„Moja 16-letnia córka miała mnie za bankomat i służącą w domu. Płaczę po nocach, bo przecież nie tak ją wychowałam”
„Czasami wolałam czegoś sobie nie kupić czy zrezygnować z zakupu do domu, żeby tylko nie narazić się na marudzenie własnej córki, domagającej się kolejnych pieniędzy. Ona wyciągała rękę po coraz więcej, a ja jej dawałam. Dlaczego?”.

- Listy do redakcji
Julia miała wtedy piętnaście lat. Była moją jedynaczką, oczkiem w głowie. Po rozwodzie starałam się wynagrodzić jej wszystko, co straciła. Kupowałam, pozwalałam, przymykałam oko. Ja sama byłam zapracowana, zmęczona, samotna. Rozstanie z Danielem było dla mnie bardzo ciężkie. Niegdyś był prawdziwą miłością mego życia. Z czasem zaczęliśmy się od siebie oddalać. Ale byłam przekonana, że tak wygląda właśnie codzienność.
– Prawdziwe życie to nie tylko spoglądanie sobie w oczy, spacery za rączkę, romantyczne kolacje i fajerwerki – tłumaczyła mi moja własna matka, gdy żaliłam się jej na swoje rozpadające się małżeństwo.
– Ale to też nie tylko wieczne pretensje, spoglądanie na siebie ze złością, robienie sobie na złość. Związek powinien dawać siłę do walki z przeciwnościami losu, a nie być dodatkowym obciążeniem, prawda? – próbowałam pokazać jej swój punkt widzenia, ale całkowicie go zbagatelizowała.
– Oj dziecko, dziecko. Życie to nie bajka i musisz się do tego przyzwyczaić. Nie zawsze jest różowo, ale jednak łatwiej iść we dwoje.
Może i łatwiej. Ale ja nie chciałam rozmieniać się na drobne. Byłam już wykończona naszą szarpaniną. Mimo to naprawdę chciałam ratować nasze małżeństwo. Planowałam romantyczne podróże, proponowałam terapię. Jednak mój mąż zawsze miał inne plany.
Szybko okazało się, że nie ma już nad czym pracować. Daniel miał kochankę. Dużo młodszą ode mnie. Beztroską studentkę, która przyszła do niego do firmy na staż i okręciła go sobie koło palca. Tamten związek okazał się dla niego ważniejszy. Odszedł ode mnie i Julii, żeby ułożyć sobie życie u boku słodkiej Malwiny.
Chciałam wynagrodzić jej brak ojca
Te chwile były dla mnie naprawdę trudne. Straciłam poczucie bezpieczeństwa i pewność siebie. Jednak wiedziałam, że muszę pozbierać się po zdradzie, bo córka mnie potrzebuje. Była zagubioną dwunastolatką, która nie rozumiała, dlaczego jej rodzina nagle się rozpada. Ona zawsze miała dobry kontakt z ojcem. Był, jaki był, ale Julię wprost ubóstwiał i traktował niczym księżniczkę.
Aż tu nagle przestał mieć czas dla swojej ukochanej córci. Nowa kobieta całkowicie go zagarnęła. Zapominał nawet o ustalonych spotkaniach, a Julka płakała, że tatuś już jej nie kocha. Starałam się więc jakoś jej to wynagrodzić. Chciałam, żeby była szczęśliwa. Ale źle się do tego wszystkiego zabrałam. Teraz wiem, że powinnam była wtedy najpierw popracować nad swoją głową, a potem zabrać Julię na terapię. Chciałam jednak udowodnić wszystkim wokół, a może i sobie samej, że sobie poradzę ze wszystkim. Że dam radę. Bo kto, jak nie ja?
No i zbytnio rozpieściłam to moje dziecko. Wydawało mi się, że drogimi zakupami wynagrodzę jej brak ojca w domu. No i brak mojego czasu. Bo teraz musiałam pracować za nas dwoje, aby utrzymać podobny poziom życia. Julia dostawała wysokie kieszonkowe, markowe ubrania, dobre kosmetyki, designerskie gadżety. Po prostu zaczęłam spełniać jej zachcianki, a ona szybko zauważyła, że dostaje wszystko, o co tylko poprosi.
– Mamo, pożyczysz mi stówkę? – spytała Julia, opierając się o framugę drzwi.
– Na co tym razem? – uśmiechnęłam się, nie czując jeszcze, że to pytanie będę sobie zadawać coraz częściej.
Początkowo te stówki były na kino, pizzę, korepetycje. – „Bo Ola chodzi na angielski, a ja nie chcę odstawać”, „Bo wszyscy zamawiają jedzenie po szkole”, „Bo muszę kupić książkę do biologii”. „Bo chcę kupić błyszczyk. Wszystkie dziewczyny z klasy taki mają”. Więc dawałam pieniądze. Bez mrugnięcia okiem.
Mama, nie zawracaj głowy
Z biegiem czasu prośby stawały się coraz częstsze. Gdy pytałam, czy może coś odłożyła z kieszonkowego, zbywała mnie wzrokiem.
– Mama, nie zawracaj głowy. Dla ciebie to tylko parę złotych. A kieszonkowe i tak mam bardzo niskie. Wszystkie dziewczyny dostają więcej.
Ale z tych „paru złotych” robiło się nagle tygodniowo dwieście, potem trzysta. Pracowałam jako pielęgniarka. Z dodatkowymi dyżurami może nie zarabiałam aż tak mało, ale przecież miałam na głowie utrzymanie całego domu. Czynsz, rachunki za prąd i gaz, woda, śmieci, ogrzewanie. Nie mówiąc już o jedzeniu, dojazdach do pracy, konieczności zakupu nowych butów. Do bogaczy nie należałam. No i nie mogłam też ciągnąć w nieskończoność aż tylu nadgodzin. Też chciałam czasami zrobić sobie długi weekend, nieco odpocząć, może gdzieś wyjechać. A nie brać każdy możliwy dyżur weekendowy, nocny i świąteczny, żeby dawać Julii kolejne stówki, które ta wydawała lekką ręką na głupoty.
Czasami wolałam jednak czegoś sobie nie kupić czy zrezygnować z zakupu do domu, żeby tylko nie narazić się na marudzenie własnej córki, domagającej się kolejnych pieniędzy. Ona wyciągała rękę po coraz więcej, a ja jej dawałam. Dlaczego? Chyba po prostu bałam się, że stracę z nią kontakt, jeśli postawię granice.
Zaczęłam mieć podejrzenia
Pewnego dnia Julia poprosiła o trzysta złotych na… egzamin próbny do liceum.
– Muszę zapłacić do jutra. Nauczycielka mówiła – dodała, spoglądając na mnie z pewnością siebie, jakiej wcześniej u niej nie znałam.
Miałam dziwne przeczucie. Płatny egzamin? Zaczęłam się zastanawiać. Czy ona aby coś nie kręci? Specjalnie wzięłam dzień wolny w szpitalu i poszłam do szkoły. Po rozmowie z wychowawczynią poczułam, jak krew odpływa mi z twarzy. Żadnych opłat nie było. Ba, żadnych egzaminów nie było. Przecież licea podczas rekrutacji biorą pod uwagę punkty z egzaminu ósmoklasisty. A ten zdaje każdy uczeń w swojej szkole. Za darmo, bo jest państwowy.
– Pani córka coraz częściej opuszcza lekcje. Spóźnia się, często jest nieprzygotowana, jej oceny wyraźnie się pogorszyły – dodała nauczycielka z troską. – To już naprawdę ostatni moment, aby pomyśleć o egzaminie ósmoklasisty. Julka była kiedyś jedną z najlepszych uczennic. Szkoda by było, gdyby nie dostała się do żadnej porządnej szkoły średniej – jej nauczycielka zawiesiła głos, a ja zrobiłam wielkie oczy.
Przecież wciąż dawałam jej pieniądze na książki, korepetycje, lekcje angielskiego. A okazało się, że z angielskim to ona ledwo przędzie. Zamarłam. Co więc to moje dziecko robi z wolnym czasem, gdy opuszcza szkołę? Co robi z pieniędzmi, które jej daję? I co robi ze mną? Kłamie w żywe oczy? Wiedziałam już, że tak, ale bałam się wypowiedzieć to głośno.
Tajemnica została ujawniona
Nie byłam dumna z tego, co zrobiłam później, ale czułam, że muszę, bo inaczej nie rozwiążemy problemu. Zajrzałam do jej pokoju, gdy była u koleżanki. W jednej z szuflad znalazłam torbę pełną kosmetyków z górnej półki i bilety na koncerty. W szafie wisiały nowe ubrania z markowych sklepów. Jeszcze z metkami. W szafce nocnej były kupony do znanych salonów kosmetycznych. Było coś jeszcze. W kącie pokoju odkryłam puste butelki po alkoholu.
Poczułam, jakby ktoś włożył mi nóż w serce. Moja mała dziewczynka oszukiwała mnie od miesięcy. Wydawała pieniądze na rzeczy, o których nie miałam pojęcia, żyła w świecie, do którego nie byłam zaproszona. Najpewniej znalazła nowe towarzystwo, któremu chciała zaimponować. To przez nich wagarowała, kupowała drogie rzeczy i próbowała alkoholu.
– Okłamałaś mnie. Dlaczego? – zapytałam, gdy wróciła. Nie wiem, czy byłam bardziej zła, czy smutna.
Nie chciałam owijać w bawełnę. Dlatego zaatakowałam ją, gdy ledwie przekroczyła drzwi. A ona… Ona nie zaprzeczyła.
– Ty i tak nigdy tego nie zrozumiesz! Chcę być kimś. Chcę wyglądać jak inne dziewczyny, mieć fajne życie. Ty jesteś… nudna, mamo! Ty nic nie masz. Wciąż tylko harujesz, jesteś zmęczona i znerwicowana. I co z tego masz? I chcesz, żebym też taka była? Żebym miała takie życie jak ty?
Jej słowa zabolały mnie bardziej niż siarczysty policzek. Ale nie krzyczałam. Nie płakałam. Po raz pierwszy w życiu… byłam spokojna. Wiedziałam, że muszę zachować opanowanie. Że nie mogę pozwolić sobie na żaden nieprzewidziany ruch, podyktowany emocjami.
Wprowadziłam nowe zasady
– Tak myślisz? Że z mojej pracy w szpitalu i tak niczego nie ma? W porządku. To od dzisiaj nie dostaniesz ode mnie ani złotówki. Koniec sponsorowania – powiedziałam twardo i zaskakująco spokojnie, chociaż w głębi duszy cała drżałam.
– Daj spokój, przecież nie mam osiemnastu lat, więc musisz mnie utrzymywać – parsknęła z zaskakującą pewnością siebie.
– Oczywiście, że mam obowiązek cię utrzymywać. Masz dach nad głową, jedzenie, opłacone wszystkie składki w szkole. Buty i ubrania będę ci kupować sama. Kosmetyków mieć nie musisz. W domu jest wszystko, czego potrzebujesz. W szkole wykupię ci obiady na stołówce. Nie będziesz potrzebować kieszonkowego. Z dodatkowymi zakupami będziesz przychodzić do mnie. Gotówki już nie dostaniesz. No i zaczniesz mieć obowiązki w domu, bo dotychczas niemal nic tutaj nie robiłaś.
– Co?? Ty mówisz poważnie? – widać było, że Julka analizuje moje słowa i wreszcie dociera do niej, że mówię naprawdę serio.
– No i zaczynamy terapię u dobrego psychologa. Ty. I ja. Bo chyba obie jesteśmy pogubione.
Nie przyszła na pierwsze spotkanie do gabinetu. Ale przyszła na drugie. A potem zaczęła mówić. O tym, że czuła się gorsza, bo nie miała ojca. Że chciała przynależeć do grupy. Że zazdrościła koleżankom, którym matki kupowały wszystko bez pytania. Że widziała, że mnie to boli, ale nie umiała przestać.
Przestałam być bankomatem
Teraz Julia ma siedemnaście lat. Sama dorabia po szkole. Rozkłada towar w second handzie prowadzonym przez moją koleżankę. Dostaje za to pieniądze, czasami może wybrać sobie jakieś fajne ciuszki za przysłowiowe grosze. Nadal czasami prosi mnie o pieniądze, ale mówi, na co. A ja nie jestem już bankomatem, z którego można czerpać bez zastanowienia. Jestem mamą.
I wiecie co? Dziecko wcale nie potrzebuje wszystkiego. Potrzebuje granic i obecności. A czasami po prostu miłości wyrażonej nie kartą płatniczą, a słowem: „nie”.
Aneta, 45 lat
Czytaj także:
- „Córka pojechała z chłopakiem zbierać fasolkę szparagową. Test ciążowy pokazał, że zrywali z siebie też ubrania”
- „Macocha mojej córki przyszła na jej wesele wystrojona jak gwiazda. To jednak ja w starej kiecce byłam ważniejsza”
- „Córka się obraziła, gdy zobaczyła, z kim się umawiam. Dla niej to obrzydliwe, ale czy po 50. mam już wybierać trumnę?”

