„Moja mama przez lata kłamała, że nie mam ojca. A on był o wiele bliżej, niż mi się wydawało”
„Myślę, że do końca kochała ojca, ale nie chciała się do tego przyznać. Słyszałem, jak płacze w swoim pokoju. Kiedyś znalazłem fragment zdjęcia. Przedstawiał ją, jak była młoda. Reszta zdjęcia była oderwana. Sądzę, że przedstawiała mojego tatę”.

- Listy do redakcji
Moja mama nigdy nie mówiła mi o ojcu. Nie wiedziałem nawet, jak miał na imię. Kiedy jako chłopiec pytałem o niego, słyszałem jedynie, że mam się pogodzić z tym, że nie ma go i nie będzie. To dość okrutne, ale nie miałem wyjścia, musiałem się tym zadowolić. Niemniej im starszy się stawałem, tym większa była moja ciekawość. Mama jednak uporczywie milczała.
Odkąd pamiętam, byłem tylko ja i mama. Wiedziałem zaledwie tyle, że ojciec zostawił ją, gdy dowiedział się o ciąży. Mama ciężko pracowała, aby zapewnić mi wszystko, czego potrzebowałem. Zajmowała się mną najlepiej, jak potrafiła. Aż do jej śmierci mieliśmy naprawdę świetną relację. Nie spodziewałem się, że u kresu swojego życia zdobędzie się na wyznanie, które wiele zmieniło. Doskonale pamiętam dzień, w którym odeszła. Wyznała, że życie w kłamstwie sporo ją kosztowało, ale po prostu nie potrafiła inaczej.
– Przepraszam cię, synku, wybacz mi – wyszeptała bardzo słabym głosem.
Były to ostatnie słowa, jakie padły z jej ust. Oczywiście jej wybaczyłem. Zresztą, nie przypominam sobie, abym w którymkolwiek momencie żywił do niej urazę.
Po mieście krążyły różne plotki
Kiedy miałem kilka lat, nie kwestionowałem istniejącego stanu rzeczy. Przywykłem do tego, że nie mam taty, aczkolwiek w miarę upływu czasu pytania rówieśników w coraz większym stopniu skłaniały mnie do myślenia.
Pochodzę z małego miasteczka na wschodzie Polski. Ludzie mają tu dziwną mentalność. Kiedy przyjeżdżałem w rodzinne strony już jako dorosła osoba, kompletnie nic się w tej materii nie zmieniło. Nieduże społeczności są dość specyficzne. Wszyscy o wszystkich wszystko wiedzą. Jeśli miałbym wierzyć miejscowym plotkom, to moja mama sypiała z wieloma mężczyznami i dlatego nie wie, kto jest moim ojcem. Uważałem jednak, że to bzdury.
Mama taka nie była. Wolała wieść samotne życie, niż mieć za partnera czy męża nieodpowiedniego faceta. Nie umawiała się na randki. Nie interesowały jej tego typu historie. Myślę, że do końca swych dni kochała mojego ojca, ale nie chciała się do tego przyznać. Często słyszałem, jak płacze w swoim pokoju. Kiedyś znalazłem na jej komodzie fragment zdjęcia. Przedstawiał ją, jak była młoda. Widać było męską rękę obejmującą ją w pasie. Nie dało się jednak stwierdzić, do kogo ręką należy, bo ta część zdjęcia była oderwana. Sądzę, że przedstawiała mojego tatę.
Ktoś się mną interesował
Włócząc się po mieście z kolegami, wracając ze szkoły czy jeżdżąc na rowerze, zazwyczaj mijałem warsztat ślusarski prowadzony przez pana Wojtka, miłego gościa, mieszkającego dwie ulice od nas. Za każdym razem pan Wojtek pytał, co u mnie słychać i jak się nam.
– Jak tam, młody, w szkole dajesz radę? – zainteresowanie z jego strony wydawało mi się czymś zupełnie normalnym.
Niemniej w oczach pana Wojtka chyba było coś, czego u nikogo innego nie dostrzegałem. Jakaś iskra, która zapalała się na mój widok. Stanowiła dziwną mieszaninę smutku i radości.
Raz zapytałem mamy, czy zna pana Wojtka. Odparła chłodnym tonem, że widziała go parę razy i tyle. Nie wnikałem, nie drążyłem tematu, pomimo zżerającej mnie ciekawości. Poza tym nastał taki czas, kiedy brak męskiej ręki w domu mocno mi doskwierał.
Wiem, że mama dwoiła się i troiła, żeby niczego mi nie brakowało. Nie przyznałem się jej do tego, że niekiedy wyobrażałem sobie, że ten sympatyczny ślusarz mógłby być moim tatą. Wydawał się całkiem w porządku. Słyszałem też, że ludzie go chwalą, bo jest dobrym fachowcem. Zazdrościłem rówieśnikom tego, że wyrastają w pełnych rodzinach. Ja nie miałem okazji przekonać się, jak to jest. Obiecałem sobie, że jeśli kiedykolwiek doczekam się dzieci, to będę dla nich najlepszym tatą pod słońcem.
To wywróciło moje życie do góry nogami
Byłem w szoku, gdy mama oznajmiła, że zdiagnozowano u niej nowotwór. Błagałem ją, aby podjęła leczenie, ale ona nie chciała.
– Czuję, że to już mój czas, jestem z tym pogodzona – jej spokój był wręcz uderzający.
Kiedy odchodziła w szpitalu, byłem przy niej i trzymałem ją za rękę.
– Muszę ci o czymś powiedzieć – była tak słaba, że jej głos był ledwo słyszalny.
– Mamo, nie nadwyrężaj się... – miałem ściśnięte gardło i wrażenie, że się za chwilę rozpłaczę.
– Wojtek, ten ślusarz...
– Co z nim?
– To twój ojciec.
W tamtej chwili nie byłem w stanie skupić myśli na niczym innym poza tym, co działo się z mamą. Zdążyła jeszcze poprosić mnie o wybaczenie, po czym wydała swoje ostatnie tchnienie. Ciężko mi było to wszystko jakoś ogarnąć. Na pogrzeb przyszło sporo ludzi, pan Wojtek też. Sam, trzymał się na uboczu.
Musiałem go zapytać
Dopiero dwa miesiące później zdobyłem się na odwagę, aby z nim porozmawiać.
– To prawda? – zapytałem, stając w drzwiach jego warsztatu.
Przyglądał mi się przez dłuższą chwilę w skupieniu i z uwagą, po czym przytaknął. Zrozumiał.
– Dlaczego mnie zostawiłeś?
– Byłem młody i strasznie głupi – westchnął ciężko. – Wystraszyłem się i uciekłem, stchórzyłem. Nie ma dnia, żebym tego nie żałował.
– Mogłeś wrócić.
– Myślisz, że nie próbowałem? Twoja mama nie chciała, kazała mi się trzymać od was z daleka.
Tak też uczynił. Obserwował mnie i śledził moje życie z daleka, bez wtrącania się, po cichu. Miałem mętlik w głowie. Mama mnie okłamała, to fakt, ale nie byłem na nią zły. Pretensje miałem za to do ojca o to, że tak łatwo się poddał. Z drugiej strony on sam miał żal do siebie i wcale tego nie ukrywał, był w tym autentycznie szczery. Nieśmiało zaproponował, czy nie chciałbym od czasu do czasu się z nim spotkać.
– Czasu niestety nie cofnę, ale jeżeli pozwolisz mi być teraz obecny w swoim życiu, będę wdzięczny. Jeśli nie, zrozumiem.
Nie odmówiłem, ale zaznaczyłem, że potrzebuję czasu. Nie naciskał, niczego nie wymuszał. Dzisiaj mozolnie, krok po kroku, budujemy więź – raczej przyjacielską niż ojca z synem. Słowo „tato” nie przechodzi mi przez gardło. Zgodził się, abyśmy się zwracali do siebie po imieniu. Tak jest najlepiej, bez krępującego dyskomfortu.
Widzę, że mu zależy, że się stara. Zapewnił, że się zmienił i nie jest tym lekkoduchem, co kiedyś. Nie mam powodów, żeby mu nie wierzyć. Żyje skromnie, ma dobre serce i dużo serdeczności dla innych. Jak to się rozwinie, czas pokaże.
Arkadiusz, 35 lat
Czytaj także:
- „Przez 20 lat nie wiedziałem, że jestem ojcem. Byłem biedny, więc moja była dziewczyna potraktowała mnie jak śmiecia”
- „Przygarnęłam pod swój dach córkę po rozwodzie i żałuję. Szybko zrozumiałam, czemu zięć ją zostawił”
- „Mojej adoptowanej córce przychyliłam nieba. Wychowałam ją jak własne dziecko, a ona wyrzekła się mnie w jednej chwili”

