Reklama

Kiedy lekarz położył na biurku wydruk z wynikami, poczułam, jak coś we mnie cichnie, jakby ktoś skręcił gałkę z dźwiękiem w starym radiu. Wyszłam na korytarz szpitalny i usiadłam na krześle, które pamiętało zbyt wiele łez. Nie płakałam. Patrzyłam na ludzi pędzących w przeciągu i myślałam o tym, że moja córka, Oliwia, znowu się spóźni. Ostatnio spóźniała się do wszystkiego: do rozmów, do uśmiechu, do czułości. W domu czekał na mnie zapach kurzu i kubek z herbatą, której nikt nie dopił. Pomyślałam, że dawno nie słyszałam, żeby ktoś mówił do mnie łagodnie.

Cisza w całym domu

Wróciłam do domu późnym popołudniem. Słońce przelewało się przez firanki, ale kuchnia była pusta. Otworzyłam lodówkę – kilka jajek, pół pomidora i jogurt, którego termin minął wczoraj. Zaparzyłam herbatę i usiadłam przy stole. Nagle usłyszałam skrzypnięcie drzwi.

– O, jesteś – rzuciła Oliwia, nie patrząc na mnie. Zrzuciła torebkę na krzesło i zaczęła przeglądać telefon.

Chciałam ci powiedzieć… – zaczęłam cicho.

– Możesz później? Jestem zmęczona – przerwała, otwierając szafkę.

Patrzyłam, jak szuka czegoś do zjedzenia, mijając mnie jak mebel. Kiedyś potrafiła usiąść ze mną i pytać, jak minął dzień. Teraz każdy mój oddech zdawał się ją irytować.

– Wyniki mam… – podjęłam ponownie, choć głos mi drżał.

– Mamo, serio, później – westchnęła, wyciągając paczkę chrupek. – Po prostu… nie dziś.

Cisza, jaka zapadła, była ciężka jak ołów. Widziałam w jej oczach cień niecierpliwości. Jakby każda moja próba rozmowy zabierała jej czas z życia, którego już dla mnie nie miała. Zostałam sama przy stole, z zimną herbatą. Woda w czajniku bulgotała jeszcze przez chwilę, a ja myślałam, że w tej kuchni zrobiło się dziwnie obco. Tak, jakby to był jej dom, a ja jedynie chwilowym gościem.

Niepotrzebne pytania

Następnego dnia obudziłam się wcześnie. Przez okno wpadało blade światło, a w powietrzu unosił się zapach deszczu. Wyszłam z sypialni i usłyszałam stukanie klawiatury – Oliwia siedziała przy stole w salonie, wpatrzona w ekran laptopa.

– Długo tak siedzisz? – zapytałam, próbując zabrzmieć zwyczajnie.

– Od piątej. Mam sporo pracy – odpowiedziała, nie odrywając wzroku.

– Może zrobię śniadanie? – zaproponowałam, czując dziwną potrzebę, by być jej choć trochę potrzebna.

– Nie trzeba – mruknęła. – Zamówię coś.

Przez chwilę patrzyłam na jej profil. Wydawała się odległa, jakby przebywała w innym świecie, do którego nie mam wstępu.

– Oliwia… a gdyby… gdyby mnie kiedyś zabrakło… – zaczęłam, ale przerwała mi ostro.

– Mamo, nie zaczynaj. Po co takie tematy o poranku?

– Bo chciałabym, żebyś wiedziała… – spróbowałam ponownie, ale jej wzrok był już wbity w ekran, a palce stukały szybciej.

– Naprawdę, proszę cię, przestań. To jest męczące – powiedziała, a w jej głosie nie było ani grama ciepła.

Zamilkłam, czując, jak serce bije mi mocniej. Usiadłam w fotelu i udawałam, że oglądam telewizję. W rzeczywistości patrzyłam w pusty ekran, czując, że między nami rozciąga się przepaść.

Traktuje mnie jak obcą

Wieczorem usiadłam w fotelu z książką, ale litery rozmazywały się, gdy tylko próbowałam skupić wzrok. Słyszałam, jak Oliwia chodzi po mieszkaniu, otwierając i zamykając szafki. W końcu zajrzała do pokoju.

– Potrzebujesz czegoś? – zapytała tonem, który brzmiał bardziej jak formalność niż troska.

– Nie… chciałam tylko wiedzieć, jak ci minął dzień – odpowiedziałam, odkładając książkę.

– Normalnie – wzruszyła ramionami. – Byłam w pracy, potem na zakupach.

– Może obejrzymy coś razem? – zaproponowałam ostrożnie.

– Nie mogę, mam spotkanie online – rzuciła i już miała wychodzić, ale dodała: – I postaraj się nie hałasować.

Jej słowa uderzyły mnie jak zimny podmuch. Przypomniałam sobie czasy, gdy potrafiła przesiadywać ze mną godzinami, opowiadając o swoich marzeniach. Teraz każde nasze spotkanie było krótkie, wymuszone, jakby w grafiku miała na mnie tylko kilka minut.

– Dobrze – odpowiedziałam cicho, a kiedy wyszła, poczułam, że w pokoju zrobiło się duszno

Przez ścianę słyszałam jej głos, energiczny i wesoły. Rozmawiała z kimś innym – tam brzmiała jak dawniej. Zdałam sobie sprawę, że dla innych potrafi być pełna życia, a dla mnie ma tylko resztki cierpliwości. Zostałam sama z ciszą i książką, której nie miałam siły otworzyć. Czułam, jak wieczory stają się coraz dłuższe, a ja w nich coraz mniejsza.

Chłód jej oczu

Rano usiadłyśmy razem przy stole, ale milczenie między nami było głośniejsze niż ruch ulicy za oknem. Oliwia przewracała kartki jakiegoś dokumentu, ja mieszałam herbatę, choć dawno ostygła.

– Wczoraj długo siedziałaś przy komputerze – zaczęłam niepewnie.

– Tak, miałam sporo obowiązków – odpowiedziała bez uśmiechu.

– Zastanawiałam się… może mogłabym ci jakoś pomóc?

– Nie trzeba, mamo – odparła szybko. – Lepiej odpocznij.

Te słowa brzmiały jak grzeczna forma odtrącenia. Przez chwilę wpatrywała się we mnie, a jej spojrzenie było chłodne, prawie obojętne. Poczułam ukłucie w piersi – już dawno nie widziałam w jej oczach ciepła, które kiedyś było dla mnie codziennością.

– Chciałam, żebyś wiedziała, że… – zaczęłam, ale urwałam, widząc, jak marszczy brwi.

– Mamo, po co te rozmowy? – westchnęła. – Zaczynam się przez to czuć winna, a nie chcę.

Zamurowało mnie. Nie chciałam, by czuła winę, chciałam tylko bliskości. Ale wyglądało na to, że każde moje słowo odbierała jak ciężar, który musi unieść. Dopiła kawę, zebrała dokumenty i wyszła z kuchni, zostawiając mnie samą. Zostałam z uczuciem, że nasza więź jest jak cienka nić, która może pęknąć przy najmniejszym ruchu. Wtedy zrozumiałam, że przestaliśmy mówić do siebie tym samym językiem.

Bardzo głośna cisza

Wieczorem włączyłam radio, żeby wypełnić mieszkanie dźwiękiem. Oliwia wróciła późno, rzuciła klucze na komodę i zdjęła płaszcz bez słowa.

– Byłaś u znajomych? – zapytałam, starając się, by mój głos zabrzmiał lekko.

– Tak, trochę się oderwałam – odpowiedziała, idąc w stronę swojego pokoju.

Dobrze, że masz z kim spędzać czas – powiedziałam, ale nie odpowiedziała.

Usiadłam w fotelu i patrzyłam na zamknięte drzwi jej pokoju. Przez chwilę słychać było muzykę, potem rozmowę przez telefon – śmiech, ciepłe słowa, zupełnie inny ton niż ten, którym zwracała się do mnie. Zgasiłam radio. Cisza, która nastała, była aż gęsta. W tej ciszy zaczęłam słyszeć własne myśli – i nie były to myśli łatwe. Próbowałam zrozumieć, kiedy dokładnie stałam się dla niej ciężarem. Czy to było wtedy, gdy zachorowałam? A może dużo wcześniej, gdy przestałam być tą silną matką, która potrafi wszystko?

– Mamo, idę spać – usłyszałam nagle zza drzwi.

– Dobranoc – odpowiedziałam, choć w środku czułam, że to słowo niewiele znaczy.

Położyłam się, ale długo nie mogłam zasnąć. W ciemności czułam, jak moje myśli krążą wokół tego samego pytania – czy ona czeka, aż mnie zabraknie? A może po prostu już mnie w swoim życiu nie potrzebuje? Wiedziałam jedno: między nami jest przepaść, której nie wiem, jak przeskoczyć.

Pytania bez odpowiedzi

Następnego ranka wstałam wcześniej niż zwykle. W mieszkaniu panowała cisza, Oliwia jeszcze spała. Przygotowałam śniadanie – dwa talerze, chleb, jajka, herbatę. Chciałam, żeby choć jeden poranek wyglądał jak dawniej. Usiadłam i czekałam. Kiedy w końcu wyszła z pokoju, spojrzała na stół, a potem na mnie.

– Nie trzeba było – powiedziała, siadając niechętnie.

– Chciałam, żebyśmy razem zjadły – odpowiedziałam, starając się, by mój głos brzmiał zwyczajnie.

Przez chwilę jadłyśmy w milczeniu. Chciałam zapytać o tysiąc rzeczy – o jej pracę, plany, marzenia – ale wiedziałam, że każde pytanie może zostać odebrane jak narzucanie się.

– Oliwia… – zaczęłam w końcu. – Czy ja… ci przeszkadzam?

Zamarła z widelcem w dłoni.

– Mamo, nie… Po prostu… czasem czuję się przytłoczona – powiedziała, ale w jej głosie zabrzmiało coś, co bolało bardziej niż otwarte przyznanie, że tak.

Skinęłam głową, udając zrozumienie. Potem wstałam, sprzątnęłam ze stołu i zamknęłam się w swoim pokoju. Patrzyłam przez okno na ludzi, którzy spieszyli do swoich spraw. Myślałam o tym, że moje życie też kiedyś było pełne ruchu, rozmów, planów. Teraz czułam się jak cień, który żyje obok niej, ale już nie z nią.

Nie wiedziałam, ile jeszcze będę mogła tak trwać. Ale wiedziałam, że pewnego dnia Oliwia się obudzi, a mnie już tu nie będzie. I może wtedy zrozumie, jak głośna potrafi być cisza.

Elżbieta, 67 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama