Reklama

Mam pięćdziesiąt lat i jednego syna – Bartka. Wychowałam go praktycznie sama. Tomasz, mój mąż, przez większość jego dzieciństwa pracował za granicą. Przysyłał pieniądze, jasne, ale całe to codzienne bycie – szkoła, choroby, zebrania, płacze w nocy – to wszystko było na mojej głowie. Zawsze chciałam być dobrą matką. Czasem byłam surowa, może nawet zbyt surowa, ale robiłam to z troski. Żeby wyrósł na porządnego człowieka.

Bartek dziś ma dwadzieścia pięć lat. Mieszka sam, ma pracę, znajomych, swoje życie. A ja czuję, że coraz mniej w nim miejsca dla mnie. Rzadko dzwoni. Odwiedza, gdy mu się przypomni. Mówię sobie, że tak to już jest, że dzieci się usamodzielniają, ale... nie umiem się z tym pogodzić.

Tamtego dnia wszedł do mieszkania, jakby go ktoś gonił. Widziałam, że coś się dzieje.

– Mamo, jedna dziewczyna jest ze mną w ciąży – powiedział, nie patrząc mi w oczy.

Zamarłam.

– Co... jak to? – wyszeptałam.

– No... w ciąży. Ale ona nie chce ze mną być. Mówi, że sobie poradzi. Że nie zrobi z tego problemu.

Patrzyłam na niego w osłupieniu. Mój syn zrobił komuś dziecko. I mówi o tym tak, jakby powiedział, że spóźnił się na autobus.

Dla mnie to był koszmar

– Ty chyba żartujesz, Bartek! – wybuchnęłam. – Zrobiłeś dziecko i co? Po prostu się odwracasz, bo dziewczyna tak mówi?!

– Mamo, nie zaczynaj – jęknął, jakbym to ja zrobiła coś złego. – To nie jest takie proste.

– Właśnie, że jest! Albo jesteś ojcem, albo nie! Nie ma pół ojcostwa! – już nie siedziałam. Chodziłam po pokoju jak tygrysica w klatce. – Ona sobie poradzi?! A ty co? Wyparujesz? Myślałam, że cię lepiej wychowałam!

– Nie zamierzam uciekać, tylko... Ona nie chce mnie w swoim życiu. Powiedziała, że to jej decyzja. Że nie mam się mieszać.

A ty się na to zgodziłeś?! Tak po prostu?

– Co miałem zrobić?! Związek to nie był. Spotykaliśmy się, no i stało się. A teraz Klaudia nie chce, żebym był częścią tego wszystkiego.

– To nie jest „wszystko”! To jest dziecko, Bartek! Twoje dziecko! I mój wnuczek albo wnuczka! Ja mam prawo... – głos mi się załamał – ...mam prawo je znać.

– Nie, mamo. Ty nie masz żadnych praw – powiedział cicho, ale twardo. – To nie twoje życie. I nie twoje dziecko.

Zamarłam.

– Co ty powiedziałeś?

– Przepraszam, ale... musisz się z tym pogodzić. Ja sam jeszcze nie wiem, co z tym zrobię, a ty już planujesz, jak babcią zostajesz. To nie twoja sprawa.

– Ty nie masz pojęcia, co mówisz – szepnęłam.

Nie odpowiedział. Wstał, jakby chciał uciec.

– Zrobisz, co chcesz, ale ja nie zamierzam udawać, że nic się nie stało – powiedziałam cicho. – Bo mnie to obchodzi.

Nie tak to sobie wybrażałam

Wieczorem opadłam na kanapę jak pusta skorupa. W głowie mi huczało. Tomasz przyszedł z kuchni z herbatą, podał mi filiżankę i usiadł obok.

Bartek tu był? – zapytał spokojnie.

– Był tutaj, to prawda – przytaknęłam, wpatrując się w przestrzeń. – I przyniósł nowinę. Zrobił dziecko dziewczynie, z którą się widywał.

– Że co? – uniósł brwi.

– Tak. I mówi, że ona nie chce z nim być. Sama chce wychowywać. A on... on po prostu się zgadza. Nic z tym nie robi. Mówi, że „to nie jego sprawa”.

Tomasz westchnął ciężko, potarł twarz dłonią.

Dzieciaki teraz są inne, Danka. Inaczej do życia podchodzą. My byliśmy z innej gliny.

– Nie, Tomek. Nie! To nie jest kwestia „innego podejścia”! To odpowiedzialność! To nasz wnuk. A on siedzi i mówi, że „nie robi z tego problemu”! Ja chyba zwariuję...

– Kochanie... – objął mnie, ale ja się wyrwałam.

– To ja się napracowałam, żeby go wychować! Sama go nosiłam, karmiłam, chodziłam z nim po lekarzach! I teraz co? Teraz nie mam prawa znać swojego wnuka? – czułam, jak oczy mi wilgotnieją.

– Rozumiem cię, naprawdę. Ale to nie od nas zależy. Bartek musi sam dojrzeć. A tej dziwczyny nie zmusisz. Jej dziecko, jej decyzja.

– A ja? Gdzie ja w tym wszystkim jestem? – wyszeptałam.

Tomasz zamilkł.

– Wiesz, miałam inne wyobrażenie o byciu babcią. Myślałam, że będę piekła ciasteczka, chodziła na spacery... A nie błagała o prawo do zdjęcia.

Zalałam się łzami. Mój mąż siedział obok, milczący, bezradny. Czułam się, jakby mnie ktoś wyrzucił za drzwi własnej rodziny.

Nie chciała mnie znać

Zebrałam się na odwagę po tygodniu. Bartek nic nowego nie mówił, Tomasz tylko wzdychał i mówił, żeby dać im czas. Ale ja nie umiałam siedzieć bezczynnie. Znalazłam Klaudię przez media społecznościowe, a potem, metodą małych kroków, dowiedziałam się, gdzie pracuje. Pojechałam tam bez słowa. Nikomu nic nie powiedziałam. Nawet sobie nie pozwoliłam na zbyt długie myślenie.

Czekałam przed wejściem z duszą na ramieniu. Gdy ją zobaczyłam – młoda, drobna, szła z telefonem przy uchu – serce mi stanęło. Znałam ją tylko ze zdjęć, które kiedyś pokazywał Bartek.

– Pani Klaudia? – zapytałam cicho.

Spojrzała na mnie zdziwiona, ale bez lęku. Opuściła telefon.

– Tak?

– Ja... jestem Danuta. Matka Bartka.

Przez chwilę nic nie mówiła. Patrzyła na mnie jak na kogoś, kogo się nie spodziewała, ale i nie do końca chciała zobaczyć.

– Możemy porozmawiać? Tylko chwilkę. Proszę.

Wzruszyła ramionami i wskazała stolik przy oknie kawiarni.

– Nie mam za dużo czasu.

Ja nie chcę niczego wymuszać – zaczęłam od razu. – Tylko... wiem, że jesteś w ciąży. I wiem, że nie chcesz Bartka w swoim życiu. Ale ja... to mój wnuk. Nie chcę się wtrącać. Chcę tylko znać to dziecko.

Klaudia patrzyła na mnie uważnie.

– Pani Danuto... To nie jest takie proste. Ja nie chcę, żebyście mi to wszystko układali. Żebyście wchodzili z butami w moje życie. To ja będę matką. Sama. I naprawdę sobie poradzę.

– Ale ja nie chcę ci nic odbierać! – głos mi się załamał. – Tylko... daj mi chociaż szansę. Jedną.

To nie jest pani sprawa – powiedziała już chłodniej. – I naprawdę proszę to uszanować.

Chciałam jeszcze coś powiedzieć, ale zacisnęła usta. Wstała i odeszła. Zostałam na krześle z mokrymi oczami i sercem ciężkim jak kamień.

Nie mogłam o tym zapomnieć

Od tamtej rozmowy z Klaudią minęło kilka dni. Może tydzień. Może więcej. Czas się rozciągał, każdy dzień był jak wata – nijaki, szary, bez smaku. Chodziłam do pracy, gotowałam obiady, sprzątałam, rozmawiałam z Tomaszem o pogodzie, o zakupach. Ale myślami byłam gdzie indziej.

W nocy leżałam i patrzyłam w sufit. Wracały wspomnienia. Jak Bartek miał gorączkę i trzymałam go całą noc przy sobie. Jak pierwszy raz sam zasnął bez bajki. Jak się bał ciemności i chował pod kołdrą. I ja tam byłam. Zawsze byłam.

Teraz siedzę na tej samej kanapie i nie wiem, czy kiedykolwiek dotknę własnego wnuka. Zaczęłam się zastanawiać, czy to ze mną coś nie tak. Czy może byłam zbyt apodyktyczna? Może dlatego Bartek tak się odciął? Może to ja go nauczyłam, że emocje trzeba tłumić i iść dalej, byleby nikt nie widział słabości? Może to ja go złamałam?

Tomasz siedział w fotelu, czytał gazetę. Spojrzał na mnie spod okularów.

– Znowu jesteś gdzie indziej, Danka.

– Bo już nie wiem, co robić. Naprawdę nie wiem – odparłam szeptem.

Wzięłam kluczyki do auta i wyszłam. Pojechałam pod szpital. Nie do środka. Nie miałam odwagi. Ale usiadłam w samochodzie na parkingu i gapiłam się w światła oddziału położniczego. Czy ona już tam leży? Czy to będzie dziś? Jutro?

W głowie szumiało mi jedno pytanie: a jeśli naprawdę nigdy nie zobaczę tego dziecka? A jeśli nigdy nie usłyszę, jak mówi „babciu”? Poczułam, że coś we mnie gaśnie. Jakby ktoś powoli, bezboleśnie zabierał mi coś, co należało do mnie od zawsze. Moją rolę. Moją tożsamość. Czy bycie matką kończy się w tym momencie?

Nawet nie mogłam go zobaczyć

Telefon zadzwonił wieczorem, kiedy siedziałam z książką, ale nawet nie wiedziałam, co czytam. Na wyświetlaczu pojawiło się imię mojego syna.

– Mamo?

– Tak?

Urodził się. Dziś rano. To chłopiec.

Zamilkł. Serce mi zamarło.

– Wszystko w porządku? Klaudia... i dziecko?

– Tak. Dobrze. Klaudia wysłała mi zdjęcie, ale powiedziała, że nie chce wizyt. Na razie.

Poczułam, jak robi mi się ciemno przed oczami.

– Bartek... ja muszę go zobaczyć. Muszę go poznać. To mój wnuk.

Cisza. Słyszałam tylko jego oddech w słuchawce.

– Proszę – dodałam. – Nie każ mi prosić. Powiedz jej... powiedz, że ja tylko chcę go zobaczyć. Choćby przez szybę.

– Mamo... ona jest zmęczona. I bardzo stanowcza.

– A ty? – zapytałam cicho. – Ty nic nie czujesz?

Znowu ta cisza. Potem westchnął.

– Nie wiem, co czuję.

Wzięłam głęboki wdech.

– Dobrze. Ale powiedz mi chociaż... jak wygląda?

– Ma czarne włosy. Dużo. I... mały nos. Taki... jak ja chyba.

Zamknęłam oczy. Łzy poleciały same.

– Może... może kiedyś go poznasz – dodał po chwili. – Ale jeszcze nie teraz.

– Tylko żebym zdążyła, zanim umrę – powiedziałam półżartem, półprawdą.

Bartek się nie zaśmiał. Po prostu się rozłączył. Patrzyłam na ekran telefonu jeszcze długo, zanim odłożyłam go na stolik. A potem siedziałam, milcząc, jakby od tej chwili zależało wszystko.

Mam tylko to zdjęcie

Minął tydzień. W tym czasie nie dostałam żadnego telefonu. Żadnego zaproszenia. Żadnych wiadomości. Nic. Jakby ta rozmowa z Bartkiem się nie wydarzyła. Jakby to dziecko urodziło się w jakimś innym świecie, gdzie mnie nie ma.

Wróciłam do pracy. Zrobiłam rosół w niedzielę, upiekłam ciasto, nawet obejrzałam coś w telewizji z Tomaszem, udając, że się śmieję. Ale we mnie było pusto. Cicho. Jak w domu, z którego wszyscy wyszli i zgasili światło.

Dopiero ósmego dnia po porodzie dostałam wiadomość. Zdjęcie. Bez opisu. Po prostu obrazek – malutka buzia, zamknięte oczka, zaciśnięte pięści. Przesłał je Bartek. Nic więcej. Obrzydziło mnie to. Że nawet nie napisał „to on”, „twój wnuk”, cokolwiek. Zdjęcie wyglądało jak coś wrzuconego z obowiązku.

Ale patrzyłam na nie przez całą noc. Dotknęłam ekranu, jakby miało to coś zmienić. Powiększyłam buzię. Rzeczywiście, nos ma po Bartku. Czoło też znajome. A te paluszki… Chciałabym je przytrzymać. Poczuć ciężar tego maleństwa na rękach. Wdychać zapach jego włosków. Uczyć go mówić, śmiać się, chodzić. Ale to nie mój świat.

To dziecko istnieje. Jest. A ja nie wiem, czy kiedykolwiek powie do mnie „babciu”. Tomasz próbował mnie pocieszyć, ale nie miał jak. Nie ma takich słów. Dalej gotuję, pracuję, żyję. Patrzę na to zdjęcie, które wydrukowałam i włożyłam do ramki. Stoi obok zdjęcia Bartka z chrztu.

– Mój wnuk – mówię czasem do siebie. I tyle mi zostało.

Danuta, 50 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama