Reklama

Nigdy nie byliśmy rodziną z tych głośnych, wybuchowych. Raczej staraliśmy się być spokojni. Daniel miał swój rytm, ja swój. Czasem mijaliśmy się na korytarzu w sobotnie poranki – on z kubkiem kawy, ja z praniem. Niby razem, ale każde osobno. Po tylu latach związku można się przyzwyczaić do tej cichej obecności. I nawet nie zauważyć, kiedy znika coś więcej.

Daniel od kilku lat jeździł w delegacje. Firmy budowlane tak mają – najpierw Warszawa, potem Gdańsk, teraz co chwila Wrocław czy Rzeszów. Tydzień tu, dwa tam. Gdy wracał, pachniał hotelowym mydłem i zmęczeniem. I zawsze był jakiś... nieobecny. Wymyślałam, że to przez stres, presję, może przez samotność w obcych miastach. Nigdy nie pomyślałam, że za tym wszystkim może się kryć ktoś trzeci.

Ja pracuję z domu jako freelancerka. Zajmuję się korektą tekstów, składam ebooki. Cisza i spokój są mi potrzebne. Ale ostatnio ta cisza zaczęła mnie przytłaczać. Odbija się echem w pustym mieszkaniu, w pustym łóżku, w pustych wieczorach. A może po prostu byłam już zmęczona tym udawaniem, że wszystko jest w porządku. Nie podejrzewałam zdrady. Po prostu myślałam, że jesteśmy zmęczeni. Że może z czasem znów się odnajdziemy. Ale wtedy przyszedł ten dzień. I ta przesyłka.

Kusiła mnie ta paczka

Listonosz zadzwonił do drzwi tuż po dwunastej. Pomyślałam, że może to ta książka, którą zamówiłam tydzień temu. Albo próbki kosmetyków – często się zapisuję na testy. Otworzyłam drzwi z kubkiem herbaty w ręce, z rozmazanym tuszem, w dresie. Nie spodziewałam się niczego ważnego.

Przesyłka dla pana Daniela – rzucił listonosz, wręczając mi niewielką, miękką paczkę.

Spojrzałam na adres – wszystko się zgadzało. Nasz blok, nasze mieszkanie, jego imię. Podziękowałam, podpisałam odbiór i zamknęłam drzwi. Usiadłam z powrotem przy stole i przez chwilę tylko patrzyłam na tę przesyłkę.

Zwykła koperta bąbelkowa. Nic szczególnego. A jednak miałam to dziwne uczucie, jakby coś w niej... pulsowało. Jakby nie powinnam jej ruszać. Ale ruszyłam. Rozcięłam górę koperty nożyczkami. W środku był portfel Daniela. Jego dowód. Jakiś stary bilet autobusowy z innego miasta. I karteczka. Kartka, którą wzięłam do ręki jakby była rozżarzonym żelazem.

„Zostawiłeś to u mnie ostatnim razem. Odsyłam, nie odzywaj się więcej, między nami skończone”. Nie było podpisu, ale to był kobiecy styl pisma. Nie było żadnych wyjaśnień. Ale ja i tak wszystko zrozumiałam. Zatkało mnie. Dosłownie. Siedziałam z tą kartką w dłoni, gapiąc się w słowa, które zmieniły wszystko. „Ostatnim razem”? Czyli był tam więcej niż raz. „Między nami skończone”? Czyli coś było. Coś, czego nigdy się nie spodziewałam.

„U mnie”? – szepnęłam do siebie. – U jakiej „niej”? Co on tam robił?

Portfel, który jeszcze niedawno leżał w jego kieszeni, teraz wrócił do domu jak wyrzut sumienia.

Nie mógł zaprzeczyć

Wrócił późno. Przyniósł ze sobą zapach zimnego powietrza i spalin. Usłyszałam, jak klucze zadzwoniły w zamku, jak ciężkie kroki rozbrzmiały na parkiecie. Zatrzymał się w przedpokoju. Zdjął buty, kurtkę. Nic nie powiedział. Jakby to był kolejny zwykły dzień. Jakby nic się nie stało.

Stałam w kuchni oparta o blat. Paczka leżała otwarta przede mną. Obok niej portfel. I ta kartka.

– Daniel – powiedziałam cicho, ale tak, żeby nie mógł udawać, że nie słyszy.

Zerknął na mnie zza framugi, zmęczony, z lekko przekrzywionym uśmiechem.

– Hej. Coś się stało?

Dostałeś przesyłkę. Z portfelem.

Widziałam, jak jego twarz blednie. Jak oczy błądzą po blacie i w końcu zatrzymują się na kartce. Nie ruszył się z miejsca. Tylko westchnął. Powoli. Jakby coś w nim właśnie pękło.

– Kto to jest? – zapytałam spokojnie, choć w środku wszystko we mnie krzyczało i wrzało. – Gdzie zostawiłeś ten portfel?

Milczał. A potem, jakby w desperacji, wzruszył ramionami.

– Iga… To nic takiego.

– Nic takiego? – powtórzyłam, głos mi się załamał. – A to „Zostawiłeś to u mnie ostatnim razem”? To była kobieta, Daniel. Jakaś kobieta, u której zostawiłeś portfel. I która każe ci się nie odzywać.

Zacisnął usta. Przesunął dłońmi po twarzy.

To przeszłość. Zdarzyło się. Nie chciałem, żebyś się dowiedziała.

– Ale się dowiedziałam. I to wszystko zmienia.

– Nie musimy przez to przechodzić. Naprawdę. Nie ma sensu rozdrapywać…

– Dla mnie znaczy wszystko, Daniel. Jeśli była jedna tajemnica, to ile więcej ich było?

Nie odpowiedział. A ja już wiedziałam. Gdy ktoś nie zaprzecza, to znaczy, że prawda boli zbyt mocno.

Odkryłam gorsze rzeczy

Wyprowadził się dwa dni później. Powiedział, że „na chwilę”, że „musimy ochłonąć”. Spakował jedną torbę, jakby wybierał się na weekend, a nie zostawiał nasze życie. Nie zatrzymywałam go. Nie byłam w stanie. Zostałam sama. W ciszy, która wcześniej tylko uwierała, a teraz gryzła jak wełna. Chodziłam po mieszkaniu, patrzyłam na jego grzebień, kurtkę w szafie, zostawione buty. I myślałam, że jeszcze przed chwilą to wszystko miało sens. Że byliśmy razem. A teraz? Teraz była tylko paczka. I pytania.

Zaczęłam grzebać. Najpierw w jego rzeczach. Znalazłam zdjęcie. Niewyraźne, zrobione gdzieś na łóżku. Kobieta – młodsza ode mnie. Długie włosy, koszula Daniela. Śmiała się do obiektywu jakby nic nie miało znaczenia. Jakby to było ich życie.

Z którychś spodni wypadł rachunek za dwuosobowy pokój w hotelu. Nazwa obca, miasto – Rzeszów. Daty sprzed trzech tygodni. Kiedy niby był w Krakowie „na naradzie”. Wtedy dzwonił do mnie wieczorami, mówił, że pada i nie wychodzi z hotelu.

Zadzwoniłam do Julki, mojej przyjaciółki.

– Julka… On mnie zdradził – powiedziałam tylko.

– Wiedziałam – odparła cicho. – To znaczy… domyślałam się.

– Dlaczego nic mi nie powiedziałaś?

– Bo nie chciałam być kimś, kto niszczy ci życie. Wierzyłam, że się zorientujesz sama.

– I co teraz? Co mam zrobić?

– Iga… on cię zdradził. Nie czekaj na wyjaśnienia. One nic nie zmienią.

– Nawet nie wiem, czy chcę znać całą prawdę.

Bo prawda miała twarz, zapach. I najgorsze w niej było to, że nie przyszła od niego.

Z tamtą czuł się widziany

Wrócił tydzień później. Bez zapowiedzi, jakby wychodził tylko po chleb i przypadkiem się zasiedział. Miał podkrążone oczy, był nieogolony. Stał w progu jak chłopiec, który zapomniał kluczy.

– Możemy porozmawiać? – zapytał, głosem cichym, ostrożnym.

Skinęłam głową. Usiadł naprzeciwko mnie przy kuchennym stole. Tym samym, przy którym dzieliliśmy śniadania, planowaliśmy wakacje, śmialiśmy się z głupot. Teraz między nami było tylko zimno.

Nie chcę się tłumaczyć – zaczął. – Ale chciałbym, żebyś mnie wysłuchała.

Nie odpowiedziałam. Patrzyłam na niego. Na obcego człowieka w ciele mojego męża.

To się zaczęło w zeszłym roku. Przypadkiem. Mieszkałem wtedy w tym hotelu w Rzeszowie. Ona… była tam gościem. Piliśmy coś wieczorem w barze. Rozmawialiśmy. I jakoś tak wyszło.

– „Jakoś tak”? – powtórzyłam zrozpaczona. – To nie jest deszcz, który zaskakuje cię bez parasola. To była decyzja.

– Wiem. Masz rację.

Przez chwilę panowała cisza. Daniel splótł dłonie na stole. Nie patrzył na mnie.

To trwało kilka miesięcy. Widzieliśmy się, kiedy tam byłem. Czułem się przy niej... jakby ktoś mnie widział. Po prostu widział w całości.

– A ja? Ja cię nie widziałam?

– Nie chodzi o ciebie, Iga. Chodzi o to, że sam siebie przestałem widzieć. I nagle ona... była obok.

Wstałam. Nie chciałam, żeby widział moje drżące ręce.

A ja czekałam wtedy w domu. Kochałam. Myślałam, że to wystarczy.

– Wiem. Przepraszam.

To było wszystko, co miał do powiedzenia: „Przepraszam”.

I co teraz? – spytałam w końcu.

Daniel spuścił głowę.

– Nie wiem. Nie wiem, czy da się to naprawić.

– To chociaż raz, Daniel… spróbuj zobaczyć mnie. Nie siebie. Mnie.

Ale miałam wrażenie, że on już nie potrafił.

Nie mogłam na niego patrzeć

Wyszłam z domu zaraz po tej rozmowie. Nie krzyczałam, nie trzaskałam drzwiami. Po prostu wzięłam płaszcz, owinęłam się szalikiem i wyszłam. Potrzebowałam przestrzeni. Powietrza, które nie pachnie nim. Szłam przed siebie bez celu, aż znalazłam się w parku. Naszym parku. Tym, gdzie kiedyś, dawno temu, przysiadałam mu na kolanach na ławce i śmialiśmy się z zakochanych nastolatków. Teraz ta sama ławka wyglądała na smutniejszą niż ja.

Usiadłam. Wciągnęłam w płuca chłodne, listopadowe powietrze. Drzewa były prawie nagie – jak ja. Bez złudzeń. Myślałam o naszych pierwszych latach. O tym, jak spałam z jego koszulką, kiedy wyjeżdżał. Jak pisałam mu listy, chociaż już wtedy była komórka. O wspólnych niedzielach, jego śmiechu. Myślałam o naszych rozmowach o dzieciach, których nigdy nie mieliśmy. O tym, jak się mijaliśmy coraz częściej, aż w końcu zamieniliśmy się w dwóch cichych lokatorów. Zadrżałam. Nie z zimna. Z tego, co wiedziałam już na pewno.

Wyjęłam telefon. Napisałam wiadomość: „Nie wracaj dziś. Muszę być sama. Może na zawsze”. Nie czekałam na odpowiedź. Schowałam telefon z powrotem do kieszeni i jeszcze przez chwilę patrzyłam w ciemniejące niebo. Gwiazdy nie świeciły. Niebo było gęste, jakby chciało coś ukryć. Ja już nie miałam nic do ukrycia. Ale i nic do uratowania.

Znikał po kawałku

Minęły trzy tygodnie. Mieszkamy osobno. On wynajął jakieś małe mieszkanie – mówił, że „na razie”. Ale ja już wiem, że nie ma żadnego „na razie”. Jest teraz. I teraz jesteśmy osobno. Nie rozmawialiśmy więcej. Wymieniliśmy kilka SMS-ów o rachunkach, o korespondencji, którą jeszcze dostaje na mój adres. Nic więcej. Jakbyśmy nigdy nie byli razem.

Czasem budzę się w środku nocy i przez chwilę wydaje mi się, że słyszę jego oddech obok. Odwracam się i czuję pustkę. Nie tylko na poduszce. W środku też. Nie płaczę już. Łzy były w pierwszych dniach, teraz jest tylko suchy spokój. Taki, który boli bardziej niż rozpacz.

Czasem myślę, że może powinnam była walczyć. Ale o co? O kogoś, kto przestał mnie widzieć? O związek, który umierał po cichu, zanim jeszcze pojawiła się „ona”? Przecież to nie o nią chodziło. Nie o tę kobietę z listu. Ona tylko otworzyła drzwi, przez które i tak Daniel już wychodził. Może wtedy, kiedy przestał mnie słuchać. Albo kiedy przestał mówić. Może wtedy, kiedy przestałam go obchodzić.

Czasem ludzie nie odchodzą nagle. Czasem znikają po kawałku. Aż któregoś dnia nie zostaje nic. Nie wiem, co dalej. Chyba rozwód. Nie wiem, czy kiedykolwiek jeszcze komuś zaufam. Ale wiem jedno – nie da się skleić pęknięcia, jeśli druga osoba nawet tego nie chce. Kiedyś wierzyłam, że miłość wybacza wszystko. Dziś wierzę, że miłość bez szacunku i prawdy to tylko cień.

Iga, 35

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama