Reklama

Moje małżeństwo z Aleksandrem było pomyłką. Nie tylko ja tak uważałam – on także szybko doszedł do wniosku, że totalnie się między nami nie układa. Właściwie nie wiem, jak to się stało, że powiedzieliśmy sobie sakramentalne „tak”. Siła zauroczenia? Głupota młodości? Tak, na pewno coś takiego. On był trochę zabawny, ja szalona, więc prawdopodobnie jakoś się przyciągaliśmy: przez moment, krótką chwilę, ułamek życia, taki nic nieznaczący.

Ja około pół roku po ślubie doszłam do wniosku, że właściwie to go nawet nie lubię, a on najwyraźniej nie do końca na to liczył w łóżku, skoro mniej więcej po tym samym czasie zaczął sypiać ze wszystkimi kobietami w zasięgu wzroku. Właściwie nawet się o to na niego nie denerwowałam. Sporo w ten sposób ułatwił, bo nie musiałam tłumaczyć swojej decyzji o rozwodzie. Zresztą, miałam wrażenie, że Aleksander też się ucieszył. A największa radość ogarnęła nas oboje wtedy, gdy odzyskaliśmy upragnioną wolność.

Tylko my byliśmy zadowoleni

Nie wiem dlaczego, ale jakoś nie wpadłam na to, że moje małżeństwo, a może raczej jego rozpad, wywoła taką burzę w mojej rodzinie. Kiedy oznajmiłam wszystkim, że się rozwodzę i już nie będziemy z Aleksandrem razem, z początku nic wielkiego się nie stało. Gorzej, gdy rozwód stał się faktem.

– Jesteście taką piękną parą… – zaczęła lamentować moja matka.

– Byli – poprawił ją natychmiast ojciec. – I zupełnie nie wiem, co tak przeżywasz. Od razu mówiłem, że ten cały Aleksander to nie facet dla niej.

– Bo ty nigdy nie rozumiałeś prawdziwej miłości – burknęła Martyna, moja młodsza siostra. – I Hanka też nie rozumie, bo to na pewno był jej genialny pomysł z tym rozwodem. I nie dziwię się, że Aleksander nie chciał z nią dłużej wytrzymywać!

– Jakbyś co najmniej ty wiedziała coś o miłości – prychnął Fabian, nasz starszy brat. – Żałosna intrygantka, z którą mąż jest z litości.

Ona przynajmniej jakiegoś męża ma – stwierdziła z przekąsem ciotka Amelia, jak zawsze biorąc stronę matki. – A ty to planujesz zostać starym kawalerem, nie? Bo w tym wieku to już cię raczej, chłopaczku, nikt chcieć nie będzie.

Rodzinna sielanka się skończyła

Nie miałam pojęcia, że dopiero początek potwornej kłótni, która wstrząśnie całą naszą rodziną. Wrogie obozy uformowały się szybciej, niż mogłabym pomyśleć: team rozwód i team potępiający mnie. Pierwszy, do którego należeli ojciec i Fabian, popierał mnie w pełni, drugi, składający się z matki, Martyny i ciotki Amelii, potępiał moją decyzję i postanowił mnie wykląć.

Tym sposobem w święta i wszelkie uroczystości widywałam się wyłącznie z ojcem, Fabianem, a potem także z jego dziewczyną, Izą. Mój brat śmiał się, że cioteczka coś nie trafiła, bo Iza była tą jedyną i to wcale nie szkodzi, że poznał ją akurat w wieku trzydziestu dziewięciu lat.

Z teamem drugim w ogóle nie miałam kontaktu. Matka kazała mi się do siebie nie odzywać, ciotka nie odbierała telefonów, a z Martyną i tak nigdy za bardzo nie rozmawiałam. Mimo że Fabian ustawicznie przekonywał mnie, że to wszystko kompletnie nie było zależne ode mnie, i tak czułam się winna wszystkiego, co zaszło. Dobrze, że życie postawiło w odpowiedniej chwili na mojej drodze najcudowniejszego faceta na świecie.

Dawida poznałam przypadkiem

Spacerowałam wtedy po parku. Próbowałam za wszelką cenę wyrzucić z głowy te wszystkie przykre rzeczy, które moi bliscy powiedzieli sobie, zanim zaczęli się ze sobą otwarcie żreć o mój rozwód. Wciąż czułam się jak w jakiejś kiepskiej polskiej komedii, w której żaden z bohaterów nie ma racji, ale konflikt powstający wokół nieistniejącego problemu wciąż rośnie. Kiedy usiadłam na ławce i zapatrzyłam się na staw, po którym pływały pierwsze jesienne liście, niespodziewanie dosiadł się do mnie nieznajomy.

– Wszystko w porządku? – spytał miękko, a kiedy na niego zerknęłam zdumiona, uśmiechnął się przepraszająco: – Wygląda pani na taką zamyśloną… Ale coś chyba panią martwi?

Tak, to był dla mnie zupełnie obcy facet, którego pierwszy raz widziałam na oczy. A mimo to, z jakiegoś totalnie niewyjaśnionego powodu, postanowiłam mu się zwierzyć. I kiedy zaczęłam mówić, nie mogłam przestać. Opowiedziałam mu o moim małżeńskim niewypale, o rozwodzie, który przebiegł bez przeszkód, w zaskakująco miłej atmosferze, o wyrzutach, jakie miała wobec mnie połowa rodziny i o wojnie, która trwała nieprzerwanie od ośmiu lat.

– To musi być męczące – przyznał ostrożnie, kiedy wreszcie skończyłam wylewanie swoich żali. – Mam nadzieję, że wiesz, że to wszystko, to nie twoja wina?

Skinęłam głową, ale wiedziałam, że mi nie wierzy. Rozmawialiśmy jeszcze przez chwilę, a potem Dawid zaoferował, że odprowadzi mnie do domu. To jednak nie było nasze ostatnie spotkanie. Z czasem potrzebowałam Dawida coraz bardziej i bardziej, aż wreszcie zdecydowaliśmy się związać na poważnie. I tak – przyjęłam kolejne oświadczyny.

Na pogrzebie wszystko pękło

Śmierć babci nadeszła nagle. Ona akurat mieszkała daleko i nie wiedziała o całym tym idiotycznym sporze, więc do niej mogło się zwrócić każde z osobna. Nie wyobrażałam sobie, że miałabym nie pojechać na pogrzeb i szczerze mówiąc, nie bardzo interesowało mnie, kto się tam jeszcze pojawi i komu moja obecność będzie pasować.

Z początku uroczystość na cmentarzu przebiegała w miarę sprawnie – ja z Dawidem, ojcem, Fabianem i Izą staliśmy po jednej stronie, a matka z Martyną, jej Pawełkiem i ciotką Amelią po drugiej. Prawdziwa burza rozpętała się jednak, gdy przeszliśmy przez bramę.

Nie wiem, po co tu w ogóle przyszłaś, dziewucho – syknęła w moją stronę ciotka Amelia.

Przystanęłam i zamrugałam, bo aż mnie zatkało.

– Słucham? – spytałam. – Babcia była moją rodziną. Tak samo jak waszą. I mam takie same prawo, żeby…

– Nieprawda! – krzyknęła ze złością moja siostra.

Wymieniłam spojrzenia z Dawidem. Ten przyjrzał się Martynie z uwagą, a potem wzruszył ramionami, jakby chciał powiedzieć, że nie warto się nią przejmować. Fabian już miał coś powiedzieć, ale szturchnęłam go w bok.

Czy ty nie widzisz, że rozbijasz tę rodzinę?! – wrzeszczała dalej Martyna, jakbym co najmniej popełniła jakąś wielką zbrodnię. – Zamiast trzymać się męża, jak pan Bóg przykazał, to ty sobie wymyśliłaś jakieś inne ścieżki i teraz prowadzasz się z jakimś chłoptasiem!

Miałam swój zdanie na ten temat, podobnie jak na temat miejsca i czasu, jakie wybrała sobie na swój wybuch. Niestety, to ja musiałam być tą bardziej opanowaną.

– Posłuchaj, Martyna, moje życie i to, z kim jestem, to nie twoja sprawa – zauważyłam spokojnie. – Ja ci nie mówię, czy Paweł to zły, czy dobry wybór…

– To mój mąż! – warknęła. – Pierwszy i jedyny! A ty swojego zdradzasz!

Rozwiedliśmy się – przypomniałam.

– Takie tam gadanie – mruknęła niecierpliwie ciotka. – Większej bzdury nigdy nie słyszałam.

– Chodźmy już – rzuciła niecierpliwie matka. – Nic tu po nas. Poza tym nie mam ochoty… przebywać z nią dłużej niż to konieczne.

Mam zamiar żyć swoim życiem

Jedno wiem na pewno – nie zamierzam dłużej przejmować się dziwnymi problemami części mojej rodziny. Skoro uważają moje rozstanie z Aleksandrem za problem, ich sprawa. Ja nikomu nie bronię myśleć tego, na co ma ochotę. Mam teraz zresztą ważniejsze sprawy na głowie, bo wraz z Dawidem przygotowujemy się do ślubu.

Może minimalnie żałuję, że moja rodzina nie pojawi się na nim w komplecie. Nie mam jednak co liczyć na to, że będzie inaczej. Dobrze, że mam chociaż tych bliskich, którzy myślą podobnie jak ja. Skupię się teraz na swoim szczęściu i będę patrzeć jedynie w przyszłość, a nie roztrząsać to, co było kiedyś – to i tak do niczego nie prowadzi, a przywołuje bardzo przykre wspomnienia.

Hanna, 37 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama