„Mój syn to śmierdzący leń. Sprzątam cudze domy, by związać koniec z końcem i spłacać jego długi”
„– Nie mam gdzie spać – powiedział. – Przepraszam. Nie cofnęłam się. Ale nie zrobiłam też kroku w jego stronę. – Nie mogę tak po prostu cię wpuścić, Kamil”.

- Redakcja
Nie pamiętam już, kiedy ostatni raz spałam do ósmej. Wstaję o piątej trzydzieści, wypijam rozpuszczalną kawę przy zimnym blacie i pakuję się do pracy. Sprzątam cudze domy – zostawiają po sobie brudne podłogi, plamy na lustrze, czasem porzucone sny. Wracam po południu zmęczona do bólu. Plecy bolą, kolana trzeszczą, ale w domu jeszcze gotowanie, pranie. Dla Kamila. Mojego syna.
– Mamo, wrzucisz mi te rzeczy do pralki? – pyta bezwstydnie, przewijając coś w telefonie.
Ma 25 lat. Nadal studiuje. Trzeci kierunek, po dwóch porzuconych. Mówi, że jeszcze szuka swojej drogi. Ja się znalazłam – w cudzych łazienkach z mopem w ręku. Czasem patrzę na niego i pytam siebie w duchu: gdzie popełniłam błąd?
Wieczorem wpadła Zofia z naprzeciwka. Przyniosła sernik.
– Ty mu wszystko pod nos dajesz, to i nie dziwota, że mu tak wygodnie – powiedziała.
– To mój syn… – odpowiedziała cicho, ale i mnie ta odpowiedź już nie wystarczała.
Zawsze chciałam, żeby miał lepsze życie niż ja. Teraz myślę, że dałam mu wszystko oprócz najważniejszego – odpowiedzialności.
Pokłóciłam się z synem
– Kamil! – zawołałam. – Jesteś w domu?
Nie odpowiedział. Ale chwilę później usłyszałam trzaśnięcie drzwiami wejściowymi i jego ciężkie kroki. Znowu wrócił nad ranem. Znowu śmierdział piwem i zmęczeniem, które nie ma nic wspólnego z pracą.
– Gdzieś ty był? – zapytałam, chociaż dobrze wiedziałam, że znowu impreza.
– Na uczelni – burknął i rzucił się na kanapę, jakby przez całą noc budował drogi.
– Kamil, błagam cię, czy ty chociaż szukałeś jakiejś pracy?
– Mamo, daj spokój, mam sesję.
– Ty zawsze masz jakąś sesję. Od pięciu lat masz sesję. A ja haruję jak wół!
Zerwał się nagle, jakby ktoś go oparzył.
– No i co z tego?! To twoja decyzja, żeby się tak poświęcać! Ja cię o to nie prosiłem!
– Ty mnie o nic nie prosisz, ty po prostu bierzesz. Obiad, czyste pranie, pieniądze. I masz to wszystko za oczywistość!
– A może po prostu mam dość twojego ciągłego marudzenia?!
Stał przede mną, rozczochrany, z podkrążonymi oczami. Miałam ochotę nim potrząsnąć.
– Całe życie ci oddałam, rozumiesz? Całe! A ty mnie nawet nie szanujesz...
– Przestań się nad sobą użalać.
Serce mi pękło. Nic więcej nie powiedziałam. Wyszłam do łazienki, zamknęłam drzwi i osunęłam się na kafelki. Po raz pierwszy w życiu poczułam, że moje dziecko... jest mi obce.
Może to moja wina
Siedziałam wieczorem przy stole i bezmyślnie mieszałam herbatę. Obok mnie Zofia kończyła właśnie kawałek sernika i patrzyła na mnie uważnie.
– On cię powoli niszczy, Anka – powiedziała cicho. – Znasz to powiedzenie? Że człowieka można wykończyć nie tylko krzykiem, ale też milczeniem i brakiem wdzięczności?
Westchnęłam i spojrzałam w okno.
– Może to moja wina – powiedziałam. – Zawsze wszystko za niego robiłam. Kiedy dzieci znajomych biegały, żeby zarobić na wakacje, Kamil miał spakowaną walizkę i kieszonkowe. Chciałam, żeby miał wszystko, czego ja nie miałam.
– I dałaś mu to. Wszystko. Nawet siebie – Zofia odłożyła widelec i pochyliła się nad stołem. – Może pora przestać być matką, a zacząć być kobietą?
Zabolało. Nie jej wina. Po prostu nikt wcześniej mi tego tak nie powiedział.
Później, w nocy, nie mogłam zasnąć. Wzięłam stare pudło ze zdjęciami. Kamil jako niemowlak, potem w przedszkolu, na komunii... Uśmiechnięty, ufny. Taki, jakiego pamiętałam. Gdzieś po drodze to wszystko poszło w złą stronę.
– Kamil… – wyszeptałam do zdjęcia. – Co się z tobą stało?
To było przegięcie
Pismo przyszło w poniedziałek. Myślałam, że to rachunek za gaz. Rozcięłam kopertę bez większego zainteresowania. A potem poczułam, jak świat przestaje mi się kręcić pod nogami.
„Zawiadomienie o wszczęciu postępowania egzekucyjnego…”
Przeczytałam pięć razy, zanim dotarło, co to znaczy. Kamil wziął pożyczkę na moje nazwisko.
Wpadłam do jego pokoju jak burza.
– Co to ma być?! – wrzasnęłam, trzymając kopertę jak broń. – Kamil, co ty zrobiłeś?!
– Spokojnie, mamo... To nie tak...
– Nie tak?! Ukradłeś moje dane! Wziąłeś kredyt na mnie! Przecież to przestępstwo!
– Ja tylko... potrzebowałem na szybko pieniędzy. Ale oddam, serio!
– Oddasz?! A z czego, do cholery?! Ty nawet nie masz pracy!
Milczał. Wpatrywał się w podłogę. Jak dzieciak. Ale nie był już dzieckiem.
– Myślałem, że i tak spłacisz. Przecież zawsze mnie ratujesz – powiedział bez cienia wstydu.
Coś we mnie pękło. Może to była resztka złudzeń, że on jeszcze się zmieni. Że mnie kocha. Że jestem dla niego kimś więcej niż bankomatem i służącą.
– Spakuj się. Wynoś się. Dzisiaj.
– Mamo, nie żartuj…
– Nie żartuję. Albo ty wychodzisz, albo ja. Ale nie będziemy już mieszkać razem.
Kiedy trzasnęły drzwi, osunęłam się na podłogę i pierwszy raz od lat nie płakałam. Pustka była zbyt wielka.
Zrobiło się pusto
W mieszkaniu zapanowała cisza, do której nie byłam przyzwyczajona. Nie rozlegało się już brzęczenie telefonu Kamila, nie było tupotu jego kroków ani przekleństw rzucanych do słuchawek. Przez pierwsze dni czułam się fatalnie. Potem przyszła ulga. Mała, ledwo dostrzegalna… ale była.
Nie prałam już dwa razy dziennie. Nie gotowałam pod gust, który zmieniał się jak pogoda. Nikt nie trzaskał drzwiami lodówki ani nie zostawiał brudnych naczyń pod łóżkiem. Cisza miała smak herbaty z melisą i ciepłego koca na kanapie.
Zofia przyszła któregoś dnia z kaktusem w doniczce.
– Na nowy początek – powiedziała. – Trzeba podlewać, ale nie za często. Jak życie.
– Zosiu… – westchnęłam. – Nie wiem, kim ja jestem, kiedy nie jestem matką.
– To się dowiesz. I w końcu pokochasz tę kobietę, którą teraz będziesz.
Po raz pierwszy od lat nie wstawałam dla kogoś. Zaczęłam chodzić na spacery. Przeglądałam oferty kursów wieczorowych. Jeden z nich – florystyka – zatrzymał mnie na dłużej.
Zofia tylko pokiwała głową z uśmiechem.
– A nie mówiłam?
– Jeszcze nic nie zrobiłam.
– Ale wreszcie chcesz coś zrobić dla siebie. To najważniejsze.
Wieczorem siedziałam przy oknie z herbatą. Patrzyłam, jak jesienne liście kręcą się na wietrze.
Kamil nie zadzwonił. Nie napisał. A ja… nie płakałam.
Byłam uparta
Wrócił dwa tygodnie później. Usłyszałam dzwonek do drzwi, ale nie ruszyłam się z miejsca. Myślałam, że to Zofia. Ale potem usłyszałam znajomy głos:
– Mamo… to ja.
Otworzyłam. Stał tam, z plecakiem, nieogolony, z oczami czerwonymi nie wiem czy od zimna, czy od płaczu. Wyglądał na kogoś, kto dostał w twarz i wreszcie poczuł, że bolało.
– Nie mam gdzie spać – powiedział. – Przepraszam.
Nie cofnęłam się. Ale nie zrobiłam też kroku w jego stronę.
– Nie mogę tak po prostu cię wpuścić, Kamil.
– Ale ja… ja zrozumiałem. Naprawdę. Wiem, że cię zawiodłem. Wiem, że robiłem z siebie ofiarę, a to ty codziennie walczyłaś o wszystko.
Milczałam. Patrzyłam na niego i widziałam chłopca, którego tuliłam po koszmarze, i mężczyznę, który mnie okłamał.
– Proszę… daj mi szansę.
– Ja całe życie ci dawałam szanse. Teraz ty musisz sobie dać szansę, ale sam.
– Mamo, ja nie mam dokąd pójść.
– To się naucz mieć. Ja też nie miałam. I musiałam sobie poradzić.
Zamknęłam drzwi. Dopiero wtedy się rozpłakałam. Nie z gniewu. Z żalu. I z ulgi, że wreszcie pozwalam mu dorosnąć – nawet jeśli to znaczy, że musi się potknąć.
Anna, 55 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mój mąż żył marzeniami, ja płaciłam rachunki. Szybko się przekonałam, że miłość bez pieniędzy to wrota do nędzy”
- „Sezon grzewczy mnie przeraża. Przez małą emeryturę każdy dzień to tragiczny wybór – ogrzać się czy zjeść”
- „Oszczędzanie na ogrzewaniu zniszczyło moje małżeństwo. Mąż kazał mi marznąć, a sam dogrzewał się gdzie indziej”

