Reklama

Nie tego się spodziewałam. Mój syn, wychuchany, wykształcony, z doskonałą pracą, związał się z kobietą, która – nie będę owijać w bawełnę – nie grzeszy inteligencją. Wychowałam go, inwestowałam w jego rozwój, odkładałam na studia, żeby kiedyś mógł znaleźć sobie wartościową, mądrą kobietę.

Reklama

A on co? Przyprowadził do domu dziewczynę, która nie rozumie, czym różni się kredyt hipoteczny od gotówkowego i myśli, że woda w kaloryferach pochodzi prosto z rzeki. Jakby tego było mało, nie potrafi sklecić poprawnie zdania bez „jakby co” i „no bo ten tego”. Serce mi pęka, ale co ja mogę? No właśnie, co ja mogę?

Nie przypadła mi do gustu

– Mamo, poznaj Natalię – powiedział mój syn z dumą w głosie, jakby przedstawiał mi kandydatkę na nagrodę Nobla.

Wyciągnęłam rękę, a ona podała mi swoją… lepką od jakiegoś błyszczyka o zapachu gumy balonowej. Już wtedy wiedziałam, że to będzie dramat.

– Dzień dobry, pani Jolu! – rzuciła entuzjastycznie. – Ale super, że mogę tu być, strasznie fajny macie dywan, taki milusi!

Dywan. Zamiast zainteresować się moim synem, jego pasjami, planami na życie, ona chwaliła dywan.

– Dziękuję – odpowiedziałam z wymuszonym uśmiechem. – A czym się zajmujesz, Natalio?

– Och, no bo ja w sumie to różnie! Czasem sprzedaję kosmetyki, ale głównie to jestem influencerką!

Zrobiłam minę, jakbym zrozumiała, ale nie rozumiałam nic. Mój syn, inżynier, związany z kimś, kto „influenceruje”?

– Co konkretnie robisz jako influencerka?

– No, pokazuję różne rzeczy na Insta. Ostatnio miałam współpracę z firmą od leggingsów antycellulitowych. Wie pani, te takie co masują uda. Miałam je pokazać, ale rozlałam colę i… – zaczęła się śmiać.

Spojrzałam na mojego syna. Nic. Żadnej reakcji. On naprawdę się w niej zakochał.

Czy to mi się śni?

Przyjęłam strategię cichej obserwacji. Może przesadzam? Może to tylko pierwsze złe wrażenie? Ale z każdą kolejną wizytą było gorzej. Raz przyjechali na obiad. Miałam ochotę porozmawiać o czymś interesującym. Sztuka, literatura, polityka. Ale nie.

– Jezu, wiecie, że pająki mogą oddychać pod wodą?! – wykrzyknęła Natalia, scrollując coś na telefonie.

– To nie do końca tak – zaczął mój syn. – Niektóre gatunki mają specjalne włoski, które zatrzymują powietrze…

– No właśnie! Masakra, nie? – przerwała mu. – Ja bym umarła, jakbym zobaczyła pająka pod wodą.

Dopiero wtedy mój syn się zorientował, że rozmawia z osobą, której IQ prawdopodobnie nie przekracza temperatury pokojowej. Po obiedzie Natalia wzięła się za zmywanie. Złudnie pomyślałam, że chociaż jest pomocna. Ale wtedy usłyszałam:

– A ten płyn do naczyń to serio jest potrzebny? Bo widziałam w necie, że cytryna lepiej działa!

Mój syn powinien był jej coś powiedzieć. Ale zamiast tego uśmiechnął się i pocałował ją w czoło. Byłam zgubiona.

On nie widział jej głupoty

Postanowiłam zareagować subtelnie.

– Synku, jak tam wasze plany na przyszłość? – zagaiłam któregoś wieczoru.

– Myślimy o wspólnym mieszkaniu – powiedział, a ja wstrzymałam oddech.

– Ooo tak! – Natalia klasnęła w ręce. – Już oglądałam różne miejsca, najlepiej jakieś na parterze, żeby można było wychodzić na trawkę!

– A ty nie boisz się włamań? – zapytałam niewinnie.

– Nieee, myślę, że kupimy kota! Bo jak jest kot, to złodzieje boją się włamać, bo koty wydają takie dziwne dźwięki w nocy!

Cisza. Mój syn nawet nie próbował się tłumaczyć.

– A jak tam twoja praca, Natalio? – spytałam w końcu, próbując zmienić temat.

– Aaa, z pracą to różnie! W sumie to może zostanę stewardessą, albo fryzjerką. Ale wie pani, ja zawsze marzyłam, żeby być księżniczką! – zaśmiała się perliście.

Mój syn nie widział w tym problemu. On się śmiał razem z nią.

Chciałam przemówić mu do rozumu

Miałam już dość. Każde jej słowo, każda wypowiedź pełna błędów logicznych i nieznajomości podstawowych faktów doprowadzały mnie do szału. Nie mogłam dłużej tego ignorować. Postanowiłam porozmawiać z synem.

– Posłuchaj, kochanie – zaczęłam ostrożnie, gdy udało mi się wyciągnąć go na spacer. – Czy ty naprawdę nie widzisz, że Natalia jest… jakby to ująć… no…

– Mamo, wiem, co chcesz powiedzieć – przerwał mi.

– Naprawdę? – zapytałam z niedowierzaniem. – Widzisz, że jest… no… delikatnie mówiąc, niezbyt rozgarnięta?

– Wiem, że Natalia nie jest naukowcem, ale czy to znaczy, że nie zasługuje na miłość? – spojrzał na mnie poważnie.

– Synu, ale ona nie ma żadnych ambicji! Sama nie wie, co chce robić w życiu!

– A czy każdy musi? – wzruszył ramionami. – Mamo, Natalia daje mi coś, czego nie dała mi żadna „mądra” dziewczyna, którą próbowałaś mi przedstawić. Jest ciepła, dobra i kocha mnie takim, jakim jestem. Nie każe mi udowadniać, że jestem wystarczająco mądry, wystarczająco ambitny, wystarczająco dobry.

Westchnęłam. W głębi duszy wiedziałam, że ma rację. Może i Natalia nie była moim wymarzonym typem synowej, ale po raz pierwszy zobaczyłam, że mój syn mówi o niej z prawdziwym uczuciem. Nie był zaślepiony jej urodą, nie traktował jej jak chwilowej zabawy. On ją kochał. Wracaliśmy w milczeniu. Czułam, że muszę spojrzeć na nią inaczej. Choć nie było to łatwe, postanowiłam spróbować.

Wyglądają na szczęśliwych

Obserwowałam ich przez kolejne miesiące. Nadal uważałam, że Natalia nie była intelektualnym geniuszem, ale zaczęłam dostrzegać rzeczy, których wcześniej nie zauważałam. Była czuła. Gdy mój syn wracał z pracy zmęczony, witała go uśmiechem i przytulała, szepcząc mu coś na ucho. Nie były to skomplikowane rozmowy o ekonomii czy polityce, ale jej ciepło sprawiało, że on się rozluźniał.

Pewnego dnia przyjechali do mnie na obiad. Natalia, mimo że miała dwie lewe ręce do gotowania, przyniosła własnoręcznie upieczone ciasto. Krzywo pokrojone, lekko przypalone na brzegach, ale z dumą położone na stole.

– Upiekłam to sama! – powiedziała z błyszczącymi oczami. – No dobra, trochę pomogła mi sąsiadka, bo zapomniałam włączyć piekarnik za pierwszym razem, ale w końcu się udało!

Zamiast wywrócić oczami, zaśmiałam się szczerze. Tak, Natalia była roztrzepana. Tak, nie znała się na wielu rzeczach. Ale próbowała. Dla mojego syna. Po obiedzie widziałam, jak krząta się w kuchni, myjąc naczynia. Kiedy przypadkiem rozlała wodę, zaśmiała się zamiast się speszyć.

Mój syn przy niej się uśmiechał. Był szczęśliwy. To dało mi do myślenia. Może to ja byłam w błędzie? Może świat nie dzielił się tylko na ludzi wykształconych i tych „byle jakich”? Może miłość miała więcej wspólnego z sercem niż z umysłem?

Dziś nadal nie uważam, że Natalia to idealna partnerka dla mojego syna. Wciąż nie rozumie podstawowych mechanizmów świata, wciąż wierzy w teorie spiskowe i nadal nie odróżnia kontynentów na mapie. Ale widzę w niej coś, czego wcześniej nie chciałam dostrzec. Ona go kocha. Bezwarunkowo. Nie dlatego, że jest inżynierem, nie dlatego, że dobrze zarabia, nie dlatego, że ma ułożone życie. Kocha go, bo jest jej.

Zaczęłam to akceptować. Nie oznacza to, że nagle się zaprzyjaźniłyśmy. Nadal kręcę głową, gdy mówi, że „aura człowieka wpływa na pogodę”, i nadal nie mogę uwierzyć, gdy twierdzi, że nie rozróżnia stron świata. Ale już się nie denerwuję. Bo jeśli mój syn jest szczęśliwy, to może ja po prostu powinnam mu na to pozwolić. Może miłość naprawdę rządzi się swoimi prawami.
A może to ja się zestarzałam.

Jola, 61 lat

Reklama

Czytaj także:
„Mąż nalegał na przeprowadzkę, a ja się zgodziłam. Żył jak pączek w maśle, bo piętro wyżej mieszkała jego kochanka”
„Uwielbiałem perfumy żony, bo pachniała jak francuska cukiernia. Nie wiedziałem, że dostała je od innego wielbiciela”
„Przygarnęłam teściową do domu, a ona zamieniła go w chlew. Jędza udaje, że wynoszenie śmieci jest poniżej jej godności”

Reklama
Reklama
Reklama