Reklama

W biurze spędzam większość dni, a Iza – moja przyjaciółka i współpracowniczka – zawsze była dla mnie kimś więcej niż tylko koleżanką z pracy. Nasza relacja rozwijała się naturalnie przez lata wspólnych doświadczeń, śmiechów i wspólnych narzekań na kolejki do ekspresu do kawy.

Zbliżała się ważna prezentacja, która mogła otworzyć przede mną nowe możliwości. Starałam się, jak mogłam, przygotowując projekt, który miał zachwycić zarząd i przekonać ich do mojego potencjału. Iza wiedziała, jak bardzo mi na tym zależy. Każdego dnia słyszała o moich planach, obawach i ambicjach. Jej obecność była dla mnie pociechą, bo w końcu to ona podtrzymywała mnie na duchu, gdy wydawało się, że termin goni za terminem, a ja wciąż mam za mało czasu.

Zaufanie między nami było niemal niewzruszone, a przynajmniej tak mi się wydawało. Kiedy spędzałyśmy godziny po pracy, omawiając nasze marzenia i plany, czułam, że jesteśmy nie tylko współpracowniczkami, ale prawdziwymi przyjaciółkami. A przecież przyjaciele nie zawodzą, prawda? Dni mijały w nerwowym oczekiwaniu na nadchodzącą prezentację. Wiedziałam, że to może być mój moment, moja szansa na pokazanie, co potrafię.

Nie miałam powodu, by jej nie ufać

Biuro tego dnia było pełne gwaru, jak zwykle o poranku. Ekspres do kawy już od wczesnych godzin produkował hektolitry energii dla zmęczonych pracowników. Siedziałam przy swoim biurku, przeglądając po raz setny slajdy prezentacji, kiedy Iza podeszła z kubkiem kawy.

– Hej, Klaudia! Jak tam idzie? – zapytała, siadając na rogu mojego biurka.

– Cześć, Iza. Wiesz, jak to jest. Nerwy przed prezentacją – odpowiedziałam, próbując się uśmiechnąć.

– Słuchaj, myślałam... Może mogłabym rzucić okiem na twój projekt? Może coś doradzę, pomogę? – zaproponowała, patrząc na mnie uważnie.

W tej chwili poczułam lekki niepokój. Zawsze ceniłam sobie swoje pomysły i rzadko dzieliłam się nimi przed ich ukończeniem. Jednak spojrzenie Izy było pełne zainteresowania i życzliwości. To przecież moja przyjaciółka, prawda? Nie miałam powodu, by jej nie ufać.

– No dobrze, ale tylko szybki rzut oka – odpowiedziałam z wahaniem, otwierając laptopa.

Iza przyglądała się uważnie slajdom, czasem kiwając głową, jakby analizując każdy detal. Patrzyłam na nią, próbując zinterpretować jej reakcje.

– Wow, Klaudia, to jest naprawdę dobre – powiedziała po chwili. – Jestem pewna, że zrobisz wrażenie na wszystkich.

– Dzięki, Iza. Twoja opinia wiele dla mnie znaczy – odpowiedziałam z ulgą, czując, że może jednak dobrze zrobiłam, dzieląc się swoją pracą.

Ale gdzieś w głębi duszy, z tyłu głowy, pojawiła się mała, niepokojąca myśl. Czy zrobiłam dobrze? Czy powinnam była podzielić się tym projektem? Odepchnęłam te wątpliwości, skupiając się na przygotowaniach. Przecież nic złego nie mogło się wydarzyć... prawda?

To był mój projekt, niemalże kopia!

Tydzień później, sala konferencyjna była pełna. Każdy krzątał się na swoich miejscach, a atmosfera była napięta. To był dzień prezentacji, a ja przygotowywałam się psychicznie do tego momentu. Wyobrażałam sobie, jak wstaję, prezentuję swój projekt, a potem słyszę gratulacje.

