„Moja emerytura pachnie jak petunie i miłość. Nie wierzyłam, że mając 60 lat, jeszcze kiedyś poczuję motyle w brzuchu”
„Nie miałam dla kogo się starać, a dla siebie mi się nie chciało. Trwało to długo, pomimo że bliskie koleżanki usiłowały namówić mnie na zmiany. W końcu jednak dałam się przekonać i pojechałam z nimi na tak zwany babski weekend. To był przełom”.

Za mąż wyszłam bardzo młodo, bo mając zaledwie 20 lat. Trzy dekady później mąż rzucił mnie dla młodszej, co odebrało mi wiarę w siebie i we własne możliwości. W ogóle nie liczyło się dla niego to, ile poświęciłam dla naszego małżeństwa. Jak gdyby nigdy nic, któregoś dnia oznajmił, że się zakochał i odchodzi. Zostawił mnie z bałaganem w głowie.
Wychodząc za Jacka, byłam zakochana do szaleństwa. Wierzyłam, że zawsze będziemy małżeństwem, ale prawda jest taka, że nie byliśmy do siebie dopasowani. Widzę to dopiero teraz, z perspektywy czasu. Różniło nas zbyt wiele rzeczy. Niemniej głęboko wierzyłam w to, że jakoś się dotrzemy. Nigdy nie darliśmy kotów, ale fajerwerków też nie było.
Poza tym w dużym stopniu byłam zależna od Jacka, bo siedziałam w domu i zajmowałam się dwójką dzieci. Mąż zarabiał na nasze utrzymanie i tak jakoś się to wszystko toczyło. Stwarzaliśmy pozory udanego związku, a w rzeczywistości funkcjonowaliśmy pod jednym dachem jak współlokatorzy. Nie zmienia to jednak faktu, że odchodząc do innej kobiety, Jacek wbił mi nóż w serce.
Po rozwodzie straciłam sens życia
Krótko po rozstaniu z Jackiem uświadomiłam sobie, jak puste jest moje życie. Synowie dawno wyfrunęli z rodzinnego gniazdka. Byli dorośli, mieli swoje sprawy. Dotarło do mnie, że przez szereg lat wszystko kręciło się wokół domowych obowiązków i dzieci. Nie miałam żadnych pasji i zainteresowań, zawodowo kiepsko sobie radziłam i w sumie to nie wiedziałam, co lubię, a czego nie.
Zostałam nagle sama w pustych czterech ścianach bez żadnych perspektyw na przyszłość. Chodziłam do pracy, niby coś robiłam, ale nie dostrzegałam w tym głębszego sensu. Działałam na autopilocie, pozbawiona chęci apetytu na coś więcej.
Nie sądziłam, że znalezienie miłości w moim wieku jest w ogóle możliwe. Jacek utwierdził mnie w przekonaniu, że mężczyźni preferują młodsze kobiety, więc nie ma po co się starać. Nie przywiązywałam większej wagi do swojego wyglądu – robiłam w tym zakresie tyle, aby bez większego wstydu wyjść z domu. Pracowałam, więc musiałam jako tako się ogarniać, ale wizyty u kosmetyczki czy stylistki paznokci były dla mnie czymś zupełnie obcym.
Włosy podcinałam i farbowałam sobie sama, bo szkoda mi było pieniędzy na fryzjera. Nie miałam dla kogo się starać, a dla siebie mi się nie chciało. Trwało to długo, pomimo że bliskie koleżanki usiłowały namówić mnie na zmiany. W końcu jednak dałam się przekonać i pojechałam z nimi na tak zwany babski weekend.
Pobyt w SPA był dla mnie przełomem
– No i jak, chyba nie żałujesz, że tu jesteś? – dopytywała Aśka.
– Myślę, że fajnie spędzimy czas – odparłam wymijająco.
W sumie nie miałam pojęcia, co mam myśleć. Nie byłam zbytnio zachwycona wydaniem takiej ilości pieniędzy na coś, co w moim mniemaniu było zbyteczne. Niemniej nie chciałam robić dziewczynom przykrości – tyle razy próbowały mnie gdzieś wyciągnąć, ale do tej pory skutecznie stawiałam opór. Było mi już głupio, dlatego trochę wbrew własnej woli znalazłam się w SPA. Ze zdumieniem stwierdziłam, że zadziało się coś dziwnego.
Przyjechałyśmy w piątek późnym popołudniem. Na wieczór zaplanowany był już masaż i sauna. Bardzo się stresowałam, bo nigdy wcześniej nie poddawałam się tego typu zabiegom.
– Spodoba ci się, zobaczysz – uśmiechnęła się Dorota.
Miała rację. Podczas masażu niesamowicie się odprężyłam. Było to bardzo przyjemne doznanie. Zamknęłam oczy i odpłynęłam. Myślałam o rozmaitych sprawach, głównie o swoim życiu. Z jednej strony miałam dość pustej egzystencji, jaką prowadziłam, a z drugiej nie widziałam sposobu na przerwanie tego błędnego koła. Pragnęłam czuć się jak kobieta z krwi i kości, ale nie byłam do tego przyzwyczajona. Wiele lat spędziłam u boku tego samego mężczyzny, dlatego w kwestiach damsko-męskich nie miałam większego doświadczenia. Tymi przemyśleniami podzieliłam się z Aśką i Dorotą.
– Elu, masz ogromny potencjał. Szkoda, że go nie doceniasz – podsumowały.
– Jaki znowu potencjał? – nie kryłam zdumienia.
– Jesteś piękną, wrażliwą kobietą – powiedziała Dorota.
– No i fantastycznie gotujesz – roześmiała się Aśka.
Poradziły, abym przejrzała oferty rozmaitych kursów w naszym mieście, dzięki czemu mogłabym znaleźć zajęcie, które mnie wciągnie na tyle, że zechcę poświęcać na nie czas. To, co usłyszałam, rozpaliło we mnie jakąś iskrę i postanowiłam wziąć się w garść.
Dziś nie jestem tym, kim byłam kiedyś
Obecnie mam 60 lat i jestem zupełnie innym człowiekiem. Skończyłam z narzekaniem i użalaniem się, schudłam i chodzę na siłownię. Raz w miesiącu z Aśką i Dorotą fundujemy sobie pobyt w SPA – stało się to naszą tradycją. Poza tym, w miarę możliwości, spotykamy się na kawę albo idziemy zjeść coś dobrego. Pożegnałam się też z pracą, której nie znosiłam. Założyłam niewielką kwiaciarnię – uwielbiam rośliny, a układanie bukietów i wiązanek sprawia mi mnóstwo radości. Odkryłam również w sobie zamiłowanie do sztuki. Chętnie odwiedzam muzea i galerie. Tak właśnie poznałam Tomka.
Byłam tak pochłonięta podziwianiem nowoczesnych rzeźb, że z początku nawet go nie zauważyłam. A on przyglądał mi się z ogromną uwagą, aż wreszcie podszedł i zagadał. Podzieliliśmy się spostrzeżeniami na temat oglądanych dzieł, po czym padło zaproszenie na kawę.
– Z miłą chęcią – przystałam na propozycję, nie miałam przecież nic do stracenia.
Nie sądziłam, że będzie mi jeszcze dane poczuć motyle w brzuchu. W towarzystwie Tomka czułam się pewnie i swobodnie. Rozmowa świetnie się nam kleiła, ponieważ mieliśmy mnóstwo wspólnych tematów. Zaczęliśmy się umawiać.
Któregoś dnia bardzo mnie zaskoczył, w jak najbardziej pozytywnym tych słów znaczeniu. Pojawił się u mnie kwiaciarni z kawą i ciastem z mojej ulubionej cukierni.
– Och, jak miło z twojej strony, pięknie dziękuję – aż się zarumieniłam.
– Dla ciebie wszystko – odparł z rozbrajającym uśmiechem.
Kto by pomyślał, że po sześćdziesiątce szczęśliwie się zakocham? Gdyby po rozwodzie ktoś mi powiedział, że tak się stanie, to bym go wyśmiała. Niesamowite, jakie niespodzianki czasami los przynosi – i to wtedy, kiedy najmniej się tego spodziewamy.
Elżbieta, 60 lat
Czytaj także:
- „Mam 60 lat i w końcu czuję, że żyję. Uważaj stolico, bo emerytka z Warszawy idzie się bawić”
- „Straciłam pracę po 50-tce i nie mogłam znaleźć nowej. Gdy na koncie zrobiło się pusto, wpadłam na pewien pomysł”
- „Mam 60 lat i straciłam nadzieję na miłość. Mąż zmarł, a ja w samotności odliczam dni, aż do niego dołączę”

