Reklama

Wydawało mi się, że wszystko w życiu jest poukładane. Dom, praca, partnerka, która wygląda, jak z okładki magazynu. Ale po latach uświadomiłem sobie, że jest coś, czego mi brak – ciepła, spontaniczności, tego błysku w oku, który przypomina, że życie to nie tylko harmonogram. Tak było z Weroniką. Jej perfekcyjny makijaż i idealnie ułożona grzywka nigdy się nie zmieniały, tak samo jak jej chłodny, zdystansowany uśmiech.

Była zimna

Któregoś wieczoru siedzieliśmy przy kolacji. Krewetki, białe wino – dokładnie takie, jakie lubiła.

– Co byś powiedziała na wspólny weekend w górach? – zagaiłem.

Podniosła wzrok znad kieliszka.

– Góry są piękne, ale mamy tyle rzeczy do zrobienia w Warszawie. Może lepiej latem?

Zamiast złości poczułem pustkę. Jej reakcje były jak zegarek – zawsze rozsądne, zawsze praktyczne, nigdy emocjonalne.

Gdy zostałem sam w salonie, myśli zaczęły mnie cofać do czasów z Marysią. Potrafiła złapać mnie za rękę w środku dnia i zaciągnąć do samochodu.

– Jedziemy nad jezioro! – krzyknęła. To były spontaniczne chwile, które wtedy uważałem za drobiazgi. Teraz za nimi tęskniłem.

Rozwód z nią był jednocześnie moją największą porażką i najgorszym błędem. Nie potrafiłem zrozumieć, dlaczego to wszystko poszło w rozsypkę. Może byłem za bardzo skupiony na pracy? Może zbyt pewny, że zawsze będzie obok?

Tęskniłem za nią

Patrzyłem na zdjęcie Filipa na półce. Dwunastolatek z rudawą grzywką i uśmiechem tak podobnym do matki. Z jego powodu widywaliśmy się z Marysią – wspólna opieka wymagała czasem rozmów i spotkań. Ostatnio te rozmowy trwały trochę dłużej, choć wciąż pod pretekstem syna. Zorientowałem się, że w jej towarzystwie czuję się, jakbym oddychał głębiej.

– Krzysztof? – Weronika zajrzała do salonu. – Idziesz do łóżka?

Skinąłem głową, ale nie ruszyłem się z miejsca. Siedziałem jeszcze chwilę, zastanawiając się, kiedy ostatni raz czułem coś więcej niż pustkę.

Kilka dni później odbierałem Filipa od Marysi. Syn rzucił mi się na szyję zaraz po otwarciu drzwi.

– Cześć, tata! – krzyknął, jakby nie widzieliśmy się całe miesiące.

Marysia stała w korytarzu, opierając się o framugę. W dżinsach i zwykłej bluzce wyglądała bardziej swobodnie, niż kiedykolwiek Weronika w swojej nienagannie skrojonej garsonce. A jednak to właśnie ta zwyczajność była czymś, co mnie ostatnio przyciągało.

– Filip, zapomniałeś bluzy – zawołała, odwracając się w stronę wieszaka.

Podążyłem za nią do przedpokoju, zostawiając syna w salonie. Marysia wręczyła mi bluzę, a nasze dłonie zetknęły się na chwilę. To nic, a jednak poczułem znajomy prąd – ten sam, który kiedyś oznaczał początek czegoś wielkiego.

– Jak u was? – zapytałem. Nie z obowiązku, a z ciekawości.

– Dobrze. – Uśmiechnęła się, ale w jej oczach zauważyłem cień zmęczenia. – Filip ostatnio dużo mówi o piłce. Chyba powinniśmy się cieszyć, że znalazł coś, co go kręci.

– No, wiesz, to dzięki tobie. Zawsze miałaś na niego dobry wpływ – odpowiedziałem, a ona uniosła brwi, zaskoczona komplementem.

Chciałem do tego wrócić

Przez moment nie mówiła nic, jakby chciała coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili się rozmyśliła.

– A co u ciebie? – zapytała w końcu. – Nie mów, że tylko praca.

– Praca, trochę sportu… – zacząłem, ale szybko zmieniłem ton. – Szczerze? Rutyna. Nic nowego.

Pokiwała głową, a jej wzrok skupił się na czymś za mną, jakby nie chciała, żebym zobaczył jej reakcję.

– Wiesz… – odezwałem się, zanim zdążyłem się powstrzymać. – Czasami zastanawiam się, czy moglibyśmy… No wiesz, pogadać tak jak kiedyś. Nie tylko o Filipie.

Odwróciła wzrok i westchnęła, jakby ta prosta propozycja była zbyt skomplikowana.

– Nie wiem. Wszystko między nami to przeszłość. Teraz mamy inne życie – powiedziała spokojnie, ale coś w jej głosie zdradzało wahanie.

Filip wybiegł w tym momencie z salonu, trzymając piłkę w dłoniach.

– Tata, gramy dzisiaj w parku? – zapytał entuzjastycznie.

Marysia spojrzała na niego z uśmiechem. A potem na mnie, jakby to, co miała na końcu języka, nie było warte wypowiedzenia.

Wróciłem do samochodu z mieszanymi uczuciami. W głowie wciąż rozbrzmiewały jej słowa: „inne życie”. Ale czy tak naprawdę różniliśmy się aż tak bardzo? Czy to „inne” oznaczało, że dawne uczucia wygasły?

Podejrzewała coś

Wieczorem złapałem się na tym, że przeglądam zdjęcia z czasów, gdy Marysia była częścią mojego świata. Na jednym z nich malutki Filip wesoło chlapał wodą w jeziorze. Wtedy zrozumiałem – coś we mnie wciąż wierzyło, że ten śmiech jeszcze może należeć do mnie.

– Pamiętasz, jak byliśmy nad jeziorem? – zagadnąłem syna. – Może kiedyś zabierzemy też Weronikę?

– Weronikę? – parsknął. – Ona by tam zamarzła, zanim zdążyłaby wejść do wody.

Nie powstrzymałem śmiechu. Filip miał rację – Weronika nie lubiła takich wypadów.

Wspólne rozmowy po odbiorach Filipa stawały się dłuższe. Czułem, że wracamy do dawnego rytmu. A jednocześnie Weronika zaczęła coś wyczuwać.

– Wspominałeś ostatnio o Marysi – zagaiła przy kolacji. – Spędzasz z nią więcej czasu niż ze mną.

– To przez Filipa – uciąłem, próbując zmienić temat.

– Co się z tobą dzieje? – Weronika spojrzała na mnie, w jej oczach czaił się chłód. – Ostatnio czuję, jakbyś nie był tutaj.

– Wydaje ci się. To praca. Po prostu dużo się dzieje.

– A Marysia to też „praca”?

Nie wiedziałem, co dalej

Zamarłem. Weronika nigdy nie mówiła wprost o swoich podejrzeniach, ale teraz widziałem, że nie ma wątpliwości, co ją dręczy.

– Nie dramatyzuj, nic się nie dzieje – odparłem spokojnie.

– Mam tego dość – rzuciła ostro. – Zastanów się, czego chcesz. Bo ja nie zamierzam grać w te gierki.

Tej nocy spałem na kanapie, myśląc o słowach Weroniki. Problem w tym, że jej pytanie „czego chcesz” było zbyt bliskie prawdy.

Kilka dni później znów odwiedziłem Marysię. Filip był u kolegi, a ja znalazłem wymówkę, by zajrzeć.

– Krzysiek, co ty właściwie robisz? – zapytała, patrząc na mnie. – Chcesz wzbudzić w Weronice zazdrość czy… wrócić do przeszłości?

– Sam nie wiem – wyznałem, opierając dłonie na kolanach. – Ale wiem, że tęsknię za tym, co mieliśmy.

Marysia zamarła. Jej usta lekko się otworzyły, ale nie powiedziała nic przez dłuższą chwilę.

– Nie wrócimy do tamtego życia – powiedziała cicho, po czym wstała i spojrzała na mnie z góry. – A ja nie chcę być częścią twoich wątpliwości.

Musiałem to wyznać

Nie mogłem dłużej ignorować tego, co czułem. Kolejne dni były nie do zniesienia. Praca stała się mechaniczna, a czas spędzany z Weroniką był tylko uprzejmością. Któregoś wieczoru, po powrocie od Filipa, usiadłem w pustym salonie i poczułem, że muszę zakończyć tę grę z samym sobą. Zadzwoniłem do Marysi.

– Mogę przyjechać? Muszę porozmawiać.

Chciała coś odpowiedzieć, ale przerwałem jej.

– To ważne. Proszę.

Kilka minut później byłem u niej. Stała w progu, w szarym swetrze, z włosami związanymi w niedbały kucyk. Wyglądała jak wtedy, gdy się w niej zakochałem.

– Co się stało? – zapytała, wpuszczając mnie do środka.

– Kocham cię, Marysiu. Nigdy nie przestałem.

Nie unikałem jej wzroku, choć widziałem, jak zamknęła oczy, próbując zebrać myśli.

– Dlaczego mi to mówisz? – odezwała się w końcu. Jej głos był cichy, ale opanowany.

– Bo nie mogę udawać, że wszystko to tylko przypadek. Że widuję się z tobą tylko ze względu na Filipa. Zrozumiałem, że wciąż coś do ciebie czuję.

Nie miałem szans

– To nie takie proste – przerwała, przecierając twarz dłonią. – Jestem z kimś. Ktoś mnie wspiera, jest przy mnie. Nie mogę wrócić do tego, co było.

– Ale ty też to czujesz, prawda? – zapytałem, prawie błagalnie.

Milczała przez dłuższą chwilę, aż w końcu spojrzała mi prosto w oczy.

– Czasami tęsknię. Ale to tylko wspomnienia. Rozumiesz? Wspomnienia, które niczego już nie zmienią.

Byłem zdruzgotany. Wstała i oparła się o stół.

– Muszę myśleć o Filipie, o tym, co jest teraz. Nie mogę wracać do przeszłości, nawet jeśli kiedyś cię kochałam.

Te słowa były jak uderzenie. Wyszedłem z jej domu, czując, że grunt pod nogami znowu się zapada.

Krzysztof, 40 lat

Czytaj także:
„Ufałam mężowi, ale poczułam waniliowe perfumy. Dobrze wiedziałam, kto od lat lubi taki zapach”
„Po śmierci ojca poznałam jego tajemnicę. Czekałam, aż przyrodnie rodzeństwo zapuka do moich drzwi i upomni się o kasę”
„Oddałam siostrze własne dziecko, by na wsi nie nazywali go bękartem. Codziennie płaczę w poduszkę, ale zrobiłam dobrze”

Reklama
Reklama
Reklama