Reklama

Nie wiem, kiedy to się stało. Może wtedy, gdy przestałyśmy jeść razem kolacje? Albo wcześniej – gdy przestała do mnie mówić „mamo”, a zaczęła „no co”? Każdego ranka budziłam się w tym samym mieszkaniu, w którym teoretycznie nie byłam sama. Tylko że tak się nie czułam.

Oddaliłyśmy się

Codziennie rano pędziłam do pracy. Kawa z automatu smakowała jak tektura, ale piłam ją codziennie o 7:35, jak w zegarku. Potem papierkowa robota, godziny przy komputerze, znikające długopisy i telefon dzwoniący za późno lub za często. O 15:30 wychodziłam.

Wracałam do mieszkania, w którym czekał na mnie szurający krok mojej córki, która z niewyspaną twarzą i potarganymi włosami mijała mnie w przedpokoju. Zawsze w piżamie. Zastanawiałam się czasem, kiedy to wszystko się rozjechało. Bo przecież pamiętałam inną wersję nas. Zimą lepiłyśmy bałwana w parku, latem robiłyśmy pikniki na balkonie. A teraz wymijamy się jak obcy ludzie w hotelowym korytarzu.

W pracy starałam się zajmować swoim i nie wdawać w towarzyskie pogawędki, ale i tak czasem koleżanki wciągały mnie w te rozmowy.

– Co tam u ciebie, Grażka?

– A wiesz, jak zwykle… Robota, dom. Wszystko dobrze – odpowiadałam.

– O, to super! Bo u mnie to dzieciaki znowu chore, a mąż od rana wkurza…

Słuchałam ich głosów jak szumu morza. Dalekiego, spokojnego. Niby byłam na linii, ale tak naprawdę nigdzie mnie już nie było.

Czułam się samotna

Gdy wróciłam z pracy, drzwi do mieszkania nie były zamknięte na zamek. Nie zdążyłam jeszcze zdjąć płaszcza, gdy zobaczyłam moją córkę, jak szła w stronę łazienki. W piżamie. Tak samo jak rano i jak wczoraj, i przedwczoraj.

– Znowu w piżamie? – zapytałam zmęczonym głosem, nawet nie próbując udawać, że to mnie już nie rusza.

– Przecież i tak nigdzie nie idę. Zresztą… teraz trudno o porządny etat – odpowiedziała, nie patrząc na mnie.

Wzruszyła ramionami, weszła do łazienki i zamknęła drzwi. Zdjęłam buty, powiesiłam płaszcz, otworzyłam kuchenne okno, żeby wpuścić trochę świeżego powietrza. Zaczęłam kroić cebulę do obiadu. Niby nic wielkiego – zwykłe klopsiki. Czasem myślałam, że może nie warto ich robić, skoro i tak nikt nie podziękuje. Ale robiłam z przyzwyczajenia.

Nie pracowała

Sięgnęłam do portfela, żeby wyciągnąć banknot i wrzucić do szuflady z drobnymi na rachunki. Poczułam, jak w gardle narasta mi nieprzyjemny ciężar. Było mniej, niż pamiętałam. Zmarszczyłam czoło i przez chwilę próbowałam coś sobie przypomnieć. Czy zapłaciłam za prąd? A może rano dałam więcej w sklepie i kasjerka źle wydała? Przecież nie jestem pewna… Zaczęłam się przekonywać, że może źle policzyłam.

Wylałam na patelnię olej, wrzuciłam klopsiki i zmniejszyłam ogień. Kuchnia była cicha, słychać było tylko syczenie mięsa. W tym dźwięku była jakaś kojąca powtarzalność. Dziwne, co może człowieka uspokoić.

Kiedy usiadłyśmy do kolacji, przez chwilę trwała cisza. Podałam jej talerz, przesunęła widelec i spojrzała na mnie.

– To z mięsa, które było w zamrażarce? – zapytała, jakby to miało jakieś znaczenie.

– Tak – odpowiedziałam krótko. – Trzeba było zużyć.

– No tak… Szkoda marnować – rzuciła z drwiną.

Wiedziałam, że jak się odezwę, to i tak zaraz się zacznie. Zjadła trzy kęsy, potem zaczęła grzebać w talerzu. Wstała od stołu wcześniej niż ja. Zostawiła talerz, nawet go nie zaniosła do zlewu.

Nie wspierała mnie

Pomyślałam wtedy, że może to ja coś źle zrobiłam. Może byłam zbyt surowa, gdy była młodsza? Może za mało ją przytulałam? A może teraz przeżywa coś, czego nie potrafi nazwać? Może się boi, może ma depresję? Tylko czemu nic nie mówi?

Zebrałam naczynia i zmyłam po kolacji. W łazience leżał ręcznik, jeszcze mokry. Na podłodze zmięta bielizna. Nie miałam już żadnej wersji siebie, która by pasowała do tej sytuacji. Kładłam się spać z uczuciem, że jestem tylko usługą. Ciepłą kolacją, czystą pościelą i zapłaconym czynszem.

W niedzielę wieczorem usiadłam przy stole z notesem i długopisem. Sprawdzałam, ile mam jeszcze na koncie i czy wystarczy do końca miesiąca. Rachunki, zakupy, leki, dojazdy… Nie wystarczy. Westchnęłam i zamknęłam zeszyt.

– Mogłabyś się dołożyć do rachunków. Już ledwo wyrabiam – powiedziałam.

– Nie mam. Może za miesiąc – odparła z kuchni, nawet się nie pokazując.

– Ale przecież mieszkasz tu. To też twój dom. To nie jest fair – spróbowałam jeszcze raz.

– To mnie wyrzuć! Serio, tylko czekasz, aż się wyniosę, co?

Jej głos był ostry, zaczepny. Nawet nie zdążyłam odpowiedzieć, bo już trzasnęły drzwi jej pokoju.

Byłam pod kreską

Siedziałam tak jeszcze chwilę, z długopisem w dłoni. Przez myśl przeszło mi jedno zdanie, które natychmiast próbowałam wyprzeć: pasożytuje na mnie. Nie, to przecież moje dziecko… Ale ta myśl wracała i za każdym razem bolała bardziej. Ona mówiła coraz mniej, ja coraz rzadziej słuchałam. Czułam się jak bankomat. Jak mebel, który tylko przeszkadza, ale jeszcze nie wypada go wynieść.

W nocy nie mogłam zasnąć. Leżałam, patrząc w sufit, a w głowie kręciły się pytania bez odpowiedzi. Wstałam, poszłam do kuchni, zaparzyłam herbatę, ale nawet jej nie tknęłam. Otworzyłam laptopa. Sprawdziłam stan konta, terminy opłat, ostatnie wpływy. Wszystko na minusie. Wyłączyłam komputer. Odpięłam kabel od routera i wyciągnęłam wtyczkę z gniazdka. Włożyłam ją do szuflady i zamknęłam.

– Dość – powiedziałam do siebie cicho.

Pierwszy raz od miesięcy zasnęłam bez ciężaru w żołądku.

Miałam dosyć

Rano usłyszałam szuranie kapci i skrzypnięcie drzwi.

– Co się stało z Wi-Fi? – zapytała zaspanym głosem.

– Może nie zapłaciłam rachunku. Nie mam, może za miesiąc – odpowiedziałam spokojnie, nawet na nią nie patrząc.

Zamilkła. W tej ciszy coś się zawiesiło. Patrzyła na mnie długo, jakby nie rozumiała, co właśnie się stało.

Nie wiedziałam, czy się wyprowadzi. Może tak, a może zostanie i coś się zmieni. Nie planowałam niczego, ale jedno postanowiłam: przestaję udawać, że wszystko jest w porządku. Nie jestem już usługą. Nie będę czekać z kolacją, nie będę udawać, że mnie nie boli.

Grażyna, 58 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama