Reklama

Nie wiem, czy to magia świąt, czy po prostu nostalgia, ale ten grudniowy wieczór rozbijał mnie od środka. W kuchni pachniało cynamonem, dzieci wesoło krzyczały, a ja... czułem się jak gość w swoim własnym domu. Stałem na krzesełku pod samym sufitem, wyciągając z kartonu bombki, które od lat wieszaliśmy na tej samej choince. Julia, nasza starsza córka, rozkładała lampki, a Staś – mój mały, siedmioletni synek – ugniatał ciasto na pierniki, brudząc sobie nos mąką. Uśmiechnąłem się do niego.

– Grzesiek, nie grzeb się za długo, bo zaraz kolację trzeba robić – rzuciła z salonu Agnieszka, jak zwykle zajęta wszystkim i niczym.

– Spokojnie, nie pali się – mruknąłem półgłosem, stawiając pudło z bombkami na komodzie.

Zawsze tak było. Ona dyrygowała. Ja wykonywałem. Bywało, że tęskniłem za tą dawną Agnieszką – dziewczyną z rozczochranymi włosami, która głośno śmiała się z moich głupich żartów i kładła się obok mnie na zimnej trawie tylko po to, żeby popatrzeć w niebo. Ale to chyba już dawno minęło. Teraz była... bardziej funkcjonalna. I nieobecna. Nawet jak była tuż obok.

Spojrzałem na Stasia – był tak bardzo podobny do mnie. Przynajmniej tak mi się wydawało. Miał mój uśmiech, też śmiesznie przekręcał słowa i zawsze biegł do mnie, gdy coś mu się nie udawało. Zasługiwał na wszystko, co najlepsze. Dlatego zaciskałem zęby i trzymałem wszystko w sobie. DO czasu.

Zrobił pierniki „dla taty”

– Gotowe! – krzyknął Staś, podbiegając do stołu z dumą wypisaną na twarzy. – Mamo, tato, zobaczcie!

W rękach trzymał piernik w kształcie serca. Starannie polukrowany, z czerwonym napisem: „Kocham cię, tato”. Poczułem, jak ciepło rozlewa mi się w środku. Podszedłem bliżej, pochyliłem się, żeby pochwalić jego dzieło, ale wtedy Staś odwrócił się i... wyszedł z kuchni. Z tym piernikiem w ręce.

Zanim zdążyłem zapytać, co robi, zobaczyłem, jak podchodzi do drzwi, otwiera je i znika. Ruszyłem za nim. Zamarłem. Na klatce, w półmroku, przy barierce stał Marek – sąsiad z naprzeciwka. Ten sam, który zawsze przynosił wiertarkę, naprawiał zawiasy i przesiadywał z Agnieszką przy kawie, kiedy mnie nie było.

To dla pana – powiedział Staś z uśmiechem, wręczając mu piernik.

– Co... co to takiego? – zapytał zaskoczony Marek, ale wziął ciastko do rąk.

– To tylko pierniczek z napisem „kocham cię, tato”. Daję go panu, bo mama kiedyś mówiła, że jesteś moim drugim tatusiem.

W ustach mi zaschło.

– Stasiu... – odezwałem się powoli, wychodząc z cienia. – Ale przecież... to pierniczek dla taty, prawda?

Staś spojrzał na mnie z niewinnością, jakby nie rozumiał.

– No tak. Ale mama tak kiedyś powiedziała. Że pan Marek to mój drugi tatuś.

Marek zrobił się blady. Nie patrzył mi w oczy. Wsunął pierniczek do kieszeni i zacinając się, wydukał:

– Ja... dziękuję, Stasiu. Naprawdę... muszę już iść.

I zniknął za drzwiami. A ja zostałem, czując, jak krew odpływa mi z twarzy. Wróciłem z synem, oparłem się o drzwi i spojrzałem na Agnieszkę. Stała w progu kuchni. Nie słyszała albo udawała, że nie słyszała.

Robiła ze mnie głupca

Wszedłem do kuchni powoli, jakby nogi same mnie niosły. Agnieszka stała przy zlewie, plecami do mnie, z rękami w pianie. Zmywała, jakby nic się nie stało. Ale przecież się stało.

Dlaczego on tak powiedział? – zapytałem cicho.

Udawała, że nie słyszy. Nabrała więcej wody, szorowała talerz. Jakby nagle wszystko musiało być idealnie czyste.

– Agnieszka, mówię do ciebie.

To tylko dziecko – powiedziała w końcu, nie odwracając się. – Coś przekręcił.

– Przekręcił? – powtórzyłem. – „Pan Marek to mój drugi tatuś” – tak powiedział. To się nie bierze znikąd.

Odłożyła gąbkę. Odwróciła się powoli, jakby zmęczona tą rozmową jeszcze zanim się na dobre zaczęła.

– Nie przesadzaj, Grzesiek. Marek pomaga, bywa tu częściej niż ty. Może coś źle zrozumiał. Przecież to tylko słowa dziecka.

– Tylko słowa dziecka? – podszedłem bliżej. – Dziecka, które zrobiło pierniczek z napisem „kocham cię, tato” i wręczyło go twojemu... przyjacielowi?

Przez chwilę nic nie mówiła. Patrzyła na mnie zimno.

To czemu nie zapytałeś Stasia, skąd w ogóle zna takie słowa? Może to ty się nie interesujesz, co mówi? Może dlatego nie wie, co znaczy tata?

Zatkało mnie.

– Naprawdę w to idziesz? Chcesz zrobić ze mnie nieobecnego ojca?

– Nie muszę. Sam to robisz. Jesteś w tym świetny – rzuciła, odwracając się z powrotem do zlewu. – Zamiast robić dramat, może pomógłbyś dzieciom z piernikami.

Stałem w miejscu. Pierwszy raz od dawna nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Pierwszy raz naprawdę się bałem, co jeszcze mogę usłyszeć.

Te słowa mnie zmroziły

Nie mogłem zasnąć. Leżałem z otwartymi oczami, wpatrzony w sufit, słysząc jedynie tykanie zegarka i własny oddech. Agnieszka spała obok, odwrócona plecami. Albo udawała.

W końcu wstałem. Chciałem napić się wody, ochłonąć, jakoś poskładać w głowie to, co usłyszałem od Stasia. Ale gdy zbliżałem się do kuchni, zatrzymałem się. Usłyszałem głos z sypialni. Cichy, ledwie słyszalny, ale znajomy.

Nie wiem, czy już się domyśla... Staś coś palnął... Mówił, że jesteś jego tatusiem – szeptała Agnieszka do telefonu. Ton miała inny niż zwykle – miękki, łagodny.

Zrobiło mi się gorąco. Przykleiłem się do ściany.

– Nie teraz. Jeszcze nie. Nie chcę burzyć wszystkiego – powiedziała po chwili cicho Agnieszka.

Nie wiedziałem, ile tam stałem. Minuty? Sekundy? Wszystko się we mnie gotowało. W końcu nacisnąłem klamkę i wszedłem. Powoli. Bez słowa.

Agnieszka poderwała się jak oparzona.

To, co Staś powiedział, to prawda? – zapytałem.

Milczała. Wciąż trzymała telefon przy uchu.

– Powiedz mi, Agnieszka. Kim dla mojego syna jest Marek?

Rozłączyła się i spojrzała na mnie. Jej twarz była nieruchoma, ale w oczach widziałem cień paniki. I coś jeszcze. Rezygnację?

– Agnieszka – powtórzyłem cicho. – Powiedz mi.

Usiadła na łóżku wyprostowana. Długo patrzyła w ścianę. A potem, w końcu, powiedziała coś, czego wcale nie chciałem usłyszeć.

– Nie wiem, Grzesiek. Nie wiem, czy to na pewno twój syn.

Oniemiałem.

Nie była pewna

Usiedzieliśmy naprzeciwko siebie przy kuchennym stole. Ten sam stół pamiętał nasze wspólne śniadania, urodzinowe torty dzieci, ciche wieczory z herbatą. A teraz... teraz ten stół był polem minowym. Agnieszka trzymała dłonie splecione, jakby bała się, że się rozsypie. Ja patrzyłem na nią uważnie, próbując nie eksplodować.

– Mów – powiedziałem. – Proszę.

– To było... – westchnęła. – To było wtedy, kiedy nie było cię w domu. Cały czas pracowałeś. Nie widziałeś, co się ze mną dzieje, o nic nie pytałeś.

– Pracowałem, żebyśmy mieli na godne życie. Robiłem to dla was.

– Wiem. Ale byłam sama. Cały czas. Marek był blisko. Z początku tylko pomagał, przynosił rzeczy, rozmawiał... Potem... stało się. Raz. A potem znowu. Nie planowałam tego. To się po prostu działo.

Cisza. Każde słowo uderzało we mnie jak kamień.

A potem zaszłaś w ciążę. I co?

– I nie wiedziałam, kto jest ojcem. Tak po prostu. Nie liczyłam dni, nie sprawdzałam. Chciałam, żebyś to był ty. Ale nie byłam pewna.

I przez siedem lat udawałaś?

– Nie udawałam. Wychowywałam z tobą dziecko. Tworzyliśmy rodzinę. Myślałam, że to wystarczy. Że to już nieważne.

Wstałem gwałtownie, odsunąłem krzesło. Nie mogłem oddychać. Wyszedłem z domu bez kurtki, bez planu. Po prostu szedłem. Świąteczne światła migały w oknach. Wszędzie wokół było ciepło, rodzinnie. Ludzie się śmiali, tulili. Ja byłem pusty. Nikt na mnie nie czekał.

Chciałem spojrzeć mu w oczy

Stałem pod jego drzwiami dobre pięć minut, zanim w ogóle zapukałem. Może miałem nadzieję, że nie otworzy. Że nie będzie w domu. Że sam los powstrzyma mnie przed tym, co miało się wydarzyć. Ale drzwi otworzyły się niemal natychmiast.

– Grzesiek... – powiedział, zaskoczony. Twarz sąsiada wyrażała wszystko: niepokój, poczucie winy, ten nieszczęsny spokój ludzi, którzy uważają się za lepszych, bo przynajmniej byli szczerzy.

Czy to twoje dziecko? – zapytałem prosto, bez ceregieli.

Znieruchomiał. Spuścił wzrok.

Nie wiem. Może. Myślisz, że tego nie czułem, za każdym razem, gdy Staś mówił do mnie „tato”?

– Nie miał prawa tak mówić. Ty nie miałeś prawa...

– A ty miałeś prawo zostawić ich samych? Zniknąć w pracy? – wszedł mi w słowo. – Ja byłem wtedy blisko. Kiedy ona płakała, kiedy potrzebowała rozmowy, pomocy... byłem tam. Ty nie.

– Byłem jej mężem. Ojcem Stasia. Cały czas w tym byłem.

– Ale nie obok. Nigdy obok – odparł cicho.

Miałem ochotę mu przyłożyć. Naprawdę. Zacisnąłem pięści. Ale nie zrobiłem nic.

– Nie przyszedłem tu się kłócić. Chciałem tylko usłyszeć prawdę. A teraz... teraz nie wiem, co mam z nią zrobić.

Odszedłem bez słowa. Marek nie próbował mnie zatrzymać. Zostawiłem go tam, w ciepłym mieszkaniu pachnącym choinką. A sam znów wylądowałem na zimnie. Tyle że tym razem... nie tylko z zewnątrz.

Wrócić czy odejść?

Siedziałem w samochodzie zaparkowanym pod naszym blokiem, patrząc przez zaparowaną szybę na migoczące świąteczne światełka. W rękach trzymałem piernik, taki sam, jak ten, który Stasiu zaniósł sąsiadowi – z napisem „Kocham cię, tato”. Też taki dostałem, co za ironia. Napis był już trochę rozmazany, jakby wilgoć i czas próbowały wymazać całą tę historię. Ale nie da się wymazać rzeczy, które raz się wydarzyły. Zwłaszcza tych, które zapiekły się w sercu.

Zastanawiałem się, czy Staś coś przeczuwa. Czy wie, że może nie jestem jego ojcem. Może kiedyś zapyta na poważnie. A może nigdy. Może będzie po prostu kochał nas obu, jak tylko dziecko potrafi – całym sobą, bez kalkulacji. Tylko czy ja potrafię na to odpowiedzieć?

Wiedziałem, że powinienem wrócić. Że w domu czekają dzieci. Że Julia pewnie pyta, gdzie jestem, a Staś zasypia z tym swoim misiem, którego sam mu kiedyś przyniosłem. Tylko moje ciało nie chciało się ruszyć. Czułem się zdradzony przez żonę, przez Marka. Nawet przez samego siebie – bo przez lata wmawiałem sobie, że wszystko jest w porządku, że wystarczy być. A nie wystarczyło.

Mimo tego całego bólu wiedziałem, że nawet jeśli nie jestem jego biologicznym ojcem... to nadal go kocham. Tak samo, jak wtedy, gdy po raz pierwszy złapał mnie za palec. Tylko nie wiem, czy to wystarczy, żeby zostać.

Grzegorz, 43 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama