„Mój teść żerował na nas jak robak na śliwce. Gdy zakręciliśmy mu kurek z kasą, zrobił coś, co zaskoczyło wszystkich”
„– Twój teść to przypadkiem nie był wczoraj w urzędzie miasta? Bo mówił tam, że jego synowa i syn są niewdzięczni, wykorzystali go i teraz wyrzucili z mieszkania. Ludzie to słyszeli, bo krzyczał na całą poczekalnię! – usłyszałam. – Że co?! – aż się zakrztusiłam kawą”.

- Redakcja
Nie znoszę naciągaczy. A już szczególnie tych, co robią to z uśmiechem i pod płaszczykiem „rodzinnych potrzeb”. Mój teść – wiecznie biedny, wiecznie skrzywdzony przez los, wiecznie z pustym portfelem. Przynajmniej na pokaz. Bo pod spodem... siedział sprytny robaczek, który tylko czekał, żeby wgryźć się w nasze życie i wyssać z niego ostatnie grosze. Na początku nawet współczułam. No bo jak nie? Starszy człowiek, po rozwodzie, bez pracy. Przychodził do nas, wyjadał zapasy i wyciągał łapy po pieniądze. I pewnie by to trwało, gdyby nie pewne „ale”. Bo jak zakręciliśmy kurek z kasą, nie przyjął tego z pokorą. O nie. Teść miał własny plan. I kiedy go zrealizował – szczęki nam opadły.
Myślał, że żartuję
– Masz może z pięć dych do końca tygodnia? Bo mi się karta zablokowała, a muszę sobie leki wykupić – usłyszałam od progu.
Oczywiście bez „dzień dobry”, bez „czy nie przeszkadzam”. Typowo dla mojego teścia.
– A jakie to tym razem? Na zaparcia?
– No co ty, na zaparcia to tylko suszone śliwki – uśmiechnął się, jakby właśnie rzucił najlepszy żart miesiąca. – Teraz mam problem z... czymś innym. Nie muszę ci się tłumaczyć.
Teść zrobił minę jak zbity pies.
– No… tak się cieszę, że mam was. Rodzinę. Prawdziwą.
Wzruszył się. Aż mu się oko zaszkliło. W tym czasie Adam udawał, że naprawia coś w garażu. Klasyk. Jak tylko teść wchodził do domu, męża nagle pochłaniała jakaś pilna robota.
– Nie mam teraz gotówki – powiedziałam twardo. – Ale mam pomysł. Może czas najwyższy, żebyś znalazł jakąś dorywczą pracę? Ulotki, ochrona, cokolwiek.
– Przecież ja już jestem stary. Mam swoje lata!
– Ktoś, kto jeszcze cię nie zna – mruknęłam.
Wybuchł śmiechem. Myślał, że żartuję. A ja naprawdę miałam już dość.
Postawiłam granicę
Decyzja zapadła w środę wieczorem.
– Przestań mu dawać te pieniądze. Wiesz, że on i tak wszystko przepija albo roztrwania – powiedział mąż.
– A kto mu dawał ostatnio dwie stówki? Ty. I to ukradkiem dał mu stówkę? A potem wrócił ze sklepu z dwiema siatami kabanosów, chipsów...
– To była promocja! – rzucił Adam. – Ale masz rację. Trzeba z tym skończyć. Tylko… powiedz mu ty.
– Aha, jasne. Czyli znowu ja. Super. – Wytarłam usta i wstałam od stołu. – Dobra. Zrobię to.
Następnego dnia teść przyszedł punkt dwunasta. Wszedł bez pukania, bo przecież „po co się ceregielić, jak się jest rodziną”, i od razu usiadł przy stole.
– O, spaghetti było? Mam nadzieję, że coś zostało. Bo ja tylko kanapkę z mortadelą rano zjadłem – rzucił dramatycznie i zerkając na Adama. – Synu, masz może trochę gotówki? Bo...
– Nie mamy – przerwałam. – I musimy pogadać.
– O, rany. Znowu coś przeskrobałem? – próbował żartować, ale już czuł, że nie będzie miło.
Adam z trudem uniósł wzrok znad talerza.
– Tato, nie chcemy cię obrażać, ale… nie damy ci więcej pieniędzy. Iza ma rację. Pomoc – tak. Utrzymywanie – nie.
Zapadła cisza.u.
– Czyli co? Przestałem być potrzebny? – zapytał gorzko.
– Nie jako darmozjad – powiedziałam twardo.
Wstał i ruszył w kierunku drzwi.
– Dobrze – powiedział chłodno. – Skoro tak. Zobaczymy, jak długo pociągniecie bez mojej „obecności”. A świat jeszcze wam pokaże, że się myliliście.
Zamknął drzwi z takim hukiem, że aż szklanki zadzwoniły. Spojrzeliśmy na siebie z Adamem.
– Myślisz, że to było „ostatnie słowo”? – zapytałam.
– Jeśli znam mojego ojca… To dopiero początek.
Nie mogłam w to uwierzyć
Dwa dni później zadzwonił sąsiad z bloku obok.
– Twój teść to przypadkiem nie był wczoraj w urzędzie miasta? Bo mówił tam, że jego synowa i syn są niewdzięczni, wykorzystali go i teraz wyrzucili z mieszkania. Ludzie to słyszeli, bo krzyczał na całą poczekalnię!
– Że co?! – aż się zakrztusiłam kawą.
– No mówię ci, cały teatr odegrał. Że niby przez was jest bezdomny i że będzie walczył o „sprawiedliwość społeczną”. A potem wyszedł i rzucił „Jeszcze pożałują!”.
Rozłączyłam się, wściekła jak osa.
– Twój ojciec robi z nas patologię na pół miasta! – wrzasnęłam do męża.
– To nie mój ojciec. Od dziś oficjalnie się go wypieram – mruknął i wrócił do wkrętarki, bo akurat naprawiał zawias w szafce. Jak zwykle zajmował się wszystkim, byle nie tym, co trzeba.
W niedzielę wybraliśmy się z dziećmi do parku. Pogoda cudna, lody, rowerki, wszystko jak z katalogu. Wracamy – a przed naszym domem stoi radiowóz.
– Państwo Kowalscy? – zapytał.
– Tak. Co się stało?
– Dostaliśmy zgłoszenie. Starszy pan twierdzi, że od miesięcy jest szantażowany.
Prawie się roześmiałam, ale policjant nie żartował.
– Kto?! – zapytał Adam.
– Pana ojciec.
– No świetnie – westchnęłam. – A za chwilę pewnie powie, że go trzymaliśmy w piwnicy.
Na szczęście wszystko szybko się wyjaśniło, bo nawet policjanci widzieli, że coś tu nie gra. Ale niesmak pozostał. I coś jeszcze – dziwne przeczucie, że teść nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.
– On się mści. I to dopiero początek. Zobaczysz – powiedziałam do Adama.
– Jak myślisz, co jeszcze wymyśli?
– Nie wiem, ale mam złe przeczucia.
Tego się nie spodziewałam
Nie pomyliłam się. Tydzień później przyszło do nas pismo z opieki społecznej.
– To jakiś żart? – spytałam Adama, czytając dokument. – Twój ojciec złożył wniosek o alimenty!
– Co proszę?!
– Pisze tu, że nie ma środków do życia, że jesteśmy jego jedyną rodziną i że odmawiamy mu pomocy, przez co „żyje w nędzy i cierpieniu”.
Adam złapał się za głowę.
– Przecież on ma rentę. Nie dużą, ale jest. I mieszkanie.
– No to chyba czas się tym zająć formalnie. Bo on się nie zatrzyma, dopóki nie zrobimy porządku.
Zadzwoniłam do zaprzyjaźnionej prawniczki.
– Jeśli nie chcecie płacić alimentów, to trzeba złożyć sprawę o uchylenie obowiązku alimentacyjnego.
Adam zbladł.
– On się nigdy nie spodziewa, że pójdziemy aż tak daleko.
– No to się zdziwi – rzuciłam.
Sąd wyznaczył termin rozprawy. Jednak teść postanowił zaskoczyć wszystkich. Na dwa dni przed rozprawą przyszedł... ubrany w garnitur z bukietem róż. Wpuściłam go z ciekawości. I przez chwilę miałam nawet nadzieję, że przyszedł przeprosić.
– Słuchajcie… Nie wszystko wam powiedziałem – zaczął, siadając na kanapie. – Od miesiąca… mam dziewczynę.
Zachłysnęłam się herbatą.
– Co masz?!
– Dziewczynę. Poznaliśmy się na spotkaniu klubu seniora. Planujemy razem zamieszkać. Ma domek pod miastem. Potrzebuję trochę pieniędzy na start.
Spojrzeliśmy na siebie.
– Nie – powiedzieliśmy równocześnie.
Teść spojrzał z niedowierzaniem.
– To jeszcze o mnie usłyszycie – wysyczał.
Byłam w szoku
Dwa tygodnie później w mediach społecznościowych pojawiło się zdjęcie teścia. Z Bożenką. Pod palmą.
– Co to… co to ma być?! – sapnęłam, pokazując Adamowi ekran telefonu.
– Nie wiem, ale on tam pije drinka z parasolką i ma zegarek, który wygląda na drogi. I... nową kurtkę.
Opis zdjęcia?
„Nowe życie zaczyna się po sześćdziesiątce. Miłość zwycięża wszystko”.
Zamarłam.
– Czy twój ojciec… właśnie pojechał na wakacje do Egiptu z kobietą, której istnienie odkryliśmy dwa tygodnie temu?
Adam tylko przetarł oczy i powiedział:
– Chyba tak.
Oczywiście zaraz potem posypały się następne zdjęcia. On na wielbłądzie. On przy basenie. On w restauracji ze stekiem. Pod każdym zdjęciem setki komentarzy znajomych. Wisienką na torcie był ten wpis:
„Niektórzy chcieli mnie pozwać. Wyrzucili mnie z domu. A teraz patrzcie, jak wygląda życie prawdziwego mężczyzny!”.
Zgłosiliśmy to do sądu jako dowód. Sprawa przeszła gładko. Skoro ma pieniądze na wycieczki, to nie potrzebuje alimentów. Po powrocie z Egiptu teść jeszcze próbował się z nami kontaktować.
– Może pomożecie mi z kredytem? Bożenka chce zrobić taras z deski kompozytowej, a ja się na tym nie znam – smęcił do telefonu.
Odłożyłam słuchawkę. Niech się lansuje w tropikach. Byle z daleka od naszego życia.
Zerwałam z nim kontakt
Od tamtej pory nie mieliśmy z nim kontaktu. Od czasu do czasu jeszcze wrzuci zdjęcia na swój profil, jak to gotuje z Bożenką „romantyczne kolacje”, jak ćwiczy tai-chi na tarasie albo jak wybiera się na dancing w Domu Kultury. Śmieszne? Trochę. Żenujące? Owszem. Ale najważniejsze – daleko od nas. Czasem ktoś się jeszcze pyta:
– Co z teściem? Jak się trzyma?
Wtedy uśmiecham się i odpowiadam:
– Żyje jak pączek w maśle. Tylko już nie na nasz koszt.
I wiecie co? Może i o to chodziło. Może jego największym życiowym osiągnięciem jest to, że w końcu znalazł kogoś, kto jeszcze nie odkrył jego prawdziwej twarzy.
Iza, 36 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Wyjazd z pracy na grzyby służył integracji. W lesie poczułam ochotę na coś więcej niż grzybobranie”
- „Znajomi pływali w oceanie, a ja byłam po uszy skąpana w gipsie. Remont mieszkania odebrał mi to, co najpiękniejsze”
- „Na randce w lesie chciałam się poczuć jak nimfa. Ten romans wśród mchu i paproci okazał się niestrawny jak goryczak”

