Reklama

Jestem grafikiem freelancerem i od zawsze byłem typem faceta, który wie, jak się wycofać, ale niekoniecznie jak coś zbudować. Z Magdą byliśmy razem pięć lat. Poznaliśmy się jeszcze na studiach — ona była na psychologii, ja na projektowaniu graficznym. Na początku wszystko szło jak z płatka: wieczory z winem, wspólne wyjazdy nad morze, rozmowy do nocy. Magda była ciepła, cierpliwa, mądra. Czasem aż za bardzo.

Ja zawsze byłem gdzieś pomiędzy. Między tym, czego chciałem, a tym, czego się bałem. Wiedziałem, że Magda czeka, aż się ogarnę, aż się zdecyduję, aż powiem to jedno, konkretne „chcę z tobą spędzić resztę życia”. A ja ciągle nie byłem gotowy. Odkładałem oświadczyny z miesiąca na miesiąc, tłumacząc to sobie brakiem pieniędzy, złym momentem, zbyt dużym stresem. I wtedy przestała czekać.

Pewnego dnia po prostu... odeszła. Zostawiła mi tylko puste miejsce po swojej szczoteczce w łazience. I wtedy jeszcze myślałem, że to tylko przerwa. Że wróci. Ale nie wróciła. Bo w tym wszystkim był jeszcze Paweł — mój najlepszy przyjaciel.

Chciałem ją zatrzymać

— Adam, usiądź — powiedziała cicho, bez złości czy wyrzutu. Już wtedy wiedziałem, że to nie jest zwykła rozmowa.

Magda siedziała przy stole w naszej kuchni, dłonie miała złożone na kolanach. Była ubrana w tę swoją szarą bluzę, w której spała, kiedy było jej zimno. Ta scena utkwiła mi w pamięci jak zdjęcie — nie do usunięcia.

— O co chodzi? — zapytałem, udając spokój, choć czułem to już w żołądku, czułem w drżących dłoniach.

— Ja… muszę odejść — powiedziała. — Nie mogę już dłużej na ciebie czekać.

Zamarłem. Serce zaczęło mi bić jak oszalałe.

— Ale… czemu teraz? Przecież nic się nie stało. Wszystko było dobrze, nie kłóciliśmy się… — jąkałem się jak dzieciak przy tablicy.

— Właśnie dlatego. Bo nic się nie dzieje. Bo ty wciąż nie wiesz, czego chcesz. A ja już nie chcę stać w miejscu.

— Magda, przecież cię kocham. Po prostu… jeszcze nie jestem gotowy.

— A ja jestem gotowa, żeby przestać się oszukiwać — przerwała mi łagodnie, ale stanowczo. – Czekałam pięć lat. I wiesz co? W pewnym momencie przestałam wierzyć, że kiedykolwiek się zdecydujesz.

Z trudem przełknąłem ślinę. Chciałem ją zatrzymać. Powiedzieć coś ważnego, ale byłem spóźniony. Tak jak zawsze. Wstała i sięgnęła po torbę. Jej ręce lekko drżały. Nie pocałowała mnie na pożegnanie. Tylko spojrzała i powiedziała:

Nie czekaj na mnie.

Kiedy drzwi się zamknęły, usiadłem na podłodze i siedziałem tak przez pół nocy, próbując zrozumieć, jak to się stało, że wszystko przegapiłem.

Ona i on

Po jej wyjściu przez kilka dni nie robiłem absolutnie nic. Przestałem odbierać telefony. Nie odzywałem się do Pawła, mimo że pisał i dzwonił. Wiedziałem, że go to zdziwi — w końcu znał mnie jak nikt. Ale nie chciałem nikogo widzieć. Ani słuchać, że „będzie dobrze” ani że „czasem ludzie się rozchodzą”. Bo w środku czułem, że to nie było zwykłe rozstanie. To było coś, czego się nie odwraca.

Zniknąłem z życia. Zakopałem się w pracy jak tylko mogłem. Choć tak naprawdę przez większość czasu bezwiednie patrzyłem w ekran i co chwilę sprawdzałem, czy Magda nie dodała czegoś na Instagramie. Przez ponad miesiąc nie wrzuciła nic. Była jak wycięta z rzeczywistości. A potem pojawiło się to: jedno zdjęcie. Magda, uśmiechnięta, a obok Paweł. Oboje z kieliszkami w dłoniach. Podpis: „Miłe wieczory z właściwymi ludźmi”.

Zamarłem. Patrzyłem na ekran jak idiota. Przez chwilę sądziłem, że to przypadek. Że to tylko jakieś wspólne spotkanie znajomych. Ale kolejne zdjęcie, tydzień później, rozwiało wątpliwości. Ona i on, sam na sam. Spacer po lesie. Jej ręka na jego ramieniu. Zadzwoniłem do Pawła.

— Ty i Magda? Co to ma być?! — wyrzuciłem od razu, jak tylko odebrał.

— Adam… — Zawiesił głos. — Nie planowaliśmy tego. Naprawdę. To po prostu... się stało.

— Byłeś moim przyjacielem!

— I nadal jestem — przekonywał. — Ale ona… Ona nie była już twoja od dawna.

Zacisnąłem szczękę i po prostu się rozłączyłem. Przez dłuższą chwilę siedziałem w ciszy. Sam, zdradzony, z pustką w sercu. Pierwszy raz w życiu czułem się jak ktoś, kto naprawdę stracił wszystko.