Wtedy na środek wyszła Iza. Moje serce zamarło, kiedy zobaczyłam na ekranie pierwsze slajdy. Były tak podobne do moich, że na chwilę wstrzymałam oddech. Przez kilka sekund miałam nadzieję, że to tylko przypadkowe podobieństwo, ale z każdym kolejnym slajdem moja pewność siebie topniała. To był mój projekt, niemalże kopia. Każde szczegóły, które tak pieczołowicie dopracowywałam, były tam, prezentowane jako jej pomysł.

Czułam, jak ziemia usuwa się spod moich stóp. Mój umysł przepełnił szum myśli i emocji – zaskoczenie, ból, zdrada. Jak mogła mi to zrobić? Iza, moja przyjaciółka... Jak to możliwe?

Po zakończeniu prezentacji, która oczywiście spotkała się z ogromnym uznaniem, zebrałam się na odwagę i podeszłam do niej. Moje serce biło jak oszalałe.

– Iza, mogę z tobą porozmawiać? – zapytałam, starając się nie zdradzić drżenia w głosie.

– Oczywiście, Klaudia. Coś się stało? – odpowiedziała, jak gdyby nic się nie wydarzyło.

– Ten projekt... Wiesz, że jest bardzo podobny do mojego. Dlaczego to zrobiłaś? – zapytałam, starając się ukryć narastającą wściekłość.

– Klaudia, nie przesadzaj. Projekty czasem się pokrywają. Mamy podobny styl, wiesz o tym – odpowiedziała, nie okazując żadnych wyrzutów sumienia.

Stałam tam, czując, jak powoli ogarnia mnie bezsilność. Nie było sensu robić sceny. Wiedziałam, że muszę zachować spokój i znaleźć inny sposób na rozwiązanie tej sytuacji.

Postanowiłam udowodnić, że mój projekt powstał pierwszy

Po tym, co się stało, moje myśli były niczym wzburzone morze. Nie mogłam uwierzyć, że Iza, moja przyjaciółka, zrobiła coś takiego. Zamiast działać pod wpływem emocji, postanowiłam znaleźć sposób na udowodnienie prawdy. Wiedziałam, że muszę być sprytna.

Zaczęłam podsłuchiwać rozmowy innych pracowników. Wkrótce stało się jasne, że wiele osób zauważyło podobieństwa między naszymi projektami. Rozmawiali o tym przy kawie, a ja skrzętnie notowałam, co mówią.

– Słyszałaś, co o tym projekcie Izy mówią? – usłyszałam raz, jak jedna z koleżanek zwraca się do drugiej. – Klaudia chyba wcześniej pokazywała coś bardzo podobnego.

– Wiem, nawet styl prezentacji jest identyczny – odpowiedziała druga. – Ale kto by się tym przejmował, skoro awans już przyznany?

Każda taka uwaga była jak kolejna cegła do mojego murku dowodów. Wiedziałam, że muszę mieć coś bardziej konkretnego. Dlatego zaczęłam przeszukiwać swoje pliki, szukając dat i wersji dokumentów. Wszystko to było starannie archiwizowane, dzięki czemu mogłam udowodnić, że mój projekt powstał wcześniej.

Po kilku dniach udało mi się zebrać wystarczająco dużo dowodów. Zebrałam zrzuty ekranu z datami plików i anonimowo wysłałam je do działu HR. Nie było odwrotu. Czekałam z niecierpliwością na rozwój wydarzeń, czując mieszankę ulgi i napięcia.

Kilka dni później firma zaczęła krążyć plotki, że zarząd odkrył oszustwo. W końcu nadszedł dzień, gdy ogłoszono, że Iza traci swoje stanowisko. Czułam dziwne uczucie satysfakcji, ale i żalu. To była przecież moja przyjaciółka.

To była propozycja, na którą czekałam od dawna

Kilka dni po całym zamieszaniu zostałam poproszona o spotkanie z moim szefem. Wszedłszy do jego biura, zauważyłam, że jego twarz była surowa, lecz w oczach czaiło się zrozumienie.

– Klaudia, dziękuję, że przyszłaś – zaczął, wskazując mi krzesło. Usiadłam, czując się trochę nieswojo. – Chciałbym z tobą porozmawiać o tej całej sytuacji z Izą.

Zaczęłam kiwać głową, zastanawiając się, dokąd zmierza ta rozmowa.

– Wiemy, że Iza popełniła poważny błąd, i to właśnie dzięki twoim dowodom udało się wszystko wyjaśnić. Chciałem cię zapytać... Czy byłabyś zainteresowana objęciem jej stanowiska? – zapytał, a jego głos był poważny.

W tamtej chwili poczułam, jak cały świat znowu wiruje wokół mnie. To była propozycja, na którą czekałam od dawna. Jednak w głębi duszy czułam niepokój i rozdarcie. Czy mogę przyjąć to stanowisko, wiedząc, że zostało mi ono ofiarowane przez zdradę kogoś, kogo uważałam za przyjaciela?

– Dziękuję, że mi to proponujecie – zaczęłam ostrożnie. – Ale muszę się nad tym zastanowić.

Szef spojrzał na mnie z zaskoczeniem.

– Rozumiem, to nie była łatwa sytuacja. Daj sobie czas, ale wiedz, że zasługujesz na to, Klaudia – powiedział, uśmiechając się lekko.

Wyszłam z jego biura z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony, czułam ulgę, że sprawiedliwość zwyciężyła, ale z drugiej – poczucie winy nie dawało mi spokoju. Zdrada Izy była dla mnie bolesna, a świadomość, że mój sukces wynikał z czyjegoś upadku, przytłaczała mnie. Co tak naprawdę straciłam, pozwalając, by złość i pragnienie sprawiedliwości kierowały moimi działaniami?

Czułam się jak outsider, nie wiedziałam, co robić

Każdy dzień w pracy po tamtych wydarzeniach wydawał się inny. W powietrzu czuć było niewidzialne napięcie, a ja analizowałam każdy gest i słowo moich współpracowników. Chociaż moje stanowisko było bezpieczne, relacje z ludźmi wokół mnie uległy zmianie. Czułam się jak outsider w miejscu, które kiedyś było moim drugim domem.

Zaczęłam unikać wspólnych lunchów i kawy w biurowej kuchni. Moje zaufanie do ludzi zostało nadwyrężone, a ja nie chciałam ryzykować kolejnego rozczarowania. Jednak pewnego dnia, kiedy stałam przy automacie z kawą, podeszła do mnie Ania, koleżanka z działu marketingu.

– Hej, Klaudia. Jak się trzymasz? – zapytała z wyraźnym zainteresowaniem.

Spojrzałam na nią, zastanawiając się, jak dużo wie.

– Radzę sobie – odpowiedziałam, starając się brzmieć naturalnie. – To wszystko było dość... skomplikowane.

– Słyszałam, co się stało z Izą. Musiało być ciężko – przyznała. – Jeśli chcesz porozmawiać, jestem tutaj.

Jej szczerość zaskoczyła mnie. Może jednak nie wszyscy byli przeciwko mnie?

– Dziękuję, Aniu. Czasem trudno jest wiedzieć, komu można zaufać – powiedziałam, pozwalając sobie na krótki uśmiech.

– Wiem, o co chodzi. Wszyscy przechodzimy przez trudne chwile – odpowiedziała z uśmiechem, który dodał mi otuchy.

Wróciłam do swojego biurka z nową refleksją. Może nie wszyscy wokół mnie są wrogami, może nie straciłam wszystkiego. Zastanawiałam się, czy kiedykolwiek odzyskam zdolność pełnego zaufania do ludzi, ale zrozumiałam też, że nie jestem sama w swoich wątpliwościach. Wszyscy czasem się boimy i potrzebujemy wsparcia.

Klaudia, 33 lata


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama