„Mój niedoszły zięć owinął mnie sobie wokół palca. Szybko pożałowałam, że dałam się uwieść jak małolata"
„W ogrodzie słychać było świerszcze, a światło z kuchni rzucało na stół miękką poświatę. Damian coś opowiadał, ale nie słuchałam uważnie. Patrzyłam, jak porusza ustami, jak gestykuluje. Był za młody. Za blisko. A jednak...
– Wiesz, że jesteś piękna? – powiedział nagle, patrząc mi w oczy.
– Daj spokój, Damian – zaśmiałam się nerwowo. – Co ty wygadujesz?”.

- Redakcja
Po wyjeździe Julii dom zamilkł. Moja córka rozpoczęła studia w innym mieście, a ja, kobieta po pięćdziesiątce, zostałam sama z ciszą, firmą ogrodniczą i pustką, której wcześniej nie zauważałam. Przez lata byłam matką, przedsiębiorczynią, kobietą od wszystkiego – bez prawa do słabości. Po rozwodzie z ojcem Julii nie szukałam już nikogo. Zbudowałam życie od nowa. Stabilne, uporządkowane, samotne.
Damian pojawiał się coraz częściej
To chłopak mojej córki. Na początku zgrabnie tłumaczył te wizyty troską – że trzeba skosić trawę, że trzeba sprawdzić, czy coś nie cieknie, że „Julia chciałaby, żeby tu wszystko było jak trzeba”. Było w tym coś miłego. Uwaga, obecność, gesty, których dawno nie dostawałam. Może nie powinnam się była dziwić, że zaczęłam czekać na jego wizyty.
Wtedy jeszcze nie zadawałam sobie pytań. Brałam to, co dostawałam, i cieszyłam się, że ktoś zagląda. Że ktoś pamięta. Nawet jeśli to nie była Julia.
Najpierw to były tylko rzeczy praktyczne – Damian grabił liście, przycinał jaśmin, nawet sam zaproponował, że naprawi furtkę. Nie protestowałam. Było miło. Gdy przyszedł któregoś dnia z termosikiem kawy i powiedział, że „Julia by chciała, żebyśmy sobie czasem pogadali”, uśmiechnęłam się. Było coś rozczulającego w jego obecności – może dlatego, że sama nie umiałam już prosić nikogo o towarzystwo.
Z czasem zaczął interesować się firmą. Pytał, kto dostarcza mi sadzonki, czy korzystam z programu do faktur i czy mam zabezpieczony komputer.
– Taki świat, wszystko w sieci. Może bym ci pomógł? – zaproponował.
– A co ty wiesz o fakturach? – zapytałam z uśmiechem.
– Zdziwiłabyś się. Trochę się na tym znam. Serio, mogę ci wszystko uporządkować.
Wzruszyłam ramionami. Pozwoliłam mu. Nawet mnie to ucieszyło – że ktoś młodszy, sprawniejszy technicznie, chce się tym zająć. Wkrótce siadaliśmy razem do komputera, a ja śmiałam się z jego żartów jak dziewczyna. Pewnego wieczoru, kiedy światło zgasło w połowie ogrodu, usiadł obok mnie z kieliszkiem wina.
– Musisz zmienić hasła. Najlepiej zróbmy to od razu, dobra?
– Dobrze, jeśli tak będzie bezpieczniej…
– Zrobię ci wszędzie jedno, proste, ale mocne. Takie, żebyś nie zapomniała.
Skinęłam głową. A on pisał, szybko, pewnie, jakby robił to nie pierwszy raz.
Siedzieliśmy na tarasie, sącząc wino
W ogrodzie słychać było świerszcze, a światło z kuchni rzucało na stół miękką poświatę. Damian coś opowiadał, ale nie słuchałam uważnie. Patrzyłam, jak porusza ustami, jak gestykuluje. Był za młody. Za blisko. A jednak...
– Wiesz, że jesteś piękna? – powiedział nagle, patrząc mi w oczy.
– Daj spokój, Damian – zaśmiałam się nerwowo. – Co ty wygadujesz?
– Mówię poważnie. Tylko nikt ci tego dawno nie powiedział, co?
Zamilkłam. Serce zaczęło mi bić szybciej. Poczułam ciepło w karku. Patrzył dalej. A potem się pochylił i mnie pocałował. Lekko, prawie pytająco. Nie odsunęłam się. Zamknęłam oczy. Czułam jego zapach, jego bliskość. Gdzieś w tyle głowy zabrzmiał cichy głos Julii, ale szybko go zagłuszyło coś innego – głód czułości.
– Joanna... – szepnął, przesuwając dłonią po moim policzku. – Jeśli chcesz, żebym przestał, powiedz.
