„Mój syn to obibok i darmozjad. Myślałam, że na emeryturze wypocznę, a muszę prać gacie staremu leniowi bez ambicji”
„Do szału doprowadza mnie to, że on nie ma ambicji. Szczytem jego możliwości jest wylegiwanie się w łóżku do późnych godzin i granie w gry na komputerze. Ma prawie 40 na karku i jest wygodnickim leniem”.

- listy do redakcji
Nie sądziłam, że kiedykolwiek powiem to na głos, ale mam serdecznie dość mojego syna. To nie jest tak, że go nie kocham, bo kocham – jest moim dzieckiem. Jestem już jednak zmęczona usługiwaniem mu. Nie tak wyobrażałam sobie jesień swojego życia. Szczerze powiedziawszy, o niczym innym nie marzę, aby Paweł wreszcie się wyprowadził.
To jest męczące
Mój syn ma 38 lat i wciąż mieszka ze mną. Jest to potwornie męczące, bo kompletnie nic nie robi. Do pracy się nie garnie, bo żadna posada mu nie odpowiada. Całe dnie spędza przed komputerem. Nie pomaga w robieniu zakupów, nie potrafi ugotować najprostszego obiadu, o sprzątaniu nawet nie wspominając. W ogóle nie interesuje się tym, co się w domu dzieje. Nie obchodzi go to, że mam już swoje lata i nie jestem w najlepszej kondycji.
Nie w ten sposób zamierzałam spędzać swoją emeryturę. Pragnęłam przede wszystkim spokoju, dużo czasu na czytanie i leniwych poranków z kubkiem aromatycznej herbaty. Tymczasem los zakpił ze mnie. Mam na utrzymaniu dorosłego chłopa, który dawno powinien zrobić coś ze sobą i swoim życiem. Jemu jest wygodnie i ani myśli cokolwiek zmieniać.
Syn jest rozpieszczony
Paweł jest jedynakiem. Ja i mój świętej pamięci mąż chcieliśmy mieć więcej dzieci, ale niestety nie było nam to pisane. Trzy razy poroniłam i dopiero czwarta ciąża zakończyła się sukcesem. Potem bałam się zajść w kolejną. Dla kobiety pragnącej mieć liczną rodzinę nie ma nic gorszego niż niemożność zrealizowania swoich marzeń. Nie ukrywam, że Pawła od małego rozpieszczaliśmy, bo był długo wyczekiwanym dzieckiem.
Wszystko miał podane na tacy. Teraz gdy to wspominam, dochodzę do przykrego wniosku, że w obecnej sytuacji sporo jest mojej winy. Może gdybym mu tak we wszystkim nie pobłażała, byłoby inaczej. Zawsze jednak miałam problem z asertywnością wobec niego. Nie zmienia to jednak faktu, że to wszystko nie tak powinno wyglądać. Paweł nie jest małym dzieckiem wymagającym nieustannej opieki, a dokładnie tak się zachowuje.
Miałam nadzieję, że po skończeniu studiów podejmie pracę i się ustatkuje, znajdzie jakąś ogarniętą dziewczynę i założy rodzinę. W kwestiach zawodowych zdarzały mu się jedynie epizody, ponieważ w żadnej firmie nie zagrzał zbyt długo miejsca. Najdłużej pracował przez pół roku, po czym został zwolniony w trybie dyscyplinarnym. Z dnia na dzień przestał przychodzić do pracy, więc na co komu taki pracownik?
Traktuje mnie jak służącą
Była sobota, książę wstał przed 14 i od razu zapytał, co na obiad.
– To samo, co wczoraj, sporo zostało – odpowiedziałam.
– Jezu, znowu? – wykrzywił twarz w pełnym zniesmaczenia grymasie.
– Tak, znowu. Nie będę jedzenia marnować – ciśnienie mi skoczyło.
– Dobra, dobra, nie denerwuj się tak. Matko, tylko zapytałem.
– A może dla odmiany ty byś zarobił na dobry obiad i go ugotował?
– Tak, jasne, ja i gotowanie – odparł lekceważąco.
– Nie uważasz, że czas najwyższy pójść do pracy? – z coraz większym trudem nad sobą panowałam.
– Jak zwykle to samo – zirytował się. – Niby co miałbym robić? Ulice zamiatać?
– Żadna praca nie hańbi.
– Oczywiście ty wiesz wszystko najlepiej. Nie pójdę gdzieś, gdzie mi się nie podoba.
– Chyba nie sądzisz, że będę żyła wiecznie.
Nie ma żadnych ambicji
Mniej więcej tak wyglądały nasze rozmowy. Tłumaczenie mu pewnych rzeczy przypomina walenie grochem w ścianę. Do szału doprowadza mnie to, że on nie ma ambicji i niczego nie chce osiągnąć. Szczytem jego możliwości jest wylegiwanie się w łóżku do późnych godzin i granie w gry na komputerze. Ma prawie 40 na karku i jest wygodnickim leniem.
Ubolewam nad tym, że jego ojciec nie żyje. Stasiek doskonale by wiedział, jak tego darmozjada postawić do pionu. Ja tego niestety nie potrafię. Z jednej strony mam syna dość po dziurki w nosie, a z drugiej boję się, że się obrazi i przestanie do mnie odzywać. Chwilami czuję się jak chomik na kołowrotku – chciałabym z niego zeskoczyć, ale nie wiem, jak.
Poradziłam się przyjaciółek
Nie mam w zwyczaju zamęczać innych swoimi problemami, ale teraz czułam, że najzwyczajniej w świecie muszę z kimś porozmawiać. Kompletnie sobie nie radziłam i potrzebowałam wsparcia. Wyznałam moim przyjaciółkom, jak naprawdę wygląda sytuacja z Pawłem i że jestem już totalnie bezsilna. Hania i Marysia były zszokowane. Do tej pory je okłamywałam i wymyślałam niestworzone historie. Nie wiem, czy w nie wierzyły, ale najważniejsze było to, że w końcu poznały prawdę.
– Kochana, tak być nie może, przecież on cię wykończy.
– Co ja mam zrobić? Jest głuchy na prośby i błagania.
– Nie masz wyjścia, musisz być stanowcza, inaczej niczego wskórasz.
Była to długa pogawędka. Niby miałam świadomość, że jestem bezczelnie przez syna wykorzystywana, ale nie przekładało się to na konkretne działania. Przyjaciółki dodały mi otuchy i udzieliły paru cennych rad. Pozostawało się do nich zastosować, więc czekało mnie nie lada wyzwanie.
Wprowadziłam nowe zasady
Po powrocie do domu zakomunikowałam Pawłowi, że ma czas do końca miesiąca na znalezienie pracy. W przeciwnym razie wystawię mu walizki przed drzwi.
– Poza tym koniec z praniem twoich rzeczy i sprzątaniem, bo od teraz są to wyłącznie twoje obowiązki.
Kiedy wreszcie znalazłam odwagę, aby mu to powiedzieć, pojawiła się niewyobrażalna ulga. Syn patrzył na mnie z niedowierzaniem.
– Ty chyba żartujesz?
– Zapewniam cię, że nie.
– No jasne, zobaczymy.
Nie rozumiem, jak można być do tego stopnia bezczelnym. Oczywiście pojawiły się pretensje, kiedy przez kolejne dni nie było obiadu.
Stołowałam się razem z przyjaciółkami – albo u którejś z nich, albo szłyśmy do mlecznego baru. Przy okazji świetnie spędzałam czas i przekonałam się, że świat się nie zawalił. Paweł, chcąc nie chcąc, został zmuszony do przygotowywania sobie czegoś do jedzenia – dbałam o to, aby lodówka była bardzo skromnie zaopatrzona.
Skończyłam także z praniem jego ciuchów. Dopiero wtedy przekonał się, że podchodzę do tematu poważnie. Zaczął nawet przeglądać ogłoszenia o pracę i chodzić na rozmowy. Chyba na serio się wystraszył, że wyrzucę go z domu. Ja w każdym razie nie zamierzam odpuszczać, bo wiem, że nie mogę sobie na to pozwolić.
Irena, 67 lat
Czytaj także: „Przez 25 lat chodziłam wokół męża na paluszkach. Ale nie zamierzam gotować mu flaczków i golonki do końca życia”
„Nie chcę dłużej być żoną gbura, ale nie stać mnie na rozwód. Od 15 lat żyję w pułapce bez wyjścia, bo szkoda mi dzieci”
„Bałem się powiedzieć żonie, że straciłem pracę. Kłamałem, aż posunąłem się za daleko i mogłem stracić też rodzinę”