Reklama

Czasem budziłam się w środku nocy i patrzyłam na Dawida – leżał obok, odwrócony plecami. Zastanawiałam się wtedy, czy on jeszcze mnie kocha. Czy jestem dla niego kimś więcej niż tylko matką jego dzieci. Kiedyś mówił, że jestem jego wszystkim. A teraz patrzył na mnie, jakby nie widział.

Zanim urodził się Antek, byłam architektką wnętrz. Lubiłam to. Ale zrezygnowałam, bo chciałam być przy dzieciach. Chciałam ich uczyć świata, być obecna. Przez lata absolutnie nie żałowałam. Ale im więcej dawałam z siebie, tym mniej zostawało. Aż w końcu przestałam istnieć. Byłam tylko cicha, zmęczona, dostępna. Dla dzieci. Dla niego. Dla domu.

Z czasem zaczęłam czuć, że Dawid się oddala. Jakby przeszkadzało mu moje istnienie. Jakby każda moja uwaga była nie na miejscu. Któregoś wieczoru, przy kolacji, powiedział to wprost:

– Myślę, że powinniśmy zatrudnić pomoc – powiedział, nie patrząc na mnie.

– Pomoc? – zdziwiłam się. – Uważasz, że sobie nie radzę?

Odłożył widelec.

– To nie tak, Helena. Po prostu... jest tego dużo i ci to nie wychodzi.

Nie odpowiedziałam. Przełknęłam sałatę razem z gulą w gardle. A potem wstałam od stołu i poszłam sprawdzić, czy dzieci śpią. Już wiedziałam, że niczego nie kontroluję. Nawet własnego życia.

Szybko się zaaklimatyzowała

– Cześć, jestem Lena – powiedziała, gdy pierwszy raz stanęła w progu naszego domu.

Uśmiechnięta, młoda, z tą swoją idealnie spiętą kitką i białą koszulą, która wyglądała jak świeżo wyprasowana przez samą perfekcyjną gosposię. Wyciągnęła rękę, a ja przez ułamek sekundy zawahałam się, zanim ją uścisnęłam.

– Helena – odpowiedziałam chłodno. – Miło mi.

Wcale nie było mi miło. Już wtedy coś mi nie pasowało. Była zbyt… bezbłędna. Ale dzieci piszczały z radości, gdy tylko się pojawiła. Pola od razu pociągnęła ją do swojego pokoju, pokazując zabawki. A Antek, który nigdy nie lubił obcych, wcisnął jej w rękę swój ulubiony samochodzik. Patrzyłam na to z niedowierzaniem.

Dawid obserwował to wszystko z boku, uśmiechając się z zadowoleniem. Jakby wreszcie ktoś mu rozwiązał problem.

– Widzisz? Mówiłem, że to złota dziewczyna – rzucił do mnie, gdy zostaliśmy sami w kuchni.

– Może aż za bardzo – mruknęłam.

Z każdym dniem Lena coraz bardziej rozgaszczała się w naszym domu. Niby pomoc – ale tak idealna, że nawet ja zaczynałam przy niej wyglądać nieudolnie. Piekła z dziećmi ciasteczka, znała wszystkie piosenki z ich bajek, sprzątała szybciej, niż ja myślałam o sprzątaniu. A Dawid nagle zaczął wcześniej wracać z pracy. Siadał z nami do kolacji, żartował. Ale nie ze mną. Tylko z Leną.

Wieczorami, gdy siedziałam w salonie z książką, słyszałam ich śmiech z kuchni. Rozmawiali lekko, naturalnie. Tak jak my kiedyś. Tylko że mnie już nikt nie słuchał.

Byłam jak własny cień

– Mamo, może Lena mnie dzisiaj położy spać? – zapytała Pola pewnego wieczoru, patrząc na mnie wielkimi oczami.

– A ja? – udałam, że się śmieję. – Już nie jestem twoją ulubioną osobą?

Pola się zaśmiała, ale i tak poszła do Leny. Siedziałam w pustym pokoju dzieci i czułam, jak coś we mnie gaśnie. Antek też już wcześniej zasnął przy niej. Zawsze miała na nich sposób. Byłam już tylko zmęczoną wersją siebie.

Dawid nie próbował mnie pocieszać. Wręcz przeciwnie – któregoś dnia zapytał, czy nie myślałam, żeby wrócić do pracy.

– Skoro Lena dobrze sobie radzi, może czas pomyśleć o sobie? – rzucił między kawą a kęsem kanapki. – Masz talent, Helena. Szkoda go marnować.

– Szkoda mnie marnować – poprawiłam go, ale nie odpowiedział. Wyszedł do pracy.

Wieczorem zadzwoniłam do przyjaciółki.

– Mam wrażenie, że zaczynam przeszkadzać we własnym domu – powiedziałam cicho.

– Rozmawiałaś o tym z Dawidem?

– On uważa, że przesadzam. Że jestem przewrażliwiona.

– A dzieci?

Dzieci kochają Lenę – odpowiedziałam i głos mi się załamał.

W weekend przyjechała moja mama. Zrobiła rosół tak jak zawsze. Siedziałyśmy w kuchni, a ona patrzyła na mnie z troską.

– Wiesz, Helenko… jak kobieta przestaje czuć się potrzebna w domu, to zaczyna się zastanawiać, czy to jeszcze jej dom.

Nie odpowiedziałam. Tego samego wieczoru po raz pierwszy pomyślałam o tym, żeby się wyprowadzić.

Wypełnił po mnie pustkę

Spakowałam się w jeden wieczór. Bez dramatu. Tylko ciche pakowanie rzeczy, dzieci śpiące w swoich pokojach, a Dawid siedzący w salonie z laptopem na kolanach. Nawet nie zapytał, co robię.

Zostanę trochę u mamy – powiedziałam, gdy przeszłam obok.

Podniósł wzrok.

– Na długo?

– Nie wiem. Na razie.

Kiwnął głową. Jakby właśnie poinformowałam go, że idę wyrzucić śmieci. Dzieci były zdezorientowane. Pola płakała, Antek się w sobie zamknął. Próbowałam im tłumaczyć, że to nie przez nich. Ale przecież nie powiem im, że czuję się niechciana we własnym domu. Że nowa niania wprowadziła się do naszego życia, a ja nie potrafię się w nim już odnaleźć.

Minął tydzień. Dwa. Dzieci zaczęły do mnie dzwonić rzadziej. Lena odbierała telefon i mówiła, że są zajęte. „Pola akurat zasnęła”, „Antek jest na spacerze”. Zawsze coś. A potem... przypadkiem, przewijając media społecznościowe, zobaczyłam zdjęcie. Dawid i Lena uśmiechnięci. Na tle naszego ogrodu. Z podpisem: „Dom to nie miejsce. Dom to ludzie”.

Zadzwoniłam do niego. Poprosiłam o rozmowę, gdy odbierał dzieci na weekend.

– To było szybkie – powiedziałam, patrząc mu w oczy.

– Lena po prostu wypełniła pustkę, którą ty zostawiłaś – odparł chłodno.

Nie odpowiedziałam. Tego wieczoru, kiedy zasypiałam w pokoju u mamy, wiedziałam, że ja niczego nie zostawiłam. To mnie wymieniono. Jak niedziałający sprzęt. Na nowszy model.

To wcale nie był przypadek

Spotkałam Martę zupełnie przypadkiem – stałyśmy razem w kolejce po kawę. Koleżanka ze studiów, której nie widziałam od lat.

– Helena? Matko, ile czasu! Co u ciebie?

Zaczęłyśmy rozmawiać. Opowiedziałam w skrócie, że rozstałam się z mężem, że dzieci mieszkają z nim i nianią, która właściwie stała się nową partnerką.

Lena, co? – spytała.

Zamrugałam. Skąd znała jej imię?

– Czekaj... Lena M.? Pracowała kiedyś w agencji marketingowej na Długiej?

– Nie wiem. Myślałam, że była opiekunką – powiedziałam ostrożnie.

Marta pokiwała głową.

– Bo była. Ale jeszcze zanim się zatrudniła jako niania, była związana z facetem, którego chyba kojarzysz. Dawid?

Zrobiło mi się zimno. Nagle wszystko zaczęło się układać. Ich swoboda. Jej idealne wejście w naszą codzienność. Jego nagła przemiana. To nie był przypadek. To było zaplanowane.

Wieczorem, gdy dzieci już spały, zaczęłam grzebać. W mediach społecznościowych, w starych zdjęciach, komentarzach. Znalazłam je – wspólne zdjęcie Dawida i Leny sprzed dwóch lat. W tle jakaś konferencja. Przytuleni.

Zadzwoniłam do niego. Nie odebrał. Poszłam do nich. Lena otworzyła. Uśmiechnęła się, jakby nic się nie stało.

– Już wiem. To wszystko było ukartowane – powiedziałam.

– Wiedziałam, że w końcu to odkryjesz – odparła Lena spokojnie. – Ale może… to tak miało być?

Zatrzasnęłam drzwi. Ze złości. Z bólu. Z żalu. Tylko że to już nie był mój dom.

Nie umiałam się z tym pogodzić

Przez kilka dni nie jadłam. Leżałam z otwartymi oczami, patrzyłam w sufit i planowałam zemstę. Nie chciałam tylko krzyknąć „zdradziliście mnie”, ja chciałam ich zrównać z ziemią. Chciałam, by poczuli ten sam ból, co ja, to samo upokorzenie. Ale nie wiedziałam jak. Nie miałam nic – ani siły, ani narzędzi. Oni mieli moje dzieci, dom, moje życie.

Spotkałam się z terapeutką, poleciła mi ją znajoma.

Nie wiem, czy chcę im przebaczyć – powiedziałam. – Ale wiem, że nie chcę, by to mnie zniszczyło.

Kiwała głową, nie oceniała. Tego było mi trzeba – by ktoś w końcu spojrzał na mnie jak na człowieka, nie przeszkodę w cudzym planie.

Dzieci nadal mnie kochały. Ale teraz były już częścią ich świata. Lena pakowała im drugie śniadania, chodziła na wywiadówki, robiła warkocze Poli i pomagała Antkowi z matematyką. Mnie zostawały weekendy, które mijały za szybko. I wieczorne rozmowy, coraz krótsze.

Zastanawiałam się, czy walczyć. I o co? O dzieci, które nie zrozumieją, czemu ich tata nie jest już „dobry”? O faceta, który miesiąc po moim odejściu wprowadził kochankę do naszego łóżka? Nie.

Zaczęłam od nowa. Poszłam na kurs, wróciłam do pracy. Było trudno. Ale było też cicho. Spokojnie. Po raz pierwszy od dawna czułam, że oddycham bez lęku. Nie miałam już złudzeń.

Dalej jakoś trwam

Minął ponad rok. Mieszkam sama, w niewielkim mieszkaniu, z którego widać kawałek parku i dachy innych bloków. Nie ma tu dziecięcych zabawek, nie ma śladów po Dawidzie, nie ma jego koszul w szafie. Zostawiłam wszystko. Nie miałam wyboru.

Nie jestem szczęśliwa. Nie udaję już nikogo. Nie muszę być żoną, która się uśmiecha mimo wszystko, matką, która znosi wszystko, kobietą, której nie wolno krzyczeć. Teraz mogę krzyczeć. Albo milczeć. Jak chcę.

Czasem spotykam Lenę, gdy oddajemy sobie dzieci na weekend. Uśmiecha się, trochę z wyższością, trochę z triumfem. Już mnie to nie rusza. Ona wygrała coś, co nigdy nie było nagrodą. A ja przegrałam wszystko – i dzięki temu wreszcie wiem, kim jestem.

Dzieci rosną. Nadal pytają, kiedy wrócę do domu. Odpowiadam: „Jestem w domu, kochanie. Tylko teraz to inny dom”. Kiedyś zrozumieją. Nie jestem bohaterką. Ani ofiarą. Jestem kobietą, którą wycięto z własnego życia jak zbędny fragment. Ale ten nowy fragment? Piszę go sama. Bez scenariusza, bez suflera. Taka jest moja historia.

Helena, 38 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama