„Moja małżeńska sypialnia to lodowa grota. Nawet całus od męża mrozi mi usta. Nie sądziłam, że tak wygląda starość”
„Od dobrych dwóch lat w naszej sypialni panuje iście lodowa atmosfera. Płomień wygasł, a gdy kładziemy się obok siebie, z ust leci nam para. Słowo daję, zaczęłam unikać bliskości jak diabeł święconej wody. Nawet zwykły buziak na dobranoc sprawia, że wstrząsa mną dreszcz”.

Zawsze bałam się starości. Przerażała mnie wizja problemów ze wzrokiem, słuchem i pamięcią. Bałam się, że będę nieporadna, a dzieci będą musiały się mną opiekować. Na karku mam już szósty krzyżyk, a żaden z tych problemów nie doskwiera mi nawet w najmniejszym stopniu.
Mam oczy jastrzębia, uszy nietoperza i pamięć słonia, a weekendy lubię sobie robić przebieżki po parku. Nie taki straszny diabeł, jak go malują? Niekoniecznie, bo gdy przekroczyłam górną granicę wieku średniego, straciłam coś, co kiedyś bardzo lubiłam i co było dla mnie naprawdę ważne. To jeszcze starość czy już piekło?
Dobraliśmy się z mężem jak w korcu maku
Od naszego ślubu minęło prawie czterdzieści lat, a ja wciąż kocham Alberta tak samo mocno, jak wtedy, gdy go poznałam. Niezwykłe? Dla młodego pokolenia może i tak, ale w naszych czasach słowa przysięgi małżeńskiej traktowano z najwyższą powagą. Ślubowałam mu, że będę przy nim w zdrowiu i w chorobie, w biedzie i w dostatku.
W naszym życiu nie brakowało trudnych chwil, ale nigdy nawet przez moment nie pomyślałam, że popełniłam błąd, wychodząc za tego mężczyznę. Scalało nas silne uczucie i coś jeszcze – łóżko. Skoro już mówię o tym, będę zupełnie szczera. Zawsze lubiłam te sprawy. Gdy byłam młodą kobietą, nie wyobrażałam sobie nocy bez fizycznej bliskości, a mąż dorównywał mi temperamentem, więc także pod tym względem dobraliśmy się jak w korcu maku.
Po pewnym czasie nasz zapał trochę osłabł. Nie chodzi o to, że znudziliśmy się sobą, bo nic takiego się nie wydarzyło. Zawsze, gdy dochodziło do czegoś między nami, miałam wrażenie, że poznaję Alberta na nowo. Potrafił mnie zaskoczyć i dawał mi mnóstwo przyjemności. Mówiąc krótko, chęci nam dopisywały, ale siły – nie zawsze.
Dopadła nas proza życia
Gdy tworzyliśmy dwuosobową rodzinę, mieliśmy dla siebie mnóstwo czasu. Kiedy na świat przyszła Ania, zaczęło nam go brakować, a gdy dwa lata później urodził się Tymon, przez jakiś czas musieliśmy ignorować nasze naturalne potrzeby. Do tego dochodziła jeszcze praca i obowiązki domowe, ale z czasem nauczyliśmy się to wszystko godzić i nasze sypialniane życie wróciło do normy. No, może nie byliśmy już tacy aktywni, jak tuż po ślubie, ale nie próżnowaliśmy w łóżku.
Przyszedł jednak czas, gdy mój popęd zaczął spadać na łeb, na szyję. To zaczęło się po moich pięćdziesiątych czwartych urodzinach. Właśnie wtedy wystąpiła u mnie menopauza. Późno, ale jednak dopadła mnie ta zmora. Stopniowo zaczęłam tracić ochotę na fizyczną bliskość z mężem, aż w końcu doszło do tego, że chciało mi się płakać na samą myśl o tym.
Nie mogłam zrezygnować z tego, co wcześniej sprawiało mi mnóstwo przyjemności. Udałam się do lekarza. Ginekolog stwierdził, że nie ma żadnych przeciwwskazań przed wdrożeniem terapii hormonalnej. Zaczęłam przyjmować tabletki i nagle odżyłam. Poczułam się, jakbym była młodsza o dziesięć lat, a namiętność znów zawitała do naszej sypialni.
Unikam bliskości
Poprawa nie była jednak trwała. Dziś mam za sobą sześćdziesiąte pierwsze urodziny i od dobrych dwóch lat w naszej sypialni panuje iście lodowa atmosfera. Płomień wygasł, a gdy kładziemy się obok siebie, z ust leci nam para. Słowo daję, zaczęłam unikać bliskości jak diabeł święconej wody. Nawet zwykły buziak na dobranoc sprawia, że wstrząsa mną dreszcz.
Nie rozmawialiśmy o tym otwarcie, ale mam wrażenie, że Albertowi też przestało na tym zależeć. Nawet nie próbuje mnie uwodzić. Nie zarzuca mi oziębłości ani nie narzeka, jak mają w zwyczaju mężczyźni, którzy czują się zaniedbywani. Widziałam tylko jedno wyjaśnienie – w końcu dopadła nas starość, a z tym nikt jeszcze nie wygrał.
Nie tylko w naszym łóżku jest zimno
Jakiś czas temu spotkałam się z Marysią, z którą przyjaźnię się od wielu lat. Wyszłyśmy na herbatę i ciastko, ale rozmawiało się nam tak dobrze, że postanowiłyśmy zamówić jeszcze po kieliszku wina. A muszę wspomnieć, że mam taką przypadłość, że nawet odrobina czegoś mocniejszego rozluźnia mi język. Ośmielona wytrawnym napitkiem, zapytałam, jak u niej wyglądają te sprawy.
– Powiedz mi, Marysiu, czy ty i Tadeusz... no wiesz.
– Chcesz zapytać, czy sypiamy jeszcze ze sobą? Od dobrych kilku lat żyjemy jak brat z siostrą – wyznała bez cienia skrępowania.
– I nie przeszkadza wam to?
– Wiesz, czasami nachodzą mnie wspomnienia i zaczynam za tym tęsknić. Ale wystarczy, że stanę przed lustrem bez ubrania, a zaczynam sobie przypominać, dlaczego stałam się łóżkową abstynentką.
– Co masz na myśli?
– Daj spokój, przecież wiesz. Grawitacja szerokim łukiem omija młódki, za to nie ma litości dla kobiet w naszym wieku. Bądźmy ze sobą szczere, nie jesteśmy już takie powabne jak kiedyś. To i owo straciło swoją jędrność, tu i ówdzie porobiły się nam wałeczki. Miałabym rozebrać się przed Tadeuszem? W życiu. Jeszcze przyprawiłabym go o zawał, a nie marzy mi się życie wdowy.
Chcę coś zmienić
Po naszej rozmowie zaczęłam rozmyślać i doszłam do wniosku, że to właśnie o to chodzi. Przez cały ten czas bałam się, że nie jestem już wystarczająco atrakcyjna dla mojego męża. To właśnie ten strach pozbawił mnie przyjemności, jaką wcześniej czerpałam z naszego pożycia, a ja nie dopuszczałam tej myśli. Wolałam wmawiać sobie, że to po prostu kwestia wieku.
Postanowiłam podzielić się swoimi obawami z mężem. W końcu nic nie zastąpi szczerej rozmowy.
– Powiedz mi, Albert, czy ja cię jeszcze pociągam? – zapytałam, gdy leżeliśmy w łóżku.
– Oczywiście, że tak, Sabinko. Przecież wiesz, że dla mnie jesteś najpiękniejszą ze wszystkich kobiet.
– Więc dlaczego zaczęliśmy się unikać? Dlaczego w naszej sypialni zapanował chłód?
– Bo ja wiem? Chyba po prostu mamy już swoje lata i...
– Guzik prawda. Może nie jesteśmy już młodzi, ale do diaska, jeszcze nie umarliśmy.
– Powiem ci szczerze. Gdy patrzę na siebie, widzę podstarzałego faceta z obwisłym brzuchem. Kiedyś wyglądałem zupełnie inaczej, a teraz... sam na siebie nie mogę patrzeć, więc nie chcę cię torturować widokiem mojej nagości.
– Albert, ja myślę to samo o sobie. Chyba po prostu zaczęłam wstydzić się mojego ciała.
– A nie powinnaś. Dla mnie wciąż jesteś piękna i seksowna.
– A dla mnie jesteś najbardziej męskim facetem pod słońcem. A ten twój brzuszek jest całkiem pociągający.
Naprawdę, nie ma to jak szczera rozmowa. Gdy zrzuciliśmy z siebie ten ciężar, okazało się, że starość wcale nie zmienia ludzi w sople lodu. Namiętność znów zagościła w naszym życiu i cieszymy się nią zawsze, gdy nachodzi nas ochota.
Sabina, 61 lat
Czytaj także:
„Miałam mieć ślub jak z bajki i wesele bez mięsa. Teściowa zaczęła rządzić i wszystko było jak z koszmaru”
„Bliscy myśleli, że będę im usługiwać aż do grobowej deski. A ja po cichu spełniałam swoje marzenie”
„Po Komunii syna kuzynka zgłosiła nas do skarbówki. Według niej dorobiliśmy się za dużo, wykorzystując własne dziecko”