To powinienem być ja

Listonosz wrzucił kopertę do skrzynki, jakby nie wiedział, że trzyma w dłoni dynamit. Była biała, gruba, elegancka, z delikatnym tłoczeniem. Jeszcze zanim otworzyłem, coś ścisnęło mnie w żołądku. Nadawcą byli: Magdalena N. i Paweł R. Rozdarłem kopertę z irytacją. W środku znajdowało się zaproszenie na ślub. Ich ślub. Z datą, z miejscem, z cytatem o miłości i przeznaczeniu.

Był tam też liścik. Ręcznie napisany. Pismo Magdy: „Adam. Wiem, że to może być dla Ciebie trudne. Ale chciałabym, żebyś był. Naprawdę. Dla mnie. Dla tego, co kiedyś mieliśmy”. Zadrżała mi ręka. Przez chwilę nie mogłem złapać oddechu. W głowie przesuwały się obrazy: Magda w sukni ślubnej, ale nie obok Pawła — obok mnie. Z naszymi obrączkami, z naszymi planami. Te obrazy były ze mną przez pięć lat. A teraz miał je dostać on.

Usiadłem na kanapie, trzymając kartkę, jakby parzyła. Po godzinie zadzwoniła siostra.

— Dostałeś to zaproszenie? — zapytała cicho, jakby bała się, że wybuchnę.

— Dostałem — mruknąłem.

— To jak? Idziesz?

— Nie wiem… — Zawahałem się. — To powinienem być ja.

Milczała. Chyba nie wiedziała, co powiedzieć. Po raz pierwszy od rozstania poczułem coś więcej niż pustkę. Ból — taki prawdziwy, rozrywający od środka. I strach, że może już nigdy nikogo tak nie pokocham.

Odwróciłem się powoli

Nie spałem prawie całą noc przed tym dniem. Leżałem i gapiłem się w sufit, próbując sobie wmówić, że to będzie tylko ceremonia. Że pójdę, złożę gratulacje, uśmiechnę się i wyjdę jak dorosły facet. Jak człowiek, który pogodził się z losem. Ale to nie była prawda. Całe moje wnętrze krzyczało, że nie powinienem tam być.

Kościół był duży, jasny, pełen kwiatów i ludzi, których znałem od lat. Ale nie patrzyłem na nich. Czekałem tylko na moment, w którym ją zobaczę. I kiedy się pojawiła, miałem ochotę uciec.
Magda. W bieli. Piękniejsza niż kiedykolwiek. Uśmiechnięta, choć oczy miała jakby nieco zaczerwienione. Szła wolno, dumna, spokojna. A obok niej Paweł — mój przyjaciel. Teraz także jej mąż.

Ceremonia była jak z filmu. Wszystko idealne... oprócz mnie. Czułem się jak gość z innego świata. Ich świat był teraz poukładany, szczęśliwy, gotowy. Ja natomiast wciąż tkwiłem w przeszłości.
Gdy ksiądz zapytał: „Czy ty, Pawle, bierzesz Magdalenę…”, wstałem. Nie wiem, czemu. Może to był impuls, może rozpacz, może ostatnia próba odzyskania czegoś, co dawno przepadło. Ale zamiast cokolwiek powiedzieć, po prostu wyszedłem.

Stałem potem przy ławce przed kościołem, drżąc na całym ciele. I wtedy usłyszałem jej głos:

— Nie powinnam ci wysyłać tego zaproszenia.

Odwróciłem się powoli.

— Nie... powinnaś. Teraz wiem, co przegapiłem.

— Może kiedyś zrozumiesz, że czasem trzeba działać, zanim jest za późno.

Nie potrafiłem odpowiedzieć. Tylko pokiwałem głową. W gardle miałem gulę. I po chwili… po prostu zacząłem płakać. Pierwszy raz od lat. Nie jak mężczyzna, tylko jak ktoś, kto naprawdę przegrał. Magda patrzyła przez chwilę. Potem odwróciła się i odeszła, zostawiając mnie tam samego, bez przyszłości i bez niej.

Spojrzałem w lustro

Po powrocie do mieszkania zrobiłem coś, czego unikałem od miesięcy: sięgnąłem po pudło z napisem „Magda”. W środku było wszystko, co po niej zostało. Bilety z koncertu, zdjęcia z wakacji, kartki urodzinowe, których już nie otwierałem. Usiadłem na podłodze, pośród tych wspomnień.

Zdjęcie z naszej pierwszej wspólnej majówki: Magda w śpiworze, rozczochrana, z kubkiem kawy. W tle rozmazany Paweł, który wtedy jeszcze robił nam żarty z rana. Inne zdjęcie — nasza trójka w górach: ona w mojej bluzie, bo jej było zimno. I ja — uśmiechnięty, jakby to miało trwać wiecznie. Ale nie trwało.

Zacząłem szeptem czytać na głos to, co napisała kiedyś na kartce: „Kiedyś się zdecydujesz. Wiem to. A ja wtedy tu będę. Zawsze”. Nie była. Wziąłem kartkę papieru i zacząłem pisać list: „Magda… To nie Paweł mi cię odebrał. To ja cię wypuściłem z rąk. Każdym swoim milczeniem, każdą głupią wymówką. Czekałaś. I miałaś dość. I miałaś rację. A ja… teraz muszę z tym żyć. Codziennie”. Złożyłem kartkę i wsunąłem do koperty, ale nie zamierzałem jej wysłać. Włożyłem ją z powrotem do pudełka, do reszty wspomnień. a potem spojrzałem w lustro. Nie widziałem już chłopaka, który był z Magdą. Widziałem mężczyznę, który wszystko przegrał. Ale może, jakimś cudem, zaczął rozumieć, dlaczego.

Adam, 33 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama