Reklama

Marcin pojawił się w moim polu widzenia nagle. Wysoki, spokojny, pachniał jak ktoś, kto wie, po co tu jest. Nie miał w sobie nic nachalnego – raczej rodzaj eleganckiego dystansu. Przez pierwsze tygodnie mijaliśmy się w pracy tylko przy kawie. Czasem uśmiech, czasem pytanie o to, czy ekspres znowu się zawiesił, czasem głupie:

– I co, znowu poniedziałek?

Zaczęło się niewinnie

Przypadkowe spotkania przy wejściu, potem wspólne obiady, bo akurat oboje byliśmy wolni w tej samej porze lunchowej. Nie mówiliśmy, że to randki, nie robiliśmy nic podejrzanego, ale zaczęłam czuć się przy nim lżej, jakbym na chwilę zdejmowała pancerz.

– Wiesz, że ten Marcin coś za bardzo się koło ciebie kręci? – rzuciła kiedyś Kasia, koleżanka z biura, z którą dzieliłam małe biurko i duże sekrety.

– Przesadzasz – odpowiedziałam, uśmiechając się, ale coś mnie wtedy ukłuło. Bo już wtedy coś czułam i to było przerażająco przyjemne.

Nie miałam żadnych oczekiwań wobec tego wyjazdu. Ot, szkolenie integracyjne, dwa dni w hotelu pod Warszawą, z prezentacjami, team buildingiem i kolacją „na luzie”. Wszyscy jechali, nawet ci, którzy normalnie trzymali się z boku. Czułam lekkie napięcie, ale nie wiedziałam jeszcze, czy z ekscytacji, czy z niepokoju.

Zaczęłam coś czuć

W autobusie Marcin usiadł dwa rzędy przede mną. Zerkaliśmy na siebie ukradkiem, jakbyśmy oboje się bali, że spojrzenie będzie zbyt długie. Przez cały dzień unikaliśmy kontaktu, jakby ktoś mógł się domyślić, że między nami coś narasta. Dopiero wieczorem, w hotelowym barze, kiedy większość już siedziała przy stolikach z winem i śmiała się z firmowych anegdot, usiadł obok mnie.

– Nie wiem, co robisz, ale od trzech tygodni myślę o tobie non stop – powiedział cicho.

Zamarłam, zaskoczona. Tyle razy wyobrażałam sobie, że coś powie, a kiedy to się stało, nie byłam na to przygotowana.

– Marcin… – zaczęłam, ale nie wiedziałam, co dalej powiedzieć.

– Nic nie musisz mówić – przerwał. – Po prostu… chodźmy stąd.

Nie odpowiedziałam, tylko wstałam, zostawiając kieliszek na barze. Poprowadził mnie przez hotelowy korytarz, nie dotykając mnie nawet palcem, ale czułam każdy krok, jakby echo odbijało się we mnie od środka.

To był moment

Pocałował mnie dopiero w pokoju. Cicho zamknął drzwi, a potem długo patrzył mi w oczy, jakby chciał się upewnić, że nie muszę już udawać. Potem wszystko stało się zbyt szybkie i jednocześnie zbyt ostrożne, jakbyśmy oboje bali się, że coś tym zepsujemy. Rano obudziłam się przytulona do jego ramienia. Spojrzałam na zegarek. Za dwie godziny zaczynały się wykłady.

– Hej – powiedział szeptem, kiedy próbowałam się wymknąć spod kołdry. – Nie uciekaj.

Uśmiechnęłam się tylko, czując, że i tak niczego nie da się już odkręcić.

– Chciałbym, żeby to nie był tylko jeden raz – dodał, przysuwając mnie bliżej.

Chciałam mu wierzyć, ale kiedy wróciliśmy do biura, wszystko wróciło do pozorów. Kawa, maile, spojrzenia. Nikt nic nie podejrzewał, a ja czułam, że coś się zmieniło, nie tylko między nami, ale też we mnie. Ukrywanie tego stawało się coraz trudniejsze, ale przecież musieliśmy to ukrywać. Marcin był żonaty.

Wpadłam po uszy

Przez kilka tygodni żyliśmy w rytmie, którego nikt nie mógł zauważyć z zewnątrz. Spotykaliśmy się późno, wracaliśmy oddzielnie. W pracy znów byliśmy tylko znajomymi z open space. Nikt nie wiedział, że wieczorami, kiedy wszyscy wracali do swoich domów, ja czekałam na jego wiadomość, że znałam rozkład jazdy pociągów z jego dzielnicy lepiej niż swój.

Kiedy po raz trzeci odwołał weekend, na który się umawialiśmy, bo „coś wypadło w domu”, zaczęłam się odsuwać. Nie odbierałam od razu, w pracy udawałam, że nie słyszę, gdy do mnie mówił. A on, jakby się dopiero wtedy zorientował, że coś się dzieje. Zaczął mnie śledzić wzrokiem na korytarzach, nachodzić w kuchni, pisać więcej niż zwykle.

– Co się dzieje? – zapytał w końcu. – Czemu jesteś taka chłodna?

– Może wreszcie robię to, co powinnam była zrobić już dawno – odpowiedziałam bez cienia emocji.

– Natalia… – westchnął, ale nie miał już tej pewności w głosie, co wcześniej.

– Albo się rozwodzisz, albo to koniec – powiedziałam spokojnie. – Nie chcę być tą trzecią. Nie chcę więcej czekać w ciemnym mieszkaniu, aż będziesz mógł zadzwonić, nie chcę się chować, udawać koleżanki, której wolno tylko uśmiechnąć się przy ekspresie.

Postawiłam ultimatum

Wieczór był duszny, choć był to listopad. Siedziałam na kanapie. Telefon milczał od dwóch dni. Nie byłam pewna, czy chcę, żeby zadzwonił, ale w środku czułam napięcie, jakby coś miało się wydarzyć, ale nie wiedziałam, czy tego chcę. Usłyszałam dzwonek do drzwi. Wstałam niechętnie, bo na nikogo nie czekałam.

– Zrobiłem to – powiedział, zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć.

Marcin stał w drzwiach z walizką. W oczach miał coś między zmęczeniem a dumą, jakby przeszedł przez coś wielkiego i chciał, żebym to doceniła.

– Powiedziała, że wiedziała i że czekała tylko, aż się zdecyduję.

Nie potrafiłam się ucieszyć. Wpuściłam go do środka, ale coś we mnie zamarło. Siedzieliśmy na kanapie, on mówił, ja kiwałam bezmyślnie głową. Potem zasnął na kanapie z twarzą spokojną jak nigdy wcześniej.

Zaniepokoiłam się

Nie mogłam zasnąć. W mojej głowie kołatała jedna myśl: jeśli tak łatwo ją zostawił… zostawi też mnie. Może nie teraz, może za rok, ale zrobi to. Rano zrobiłam mu herbatę.

– Nie mogę tak żyć – powiedziałam spokojnie.

– Co masz na myśli?

– Nie chcę być tą, dla której się zostawia.

Spojrzał na mnie bez słowa, a potem wyszedł bez sceny. Walizka zaturkotała po klatce schodowej. Zamknęłam drzwi i opadłam na ścianę. Wiedziałam, że to była dobra decyzja, ale nie czułam się silna. Czułam się pusta. Nie czułam też ulgi ani żalu. Byłam jak zawieszona między tym, co było, a tym, co miało teraz nastąpić.

Nie odbierałam, kiedy dzwonił. Nie otwierałam wiadomości, choć przysyłał ich coraz więcej: „Wiem, że to musi być dla ciebie trudne, ale ja wszystko rzuciłem dla nas”. Zdarzały się wieczory, że chciałam do niego napisać, ale nie robiłam tego. Zawsze wtedy przypominałam sobie, jak wyglądał, kiedy przyszedł z tą walizką, jak usiadł, jakby wszystko było już ustalone. Jak spokojnie zasnął na mojej kanapie, zanim zdążyłam pomyśleć, czy chcę, żeby tu spał. Nie tęsknię za nim. Tęsknię za tym, kim myślałam, że jest.

Natalia, 36 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama