Reklama

Mój świat stanął na głowie, kiedy zerwałam zaręczyny z Pawłem, moim długoletnim partnerem. Powiedziano mi, że czas leczy rany, ale żaden zegar nie wskazuje, ile to dokładnie potrwa.

Postanowiłam się przeprowadzić. Nowe miejsce, nowe życie – tak sobie tłumaczyłam, choć serce krwawiło. Mój nowy dom to nieduże mieszkanie w starej kamienicy, ale przynajmniej jest moje. W tej samej klatce mieszka Kuba, mój wynajmujący. Spotkaliśmy się raz, gdy podpisywałam umowę. Wysoki, przystojny, ale z taką aurą niedostępności, że nawet powietrze wokół niego zdawało się lodowate.

Pierwsze dni w nowym miejscu były... dziwne

Miasto, które zawsze uważałam za znajome, teraz wydawało się obce. Codzienna droga do pracy, zakupy, wieczorne powroty do pustego mieszkania – wszystko stało się jedną wielką rutyną. Ale to chyba najlepsze lekarstwo na złamane serce, prawda?

Z Kubą mijaliśmy się czasem na klatce schodowej, zamieniając kilka słów z grzeczności. Nigdy nie szukał rozmowy, a ja nie chciałam się narzucać. Zastanawiałam się, czy kiedykolwiek uda mi się go lepiej poznać. Przecież w gruncie rzeczy, kto chciałby tracić czas na kontakt z kimś, kto nawet nie patrzy ci w oczy?

Chciałam, aby moje życie wróciło do normy, ale czy to w ogóle było możliwe? Zerwane zaręczyny pozostawiły we mnie bliznę, której nawet czas nie był w stanie wyleczyć. Być może dlatego byłam bardziej ciekawa Kuby niż powinnam.

Stałam na klatce schodowej, grzebiąc w torebce w poszukiwaniu kluczy. Znowu wpakowały się gdzieś głęboko, jakby robiły mi na złość. Usłyszałam, jak ktoś wchodzi do budynku. To był Kuba. Szedł powoli, z twarzą wykrzywioną skupieniem. Zatrzymał się, kiedy mnie zauważył.

– Dzień dobry, Kuba – przywitałam się, starając się brzmieć naturalnie.

– Cześć – odpowiedział chłodno, skinąwszy głową.

Przez chwilę staliśmy tak w milczeniu, ja udając, że nie jestem niezdarną, próbując wydobyć klucze, a on jakby niezdecydowany, czy powinien coś jeszcze powiedzieć.

– Jak idzie praca? – zapytałam, żeby przerwać ciszę, która zaczynała mi doskwierać.

– Dobrze, dzięki. Dużo projektów – odparł, ale jego spojrzenie mówiło, że nie ma zamiaru rozwijać tematu.

Było w jego odpowiedzi coś, co sprawiło, że poczułam się jak intruz. Niewidoczna bariera, która oddzielała nas dwoje, stała się jeszcze bardziej wyraźna.

– Rozumiem. To dobrze, że jest co robić – odpowiedziałam z niepewnym uśmiechem, starając się nie okazywać, jak bardzo ta rozmowa mnie zdezorientowała.

– Tak, praca to dobra rzecz – powiedział, a potem podjął pierwszy krok, jakby chciał zakończyć ten krótki dialog.

Nie wiedziałam, czy powinnam próbować dalej czy po prostu dać sobie spokój. W jego oczach zobaczyłam coś na kształt dystansu, który niełatwo było przekroczyć. Czy to była obojętność, czy może coś więcej?

Gdy Kuba zniknął za drzwiami swojego mieszkania, pozostałam na klatce, próbując zrozumieć, co się właśnie wydarzyło. Czy zawsze był taki chłodny, czy może ja po prostu coś źle zinterpretowałam? Dlaczego tak bardzo zależało mi, by go poznać?

Może to była czysta ciekawość

A może bardziej chęć zrozumienia, dlaczego ktoś o tak miłym wyglądzie ma tak trudny do rozszyfrowania charakter. A może to była tylko potrzeba zapełnienia pustki, która pojawiła się po Pawle.

To był piątek po pracy, kiedy wyszłam z mieszkania, żeby wrzucić śmieci. Właśnie wtedy zobaczyłam Kubę, wracającego z zakupami. Jego torby były wypchane świeżymi warzywami, makaronem, butelką wina. Nie mogłam powstrzymać ciekawości i zagadnęłam go.

– Widzę, że szykuje się uczta – powiedziałam z uśmiechem, patrząc na jego zakupy.

– Tak, planuję coś ugotować – odpowiedział, zaskoczony moim nagłym zainteresowaniem. Tym razem jednak w jego głosie było mniej chłodu.

– Lubisz gotować? – zapytałam, niepewna, czy to właściwy temat, ale postanowiłam zaryzykować.
Na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech, jakby ten temat trafił na podatny grunt.

– Tak, to moje hobby. Pomaga mi się odprężyć po całym dniu pracy – wyjaśnił, a w jego oczach błysnęło coś na kształt pasji.

– Też uwielbiam gotować. To taki sposób na ucieczkę od rzeczywistości – przyznałam, czując, jak bariera między nami zaczyna pękać.

– Może kiedyś moglibyśmy coś razem ugotować? – zaproponował niespodziewanie, a ja poczułam ciepło, które rozlało się po moim wnętrzu.

To brzmi jak świetny pomysł – odpowiedziałam, starając się nie okazywać, jak bardzo mnie to ucieszyło.

Kuba uśmiechnął się, a jego twarz na chwilę straciła ten zwykły chłód. Było to coś nowego i poczułam, że być może ta znajomość ma szansę rozwinąć się w coś więcej niż tylko formalną relację wynajmującego z lokatorką.

– Może w niedzielę? Przy winie i makaronie? – zapytał, a ja natychmiast się zgodziłam.

To była pierwsza prawdziwa rozmowa, jaką odbyliśmy. Czułam, że może coś się zmienia, że może ten chłodny mur powoli zaczyna topnieć. Byłam ciekawa, co z tego wyniknie i jakie jeszcze niespodzianki kryje Kuba.

Niedzielny wieczór nadszedł szybciej, niż się spodziewałam. Drzwi Kuby były lekko uchylone, gdy zapukałam. Zapach czosnku i oliwy wypełnił korytarz, co tylko podsycało moje oczekiwania.

– Cześć, Ania. Wejdź, proszę – przywitał mnie z uśmiechem, co było miłym zaskoczeniem.

Jego mieszkanie było urządzone ze smakiem, pełne światła i ciepła, które wcale nie pasowało do wizerunku chłodnego, zamkniętego w sobie człowieka. W kuchni panował lekki bałagan, co świadczyło o intensywnym gotowaniu. Na stole stały dwie lampki wina, obok talerzy do makaronu.

– Mam nadzieję, że lubisz aglio e olio – powiedział, wskazując na patelnię pełną pachnącego spaghetti.

– Uwielbiam! – odpowiedziałam, podziwiając jego zręczność, gdy zgrabnie mieszał makaron.

Rozmowa toczyła się gładko, a każde zdanie przybliżało nas do siebie. Mówiliśmy o wszystkim – od architektury, przez podróże, po ulubione potrawy. Z każdą minutą czułam, że napięcie między nami opada, ustępując miejsca przyjacielskiej atmosferze. Kuba okazał się być świetnym towarzyszem rozmów, zabawnym i inteligentnym.

Podczas gdy nakładałam makaron na talerze, odważyłam się poruszyć temat czynszu.

– Słuchaj, Kuba, jeśli chodzi o czynsz... – zaczęłam niepewnie.

Ale on przerwał mi z szerokim uśmiechem i pewną nieśmiałością, która sprawiła, że serce zabiło mi mocniej.

– Nie bierz tego źle, ale nie chcę już być twoim wynajmującym. Chcę być twoim facetem.

Zaniemówiłam na chwilę

Jego słowa zaskoczyły mnie, choć nie mogłam zaprzeczyć, że przez cały wieczór ta myśl gdzieś krążyła w mojej głowie. W pierwszej chwili nie wiedziałam, jak zareagować, ale gdy spojrzałam na niego, widząc tę niepewność w oczach, po prostu wybuchnęłam śmiechem.

– Naprawdę? – zapytałam, śmiejąc się, bo sytuacja była tak nieoczekiwana i urocza zarazem.

– Naprawdę – potwierdził, również się śmiejąc, jakby nasza wzajemna nieśmiałość nagle zniknęła.
To był moment, w którym coś się zmieniło. Wiedziałam, że teraz muszę to wszystko przemyśleć.

Po tym zaskakującym wieczorze z Kubą, moje myśli były jak wir. Szłam ulicami miasta, starając się uporządkować to, co się wydarzyło. Przyszłam do Patrycji, mojej najlepszej przyjaciółki, z butelką wina, gotowa na szczere wyznania.

– Musisz mi pomóc to rozgryźć, Pati – zaczęłam, siadając ciężko na jej kanapie.

– Co się stało? – zapytała zaintrygowana, nalewając nam obu po lampce.

– Kuba. Ten chłodny, zdystansowany wynajmujący. Okazał się... – zawahałam się, szukając odpowiednich słów – niesamowity. I chce być ze mną, rozumiesz?

Pati uniosła brwi, a jej usta uformowały się w kształt litery „O”.

– Wow. A ty? Co ty o tym myślisz? – zapytała, wpatrując się we mnie z zainteresowaniem.

– Nie wiem. To było jak zaskakujący zwrot akcji w filmie. Spodziewałam się wszystkiego, ale nie tego. Z jednej strony, czuję się... – zacięłam się, próbując znaleźć odpowiednie słowo – szczęśliwa. Ale z drugiej, boję się, że to tylko chwilowe zauroczenie.

– Rozumiem. Po zerwaniu z Pawłem mogłaś po prostu chcieć kogoś nowego, żeby zapełnić pustkę – stwierdziła mądrze.

– Dokładnie. Tylko że Kuba... on nie jest kimś przypadkowym. Jest wyjątkowy, a ja nie chcę tego zepsuć przez moją emocjonalną dezorientację – przyznałam, wpatrując się w moją lampkę wina.
Anka usiadła bliżej, kładąc rękę na moim ramieniu.

– Może powinnaś dać sobie czas. Zastanowić się, czego naprawdę chcesz. I porozmawiać z Kubą o tym, co oboje czujecie – poradziła.

Słowa Patrycji były jak balsam dla mojej duszy. Wiedziałam, że muszę wszystko przemyśleć i dać sobie czas, by upewnić się, czy moje uczucia do Kuby są prawdziwe. Kuba stał się kimś więcej niż tylko wynajmującym – stał się częścią mojego życia. Ale czy byłam gotowa, by uczynić go jeszcze większą jego częścią?

Rozdział 5
Nadszedł dzień, kiedy postanowiłam spotkać się z Kubą i szczerze porozmawiać o tym, co działo się między nami. Mimo że wewnątrz byłam pełna obaw, wiedziałam, że to konieczne. Zaprosiłam go na spacer po pobliskim parku, by w otoczeniu zieleni łatwiej było nam rozmawiać.

– Dziękuję, że zgodziłeś się na spotkanie – zaczęłam, kiedy usiedliśmy na ławce pod starym dębem.
Kuba spojrzał na mnie z lekko napiętym wyrazem twarzy, ale jednocześnie ciepło, które czułam, gdy patrzył na mnie, było jak zawsze obecne.

– Oczywiście. Co się dzieje, Aniu? – zapytał, jego głos był spokojny, a ja poczułam, że mogę być z nim szczera.

– Kuba, ten wieczór, kiedy gotowaliśmy razem... to było coś wyjątkowego. Naprawdę – powiedziałam, bawiąc się nerwowo palcami.

– Cieszę się, że tak myślisz – odpowiedział, delikatnie uśmiechając się.

– Ale... jestem zdezorientowana – przyznałam, patrząc w jego oczy. – Po moim rozstaniu z Pawłem czułam się zagubiona. Nie wiem, czy moje uczucia są prawdziwe, czy to tylko... próba zapełnienia pustki.

Kuba spojrzał na mnie ze zrozumieniem

– Doceniam, że jesteś szczera. Sam też się obawiam, co z tego wyniknie. Ale chcę spróbować. Być z tobą, poznać cię lepiej. – Jego głos był pełen emocji, a ja poczułam, jak moje serce zaczyna bić szybciej.

– Wiem, że nie mogę zagwarantować, jak się wszystko potoczy – kontynuował Kuba – ale wierzę, że warto spróbować. Czas pokaże, co z tego wyniknie.

Poczułam ulgę, słysząc te słowa. Moje wątpliwości nie zniknęły całkowicie, ale jego zrozumienie i chęć wspólnego odkrywania tego, co nas łączy, były dla mnie niezwykle ważne.

– Dobrze, spróbujmy – powiedziałam, ściskając jego dłoń.

Usiedliśmy tak jeszcze przez chwilę, ciesząc się obecnością i ciszą parku. Może nie wiedzieliśmy, co przyniesie przyszłość, ale byliśmy gotowi stawić jej czoła razem.

Anna, 33 lata

Reklama
Reklama
Reklama