Nie powiedziałam nic.
Od tamtej chwili wszystko się zmieniło. Damian przychodził częściej. Czasem zostawał na noc.
– Może powinienem już jechać – mówił o północy, podnosząc się z kanapy.
– Zostań. Przecież już późno – odpowiadałam, udając, że to nic takiego.
Robił mi kawę rano. Zostawiał karteczki: „Dziękuję za noc”. Kupowałam mu nowy sweter, planowałam, że może pomogę mu kupić auto. Przecież to nic złego.
Ale wieczorami, kiedy siadałam z kieliszkiem wina i próbowałam patrzeć sobie w oczy w kuchennym lustrze, pytanie wracało:
– Aśka, co ty wyprawiasz?
I odpowiadałam sobie w myślach:
– Chciałam tylko nie czuć się samotna. Choć przez chwilę.
Zalogowałam się na konto z myślą, że wpłacę zaliczkę na samochód dla Damiana. Chciałam mu zrobić niespodziankę. Usiadłam do komputera z kubkiem herbaty. Kwota na koncie od razu rzuciła mi się w oczy.
– Co jest...? – mruknęłam do siebie.
W historii transakcji pełno było wypłat, dziwnych przelewów, zakupów. Nazwy, których nie znałam. Miejsca, do których nigdy nie chodziłam. Od razu pomyślałam o jednym.
– Damian... – szepnęłam.
To on znał hasła. To on „zabezpieczał” wszystko. Próbowałam się nie spieszyć z osądami, ale dłonie mi drżały, gdy sięgałam po telefon. Wybieram jego numer.
– Odbierz... – wyszeptałam.Pierwsze połączenie – cisza. Drugie – to samo.
– Damian! – krzyknęłam na głos, dzwoniąc trzeci raz. – Odbierz ten cholerny telefon!
I wtedy przyszła wiadomość. SMS. Od Julii.
„Mamo, wiem już wszystko. Przyjadę po swoje rzeczy. Nie szukaj mnie.”
Zamarłam. Przeczytałam to trzy razy, zanim do mnie dotarło.
– Nie... Julia... proszę... – mówiłam cicho do pustego pokoju. – To nie tak... ja nie wiedziałam...
Złapałam się za głowę. Telefon upadł na podłogę. Osunęłam się na krzesło, patrząc nieruchomo w ścianę. W głowie kłębiły się obrazy: jego ręka na moim policzku, śmiech, wspólne kolacje, rozmowy o przyszłości.
– Byłam idiotką – szepnęłam. – Jak mogłam nie zauważyć?
Wtedy zrozumiałam wszystko. Damian nie wróci. Julia się ode mnie odsunęła. Straciłam kontrolę, firmę, pieniądze... i może też córkę.
– Co ja narobiłam... – głos mi się załamał.
Tym razem nie było już wina. Nie było śmiechu. Była tylko cisza. I pustka, której sama zaprosiłam do środka.
Następnego dnia pojechałam na komisariat. Spokojny głos dyżurnego, zapach kawy i papieru – wszystko wydawało się absurdalnie zwyczajne w kontraście do tego, co działo się we mnie. Spisałam zgłoszenie. Podałam dane. Zdjęcie Damiana, które jeszcze miałam w telefonie. Potem umówiłam się z prawnikiem – znajomym znajomej.
– Najpierw zabezpieczmy firmę. Dostęp do systemów? – zapytał rzeczowo.
– Wszystko miał... hasła, skrzynkę, bankowość... – odpowiedziałam cicho.
– I pani mu je dała dobrowolnie?
Skinęłam głową. Przez chwilę milczał. Nie oceniał. Ale czułam się, jakby cały świat mówił jednym głosem: „Jak mogłaś być taka głupia?”
Wieczorem, siedząc sama na werandzie, przeglądałam zdjęcia. Damian przy różach. Damian trzymający kosiarkę. Damian z Julką – jedno z tych wcześniejszych. Uśmiechał się dokładnie tak samo jak wtedy, gdy mówił mi, że wszystko zabezpieczy. A ja patrzyłam z dumą. I z naiwnością.
Przypomniałam sobie początki firmy
Jak sadziłam pierwsze rośliny, jak sama pakowałam dostawy, jak Julia pomagała mi po szkole podlewać szkółkę.
– Mamo, a czemu nie zatrudnisz kogoś? – pytała kiedyś, podając mi konewkę.
– Bo wolę mieć kontrolę – śmiałam się wtedy. – Kontrola to podstawa.
Kontrola... Cóż za ironia.
Zadzwoniłam do Julii. Nie odebrała. Spróbowałam drugi raz. I trzeci. W końcu nagrałam wiadomość.
– Julka... proszę, oddzwoń. Albo napisz. Wiem, że zawiodłam. Ale ja... nie chciałam... nie wiedziałam. Tęsknię. Bardzo.
Wieczór zapadł szybko. W kuchni stała otwarta butelka wina. Dwie szklanki – nie wiedziałam, po co postawiłam dwie. Z jednej upiłam łyk. A potem wyłączyłam światło i zostałam w ciszy.
– Asia, wszystko w porządku? – Halina zagadnęła mnie, gdy z konewką stałam przy płocie.
– Tak... – odparłam odruchowo.
– Bo wiesz... widziałam Damiana. W mieście. Z jakąś dziewczyną. Młodą, elegancką. Wsiedli razem do czarnego audi. Pomyślałam, że... może nie powinnam mówić, ale...
– Nie, dobrze, że mówisz – przerwałam jej, choć serce mi zamarło.
Halina ściszyła głos:
– Trzymali się za ręce. Śmiali się. Wyglądali... no, jak para.
Wróciłam do domu powoli, starając się oddychać spokojnie. W salonie, jeszcze w płaszczu, otworzyłam komputer. Kolejna próba logowania. Znowu błąd.
– Dlaczego dałam mu te hasła... – powiedziałam do siebie, głucho.
Wzięłam kartkę, zaczęłam pisać, ale słowa nie układały się w zdania. Odrzuciłam długopis. Sięgnęłam po telefon. Po raz kolejny – połączenie do Julii. Odmowa.
Nagrałam się na poczcie:
– Córciu... ja wiem, że nie masz ochoty mnie słuchać. Ale chciałabym chociaż raz ci powiedzieć, że... żałuję wszystkiego. Tylko się odezwij. Proszę.
Wieczorem usiadłam na werandzie. Noc była chłodna, ale nie chciałam wracać do środka. Siedziałam w ciszy. Z kubkiem herbaty, którego nawet nie wypiłam.
W końcu odezwał się komputer. Wiadomość od informatyka: „Zalogowałem się. Większość danych skasowana, kopii brak. Będziemy szukać dalej.”
Spojrzałam na ekran.
– Pusta firma, puste konto... puste życie – wyszeptałam.
Zgasiłam światło i zamknęłam oczy. Przypomniałam sobie, jak Julia biegała po ogrodzie z konewką większą od siebie. Jak mówiła:
– Mamo, a mogę nazwać tego tulipana swoim imieniem?
Wtedy się śmiałam. Teraz nie potrafiłam.
Nie mam wiadomości od Julii. Ani słowa. Nie wiem, czy wróci. Nie wiem nawet, czy jeszcze mnie słucha. Ale zostawiam zapalony górny korytarz – jak dawniej, gdy spóźniała się z imprezy. Taki drobny sygnał, że dom nadal na nią czeka.
Zgłosiłam firmę do restrukturyzacji. Przyszedł młody informatyk. Powiedział, że „jeszcze nic straconego”. Pokiwałam głową. Tak, pewnie. Ale przecież straciłam wszystko, co miało znaczenie.
– Proszę się nie poddawać, pani Joanno. To się da odbudować – powiedział, patrząc na mnie z chłopięcą ufnością.
Zazdrościłam mu tej pewności. Ale kiwnęłam głową.
– Dobrze. Spróbujmy.
Każdego dnia uczę się oddychać od nowa. Wstawać. Nie szukać jego wiadomości, nie czekać na telefon od córki. Choć tęsknię. I choć każda godzina milczenia boli.
Dziś po raz pierwszy od miesięcy przycięłam róże. Zastanowiło mnie, że wciąż mają siłę wypuszczać nowe pąki. Jakby nie wiedziały, że sezon się skończył. Albo nie chciały tego przyjąć do wiadomości.
Zamykam oczy i pytam siebie: „Joanno, kiedy ostatni raz byłaś naprawdę szczęśliwa?”
W głowie pojawia się obraz – ja i Julia, leżące na trawie, śmiejące się z niczego. I wtedy przysięgam sobie w myślach:
– Jeszcze tam wrócę. Bez układów. Bez iluzji. Sama.
Joanna, 55 lat
Czytaj także:
- „Czekałam na pierścionek z brylantem, a dostałam stek kłamstw. Mój chłopak nieźle się ustawił i zabawił moim kosztem”
- „Narzeczony dziwnie się zachowywał przed ślubem. Zdradził mi swoją tajemnicę i jednym zdaniem przekreślił nasz związek”
- „Mąż zaczął chodzić na pilates i wracać późną nocą. Podejrzewałam, że coś kręci, ale prawda i tak mnie zaskoczyła”

