„Mój Oskarek to nigdy sobie żony nie znajdzie. Jeśli tak dalej pójdzie, będę musiała sama poszukać przyszłej synowej”
„Znów leciał gdzieś z kolegami, zamiast wreszcie zająć się tym, co ważne. Nawet na randki nie chodził – a przecież tyle fajnych dziewczyn naokoło. Dlaczego nie odezwał się do tej sąsiadki z naprzeciwka? Ona przecież w podobnym wieku, samotna…”.

- Listy do redakcji
Oskarek był cudownym chłopcem. Zawsze uśmiechnięty, uprzejmy, rozchwytywany w gronie znajomych. Przyzwyczaiłam się, że zawsze otaczał go tłum rówieśników, z którymi zresztą świetnie się dogadywał. Był też bardzo przystojny, dlatego wzdychały do niego wszystkie koleżanki. On jednak wolał ganiać z chłopcami po osiedlu, niż zajmować się dziewczynami. No, z drugiej strony, dobrze się też uczył i poświęcał swoim pasjom, więc nie narzekałam. Uznałam zresztą, że ma na to jeszcze czas.
Potem wyjechał na studia i widywaliśmy się rzadziej. Dzwonił jednak regularnie – pamiętał o starej matce i przekonywał, że wszystko u niego dobrze. Zapewnił mnie, że ma nowych znajomych, ale że raczej nie zostanie tam na stałe, bo w dużym mieście wszystko takie drogie i chyba wygodniej mu u nas. W duchu cieszyłam się, że zostanie w pobliżu, a skoro miał już jakąś pracę, którą mógł wykonywać z dowolnego miejsca, nie było co się martwić.
Nie śpieszyło mu się do związków
Dziwiło mnie jednak i trochę niepokoiło, że nie przedstawił nam jeszcze żadnej dziewczyny. Kiedy po studiach wrócił i wykupiliśmy mu mieszkanie na sąsiednim osiedlu, wiecznie gdzieś pędził, wychodził – zawsze z kolegami. Z tego, co się orientowałam, w jego życiu nie było żadnych kobiet. A on, w wolnej chwili, poza piątkami, gdy zabierał się gdzieś z kumplami, grał w gry na tej swojej konsoli albo ewentualnie oglądał filmy.
– A ty znowu sam? – zagadnęłam go kiedyś, gdy wpadłam podrzucić mu ciasto, które akurat upiekłam.
– No, kumple w pracy – mruknął. – Jest środa, mamo. A ja sobie zrobiłem przerwę, bo muszę rozruszać szare komórki.
– No tak – westchnęłam. – Ale wiesz, bardziej myślałam, że może jest jakaś dziewczyna…
– Dziewczyna? – Zaśmiał się. – Mamo, jaka znowu dziewczyna? Strasznie wymyślasz ostatnio… Zresztą co, z dziewczyną miałbym siedzieć w przerwie od pracy? No coś ty!
Niechętnie przyznałam mu rację, ale wiedziałam, że z nikim się nie spotyka. U niego w mieszkaniu nie widziałam żadnych oznak kobiecej ręki ani najmniejszych nawet rzeczy, które mogłyby należeć do jakiejś dziewczyny. Nie miałam co drążyć, bo i nie było w ogóle sensu, skoro sama widziałam, że mój syn ewidentnie nie kwapi się do żadnych relacji damsko-męskich. Zresztą, gdzie on miał poznawać te kobiety – na piwie z kolegami?
– Przesadzasz – uspokajał mnie Piotr, mój mąż. – Będzie chciał, to na pewno sobie jakąś znajdzie. Przecież młody jest, to i wyszaleć po swojemu się musi.
Lata mijały, a on się nie zmieniał
Problem w tym, że Oskarek wcale nie marzył o tym, by cokolwiek w swoim życiu zmieniać. Miałam wrażenie, że tak jest mu całkiem wygodnie. Choć oczywiście tłumaczyłam sobie, że potrzebuje czasu. Musi przecież znaleźć odpowiednią osobę.
– Lepiej tak, niż jakby się miał wiązać nie wiadomo z kim – przekonywała mnie koleżanka. – Syn mojej siostry latał za wszystkimi. Za każdym razem widziała go z inną! I widzisz, dalej się nie ustatkował! A jaki to wstyd, jak się tak mężczyzna nie potrafi na jedną zdecydować?
Trochę pocieszona jej podejściem, postanowiłam rzeczywiście trochę Oskarkowi odpuścić. Dopiero po kolejnym pół roku zdecydowałam się wpaść do niego z niezapowiedzianą wizytą, łudząc się, że może tym razem znajdę w jego mieszkaniu ślady bytności jakiejś kobiety.
Kiedy weszłam, on akurat zbierał się do wyjścia.
– O, cześć, mamo – stwierdził trochę roztargnionym głosem. – Wiesz co, ja teraz akurat jestem umówiony…
Od razu podłapałam temat.
– A z kim? – zapytałam, pełna nadziei. – Znam ją?
– Znasz „ich” – poprawił. – Z kumplami wychodzę. Będę późno, więc… może wpadnij jutro?
Pokręciłam głową. Znów leciał gdzieś z kolegami, zamiast wreszcie zająć się tym, co ważne. Nawet na randki nie chodził – a przecież tyle fajnych dziewczyn naokoło.
Dlaczego nie odezwał się do tej sąsiadki z naprzeciwka? Ona przecież w podobnym wieku, samotna… Uznałam, że jutro, jak już dojdzie do siebie po tym ich „męskim wypadzie”, koniecznie poruszę tę kwestię. No bo tak dalej być po prostu nie mogło!
Cały wieczór po powrocie do domu byłam mocno zdenerwowana, a Piotr oczywiście nie miał pojęcia, o co mi chodzi.
– Przecież to dobry chłopak – powtarzał mi do znudzenia. – O co ty się, kobieto, czepiasz? Żyje, jak chce, jest szczęśliwy, ma pieniądze… A reszta to twoje wymysły.
To jego głupie gadanie sprawiło, że miałam jeszcze większy problem z zaśnięciem.
Poważna rozmowa nic nie dawała
Nazajutrz zjawiłam się u Oskarka już po obiedzie. Przyniosłam mu trochę smakołyków, a wiedziałam, że wcześniej nie ma nawet co próbować do niego dotrzeć. Otworzył mi, choć wciąż był trochę senny i nieprzytomny. Uznałam, że zaatakuję od razu, bo nie ma na co czekać.
– Słuchaj, Oskarku, a co myślisz o tej sąsiadeczce z naprzeciwka? – spytałam. – No wiesz, tej ładnej takiej, z tymi takimi ciemnorudymi włosami…
Syn nawet na mnie nie popatrzył.
– A co mam myśleć? – Wzruszył ramionami. – Mówimy sobie „dzień dobry” i tyle. Nie gadałem z nią nigdy.
– I to poważny błąd! – stwierdziłam z przekonaniem. – Powinieneś! Jest taka ładna i miła…
– Mamo, przestań! – Machnął ręką, jakby odganiał natrętną muchę. – Znowu zaczynasz to swoje swatanie! Nie lubię jej nawet. A poza tym… nie jest w moim typie.
– A kto jest? – podchwyciłam natychmiast. Nie miałam zamiaru tracić okazji do pociągnięcia go za język. – No, kto ci się podoba?
Prychnął z irytacją.
– Nie wiem – burknął. – Nie zastanawiałem się nad tym. – Skrzywił się wyraźnie. – Mamo, musimy to ciągnąć? Naprawdę nie chce mi się o tym gadać. Zresztą, nie mam gotowej odpowiedzi, chociaż tego byś pewnie oczekiwała. Przykro mi.
Na chwilę rozbudziły się moje nadzieje
Rozmowa z synem tylko mnie przygnębiła. Nie mogłam uwierzyć, że Oskarek naprawdę jest taki niefrasobliwy, że wcale nie myśli o przyszłości i nie zamierza budować rodziny. A ja tak chciałam, żeby miał kochającą żonę…
Niespodziewanie jednak po upływie niecałego miesiąca, kiedy wpadłam do niego z obiadem, zauważyłam jakąś dziewczynę, która chwilę wcześniej wychodziła z jego mieszkania. Przyjrzałam jej się uważniej i rozpoznałam w niej jego koleżankę jeszcze z liceum, Martynę. Wydoroślała, trochę zeszczuplała, ubierała się też jakoś tak… ładniej.
– Martynko! – zawołałam za nią.
Odwróciła się i przystanęła. Kiedy mnie rozpoznała, uśmiechnęła się nieśmiało.
– O, pani Rozalia, dzień dobry – rzuciła. – Nie poznałam w pierwszej chwili.
– U mojego Oskarka byłaś? – spytałam. Zerknęłam na nią porozumiewawczo. – Często u niego bywasz?
Machnęła ręką.
– A, no zdarza się czasami – przyznała. – Od czasu do czasu wpadam.
– To cudownie! – rozpromieniłam się natychmiast. – To co? Kiedy przyjdziecie do nas na jakiś oficjalny obiad?
Popatrzyła na mnie w zdumieniu.
– Oficjalny obiad? – powtórzyła powoli. Potem zaśmiała się, lekko jakby skonsternowana. – Pani Rozalio, źle mnie pani zrozumiała. My się nie spotykamy. Po prostu… jestem jego koleżanką. On… zresztą chyba nie rozgląda się za nikim, choć to w zasadzie nie moja sprawa.
I uciekła, porzucając mnie z tą małą, roztrzaskaną nadzieją.
Daję mu pół roku
Jestem przekonana, że jeśli nic nie zrobię, Oskarek do końca życia będzie starym kawalerem. Właśnie dlatego postanowiłam, że muszę na niego jakoś wpłynąć. Tylko żeby Piotr nie twierdził, że kompletnie zwariowałam, postanowiłam dać Oskarkowi jeszcze pół roku. Skoro jego ojciec wciąż się łudzi, że coś z tego będzie – w porządku. Ja mogę poczekać. Byle nie za długo, bo jak długo jeszcze mam czekać, aż on się ustatkuje?
Moje koleżanki myślą już o wnukach albo nawet je bawią, a ja? Nie mogę nawet zobaczyć syna u boku jakiejś dziewczyny! Gdyby chociaż zaczął próbować… Cóż, jeśli będzie, najwyżej go jakoś zeswatam. Już moja w tym głowa, żeby znalazł swoją wymarzoną drugą połówkę!
Rozalia, 58 lat