„Moja 20-letnia córka nienawidzi mojego nowego męża. Zrobiła taką aferę, że miałam ochotę uciec z domu”
„Zbywałam to. Myślałam, że to młodzieńcze fochy, naturalna zazdrość. Przecież Robert nic jej nie zrobił. Nie wtrącał się, próbował rozmawiać. Minęły cztery lata. Nasza codzienność wciąż wygląda fatalnie”.

- Redakcja
Mówią, że matka zawsze wie najlepiej. Że ma instynkt, który nie zawodzi, zwłaszcza gdy chodzi o dobro dziecka. Ale co, jeśli dziecko dorasta i przestaje być dzieckiem?
Z ojcem Julki rozstaliśmy się dawno temu, zanim zdążyłam naprawdę dojrzeć do bycia żoną. Po rozwodzie byłam sama przez długie lata. Najpierw nie miałam siły, potem nie miałam odwagi. Aż pojawił się Robert – spokojny, opanowany, inny niż wszyscy mężczyźni, których znałam wcześniej. Przy nim po raz pierwszy poczułam się... bezpieczna. Julka miała wtedy szesnaście lat. Była wrażliwa, zbuntowana i cholernie inteligentna. Już wtedy dała mi do zrozumienia, co sądzi o Robercie.
– On nie jest fajny, mamo. On udaje – mówiła z nieskrywaną niechęcią.
Zbywałam to. Myślałam, że to młodzieńcze fochy, naturalna zazdrość. Przecież Robert nic jej nie zrobił. Nie wtrącał się, próbował rozmawiać. Minęły cztery lata. Nasza codzienność wciąż wygląda jak pole minowe. Wystarczy jedno słowo, jedno spojrzenie i wybucha kłótnia. Julka nie ukrywa już swojej nienawiści. A Robert? Coraz częściej zamyka się w sobie i powtarza, że dłużej tego nie zniesie. Między nimi jestem ja. Matka. Żona. Kobieta, która codziennie rano zastanawia się, po czyjej stronie powinna stanąć.
Nogi miałam jak z waty
– Możesz ściszyć tę muzykę? – Robert znowu wszedł do salonu z tą swoją kamienną twarzą.
– A możesz przestać być wiecznie taki spięty?! – rzuciła, nie patrząc mu nawet w oczy. – Nie jestem twoją córką!
– I dzięki Bogu – mruknął pod nosem, ale wystarczająco głośno, żeby usłyszała.
Zerwała się z kanapy jak oparzona.
– Co powiedziałeś?! – krzyknęła, z oczami rozpalonymi do czerwoności.
– Że nie muszę tego znosić. To nie mój obowiązek.
– No to się wynoś! – wrzasnęła. – Nienawidzę cię! Żałuję, że mama z tobą jest!
Muzyka wyła dalej. Stałam w kuchni, sparaliżowana, z nożem w ręku i pół posiekanej cebuli na desce. Nogi miałam jak z waty. Nie ruszyłam się, nie krzyknęłam, nie przerwałam. Po chwili Julka trzasnęła drzwiami i wybiegła z domu.
– Ona się musi ogarnąć – powiedział chłodno. – Bo ja długo tak nie pociągnę.
Nie odpowiedziałam. Patrzyłam w blat kuchenny, jakby miał mi udzielić odpowiedzi, której tak bardzo potrzebowałam. Czy ona przesadza? Czy on ją prowokuje? A może oboje mają rację, a ja po prostu nie chcę tego zobaczyć? Czułam się jak przedziwny mediator w wojnie, w której nikt nie chce rozejmu. Moje dziecko i mój mąż. I ja. Z każdej strony wciągana w bagno.
Była na mnie wściekła
Julka wróciła dopiero po dwudziestej drugiej. Klucz w zamku zgrzytnął, potem trzaśnięcie drzwi. Weszła do kuchni, z plecakiem niedbale zarzuconym na ramię. Zmęczona? Zrezygnowana? A może tylko znudzona całym tym teatrem?
– Możemy pogadać? – spytałam, zanim zdążyła się wycofać do pokoju.
Wzruszyła ramionami. Usiadłyśmy przy stole. Postawiłam przed nią kubek herbaty, chociaż wiedziałam, że go nie tknie.
– Dlaczego go tak nienawidzisz? – zapytałam cicho. – On nie jest twoim ojcem, ale nie zrobił ci nic złego…
– No właśnie – przerwała mi. – Nie zrobił nic. Po prostu tu jest. Jak cień. Jak mebel. Jak coś, co zajmuje miejsce, którego kiedyś byłaś cała ty. A teraz? Jesteś tylko z nim. Już nie jesteś moją mamą. Jesteś jego żoną.
Zabolało. Cholernie. Nie dałam po sobie poznać.
– Julka…
– Nie, mamo! – podniosła głos. – Gdybyś wiedziała, co on powiedział...
– A co powiedział?! – przerwałam jej nagle, z bijącym sercem.
Zamilkła. Spuściła wzrok. Przez chwilę myślałam, że się rozpłacze, że coś we mnie pęknie i wreszcie usłyszę prawdę.
– Nieważne – powiedziała cicho. – Już i tak ci nie zależy.
Wstała od stołu i zamknęła się w swoim pokoju. Jeszcze długo siedziałam w kuchni z kubkiem zimnej herbaty w dłoniach. Bo nagle po raz pierwszy naprawdę dopuściłam do siebie tę myśl, że może córka wie coś, czego ja jeszcze nie wiem.
Coś we mnie pękło
To było przypadkiem. Wyszłam po wodę do kuchni, już miałam wracać do sypialni, kiedy usłyszałam szept.
– …ona nic nie wie. Julka to inna bajka. Nie mam do niej cierpliwości. To nie moje dziecko…
Zamarłam w progu. Głos Roberta był cichy, spięty, telefon przy uchu. Stał tyłem, ale nie musiałam widzieć jego twarzy. To wystarczyło. Wróciłam do łóżka jak automat. Rano nie byłam pewna, czy to był sen, czy naprawdę to usłyszałam. Jednak nie wytrzymałam długo.
– Co ty miałeś na myśli, mówiąc, że „to nie twoje dziecko”? – zapytałam przy śniadaniu, gdy Julki jeszcze nie było.
Robert spojrzał na mnie zaskoczony, ale tylko na chwilę. Zaraz na twarz wrócił mu ten chłodny, kontrolowany wyraz.
– A nie jest – odparł spokojnie. – Nie muszę się z nią użerać. Jestem z tobą. I jeśli to się nie zmieni, to po prostu odejdę.
Usłyszałam za sobą skrzypnięcie drzwi. Odwróciłam się. Julka stała w progu, blada jak ściana. Nie drgnęła jej nawet powieka. Tylko spojrzała na mnie – długo, głęboko – i powiedziała jedno:
– Widzisz? Zawsze stawałaś po jego stronie.
Odwróciła się i zniknęła w swoim pokoju, a ja poczułam, jakby coś się we mnie złamało.
Byłam ślepa
Julka przyszła do mnie wieczorem. Bez krzyku, bez pretensji. Usiadła na brzegu łóżka, jak kiedyś – kiedy była mała i bała się burzy.
– Powiedział mi kiedyś, że mój ojciec musiał być idiotą, skoro mnie nie zabrał – rzuciła spokojnie, jakby opowiadała o pogodzie. – I że rozumie, dlaczego go nie interesuję.
Zamarłam. Łzy wypełniły mi oczy w jednej sekundzie.
– Czekaj… co? Dlaczego mi o tym nie powiedziałaś wcześniej?
– Bo byś nie uwierzyła. Bo wtedy też stawałaś po jego stronie – uśmiechnęła się krzywo. – A może po prostu nie chciałaś wiedzieć.
– To nieprawda – szepnęłam.
– A jednak do tej pory nic nie zauważyłaś.
Znowu miała rację. Byłam ślepa. Głucha. Albo tylko tak bardzo chciałam wierzyć, że można wszystko pogodzić, że przymknęłam oczy na zbyt wiele.
– Przepraszam – powiedziałam i głos mi się załamał. – Przepraszam, kochanie, ja…
– Już za późno – przerwała. – Nie chcę tu mieszkać. Mam dość. Ty musisz zdecydować, mamo. Albo on, albo ja.
Wstała. Wyszła. Siedziałam jak sparaliżowana. Miałam męża, którego kochałam. Córkę, którą kochałam jeszcze bardziej.
Nie mogłam w nocy zasnąć
– Musimy porozmawiać – powiedziałam, gdy tylko zamknął drzwi za sobą po pracy.
Zdjął kurtkę, jakby nie usłyszał.
– Albo ustalisz zasady, albo się pakuję – uprzedził mnie. – Nie jestem chłopcem do bicia. Mam swoje granice. I one właśnie się skończyły.
– To nie chodzi o zasady – odpowiedziałam cicho. – To chodzi o Julkę. O mnie. O nas wszystkich.
– Już nie wiem, kim tu jestem. Lokatorem, wrogiem czy przystawką do waszego układu matka-córka. Mam dosyć.
Nie odpowiedziałam. Nie miałam już siły na walkę. W nocy nie zmrużyłam oka. Przekręcałam się z boku na bok, liczyłam oddechy, nasłuchiwałam, czy Julka jeszcze nie wyszła. O szóstej poszłam do kuchni. Włączyłam czajnik, wyjęłam jajka, masło, chleb. Z przyzwyczajenia. Jakby wszystko nadal było normalne. Julka zeszła w dresie, z torbą na ramieniu. Nie patrzyła na mnie.
– Jadę do taty – rzuciła. – Zostanę tam na razie. Nie martw się, dam znać.
– Julka… – zaczęłam, ale uniosła dłoń.
– Nie. Ty już wybrałaś. Nawet jeśli udajesz, że nie.
Zamknęła za sobą drzwi. Po chwili wyszedł też Robert. Bez słowa. Nawet nie spojrzał. Zostałam sama przy stole, z parującą herbatą i pustym krzesłem naprzeciwko.
Anna, 42 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Zgodziłam się na randkę z kolegą z pracy z litości, a potem nie umiałam się wycofać. To się musiało źle skończyć”
- „Nie będę zajmować się wnukami mimo próśb córki. Mam jedno życie i zero ochoty, żeby zmieniać pampersy”
- „Teściowa grzebała nam w śmietniku. Chciała mi udowodnić, że marnuję jedzenie i że marna ze mnie żona”

