„Moja córka to grzesznica, jakich mało. Zmienia facetów jak rękawiczki i w ogóle nie widzi w tym nic złego”
„– Ale przecież któregoś dnia w końcu będziesz musiała wybrać, zdecydować się… – wyjąkałam zakłopotana po chwili milczenia. – A tam, mamo! – żachnęła się. – Z facetów trzeba korzystać, ale się nie przywiązywać. ”

Mam już dosyć wiecznego świecenia oczami za Sylwię. Starałam się ją wychować na dobrą dziewczynę, a wyrosła na latawicę. Ludzie w miasteczku patrzą na mnie, jakbym była matką samego diabła. A co ja mogę? Przecież jest dorosła!
Sylwia od dziecka była prześliczna
Moja córka od maleńkości wyglądała jak aniołek. Nikt nie potrafił się na nią długo gniewać, bo każdego rozbrajała swoją urodą, cherubinkowym licem, kręconymi blond włoskami i niebieskimi oczkami.
– Ona kiedyś podbije świat – mówiła moja mama.
– Może tak być – śmiałam się.
– Każdego faceta owinie sobie wokół palca. Będzie miała życie jak z bajki – zachwycała się.
Tego właśnie dla niej chciałam. Chyba wtedy nie myślałam, ile może z tego wyniknąć problemów… Sylwia od zawsze miała dużo koleżanek. Co prawda, wiele z nich jej zazdrościło, ale w jej osobowości i urodzie było coś, co po prostu przyciągało, więc nie potrafiły się od niej trzymać z daleka, nawet kiedy sekretnie czuły zawiść. Córka była przebojowa, bystra, umiała postawić na swoim. Miała więc wszystko, czego człowiekowi potrzeba, żeby odnieść sukces.
Z domu wyniosła pewność siebie, bo od dziecka słyszała, że jest niesamowita. Teraz myślę, że może za bardzo utwierdzaliśmy ją w tym przekonaniu, ale z drugiej strony – przecież każdy chce wpoić swojemu dziecku, że jest warte wszystkiego, co najlepsze, prawda?
Zmieniała chłopaków jak rękawiczki
Już pod koniec szkoły podstawowej przebierała w chłopcach. Każdy był nią zainteresowany i uganiali się za nią jak stado much w letni dzień. Sylwia się tym bawiła: lubiła ich uwagę, lubiła wzbudzać zainteresowanie. Nie widziałam w tym niczego złego.
– Baw się, korzystaj, od tego masz młodość – mówiłam jej.
Niestety, wzięła moje słowa do serca aż za bardzo… O ile jeszcze w szkole podstawowej można było mówić o pewnych końskich zalotach, niewinnych nastoletnich flirtach, o tyle w liceum Sylwia zaczęła randkować całkiem na poważnie. Pierwszy zaniepokoił się mąż.
– Co ludzie powiedzą? Co weekend prowadza się z innym chłopakiem!
– Oj, daj spokój, przecież jest młoda, śliczna. Co oni myślą? Że wyjdzie za pierwszego, który się koło niej zakręci? Nie nasza Sylwia! Jest na to zdecydowanie za ładna – przekonywałam go ze śmiechem.
Jemu jednak nie było do śmiechu.
– Jeszcze to odszczekasz, jak będą gadać, że twoja córka to latawica! – prychnął.
– O siedemnastolatce tak będą mówić? Przecież to jeszcze dziecko, ma prawo się wyszaleć – bagatelizowałam.
Ludzie zaczęli gadać
Ale faktycznie, mąż miał rację i po miasteczku wkrótce zaczęły krążyć plotki. A to raz ktoś przyłapał Sylwię z synem sadowników w stodole – w dość dwuznacznej sytuacji. A to innym razem ktoś burknął do męża, że „ta nasza córka to diabeł wcielony”, bo rzekomo złamała serce czyjemuś bratankowi. Starałam się tym nie przejmować, ale te docinki nie były miłe.
– Marian, zawsze wiedzieliśmy, że będą jej zazdrościć. Ludzka zawiść nie zna granic, więc nie zdziwiłabym się, gdyby połowa tych historii była wyssana z palca.
– Naprawdę w to wierzysz? Gdzie ty masz oczy, Dorota? Zobacz, jaka ona się zrobiła próżna! Nie interesuje jej nic, poza imprezami i chłopakami – warknął mąż.
Zamilkłam, ale w następnych dniach bliżej przyjrzałam się Sylwii. Coś w tym było: całe dnie spędzała na przymierzaniu ciuchów, malowaniu paznokci i szykowaniu się na imprezy. Co i rusz gdzieś wychodziła, ale dobór jej znajomych pozostawiał wiele do życzenia. Otaczała się samymi głupiutkimi, płytkimi dziewczynami, które dzieliły jej zainteresowania. Nie było wokół niej nikogo, kto mógłby ją jakkolwiek stymulować intelektualnie.
Zaczęłam się niepokoić
Któregoś razu postanowiłam z nią porozmawiać.
– Sylwunia, a nie kręci się koło ciebie jakiś fajny, sensowny chłopak? – zapytałam ją.
– Nawet kilku – odpowiedziała z nieskrywaną dumą.
– I co, któryś cię szczególnie interesuje?
– Niezbyt – wzruszyła ramionami.
– A nie fajnie byłoby wybrać jednego? – zaproponowałam.
– A po co? Jak wybiorę jednego, to zaraz poczuje, że już mnie zdobył i przestanie się starać. A tak to wszyscy starają się cały czas – odpowiedziała z uśmiechem.
Nie wiedziałam nawet, co jej na to odpowiedzieć.
– Ale przecież któregoś dnia w końcu będziesz musiała wybrać, zdecydować się… – wyjąkałam zakłopotana po chwili milczenia.
– A tam, mamo! – żachnęła się. – Z facetów trzeba korzystać, ale się nie przywiązywać.
Ciężko westchnęłam. Podjęłam próbę wytłumaczenia jej, że nie tak to powinno wyglądać i że nie może traktować chłopaków jak zabawki, ale na próżno. Zupełnie nie trafiały do niej moje argumenty. Widziała we mnie jakiegoś dinozaura…
– Dobra, mamo, pogadamy innym razem, mam randkę – powiedziała tylko szybko, po czym zgarnęła torebkę i wyszła.
Było coraz gorzej
To nie był jedyny raz, kiedy próbowaliśmy z Marianem przemówić Sylwii do rozsądku. Tłumaczyliśmy jej raz subtelniej, a raz bardziej dobitnie, że sposób na życie, który przybrała, nie doprowadzi do niczego dobrego. Niestety, ona miała swoje przekonania i za nic nie chciała nas słuchać. Miałam wręcz wrażenie, że na złość tylko nasila swoje zachowania. A miejskie plotkary tylko na to czekały…
– Pani Dorotko, pani tej swojej Sylwii lepiej pilnuje, bo któregoś razu wróci wam z brzuchem do domu – usłyszałam raz od sklepowej.
– Co też pani opowiada! – oburzyłam się.
– Prawdę! Moja Natalka mówi, że do wstrzemięźliwych nie należy i że nie zgrywa niedostępnej… – powiedziała kobieta, patrząc na mnie z lekką drwiną.
– Pani lepiej pilnuje swojej córki, zamiast się moją interesować! – warknęłam i szybko wyszłam ze sklepu.
Byłam wściekła, ale w środku płonęłam ze wstydu. Po powrocie do domu wszystko opowiedziałam mężowi.
– Z tym trzeba coś zrobić, bo tak dalej być nie może! Nie dość, że przynosi nam wstyd, to jeszcze całkowicie rujnuje sobie reputację! – złościł się Marian.
– Ale co niby zrobisz? Zamkniesz ją w domu? Pełnoletnia jest, pracę ma już nawet. Może się po prostu wyprowadzić, a wtedy w ogóle nie będziemy mieli nad nią kontroli – odpowiedziałam.
– A teraz mamy?
Nie odpowiedziałam.
– Może to tylko faza, Marian… Nadal jest przecież młoda, może musi się wyszumieć, wyszaleć… – powiedziałam cicho.
– Ona nic nie robi, tylko szaleje! Co jeszcze musi zrobić, żebyś zrozumiała, że to się źle skończy?
Co ja mam z nią zrobić?
Wiedziałam, że Marian ma rację, ale nie potrafiłam znaleźć rozwiązania. Wstydziłam się rozmawiać z córką o intymnych sprawach, nie umiałam podjąć z nią tematu jej rozwiązłości – bo przecież trzeba było nazwać po imieniu to, co robiła.
– Może za bardzo jej pobłażaliśmy? – powiedziałam smutno, trochę w eter, a trochę do męża.
– To na pewno! Całe życie wyrastała w przekonaniu, że jest pępkiem świata i teraz proszę!
– Ale przecież chcieliśmy dla niej dobrze…
– Pewnie, że chcieliśmy, ale że dziewczyna ma pstro w głowie, to wyszło, jak wyszło! Ja ci powiem jedno, Dorota: jeszcze jeden taki komentarz na mieście, i wystawię jej walizki za drzwi! – zagroził Marian.
– Oszalałeś? – obruszyłam się.
– Absolutnie nie! Chce sobie tak żyć, to niech żyje poza naszym domem i nie przynosi nam wstydu!
Przestraszyła mnie ta groźba. Przecież nie chciałam być matką, która wyrzuca własne dziecko z domu – mimo iż było już dorosłe.
Pora, by zmądrzała
Następnego dnia opowiedziałam Sylwii o sytuacji ze sklepu i rozmowie z mężem.
– Nie mogę znieść tego świętoszkowatego miasta! Wszyscy się mną interesują, bo jako jedyna mam tu ciekawe życie! Stare przekupy, których nikt nie chce, zwyczajnie mi zazdroszczą – zezłościła się córka.
– Tu nie chodzi o nie, tylko o ciebie. Zrozum, to poważna sprawa: nigdy nie znajdziesz męża, jeśli zapracujesz sobie na taką opinię – próbowałam przemówić jej do rozsądku.
– Męża? A po co mi mąż? Męża niech sobie szukają dziewczyny, którymi nikt się nie interesuje! Wtedy uwiążą jakiegoś biedaka na całe życie i sprawa załatwiona. Ja na zainteresowanie nie narzekam, to po co mam się uwiązywać? Byłabym głupia!
– Ale Sylwia… Młodość, uroda… One nie będą trwały wiecznie. Tu nie chodzi o to, żeby ktoś ciągle o ciebie zabiegał, interesował się, ale o znalezienie partnera. Przyjaciela. Kogoś, na kogo można liczyć – przekonywałam ją.
– Dobra, mamo, może kiedyś. Teraz jestem młoda i nie interesują mnie takie rzeczy – odpowiedziała. – A ojciec może się odgrażać. Jeśli wyrzuci mnie z domu, to znajdę sobie inny. Łaski bez. Jest cała masa kolegów, którzy z chęcią przyjmą mnie do siebie – zachichotała, po czym odwróciła się na pięcie i wyszła.
I co ja mam z nią zrobić? Nie mam już sił na tę dziewczynę!
Dorota, 41 lat
Czytaj także:
- „Na Wielkanoc na wsi zabrałam narzeczonego z miasta. Zamiast szukać zajączka kazali mu sprzątać chlew”
- „Po śmierci męża zgarnęłam spadek i przeniosłam się ze wsi do Warszawy. Teraz jestem bogatą emerytką w stolicy”
- „Teściowa gardziła moją babką drożdżową na Wielkanoc. Tylko czekałam, aż wyrzuci ją do śmieci”

