają jej spokój. To, co ta kobieta wymyśla, jest niedorzeczne, wręcz absurdalne. Co więcej, opowiada sąsiadom potworne głupoty na mój temat”.

- listy do redakcji
Patrząc na niektórych ludzi, zastanawiam się, co oni mają w głowach i czym się właściwie kierują. Moja sąsiadka zatruwa życie wszystkim dookoła. W szczególności uwzięła się na mnie. Mam jej już serdecznie dość. To, że jest osobą starszą, nie znaczy jej zachowania i sposobu, w jaki odzywa się do innych.
Jej odzywki i postępowanie jest złe
Pani Maria ma prawie siedemdziesiątkę na karku. Uważa, że pozjadała wszystkie rozumy świata, a z racji na wiek należy się jej szacunek. Wychodzi z założenia, że ma prawo rozstawiać otoczenie po kątach i mówić komuś, jak ma funkcjonować. Rozumiem, że być może czuje się samotna – nie zauważyłam, żeby ktoś do niej zaglądał. Czy to jest jednak powód, aby być, mówiąc delikatnie, nieuprzejmą dla sąsiadów?
Każdy z nas ma własne problemy i musi zmagać się na co dzień z rozmaitymi wyzwaniami. Ona nie pojmuje jednak podstawowych zasad współżycia społecznego. Trudno się dziwić, że nikt nie chce jej pomagać. Kiedyś zamierzałam jej spytać, czy nie potrzebuje zakupów, ale szybko mi przeszło. Ta kobieta nie potrafi funkcjonować tak, aby przynajmniej raz dziennie nie wbić komuś szpilki. Jest mistrzynią w udzielaniu złotych rad, o które nikt ją nie prosi. Namiętnie czepia się mojego wyglądu, ponieważ nie podoba jej się, że farbuję włosy i często chodzę w krótkich spódnicach.
– Wstydu trzeba trochę mieć, a nie w tym wieku tyłkiem świecić – kiedy usłyszałam to po raz pierwszy, nie wierzyłam własnym uszom.
– To chyba nie pani sprawa, co kto na siebie zakłada – nie kryłam oburzenia.
– Kobietom, proszę pani, to się dziś w głowach poprzewracało. Niech pani spojrzy na siebie. Ja w pani wieku włosów nie farbowałam.
– Proszę wybaczyć, ale to nie mój problem – resztkami sił starałam się zachować spokój.
– Że niby mężczyznom ma się to podobać? Oni wolą młódki, więc po co się wysilać?
Przykładów podobnych rozmów mogłabym podać na pęczki, a na słownych utarczkach się nie kończy. Pani Maria kilkukrotnie powiadamiała administrację, że z mojego mieszkania dochodzą dziwne odgłosy, co oczywiście jest totalną bzdurą. Groziła mi nawet wezwaniem policji, jeśli się nie uspokoję. Strasznie się wtedy pokłóciłyśmy, bo nie byłam już w stanie wysłuchiwać tych bredni.
Sąsiadce przeszkadza nawet to, że trzymam kwiatki na balkonie. Drażnią ją przylatujące owady, bo niby zakłócają jej spokój. To, co ta kobieta wymyśla, jest niedorzeczne, wręcz absurdalne. Co więcej, opowiada sąsiadom potworne głupoty na mój temat. Dla mnie taka postawa jest kompletnie nie do pojęcia. Rzecz jasna nie jestem jedyną osobą, której ona się czepia, aczkolwiek w stosunku do mnie tego typu działania są dziwnie nasilone. Ktoś mi raz powiedział, że strasznie boli ją to, że jestem rozwódką. Skwitowałam owe rewelacje pobłażliwym uśmieszkiem, aczkolwiek w środku aż się zagotowałam. Zastanawiałam się, czy pani Maria miała kiedykolwiek męża. Doszłam do wniosku, że pewnie nie, bo żaden facet nie wytrzymałby z nią nerwowo i prędko by się wykończył.
Nie zamierzałam dłużej zaciskać zębów
Pewne rzeczy można tolerować, ale tylko do czasu. Sąsiedzi, pomimo że także mieli po dziurki w nosie zachowania pani Marii, nie reagowali.
– A niech sobie gada, kto by jej słuchał? – wiadomo, że najlepiej machnąć ręką i się nie przejmować, sama zresztą długo tak do tematu podchodziłam.
Niemniej okazało się, że pani Maria nie jest nieszkodliwą staruszką, która plecie trzy po trzy. Czara goryczy się przelała, kiedy przyłapałam ją na próbie nakarmienia mojego kota czymś obrzydliwym. Tego było za wiele. Myślałam, że dosłownie szlag mnie trafi.
– Tym razem pani przesadziła, i to grubo.
– Nie wydaje mi się, to zwierzę tylko wszędzie brudzi.
Niewiele się zastanawiając, wezwałam policję i złożyłam oficjalną skargę na sąsiadkę. Największym zaskoczeniem było w tym momencie to, że kobieta była znana policji. Miała na swoim koncie dwie podobne próby, ale każda z tych spraw zakończyła się polubownie. Ja nie zamierzałam odpuszczać. Mojej Pysi na szczęście nic się nie stało, bo dzięki mojemu szybkiemu działaniu nie zdążyła zjeść kawałka dziwnie wyglądającej szynki.
Po całym tym zajściu byłam tak roztrzęsiona, że nie mogłam dojść do siebie przez kilka dobrych dni. Wieści o tym, czego dopuściła się pani Maria, lotem błyskawicy rozeszły się po osiedlu. Niektórzy jej nawet bronili, twierdząc, że to przez samotność i wynikające z niej zgorzknienie. Ja nie miałam ani krzty współczucia dla kogoś, kto świadomie krzywdzi innych.
Zmieniła front, aby uniknąć kary
Mniej więcej przez tydzień po aferze z Pysią sąsiadka nie wychodziła ze swego mieszkania. Może się bała, a może było jej wstyd – nie mam zielonego pojęcia. Tak czy siak, wcale nie tęskniłam za jej widokiem – wręcz przeciwnie, czułam ulgę. Któregoś wieczoru zapukała do moich drzwi. W pierwszym odruchu miałam jej nie otwierać, ale zwykła ciekawość wzięła górę. Przyniosła mi ciasto, którego nie przyjęłam.
– Nie musi się pani obawiać, nie jest zatrute.
– Nie zmienia to faktu, że nie jestem zainteresowana.
Zaczęła błagać o wycofanie skargi, bo nie chciała iść do sądu – ja natomiast byłam na to gotowa. Ze łzami w oczach tłumaczyła, że to nie na jej siły i że właściwie to nie wie, dlaczego tak uczyniła.
– Jeśli potrzebowała pani pomocy, wystarczyło poprosić, a nie zwracać uwagę na siebie takimi metodami – oznajmiłam cierpko.
Trochę było mi jej szkoda, ale ani mi się śniło odpuszczać. Nie wolno działać na czyjąś szkodę bez poniesienia konsekwencji. Uważam, że i tak długo uchodziło jej to na sucho. Zapowiedziałam, że skargi nie wycofam i nie dam się ugłaskać za to, że chciała zrobić krzywdę mojemu kotu. Nie podjęła kolejnych prób wykupienia się w moje łaski, ale przynajmniej się uspokoiła. Co prawda nadal godzinami przesiaduje w oknie, ale już bez zbędnych komentarzy. Przypomniała też sobie, że potrafi mówić „dzień dobry” sąsiadom. Czas pokaże, jak to się dalej potoczy.
Julia, 39 lat
Czytaj także:
- „Wiedziałam o zdradzie męża, ale milczałam. Lawendowe perfumy jego kochanki czułam przez zamknięte drzwi szafy”
- „Na kursie tańca poznałam miłego pana, który zawrócił mi w głowie. Niestety nie byłam jedyną, z którą wywijał piruety”
- „Rodzina na wsi chce, bym nosiła się jak zakonnica. Uważają, że krótka fryzura to nie stylizacja na Wielkanoc u babci”