„Mój ślub miał być jak ze snu, ale zmienił się w czarną komedię. To, co zrobiła teściowa przejdzie do historii rodziny”
„Siedziałam jak sparaliżowana, z oczami utkwionymi w matkę mojego męża, która właśnie rozbijała moje wesele na kawałki. Nie wiedziałam, co robić. Nie wiedziałam, jak to zatrzymać. I czułam, że mojej sympatii do niej nie da się odbudować”.

- Redakcja
Wyobrażałam sobie ten dzień od dziecka. Białe krzesła w rządkach na trawniku, girlandy świetlne migoczące nad stołami, zapach róż i lawendy, śmiechy dzieci biegających między gośćmi. Wesele miało być bajkowe, nasze – moje i Mateusza. Wiedziałam, że nie wszystko pójdzie idealnie, ale nie sądziłam, że coś aż tak zepsuje tę chwilę.
Mateusz był dla mnie wszystkim. Ciepły, troskliwy, zawsze gotowy słuchać, nawet kiedy nawijałam o kolorach serwetek albo o tym, jak bukiet powinien wyglądać. Planowaliśmy wspólne życie: dom z tarasem, dzieci, może psa. Miałam w głowie naszą przyszłość jak film, który chcę przeżywać scena po scenie.
Od rana w dzień ślubu teściowa krążyła po domu z kieliszkiem szampana, zbyt głośno komentując fryzurę druhny.
– Taka odważna fryzura, ciekawe… – rzuciła, a potem przeniosła wzrok na mnie.
Mierzyła mnie od góry do dołu, aż poczułam, jak ciepło rozlewa mi się po policzkach.
– Sylwuniu, a ten dekolt… No, no… – powiedziała niby żartobliwie.
Starałam się to zignorować, bo przecież to był mój dzień. Mateusz przytulił mnie mocno, pocałował w czoło.
– Wyglądasz przepięknie, skarbie – szepnął mi do ucha. – Nie martw się, będzie cudownie. To nasz dzień.
Wesele się rozkręcało. Goście wznosili toasty, stoły uginały się pod ciężarem jedzenia, a muzyka niosła się po całej sali. Patrzyłam na Mateusza, na jego szczęśliwy uśmiech, i przez chwilę naprawdę uwierzyłam, że wszystko będzie dobrze. W końcu to był nasz dzień, a takie drobiazgi jak zaczepki teściowej powinny spływać po mnie jak po kaczce.
Zwracała na siebie uwagę
Teściowa siedziała przy głównym stole, jakby była królową tego wydarzenia. W ręku trzymała kieliszek – raz z winem, raz z wódką, potem jakiś kolorowy drink, który przyniósł jej kelner. Kiedy któryś z gości próbował z nią rozmawiać, śmiała się głośno, a jej śmiech rozchodził się po sali jak brzęczący dzwonek, który nie dawał spokoju. Co chwila zerkali na nią ludzie – niby od niechcenia, ale widziałam, jak się patrzą. I to patrzenie sprawiało, że robiło mi się coraz bardziej gorąco.
Wreszcie podeszła do mnie w pewnym momencie, wyraźnie już podchmielona, i nachyliła się tak blisko, że czułam zapach alkoholu zmieszanego z jej perfumami.
– No to teraz musisz mu dogadzać, moja droga! Wiesz, o czym mówię? – syknęła mi do ucha, a potem wybuchnęła śmiechem, jakby właśnie opowiedziała najlepszy dowcip na świecie.
Nie wiedziałam, jak zareagować. Uśmiechnęłam się głupio, tak jak to robiłam od rana, udając, że nic się nie dzieje. Mateusz był obok, ale nawet nie spojrzał w moją stronę, bo akurat rozmawiał z wujkiem. Czułam, jak ściskam jego dłoń pod stołem, jakby to mogło mnie uratować przed tym wszystkim.
Zrobiła show
Chwilę później teściowa podeszła do Mateusza, klepnęła go w ramię i powiedziała głośno, tak żeby wszyscy słyszeli:
– Mój synek, mój najdroższy… Obyś nie żałował… – i zawiesiła głos, patrząc na mnie takim wzrokiem, że aż zadrżałam. Nie wiedziałam, czy mam się śmiać, czy płakać.
Goście zaczęli się niepewnie rozglądać, niektórzy szeptali coś do siebie. Ktoś próbował zażartować, ktoś inny podszedł, żeby uspokoić sytuację, ale teściowa była już w swoim świecie. Śmiała się, chichotała, a potem znów piła. Czułam, jak żołądek zaciska się w ciasny węzeł. To miał być najpiękniejszy dzień w moim życiu, a tymczasem siedziałam na swoim własnym weselu, ściskając dłoń męża, udając uśmiech, podczas gdy jego matka urządzała spektakl na naszych oczach.
Było już dobrze po północy, kiedy atmosfera zrobiła się naprawdę gęsta. Goście siedzieli rozluźnieni, rozmawiali, śmiali się, kelnerzy donosili kolejne talerze z jedzeniem, a DJ co chwilę podkręcał tempo muzyki. Ja próbowałam wmieszać się w tłum, zagadywać ciocie, uśmiechać się do wujków, ale czułam, jak coraz bardziej tracę kontrolę nad tym, co się dzieje. Mateusz gdzieś zniknął, ktoś go zaczepił, a ja zostałam sama przy stole, popijając wodę i starając się nie patrzeć w stronę swojej matki. Niestety, nie dało się jej nie widzieć.
Nie mogłam jej powstrzymać
Teściowa piła bez umiaru. Kieliszek po kieliszku, raz wino, raz coś kolorowego, potem znowu wódka. W pewnym momencie zaczęła tańczyć z wujkiem Zbyszkiem, kręciła biodrami, śmiała się głośno, a jej śmiech był jak zgrzyt, który wbijał się w moje uszy. Goście patrzyli, niektórzy się śmiali, inni spuszczali wzrok.
A potem stało się coś, czego nawet w najgorszych snach bym sobie nie wyobraziła. Weszła na stół. Wskoczyła na niego w butach, przytrzymując się oparcia krzesła, a potem rozłożyła ręce, jakby była królową świata. Kieliszek wina w jednej dłoni, a w drugiej… widelec, którym wymachiwała nad głowami gości.
– Niech żyje młoda para! Niech żyje mój synek! Ale moje życie się skończyło, mój synek odszedł do innej! – wrzasnęła, a jej głos odbił się echem od ścian sali.
Zapadła cisza. Ktoś na drugim końcu sali powiedział coś szeptem, a kelnerzy podeszli, próbując ją ściągnąć.
– Proszę zejść ze stołu, proszę pani! – mówił jeden z nich, wyciągając ręce, ale teściowa tylko machnęła na niego dłonią i zaczęła dalej swoje przemówienie.
– Synku, zawsze będziesz moim dzieckiem! A ona... ona cię nie zrozumie, nie pokocha tak jak ja! – krzyczała, a kieliszek wypadł jej z ręki i roztrzaskał się na stole, rozlewając czerwone wino na obrus, talerze, a nawet suknię jednej z moich druhen.
Wszystko zepsuła
Siedziałam jak sparaliżowana, z oczami utkwionymi w matkę mojego męża, która właśnie rozbijała moje wesele na kawałki. Nie wiedziałam, co robić. Nie wiedziałam, jak to zatrzymać. I czułam, że mojej sympatii do niej nie da się odbudować.
Kiedy w końcu udało się ściągnąć teściową ze stołu, cała sala wstrzymała oddech. Kelnerzy odprowadzili ją na bok, ale ona nie przestawała mówić. Wciąż mamrotała coś o tym, jak bardzo ją to wszystko boli, jak bardzo cierpi. Mateusz złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę bocznej sali.
– Musimy z nią porozmawiać – powiedział cicho, a ja tylko skinęłam głową, bo głos ugrzązł mi w gardle.
– Proszę, uspokój się. Nie rób nam wstydu – powiedziałam, a mój głos drżał tak bardzo, że ledwo słyszałam swoje własne słowa.
Teściowa spojrzała na mnie z takim wyrzutem, jakby to wszystko było moją winą.
– Ty mnie uciszasz? Ty, co mi zabrałaś syna? – wrzasnęła, a jej głos odbił się od ścian.
Urządziła cyrk
Cofnęłam się o krok, jakbym dostała policzek. Mateusz stanął między nami, próbował ją uspokoić, ale ona go odepchnęła.
– Mamo, przestań! To mój wybór! – krzyknął, a ja zobaczyłam, jak jego oczy zachodzą łzami.
Nigdy wcześniej nie widziałam, żeby płakał. Teściowa złapała go za rękę, jakby nagle zrobiło jej się żal.
– Zobaczysz, jeszcze zatęsknisz za mamusią. Jeszcze zatęsknisz, Mateuszku – mówiła, a jej głos był cichy, złamany, prawie błagalny.
Mateusz odwrócił się do mnie i powiedział cicho:
– Przepraszam. Nie wiem, co się z nią dzieje.
Ale w jego głosie nie było już siły. Był zmęczony, jakby całe to wesele go przytłoczyło. Patrzyłam na niego i wiedziałam, że to nie jest już mój dzień. To był teatr mojej teściowej, a my wszyscy byliśmy tylko statystami.
Sylwia, 26 lat
Czytaj także:
- „Wiedziałam, że moja teściowa to wścibska baba. Ale zaglądanie do naszej sypialni każdej nocy to już przesada”
- „To była najbardziej romantyczna zdrada w moim życiu. Powstrzymywałam się, ile mogłam, ale przy eks puściły mi hamulce”
- „Mąż udawał samotnego ojca, żeby podrywać obce baby na placu zabaw. A ja głupia czekałam w domu z obiadem”

